Adrenalino, kocham cię na zabój!

Adrenalino, kocham cię na zabój!
Śmierć Deana Pottera i Grahama Hunta - dwóch miłośników sportów ekstremalnych, którzy w lecie ubiegłego roku w tzw. wingsuitach skoczyli w przepaść na terenie Parku Narodowego Yosemite - wstrząsnęła opinią publiczną w USA. Ale czy przypadkiem nie na tym właśnie polega ekstremalność tej zabawy, że ryzykuje się życie?

Z technicznego punktu widzenia nie można mówić o tym, że zawiódł sprzęt. Ani Potter, ani Hunt nie zdążyli bowiem nawet rozłożyć skrzydeł swoich kostiumów. Zlekceważyli naturę i siłę termicznych zjawisk w powietrzu. Zamiast szybować, zostali gwałtownie ściągnięci w dół przez turbulencje i rozbili się na ostrych skalnych krawędziach…

Czy płynie z tego jakiś wniosek - poza tym, że jeśli ktoś wybrał sporty ekstremalne, to z ekstremalnymi sytuacjami, w tym również z ryzykiem śmierci, musi się liczyć? Może taki, że człowiek, który na takie zabawy się decyduje, zamiast zdawać się tylko na swój wingsuit czy spadochron, powinien dowiedzieć się sporo o zjawiskach atmosferycznych, termicznych i pogodowych - tak jak to robią zawodowi piloci, którzy nie zakładają, że ich maszyna „wytrzyma wszystko”.

Skok na bungee
Skok na bungee

Bungee plus krokodyle

Wyzwań i wymagań przed miłośnikami sportów ekstremalnych coraz więcej, bo powstaje ciągle wiele nowych „dyscyplin”. Każda z nich obiecuje potężne dawki adrenaliny. Każda jednak wiąże się z poważnymi pytaniami dotyczącymi bezpieczeństwa.

Spójrzmy np. na skoki na linie bungee. Wciąż budzą niemało emocji i uznawane są za „dyscyplinę” nad wyraz ekstremalną. Nawet jeśli wieki i dekady temu pomysł spadania w kilkudziesięciometrową przepaść na linie przyszedłby komuś do głowy (a tak bywało, bo skoki wg tego pomysłu uprawiali już kilkaset lat temu mieszkańcy jednego z pacyficznych archipelagów), to przeważnie zapał większości studził od razu brak odpowiedniej technologii i materiałów nadających się do wykonania liny w taki sposób, aby nie zabiła skoczka.

Sytuację zmieniło dopiero wytworzenie odpowiednio wytrzymałego lateksu, którego pasma skręca się zazwyczaj wewnątrz liny bungee w mocne i elastyczne sploty. Alternatywnie, obok naturalnej gumy lateksowej, w konstrukcji lin do skakania używa się neoprenu, czyli kauczuku syntetycznego. Warkocz elastyczny powleka się wzmocnioną tkaniną bawełnianą lub, częściej, syntetyczną (nylon). Przeciętna, używana do skoków lina ma zazwyczaj ok. 1,6 cm średnicy. Jej 30 m waży mniej więcej 6 kg. Nie ma prawa zerwać się przy wadze niższej niż 227 kg. Bez jakichkolwiek gwarantouszkodzeń przejść powinna 50 tys. skoków. Oczywiście do niektórych wyczynowych pokazów używa się mocniejszych lin, o grubości sięgającej nawet kilkunastu centymetrów.

Do bungee w Polsce stosuje się zazwyczaj trzy rodzaje grubości gum: cienką – dla wagi skoczka od 40 do 65 kg, średnią – od 66 do 90 kg i grubą – od 90 do 120 kg. Lina jest najważniejsza, ale o bezpieczeństwie decydują nie tylko jej grubość i wytrzymałość. Do udanego skoku potrzebujemy również zabezpieczeń, takich jak taśma lub uprząż na kostki, korpus lub biodra.

Warto wiedzieć, że liny typu bungee używane są też w wojskach desantowych – do amortyzacji szarpnięć przy otwieraniu spadochronów z podwieszonymi czołgami, więc bezpieczeństwo wydaje się gwarantowane. Łatwo jednak zauważyć, że można w tym „bezpiecznym” sporcie zginąć z kilku innych powodów niż wytrzymałość samej liny bungee. Przykładowo: z powodu niedobrego przypięcia, nieodpowiedniej długości liny lub najzwyczajniej wskutek nieprzewidzianej reakcji organizmu na spadanie i gwałtowne zmiany przeciążeń. Mimo to dla niektórych skoki na bungee nie są jeszcze wystarczająco niebezpieczne. Australijczycy wymyślili więc np. skakanie nad rzeką pełną krokodyli…

Od wulkanu po jaskinię

Bungee to dopiero początek szaleństw. Inwencja ludzka w wynajdywaniu nowych ryzykownych sportów jest niespożyta. Istnieje np. dyscyplina o nazwie volcano boarding, która polega na zjeżdżaniu na desce po zboczach wulkanu. Jedynym (znanym) miejscem, gdzie urządzane są zawody w tej dyscyplinie, jest Nikaragua w Ameryce Środkowej. Śmiałkowie zjeżdżają z wysokiego na 728 m n.p.m. wulkanu Cerro Negro. Jest on nadal aktywny, choć ostatnia erupcja miała miejsce w 1999 r. Jazdę można przypłacić życiem. Droga w dół ma długość 600 m i nachylona jest pod kątem 41 stopni. Podczas surfowania po żużlowej nawierzchni ludzie osiągają niebywałe prędkości.

Volcano boarding
Volcano boarding

Innym szaleństwem w podobnym guście jest cave diving - nurkowanie jaskiniowe, łączące w sobie odkrywanie morskich głębin w kawernach (pusta przestrzeń w skałach) i zwiedzanie wielokilometrowych systemów jaskiń. Światło dzienne na tej trasie się nie pojawia. Nurek musi zdawać sobie sprawę z tego, że zawsze coś może pójść nie tak i już nigdy nie wypłynie do świata żywych. Ma do dyspozycji dwie techniki: szkołę francuską i amerykańską. Ta pierwsza odnosi się do wąskich systemów, z których można wpłynąć do suchych grot. Druga uczy sprawnego pokonywania dużych odległości, w dużych jaskiniach.

Cave diving
Cave diving

Rekord świata w nurkowaniu głębokim wynosi 17 km i należy do Polaka – Leszka Czarneckiego. Przygotowania do tego wielkiego wydarzenia trwały prawie dwa lata, w trakcie których odbyło się również kilka wypraw testowych.

Z kolei wingsuit flying, wingsuit base jumping to sport, którym zajmowali się wzmiankowani na początku denaci, Dean Potter i Graham Hunt. Można go uprawiać ze spadochronami lub zakładając wingsuity, ewentualnie jedno i drugie na raz. Kostium po rozłożeniu rąk i nóg tworzy błonę. Śmiałkowie skaczą z bardzo stromych i wysokich skał. Nie spada się pionowo, dlatego możliwe jest osiągnięcie dużych prędkości – nawet do 200 km/godz. Nic dziwstanego, że śmiałkowie z Yosemite nie zdołali wykonać żadnego ratującego życie manewru. W razie wystąpienia nagłych problemów przy tej szybkości nie ma na to żadnych szans.

Solo climbing
Solo climbing

Niezbyt szybkie, ale równie niebezpieczne jest solo climbing, czyli wspinaczka górska bez żadnych zabezpieczeń. Niektórzy to właśnie ją uważają za najbardziej ekstremalny sport na świecie. Trzeba mieć naprawdę bardzo dobrą kondycję, żeby móc się swobodnie wspinać. Najlepsi pokonują dziesiątki metrów w zaledwie kilka minut, dosłownie wbiegając na szczyty gór! Teoretycznie nieco mniej ekstremalna jest wspinaczka ze spadochronem. Sportowiec, który zdoła wspiąć się na szczyt ściany, zeskakuje z niej ze spadochronem. Jeśli oderwie się od skał wcześniej, spadochron daje mu cień nadziei na przeżycie.

Niektórzy śmiałkowie, chcąc jeszcze bardziej uatrakcyjnić ten „sport”, a raczej dodać do niego więcej ryzyka, zastąpili skały, dające pewne podparcie, lodem. Do wspinania się po lodowych ścianach potrzebne są czekany, raki, mnóstwo siły i… sporo szczęścia - zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że nierzadko pewne miejsce podparcia w kilkanaście sekund potrafi zmienić się w śliską pułapkę. Są też takie kombinacje, które przypominają specjalne efekty znane z filmów. Chociażby heliskiing. To zabawa, która polega na skoku z helikoptera i następnie zjeździe ze stoku na nartach albo na snowboardzie.

Heliskiing
Heliskiing

Po tym przeglądzie nowych i względnie nowych „wynalazków”, pora jednak przyznać, że nawet nieco starsze i, zdawałoby się, bardziej oswojone, lotniarstwo, wcale nie należy do bezpiecznych sportów. Lotniarze są całkowicie uzależnieni od pogody, a wiatr bywa przecież nieprzewidywalny. Jak się oblicza, mniej więcej jeden lotniarz na 560 ginie.

Przypatrując się tym wszystkim szaleństwom, trudno oprzeć się wrażeniu, że w wielu przypadkach to nic innego jak burzliwy rozwój technologii sprzyja powstawaniu nowych pomysłów na sporty ekstremalne. Wingsuit np. stał się możliwy dopiero po wynalezieniu odpowiednich materiałów. Nie bez znaczenia są też możliwości rejestracji szalonych wyczynów za pomocą kamer sportowych, a następnie publikacji nagrań w Internecie – a nawet transmitowania wszystkiego na żywo.