PAK FA łamane przez HAL FGFA

PAK FA łamane przez HAL FGFA
e-suplement
Zabrałem się tym razem jak najzacieklej do modelu najnowszego prototypu myśliwca piątej generacji, czyli rosyjskiego Su-50. Model w skali 1:72, nowiuteńki tak jak i oryginał, został wyprodukowany przez Zwiezdę w 10 miesięcy po pierwszym locie prototypu i zrobiono go na podstawie licencji, więc chyba i danych z biura konstrukcyjnego Suchoja. Postanowiłem od razu, że dostarczę gorący materiał, by wydać go jak najwcześniej... ale wyszło jak zwykle, czyli dziwnie. Najpierw poleciałem, nie bardzo wiadomo po co, do Indii, a potem jeszcze posklejałem wątek historyczny z dużą dozą science fiction ? to może jednak lepiej pisać o samolotach, które mają minimum 60 lat, bo w takiej perspektywie historia sprawia wrażenie bardziej stabilnej niż niepewne wątki współczesne. Uśmiechnięty Budda Dawno, dawno temu, mogło to być pod koniec lat 70. zeszłego stulecia, oglądałem film dokumentalny o indyjskim programie kosmicznym. Przedstawiciele ISRO (Indian Space Research Organisation ? Indyjska Organizacja Badań Kosmicznych) chwalili się w nim, że Indie są jedynym krajem na świecie, w którym badania Kosmosu mają wyłącznie pokojowy charakter. Byłem wówczas młodym człowiekiem, idealistycznie nastawionym do świata i bardzo naiwnym, więc łykałem takie informacje bez nadmiernego rozgryzania. Na swoje usprawiedliwienie pragnę dodać, że nie było jeszcze wówczas Internetu i Wikipedii, a informacje o charakterze, zdawałoby się, obiektywnie technicznym były politycznie nieobojętne i podlegały cenzurze oraz manipulacjom jak każde inne. Indie były importerem broni z ZSRR i ważnym sojusznikiem w walce z amerykańskim imperializmem, więc musiały być dobrym bohaterem, potem przyszedł grudzień 1981 roku i rzeczy pewne stały się nagle dużo mniej oczywiste. Dziesięć lat potem świat nowych informacji zwalił mi się na głowę, ale w międzyczasie na ekrany naszych kin wszedł Gandhi (1982), co tylko utrwaliło we mnie stereotyp ?jedynie dobrych Indii?.

Minęło jeszcze trochę czasu i wiedziałem już, że nic nie jest proste, ale nadal pamiętam wrażenie, jakie zrobiło na mnie zdjęcie, na którym ulubiony uczeń Mahatmy Gandhiego, pierwszy premier niepodległych Indii Jawaharlal Nehru, zasiada w kabinie HF-24 Marut, pierwszego indyjskiego myśliwca naddźwiękowego. Objaśnień udzielał mu konstruktor maszyny, znany już Czytelnikom JPTZ Kurt Tank, samolot był dwusilnikowym myśliwcem szturmowym, ale podobnie jak angielski Blackburn Buccaneer mógł być wykorzystany jako nosiciel indyjskiej bomby atomowej. Opracowanie przez Indie własnej broni nuklearnej i przeprowadzenie w 1974 roku pierwszej detonacji ładunku o kodowej nazwie Smiling Buddha były bezpośrednimi powodami, dla których odmówiono temu krajowi dostępu do nowoczesnych technologii wojskowych, w tym silników odrzutowych, i Marut nigdy nie pokazał, na co go było naprawdę stać.

No i o co ten cały raban?! Uczeń Gandhiego zostaje premierem gigantycznego kraju, który musi mieć skuteczne siły zbrojne, wybitny niemiecki konstruktor lotniczy, który zbudował m.in. Focke Wulfa 190, szuka sobie po wojnie pracy w świecie, Indie produkują pluton, bo i ich wróg numer 1, Pakistan, go produkuje, na kodową nazwę dla bomby atomowej przyjmuje się czytelne i kulturowo osadzone hasło. Gandhi pozostał wierny koncepcji niestosowania przemocy (ahimsa) do końca swojego życia, w 1940 roku namawiał Brytyjczyków: ?Chciałbym, abyście odłożyli broń, bezużyteczną dla ocalenia Was czy ludzkości. Zaprosicie Herr Hitlera i Signor Mussoliniego, aby wzięli to, co chcą z krajów, które nazywacie Waszą własnością... jeśli ci panowie zdecydują się okupować Wasze domy, odejdziecie z nich. Jeśli nie pozwolą wam odejść, pozwolicie, by Wasi mężczyźni, kobiety i dzieci zostały zabite, ale odmówcie im uległego posłuszeństwa?. Nie, Drodzy Czytelnicy, nie namawiam Was do wymontowania zamków, usuwania krat i wyrzucania kluczy. Nie ma się co oszukiwać, w ogromnej większości nie jesteśmy Mahatmami (wielkimi duszami) i w naszym klimacie mogłoby być zimno przy wciąż otwartych drzwiach.

Ci, którzy już nie mają Iskier

Indyjski przemysł lotniczy to przede wszystkim HAL ? Hindustan Aeronautics Limited, zarządzane przez Indyjskie Ministerstwo Obrony, jedno z największych przedsiębiorstw lotniczych w całej Azji. Utworzono je dopiero w 1940 roku, w 1943 zostało czasowo przejęte przez Armijne Siły Powietrzne USA i wtedy zetknęło się pierwszy raz z nowoczesnymi technologiami lotniczymi. W okresie powojennym brało aktywny udział w modernizacji Indyjskich Sił Powietrznych, od lat 80. XX wieku produkuje własne typy samolotów i śmigłowców. Na początku XXI wieku zakłady produkcyjne należące do HAL zaczęły produkcję zaawansowanej odmiany ciężkiego myśliwca Sukhoi Su-30MKI. Jest to dwuosobowa, wielozadaniowa maszyna zbliżona zwrotnością do Su-27M/Su-35, ale o znacznie poszerzonych możliwościach zwalczania celów powietrznych na bardzo dalekich dystansach. Samolot jest uzbrojony w rakiety powietrze-powietrze Novator K-100 (także produkowane w Indiach) o zasięgu ponad 200 km, ale może być również użyty w misjach szturmowych. Przenosi ponaddźwiękowe pociski manewrujące BrahMos (od nazw dwóch rzek, Brahmaputry i Moskwy), ma też przenosić nowe, poddźwiękowe pociski klasy Nirbhay o zasięgu do 1000 km, oba ostatnie typy rakiet można uzbroić w głowice nuklearne. Do roku 2015 Indyjskie Siły Powietrzne, czwarte co do wielkości siły powietrzne na świecie, mają mieć 250 egzemplarzy Su-30MKI, a jest to tylko jeden z kilku typów nowoczesnych indyjskich samolotów bojowych.

Współpraca przemysłów zbrojeniowych Indii i Rosji jest bardzo intensywna, nie można więc dziwić się, że i najnowszy samolot zbudowany przez biuro Suchoja był opracowywany dla sił powietrznych obu państw. Prototypowa konstrukcja Su-50 ma być rozwinięta w dwa niezależne prototypy, Sukhoi PAK FA, czyli Pierspiektywnyj Awiacjonnyj Komplieks Frontowoj Awiacji dla Rosji oraz HAL FGFA, czyli Fifth Generation Fighter Aircraft dla Indii. Rosyjski myśliwiec ma być samolotem jednoosobowym, indyjski dwuosobową maszyną wielozadaniową, przemysły lotnicze obu krajów połączyły wysiłki, wykorzystując rosyjskie doświadczenie w obróbce tytanu i indyjską technologię zaawansowanych kompozytów. Su-50 został opracowany jako maszyna o cechach stealth, konkurująca z amerykańskimi F-22 Raptor i F-35 Lightning II, ale nacisk położono raczej na zwrotność maszyny i wielozadaniowość niż wytłumienie echa radarowego za wszelką cenę. Samolot jest duży i będzie ważył przy starcie 26 ton, ma lecieć z prędkością ponaddźwiękową bez używania dopalaczy (supercruise), mieć prędkość maksymalną Mach 2 oraz możliwość niezależnego wektorowania ciągu każdego z silników. Stałby się tym samym pierwszym na świecie myśliwcem piątej generacji z pełnym wektorowaniem we wszystkich trzech osiach. Tak jak jego amerykański odpowiednik, jest wyposażony w wewnętrzne komory uzbrojenia, dwie centralne, pomiędzy tunelami silnikowymi, i po jednej mniejszej po zewnętrznej stronie, u nasady skrzydeł.

Bezpośredni konflikt Rosji czy Indii z USA czy państwami Europy Zachodniej wydaje się na szczęście coraz mniej prawdopodobny, ale wojna przemysłów zbrojeniowych wszystkich wymienionych krajów trwa w najlepsze i sojusz rosyjsko-indyjski zdaje się mieć przewagę pewnego zacofania technologicznego. Dobrymi przykładami mogą być wspomniany wyżej F-22 Raptor i bohater tego JPTZ. Wprowadzony do służby w 2005 roku F-22 został wyprodukowany w liczbie około 200 maszyn, eksportu zakazano z powodu... zakazu eksportu technologii wojskowych, a produkcję już zakończono i to raczej definitywnie, bo jej wznowienie kosztowałoby 17 miliardów dolarów.

Su-50 wejdzie do służby dopiero w 2015 (Rosja) i będzie bez wątpienia samolotem mniej doskonałym, jeśli chodzi o cechy stealth, będzie za to o co najmniej 1/3 tańszy od Raptora, bo koszt jednego samolotu ocenia się na, bagatela, 100 milionów USD. Podana cena pojedynczej maszyny jest już sumą kosztu produkcji i podzielonych kosztów programu rozwojowego. Rosyjsko-indyjska spółka ma zatem kolejny handicap nad Amerykanami, bo cena za sztukę dotyczy 500 maszyn, po 250 dla sił powietrznych Indii i Rosji, ale wiadomo już, że dla tak ?starego? samolotu nie będą obowiązywać zakazy eksportu, a rynek zbytu oceniany jest, zapewne nieco zbyt optymistycznie, na 1000 maszyn. HAL i Suchoj wyposażają produkowane przez siebie samoloty w awionikę z całego świata ? najtańszą i najlepszą, z Rosji, Izraela, Francji, RPA, według życzenia klienta, może być nawet z USA ? byle ją sprzedali. Lista przyszłych użytkowników Su-50 może obejmować państwa, których siły powietrzne użytkują wcześniejsze konstrukcje Suchoja, takie jak Su-27, Su-30, Su-34 i Su-35. Nowy samolot jest nieprzypadkowo myśliwcem ciężkim, zdolnym do wykonywania misji szturmowych na dalekich zasięgach. Największym potencjalnym nabywcą zarówno samej maszyny, jak i licencji produkcyjnej są Chiny, a za nimi długi szereg państw ?niebędących entuzjastami amerykańskiej i zachodnioeuropejskiej polityki zagranicznej? z Azji, Afryki i Ameryki Południowej.

Jakoś tak samodzielnie i bez niczyjej sugestii autor JPTZ prorokuje, że Siły Powietrzne RP nie staną w kolejce po Su-50 w żadnej z wersji, nasze F-16 będą latały przez następne 25 lat i dłużej, a naszym myśliwcem na drugą połowę XXI wieku może zostać wspomniany wyżej F-35 Lightning. No cóż, to chyba jakaś nowa tradycja naszego lotnictwa, że od czasu oblotu prototypu do chwili gdy seryjne samoloty bojowe wejdą na uzbrojenie, musi minąć co najmniej 30 lat. Uważam, że w tej sytuacji powinniśmy chociaż dodać nową indyjską maszynę, takiego HAL HJT-36 Sitar, do trzech kandydatów (włoski M346 Master, koreański naddźwiękowy T-50, stary brytyjski BAE Hawk) na nasz następny samolot do zaawansowanego treningu. Indyjskie lotnictwo było wszakże jedynym poza naszymi siłami powietrznymi, które używało TS-11 Iskier i to w znacznych ilościach, bo 50 sztuk. Maszyny dostarczone tam w 1975/76 roku zostały wyeksploatowane do cna i kilka lat temu wycofano je z linii, zastępując wyprodukowanymi na licencji nie tak licznymi Hawkami, więc HTJ-36 będzie wkrótce potrzebny. Przewidywana produkcja to 250 maszyn tylko dla Indyjskich Sił Powietrznych, cena jednego egzemplarza powinna być odpowiednio niska. Iryda nie chciała dobrze latać, nasze samoloty to nieodmiennie stare graty, miejmy chociaż raz coś nowego, coś porządnego, coś wyprodukowanego przez nowoczesny przemysł lotniczy. Byłaby to może szansa i dla naszego przemysłu, który na ostatnich dużych transakcjach wyszedł jak Zabłocki na mydle, a Hindusi daliby z pewnością offset i może jeszcze przy tym nie okpili.

Przeczytaj także
Magazyn