Rozszerzona rzeczywistość wchodzi do gry

Rozszerzona rzeczywistość wchodzi do gry
Szał na „Pokémon Go”, jeśli wierzyć danym firmy Superfly Insights, skończył się już po kilku tygodniach od premiery gry. Wprawdzie liczba płacących użytkowników rosła, ale coraz wolniej, a statystyki dla wielu krajów pokazywały spadek zainteresowania. Może jednak to dopiero początek prawdziwej rewolucji AR (rozszerzonej rzeczywistości)?

W lipcu tego roku wszyscy zaczęli nagle mówić o grze na smartfony, która nakłada cyfrowy obraz na rzeczywisty świat. Trafiła na rynek 6 lipca i bardzo szybko stała się sensacją. Choć początkowo była dostępna tylko w USA, Australii i Nowej Zelandii, błyskawicznie zaczęła zyskiwać popularność na całym świecie. W ciągu zaledwie pięciu dni „Pokémon Go” w wersji na Androida został oficjalnie pobrany 7,5 mln razy w samych Stanach Zjednoczonych, co oznacza, że trafił na co dwudziestą komórkę z tym systemem w kraju.

„Pokémon Go” składa się z sześciu podstawowych elementów: mapy, pokemonów, siedlisk, pokeballi, pokestopów oraz medali. Gracz jest zawsze w centrum mapy. Pokémony to wirtualne stworzenia, które żyją w określonych miejscach, zwanych siedliskami. Wywodzą się bezpośrednio z gier „Pokémon” firmy Nintendo, przeznaczonych na konsole, wprowadzonych na rynek w 1996 r.

Mem na temat gry

Po pierwszym uruchomieniu „Pokémon Go” użytkownik otrzymuje możliwość stworzenia swojego wirtualnego awatara – do wyboru ma m.in. kolor włosów, skóry, oczu, a także ubiór. Po stworzeniu postaci gracz zostaje zlokalizowany na mapie świata za pomocą technologii GPS. Na mapie tej generowane są obiekty, takie jak sale walk (gyms), pokéstopy (miejsca, w których można m.in. spotkać pokémony), a także same pokémony, gdy tylko gracz zbliży się do nich na odpowiednią odległość. Awatar zmienia swoje położenie na mapie, gdy jego właściciel porusza się w realnym świecie.

W przeciwieństwie do innych gier ze stworkami użytkownik nie musi walczyć z pokémonem, aby go złapać – wystarczy rzucić pokéball w odpowiednie miejsce i z odpowiednią siłą. Po złapaniu pokémona gracz otrzymuje pył i cukierki, które służą do podnoszenia siły bojowej (combat power) następnych pokémonów – cukierki dodatkowo pomagają w ewolucji w kolejne stadium rozwoju. Siła bojowa to specjalny wskaźnik, który określa moc pokémona; im wyższy poziom ma gracz, tym większą szansę na znalezienie pokémonów o wyższej wartości siły bojowej.

Za aktywność w grze użytkownik otrzymuje odpowiednie doświadczenie. Po zdobyciu piątego poziomu doświadczenia dostaje możliwość walki z liderami sal, a także dołączenia do jednej z trzech drużyn, co umożliwia mu przejmowanie sal nienależących do jego drużyny.

Obrazy z gry "Pokémon go"

Zostawić w spokoju… cmentarze

Aplikacja wzbudza wiele kontrowersji. Z krajów, w których „Pokémon Go” zadebiutowała najwcześniej (USA, Australia, Nowa Zelandia), w niedługim czasie po premierze zaczęły płynąć doniesienia o niebezpiecznych, a czasem bulwersujących sytuacjach. Próbując złapać Pikachu (5) czy Bulbasaura (rodzaje pokémonów), gracze wchodzili np. na jezdnię, wprost pod koła samochodów. Część kierowców też przyznaje się do zerkania na ekran komórki w poszukiwaniu pokémonów podczas jazdy samochodem, co bezpieczeństwa z pewnością nie poprawia. W Stanach Zjednoczonych na niektórych cmentarzach funkcjonuje specjalna straż, która wyprasza wszystkie osoby chcące szukać tam wirtualnych stworków. Opinię publiczną bulwersowały przypadki prób polowania na pokémony w Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie czy na terenie obozu w Auschwitz. Symboliczne stało się zdjęcie wykonane w Waszyngtonie, które obok tablicy upamiętniającej m.in. ofiary komór gazowych, przedstawiało pokémona trującego gazem…

Rząd Bośni i Hercegowiny musiał swoich obywateli ostrzec, by zbierając potworki, nie wchodzili na liczne w tym kraju… pola minowe. Zdarzały się też napaści na graczy, w których przestępcy traktowali rzadkiego stworka jako przynętę. Odnotowano je również w Polsce. Pokémony są dostępne nawet na liniach frontu walk z Państwem Islamskim.

Obrońcy gry wskazują na aspekty pozytywne. „Pokémon Go” sprzyja aktywności fizycznej – ludzie w końcu wyszli z domów na świeże powietrze, a w zabawie uczestniczą oczywiście nie tylko dzieci. „Pokémon Go” jest zaprzeczeniem kanapowej rozrywki, polegającej głównie na wciskaniu guzików na kontrolerach i zajadaniu się chipsami. Jeżeli chcemy coś w tej grze osiągnąć, będziemy musieli dużo spacerować, biegać lub jeździć na rowerze.

Wśród przedmiotów, które możemy znaleźć w tym częściowo wirtualnym świecie, są też jaja, z których wykluć mogą się mniej lub bardziej rzadkie pokémony. Wystarczy włożyć takie jajo do wirtualnego inkubatora i udać się w podróż – tym dłuższą, im rzadszego pokémona chcemy wyhodować. Niekiedy konieczny jest nawet dziesięciokilometrowy marsz. W ankiecie przeprowadzonej w Stanach Zjednoczonych 750 osób przyznało, że od momentu gry w „Pokémon Go” poprawiła im się kondycja i schudli. Ankietowani przyznawali, że spędzali czas na świeżym powietrzu nawet kilka godzin więcej, niż to miało miejsce wcześniej.

Na bakier z prywatnością

Jedną z największych kontrowersji wokół gry jest jednak problem z prywatnością graczy. Program, zgodnie z którym działa, lokalizuje użytkowników oraz wylicza siedliska pokémonów w czasie rzeczywistym. Aby to robić, potrzebuje od gracza wielu informacji, w tym m.in. jego geolokalizacji. Samo utworzenie konta wymaga już podania wielu danych, takich jak adres e-mail czy data urodzenia. To wzbudza niepokój wielu osób, dla których nie do zaakceptowania jest polityka prywatności, jaką niejako wymusza „Pokémon Go”.

Warto przypomnieć, że podobna sytuacja miała miejsce w przypadku Google. W 2014 r. grupa robocza złożona z przedstawicieli organów zajmujących się ochroną danych osobowych w całej UE, przygotowała pełną listę wymagań, jakie powinny być przestrzegane przez Google, aby firmowa polityka prywatności była zgodna z przepisami Unii Europejskiej dotyczącymi ochrony danych osobowych. Jednym z wymogów było zawarcie w polityce prywatności listy wszystkich typów danych osobowych, jakie będą przetwarzane.

Logo gry

Dane wprowadzone przez pokémonowych graczy mogą być wykorzystywane do pokazywania im sponsorowanych lokalizacji. Nieoficjalnie jest to jeden z głównych elementów modelu biznesowego gry. Chodzi o miejsca, w których m.in. znajdują się pokestopy lub inne dodatkowe elementy, dodane na prośbę określonych podmiotów. Jednym z takich podmiotów jest np. McDonald’s…

Jeśli gracze zaakceptują politykę prywatności, to zgadzają się na to, że ich dane osobowe mogą być udostępniane podmiotom trzecim, które zostały zatrudnione w celu wsparcia rozmaitych działań oraz będących dostawcami gry lub innych danych biznesowych.

Gracze powinni w dodatku upewnić się, że pobierają „Pokémon Go” z zaufanych źródeł. W sieci istnieje bowiem wiele złośliwych aplikacji, które podszywają się pod popularne programy. Przykładem jest Pokemon Go Ultimate. Aplikacja ta blokuje ekran urządzenia, na którym została zainstalowana. Ofiara nie ma innego wyjścia, jak wyjęcie baterii i ponowne uruchomienie sprzętu, po czym jednak aplikacja znowu atakuje…

Pokémony pachną pieniędzmi

Gra jest przede wszystkim biznesem i to w rozmaitym tego słowa znaczeniu. Przykładowo, rosyjski SberBank postanowił skorzystać na popularności pokémonów i w oficjalnym poście na profilu w serwisie społecznościowym poinformował, że w pokéstopach zlokalizowanych na terenie jego oddziałów znajdują się przedmioty wabiące pokemony. A tym, którzy wolą szukać kieszonkowych stworków, przemieszczając się po mieście, oferuje darmowy pakiet ubezpieczenia wypadkowego. Wymogiem jest jednak rejestracja w banku.

Z rozwiązaniem wabiącym graczy do oddziałów banku eksperymentował także CenterState Bank na Florydzie. Rosyjski bank postanowił jednak jeszcze bardziej zaangażować użytkowników aplikacji i planuje wprowadzenie bonusów za złapanie pokémona na terenie placówki.

Sukces „Pokémon Go” mocno wpłynął na kurs akcji Nintendo – wspominanego japońskiego producenta konsol i gier, który ma 30% udziałów w marce Pokémon. W ciągu zaledwie kilku dni kurs akcji spółki na giełdzie w Tokio wystrzelił o ponad 50%, co oznacza zwiększenie jej kapitalizacji o kwotę ok. 10 mld dol. To wszystko przyszło w momencie, w którym koncern mierzył się ze spadającymi przychodami, problemami z dopasowaniem się do bieżących trendów rynkowych oraz kłopotami ze sprzedażą nowych urządzeń do gier.

Nowa era?

Gra jest pierwszą aplikacją wykorzystującą rozszerzoną rzeczywistość (augmented reality), która zyskała tak wielką popularność. Może to wpłynąć na upowszechnienie się technologii AR i pojawienie się specjalnych okularów, umożliwiających korzystanie z rozszerzonej rzeczywistości (i np. granie bez konieczność sięgania po telefon). Trzy lata temu eksperymentował z nimi Google, ale z uwagi na brak aplikacji, które zachęcałyby wówczas do wykorzystywanie Google Glass, jego projekt został na początku 2015 r. przerwany.

Sam pomysł na pokémonową grę powstał zupełnie przypadkowo i wywodzi się z żartu primaaprilisowego Google sprzed dwóch lat. Wówczas na wirtualnych planach miast zaczęły pojawiać się pokémony, które internauci mogli łapać. Ta przypadkowo rozgrywka zyskała dużą popularność. Jednocześnie firma Niantic szukała pomysłu na rozwój swojej gry „Ingress”, wykorzystującej rozszerzoną rzeczywistość. Jej przedstawiciele skontaktowali się z The Pokémon Company i zapytali, czy mogą do swojej gry zaimplementować 151 pokémonów i uczynić ich głównymi bohaterami rozgrywki. Obie firmy szybko doszły do porozumienia i rozpoczęły pracę nad projektem, który ujrzał światło dzienne w lipcu 2016 r.

„Ingress” ma ponad trzy lata. Śmiało można powiedzieć, że mechanika „Pokémon Go” jest w 100% oparta właśnie na niej. „Ingress” też łączy się za pośrednictwem GPS i pozwala graczowi wcielającemu się w tajnego agenta przemierzać ulice w poszukiwaniu tajemniczych portali. Nie ma w niej kolorowych stworków, ale emocji jest nawet więcej, ponieważ gracze odbierają sobie zlokalizowane na mapie portale.

Od kilku lat, jeśli nie liczyć całkiem poważnych zastosowań w medycynie czy w lotnictwie, z rozszerzoną rzeczywistością najczęściej mają do czynienia właśnie użytkownicy urządzeń przenośnych, smartfonów, tabletów lub konsoli do gier. Naturalnym sojusznikiem technologii AR są właśnie gry, gdyż angażują ludzi o różnych specjalnościach, na wielu płaszczyznach jednocześnie.

Od kilku już lat dostępna jest np. gra „ShootAR”, polskiej zresztą produkcji. To klasyczna „strzelanka” (FPS), ale jednocześnie gra terenowa, toczona za pośrednictwem smartfona, m.in. na ulicach prawdziwego miasta. Jej autorzy zaznaczają, że wymaga od graczy sprawności fizycznej, gdyż muszą naprawdę ścigać się, uciekać i chować. Wśród wielu innych podobnych gier przygotowywano nawet wersję AR popularnego „Battlefielda”, która miała być dostępna w Google Glass.

„Pokémon Go” nie jest więc ani rzeczą tak zupełnie nową, ani też jedyną w swoim rodzaju. Odniosła jednak sukces, co sprawia, że jej twórcy planują już kolejne tytuły korzystające z technologii rozszerzonej rzeczywistości. Ich szef marketingu zdradził niedawno w mediach, że jego marzeniem jest, aby jeden z tych produktów oparty był na słynnej „Grze o tron”.

Obraz promujący "Harry Potter Go" - grę opartą na podobnym pomyśle jak "Pokémon Go"

Innym kandydatem na licencję gry tego typu mógłby być „Harry Potter”. Grupa fanów tej postaci (filmu, opowieści) utworzyła w tym celu sieciową petycję, pod którą podpisało się już wiele tysięcy ludzi. Organizatorzy akcji marzą o możliwości rzucania zaklęć w rozszerzonej rzeczywistości oraz toczenia pojedynków między czarodziejami, w których telefon w dłoni zastępowałby magiczną różdżkę.

Wydaje się, że eksplozja popularności wirtualnych stworków otwiera nowy rozdział nie tylko w świecie gier. Pomysły sypią się jak z rękawa, a łebscy producenci nie zasypiają gruszek w popiele, licząc na wielkie profity z nagłej mody na rozszerzoną rzeczywistość.