Travis Kalanick. Wszystko jest na sprzedaż
Obywatelstwo: amerykańskie
Stan cywilny: wolny, bez dzieci
Majątek: 6 mld dolarów
Wykształcenie: Granada Hills High School, Uniwersytet Kalifornijski UCLA (nieukończony)
Doświadczenie zawodowe: New Way Academy, pracownik firmy Scour (1998-2001), założyciel i szef portalu Red Swoosh (2001-2007), współzałożyciel a potem prezes fi rmy Uber (2009 – do dziś)
Zainteresowania: muzyka klasyczna, samochody
Nienawidzą go taksówkarze. To pewne. Nie może więc o sobie powiedzieć, że jest człowiekiem powszechnie lubianym i popularnym. Z drugiej strony, jego życie stanowi klasyczny przykład ziszczenia się amerykańskiego snu i kariery w klasycznym stylu Doliny Krzemowej.
Wywoływanie kontrowersji i kłopotów to niejako jego specjalność. Zanim odniósł wielki sukces z aplikacją Uber, pracował m.in. w firmie tworzącej wyszukiwarkę plików Scour. W tym biznesie radził sobie świetnie, jednak ponieważ użytkownicy mogli ściągać filmy i muzykę za darmo, firma została pozwana przez koncerny rozrywkowe.
Na początek 250 miliardów
Travis Kalanick to rodowity Kalifornijczyk. Urodził się w Los Angeles w rodzinie z korzeniami czesko-austriackimi. Całe dzieciństwo i młodość spędził w południowej Kalifornii. Mając osiemnaście lat, stworzył swój pierwszy biznes New Way Academy, czyli usługę przygotowującą do amerykańskich egzaminów SAT. Opracowany przez siebie kurs „1500 i więcej” reklamował, twierdząc, że jego pierwszy klient poprawił wyniki aż o 400 pkt.
Studiował inżynierię komputerową na Uniwersytecie Kalifornijskim UCLA. Wtedy poznał też założycieli serwisu Scour. Dołączył do zespołu w 1998 r. Rzucił studia i poświęcił się rozwijaniu tego startupu, pobierając jednocześnie zasiłek dla bezrobotnych. Po latach podawał się za jednego ze współzałożycieli Scour, choć to nieprawda.
Scour rozrastał się. Wkrótce w mieszkaniu założycieli firmy, Michaela Todda i Dana Rodriguesa, pracowało nawet trzynaście osób. Firma zyskiwała popularność. Zaczęły korzystać z niej miliony osób, ale pojawiły się problemy z pozyskiwaniem inwestycji, a także… konkurencja, czyli słynny Napster, który usprawniał proces dzielenia się plikami i nie obciążał tak serwerów. W końcu Scour pozwany został, jak wspomniano, przez koalicję wytwórni na blisko 250 mld dolarów! Firma nie była w stanie podołać takiemu wyzwaniu. Zbankrutowała.
Po upadku Scoura Travis założył serwis Red Swoosh, działający podobnie i służący do wymiany plików. Nasz bohater plan miał taki, aby trzydzieści trzy organizacje, które pozwały Scour dołączyły do grona… klientów jego nowego projektu. W rezultacie koncerny, które pozwały pierwszego pracodawcę Kalanicka, tym razem to jemu zaczęły płacić pieniądze. Po kilku latach, w 2007 r. sprzedał serwis za 23 mln dolarów firmie Akamai. To właśnie część pieniędzy pozyskanych z tej transakcji przeznaczył na założenie w 2009 r. wraz kolegą, Garrettem Campem, aplikacji UberCab, umożliwiającej zamawianie tanich przewozów konkurujących z taksówkami, która przekształciła się następnie w Ubera.
Alternatywny transport w Dolinie Krzemowej
Podczas testowania usługi Kalanick i Camp sami jeździli wynajmowanymi autami, żeby się przekonać, jak aplikacja rzeczywiście działa. Pierwszymi pasażerami byli rodzice Kalanicka. Firma mieściła się w jednym pokoju wynajętego domu. Właściciele nie wypłacali sobie żadnych pensji, dzieląc jedynie między sobą pakiety akcji. Kiedy zarobili pierwsze większe pieniądze, przenieśli się do wysokościowca na Westwood, a liczba pracowników wzrosła do trzynastu.
Travis uważał, że Dolina Krzemowa jest na tyle rozległa, że wiele osób może zainteresować się przejazdami z Uberem, zamiast droższą taksówką. Miał rację, pomysł się przyjął. Z aplikacją współpracować zaczęło wielu ludzi. Do dyspozycji było coraz więcej pojazdów zwykłe osobówki i wielkie limuzyny. Od początku założeniem było, że klient nie płaci bezpośrednio kierowcy. Należność jest ściągana automatycznie z karty kredytowej użytkownika usługi. Kierowca, zweryfikowany uprzednio przez Ubera i sprawdzony pod względem karalności, otrzymuje z tego 80%. Resztę bierze Uber.
Początkowo usługa nie zawsze była niezawodna. Aplikacja potrafiła np. wysłać wszystkie dostępne wozy z San Francisco w jedno miejsce.
Kalanick, który porządkował firmę i wyznaczył jej sprecyzowany kierunek, zostaje prezesem Ubera w grudniu 2010 r. W kwietniu 2012 r. firma testuje w Chicago możliwość rezerwacji samochodów i kierowców, którzy nie są przez nią zatrudnieni i nawet nie mają licencji przewoźnika. Takie usługi okazują się o wiele tańsze od klasycznych form transportu osobowego stosowanych w Chicago. Usługa rozwija się w kolejnych miastach USA, a potem w kolejnych krajach. Dziś firmę Uber można określić jako jeden z najszybciej rozwijających się startupów w historii. W ciągu kilku lat jej wartość sięgnęła ok. 50 mld dolarów. Niektórzy zwracają uwagę, że to kapitalizacja wyższa niż w przypadku General Motors!
Początkowo kierowcy Ubera używali samochodów typu Lincoln Town Car, Caddilac Escalade, BMW serii 7 oraz Mercedes-Benz S550. Firmowe pojazdy były także znane jako czarne samochody (black cars) nazwa pochodzi od koloru aut Ubera używanych w Nowym Jorku. Po 2012 r. uruchomiono aplikację UberX, która rozszerzała możliwość wyboru także o małe i ekologiczne samochody, takie jak Toyota Prius. Jednocześnie ogłoszono plany rozbudowy aplikacji dla kierowców, którzy nie są licencjonowanymi taksówkarzami. Mniejsze samochody i niższe ceny za przejazd pozwoliły firmie zyskać mniej zamożniejszych klientów, poszerzyć liczbę klientów stałych i znacząco zwiększyć swoje wpływy w tym segmencie rynku.
W lipcu 2012 r. spółka weszła na londyńską giełdę, z załogą ok. dziewięćdziesięciu kierowców „black car-ów”, przeważnie Mercedesów, BMW oraz Jaguarów. 13 lipca, z okazji Narodowego Miesiąca Lodów, Uber wystartował z „Uber Ice Cream”, czyli z dodatkiem, który pozwalał w siedmiu miastach wezwać auto z lodami, a koszty były naliczane na rachunek użytkownika i częściowo doliczały się do cen przejazdu podczas późniejszego korzystania z usługi.
Na początku 2015 r. Kalanick ogłasza, iż dzięki jego platformie tylko w San Francisco możliwość zarobku znajduje 7 tys. osób, w Nowym Jorku 14 tys., w Londynie 10 tys. i w Paryżu 4 tys. Firma zatrudnia teraz 3 tys. stałych pracowników plus kierowców partnerów. Na całym świecie już milion osób ma na swym koncie pracę dla Ubera jako kierowca. Usługa jest obecna w 58 krajach i w grubo ponad trzystu miastach. Szacuje się, że w Polsce może z niej regularnie korzystać nawet 200 tys. osób.
Policja ściga, taksówkarze nienawidzą
Ekspansja Kalanicka i Ubera wzbudziła ogromne protesty taksówkarzy. W wielu krajach Uber jest postrzegany jako nieuczciwa konkurencja dla tradycyjnych firm taksówkowych, psująca rynek przez obniżanie cen usług. Zarzuca mu się też, że jego działalności nie regulują żadne przepisy. No i że takie usługi nie są bezpieczne dla pasażerów, narażonych na jazdę z przypadkowymi kierowcami. W Niemczech i w Hiszpanii usługa została zakazana pod naciskiem korporacji taksówkowych. Podobną decyzję podjęła Bruksela. Dziś dotyczy to wielu krajów. Wojna Ubera z firmami i korporacjami taksówkarskimi przybiera w wielu miejscach świata gwałtowne formy. W serwisach informacyjnych można było oglądać gwałtowne zamieszki, od Francji po Meksyk. W Chinach niektóre firmy taksówkowe są państwowe, co sprawiło, że w biurach Ubera w Guangzhou, Chengdu oraz w Hongkongu zjawiła się policja. W Korei Kalanick jest ścigany listem gończym…
Wśród byłych współpracowników, nasz idol, ogólnie rzecz biorąc, nie ma zbyt dobrej opinii. W mediach anonimowo sugerują, że cierpi na przerost ego i bywa bardzo nieprzyjemny w kontaktach osobistych. Ciekawe są też wspomnienia kilku osób, które pracowały z nim jeszcze w Red Swoosh. W jednej z publikacji pojawiła się relacja, jak to podczas wycieczki integracyjnej pracowników do meksykańskiego Tulum Kalanick wdał się w kłótnię z taksówkarzem, który ponoć chciał cała grupę naciągnąć na zawyżoną stawkę. W efekcie Travis wyskoczył z jadącej taksówki. „Facet miał na pieńku z taksówkarzami”, wspomina Tom Jacobs, inżynier z Red Swoosh…
Nikt jednak nie przeczy, że był i jest wybitnym sprzedawcą. Jego stary przyjaciel opowiada, że sprzedawałby cokolwiek, choćby używane samochody, bo to jest po prostu natura Travisa.
Uber czyli wartość
Niezależnie od rozmaitych opinii środowisk związanych z branżą transportową inwestorzy oszaleli na punkcie Ubera. W ciągu sześciu lat wsparli go kwotą ponad 4 mld dolarów. Obecnie kalifornijskie przedsiębiorstwo warte jest ponad 40-50 mld dolarów, co czyni je drugim największym startupem na świecie (ustępuje jedynie chińskiemu producentowi smartfonów Xiaomi). Kalanick i jego wspólnik, Garrett Camp, dostali się w ubiegłym roku na listę miliarderów amerykańskiego „Forbesa”. Majątek obu wyceniano wówczas na 5,3 mld dolarów.
Jako człowiek ekspansywny Kalanick porywa się na największe wyzwania. Obecnie są nimi trwające właśnie próby podboju rynków chińskiego i indyjskiego. Trudno o ambitniejsze zamierzenia oba kraje mają przecież razem ponad 2,5 mld mieszkańców.
Travis chce iść dalej od obecnego modelu Ubera, wyzwalającego przejazdy pasażerskie spod dyktatu firm komunikacyjnych, w kierunku usługi dzielenia się samochodami, a potem nawet flot autonomicznych samochodów miejskich.
„Naprawdę wierzę w to, że Uber wnosi do społeczeństwa ogromną wartość”, mówi w jednym z wywiadów. „Nie chodzi tylko o tańsze i łatwo dostępne przejazdy czy inne stowarzyszone usługi. Chodzi również o to, że ta działalność przyczynia się np. do zmniejszenia liczby pijanych kierowców. W miastach, gdzie Uber jest od jakiegoś czasu obecny, znacząco spadła liczba spowodowanych przez nich wypadków. Imprezowicze chętniej bowiem korzystają z Ubera niż własnych aut. Mniejsza liczba samochodów, mniej korków, mniej zajętych miejsc parkingowych, wszystko to czyni miasta bardziej przyjazne mieszkańcom. Dostarczamy również aglomeracjom informacji o zjawiskach w dziedzinach, którymi miasto może lepiej zarządzać, np. w kwestii transportu publicznego.”
Mimo obecnej skali działania firmy Travis uważa, że w Uberze „kultura startupu zachowała się do dzisiaj, po pięciu latach od założenia.” On sam jest w sile wieku. Tryska pomysłami i ma się wrażenie, że dopiero zaczął zadziwiać świat.