Roboty dookoła nas. Posprzątaj, ugotuj, podaj cegłę i chwyć karabin

Roboty dookoła nas. Posprzątaj, ugotuj, podaj cegłę i chwyć karabin
Roboty od dekad znane są z nowoczesnych taśm montażowych w fabrykach (1). Ponieważ z natury rzeczy (wyręczały w końcu ludzi) niewiele osób miało z nimi na co dzień do czynienia, nie doświadczaliśmy ich bliskości i rozpowszechniania. Wydaje się, że dopiero fala robotyki domowej, inteligentnego AGD, uświadamia nam, że to już. Ich czas nadszedł.

Typowym AGD ery sztucznej inteligencji jest robot odkurzający Shark AI Ultra (2), który wykorzystuje sztuczną inteligencję do mapowania każdego centymetra podłogi w celu maksymalnego pokrycia i wykonuje wiele przejazdów, aby upewnić się, że zbiera cały brud. Z czasem robot uczy się układu domu, dzięki czemu można go wysłać do sprzątania określonych pomieszczeń. Współpracuje z aplikacją SharkClean, ale można także użyć do sterowania nim głosu przez Asystenta Google lub Alexę. Można ustawić harmonogramy sprzątania zgodnie z indywidualnymi potrzebami. Podobne funkcje ma odkurzacz Roborock S7 MaxV, wykorzystujący LIDAR, czyli laserowy radar do skanowania i mapowania pomieszczeń, a także stację samoczyszczącą i opróżniającą. Czujnik laserowy wykorzystuje również odkurzacz Xiaomi Mi Robot Vacuum Mop P, który potrafi samodzielnie sprzątać podłogi, omijając przeszkody i zapamiętując najlepsze trasy.

2. Robot sprzątający.
Zdjęcie: stock.adobe.com

Rozwiązania robotów codziennego użytku idą w coraz ciekawszym kierunku. Naukowcy z Uniwersytetu Stanforda i laboratorium Google DeepMind zaprezentowali kilka lat temu robota sprzątającego Aloha Unleashed o otwartym kodzie źródłowym. Teraz kolejna wersja robota radzi sobie z wiązaniem sznurowadeł, wieszaniem koszul, a nawet naprawianiem innych robotów.

Maszyny zdobywają kolejne umiejętności. Pierwszego robota do czyszczenia basenów, który wykorzystuje do nawigacji znaną z zastosowań wojskowych technikę sonarową, zaprezentowała niedawno firma BestRobtic. Urządzenie oznaczone przez producenta jako PC01 wyposażone jest w dwa dziewięćdziesięciowatowe bezszczotkowe i wodoodporne silniki prądu stałego. Jak twierdzi producent, zasięg urządzenia wynosi 99,99 proc. Radzi sobie z małymi zanieczyszczeniami, mierzącymi nawet 0,12 mm, jak drobiny piasku, żwir, pyłki czy algi. Ma cztero-litrowy pojemnik do zapełniania. Robot BestRobtic jest bezprzewodowy. Potrzebuje 120 minut, aby posprzątać 200 m².

Miejską Roombą, przez analogię do popularnego modelu zrobotyzowanego odkurzacza, można by nazwać uliczną zamiatarkę Trombia Free, zaprojektowaną przez fińskiego producenta sprzętu do utrzymania czystości Trombia Technologies. Nowatorski projekt zużywa mniej o 15 proc. mocy niż dostępne od dawna maszyny do zamiatania miast. Fińska konstrukcja jest również znacznie lżejsza i cichsza, co umożliwia jej pracę w nocy i w pomieszczeniach zamkniętych. Zespół projektowy Trombia Free twierdzi, że urządzenie potrafi zapewnić ponad 500 godzin ciągłej pracy przy wysokiej mocy. Trombia Free jest wciąż udoskonalana i widywana na ulicach Helsinek.

Pierwsza na świecie w pełni autonomiczna restauracja oparta na sztucznej inteligencji, CaliExpress, została otwarta w Pasadenie w południowej Kalifornii. Firma, do której należy, nawiązała współpracę z firmą Miso Robotics, która znana jest m.in. z budowy pierwszego na świecie stanowiska do smażenia opartego na sztucznej inteligencji. Restauracja wykorzystuje najnowsze rozwiązania, w pełni automatyzując wszystkie stacje smażenia i grillowania. Goście mogą przyglądać się pracy robotów przygotowujących zamówione posiłki. Choć roboty i sztuczna inteligencja są wykorzystywane w branży serwowania posiłków od co najmniej kilku lat, CaliExpress była, według doniesień medialnych, pierwszym całkowicie obsługiwanym przez AI lokalem.

Amerykańska firma robotyczna Boston Dynamics oficjalnie zadebiutowała na Paryskim Tygodniu Mody, prezentując swojego Spota na wybiegu dla modelek. Maszynowe występy były wykorzystywane na pokazach mody już w 1999 roku, kiedy to Alexander McQueen, na żywo na wybiegu, miał robotyczne ramię z farbą Pollock, które początkowo było zwykłą białą suknią. Podczas pokazu modelka Rianne Van Rompaey zbliżyła się do robota Boston Dynamics. Po chwili oczekiwania, robot zdjął z niej futro, odsłaniając znajdujący się pod nim strój. Rompaey pomaszerowała dalej, wracając, sięgnęła po swoje nakrycie, które maszyna uprzejmie oddała.

Na budowie robotom nie jest łatwo, ale próby trwają

W Japonii od lat mówi się o problemie związanym z robotami, które mają zastępować ludzi w pracy. Nie, nie taki, o jakim często ostatnio słyszymy, że ludzie boją się o swoje stanowiska. Odwrotny – nie ma wystarczająco dobrych robotów, aby zastąpić starzejących się robotników, np. na budowach. Ponad jedna czwarta Japończyków ma ponad 65 lat i oczekuje się, że w ciągu najbliższych 40 lat liczba ta wzrośnie do 40 proc. To zła wiadomość dla branż, które będą musiały zastąpić odchodzących na emeryturę pracowników, szczególnie dla budownictwa, w którym automatyzacji na razie nie udało się sprawnie wdrożyć.

Niektóre firmy pracują nad opracowaniem nowych robotów do prac budowlanych. Jedną z intensywnie nad tym pracujących jest korporacja Shimizu, która opracowała konstrukcje robotów spawalniczych, transportujących i uniwersalne narzędzia do podnoszenia. W mediach opisywany był też Robo-Carrier, który w ramach testów pracował na budowie wieżowca w Osace, nocą przenosi ciężkie palety z płyt gipsowo-kartonowych z parteru do miejsc montażu. Robot spawacz łączy stalowe kolumny, inny znów montuje śruby i płyty sufitowe. Roboty pracują autonomicznie, wykonując zadania, które sterujący przydziela im za pośrednictwem tabletu. Robot transportujący potrafi rozpoznawać i omijać przeszkody, natomiast spawacz wykorzystuje laserowy pomiar kształtów w celu określenia konturów spawanego obiektu. Shimizu steruje swoimi robotami za pomocą sieci bezprzewodowej 4G i Wi-Fi. Rozwój sieci 5G może usprawnić komunikację.

Jednak nie tylko Japończycy, ale też Amerykanie borykają się z poważnymi kłopotami we wdrażaniu robotów do budowlanki. Problemem jest np. samo poruszanie się maszyn po budowie. Pomimo ulepszeń w konstrukcji autonomicznych maszyn, inżynierowie nie do końca wiedzą, jak zrobić robota, który nie tylko sprawnie wykonuje zadania, ale potrafi przemieszczać się po rzeczywistym placu budowy, pełnym ludzi, innych maszyn, w sytuacji gdy całe otoczenie dość szybko zmienia się i porusza.

Nie ma takich problemów z masywnym robotem budowlanym do wbijania w ziemię dużych stalowych pali pod konstrukcje paneli słonecznych ze średnią prędkością 1 na 73  sekundy. Pokładowa technologia GPS zapewnia, że pale są umieszczane z dokładnością mniejszą niż jeden cal. Kalifornijski start-up Built Robotics zaprezentował ogromnego autonomicznego robota budowlanego (3), który przyspiesza budowę farm słonecznych na skalę użytkową. Ciężkie stalowe belki pod panele mają około pięciu metrów długości i podczas prac budowlanych są wbijane na około 2,5 metra w ziemię. Dzięki nim ludzie nie będą narażeni na niebezpieczeństwo, co zmniejszy narażenie na hałas, obciążenie, ryzyko uderzenia i uszczypnięcia. RPD 35 automatyzuje ten proces. Masywny robot budowlany może przenosić do 200 pali jednocześnie, podnosząc je z pokładowego kosza i wbijając je w ziemię ze średnią prędkością jednego na 73 sekundy. „Nasze roboty do palowania znacznie poprawią wydajność pracowników na placach budowy, co ma kluczowe znaczenie na chronicznie napiętym rynku pracy w budownictwie”, powiedział mediom Noah Ready-Campbell, dyrektor generalny Built.

3. Robot budowlany firmy Built Robotics.
Zdjęcie: https://commons.wikimedia.org

Inspirowane naturą – ratujące naturę

Na budowie przydałyby się z pewności roboty wspinające się po pionowych gładkich ścianach niczym pająki lub owady. Widzieliśmy to na filmach. Robot wspinający się, który mógłby szybko poruszać się po powierzchniach takich jak ściany i  sufity, ma większą operacyjną przestrzeń roboczą w porównaniu z innymi robotami naziemnymi. Jednak skonstruowanie sprawnie poruszającego się po pionowej powierzchni robota nie jest takie proste. Specjaliści z Koreańskiego Instytutu Zaawansowanych Nauk i Technologii KAIST, Hae-Won Park,Yong Um i Seungwoo Hong, postanowili spróbować przezwyciężyć ograniczenia, konstruując operującego swobodnie, nie na uwięzi, czworonożnego robota wspinaczkowego o  nazwie Marvel (skrót od angielskiej nazwy – „magnetically adhesive robot for versatile and expeditious locomotion”), zdolnego do zwinnego i wszechstronnego poruszania się na podłożach ferromagnetycznych. Marvel ma być wykorzystywany w środowiskach i sytuacjach, które wiążą się z pewnym ryzykiem dla człowieka. Jak opisują go twórcy w publikacjach, m.in. w „Science”, przewyższa znane do tej pory roboty wspinaczkowe pod względem szybkości wspinania i zdolności do  wykonywania różnych ruchów. Osiąga najwyższą wśród podobnych maszyn prędkość pionowego i odwróconego chodu. Najważniejsze zastosowane w konstrukcji ośmiokilogramowego Marvela innowacje to konstrukcja stopy wykorzystująca magnesy elektropermanentne i elastomery magnetoreologiczne, dzięki którym robot może zmieniać właściwości magnetyczne każdej ze swoich stóp, oraz modelowe sterowanie predykcyjne dostosowane do stabilnego wspinania.

Konstruktorzy w ramach pokazów zademonstrowali umiejętność Marvela polegającą na wspinaniu się po zakrzywionej powierzchni zbiornika pokrytego farbą o grubości do 0,3 milimetra oraz warstwą rdzy i kurzu. Koreańczycy z powodzeniem przetestowali także swojego robota z maksymalnym obciążeniem wynoszącym trzy kilogramy. Marvel potrafi również skanować powierzchnie w poszukiwaniu szczelin i otworów. Marvel lub robot o podobnej konstrukcji miałby zastąpić inspekcje kontrolne i monitorujące prowadzoną przez człowieka na większych wysokościach lub w ciasnych przestrzeniach.

Niekonwencjonalny sposób poruszania cechuje z kolei konstrukcję firmy Revolute Robotics z Arizony, która zbudowała autonomicznego Hybrid Mobility Robot (HMR) w formie obracającej się, sferycznej klatki, mogącej latać jak multicopter lub toczyć się w dowolnym kierunku z wykorzystaniem dwóch żyroskopowo mocowanych pierścieni. HMR ma możliwość odkształcania się do pewnego stopnia, co pozwala amortyzować uderzenia podczas lądowania, chroniąc elektronikę przez izolowanie jej od nadmiernych wibracji. Konstrukcja klatkowa zapewnia również przestrzeń dla układu napędowego służącego do lotu. Jednocześnie osłania i izoluje ruchome elementy, takie jak śmigła, od otoczenia, co zwiększa bezpieczeństwo np. dla przebywających w pobliżu ludzi.

Roboty, a dokładniej mówiąc, specjalnie zaprojektowane ramiona maszynowe z systemami wizyjnymi wykorzystuje się do  prac przy rekonstrukcji bielejących raf koralowych, ale w dziedzinie ratowania środowiska naturalnego bardziej znane są z pewnością pomysły zbudowania robotycznych zastępców pszczół, których populacja na świecie, jak wiadomo, spada.

Teoretycznie takie sztuczne pszczoły miałyby wchodzić w interakcje z kwiatami jak naturalne owady, utrzymując poziomy zapylania pomimo malejącej liczby naturalnych zapylaczy. Wizja sztucznych zapylaczy przyczyniła się do powstania wielu projektów robotów wielkości owadów, które miałyby latać z kwiatka na kwiatek. Nad podobnym projektem pracowano również w Polsce. Naukowcy z Harvard SEAS już w 2013 roku po raz pierwszy przeprowadzili testy mechanicznych „pszczół”, RoboBees, które miały umieć zresztą znacznie więcej niż pszczoły, np. nurkować z powietrza do wody i pływać pod wodą, używając tych samych skrzydeł, których używają do latania. W rzeczywistości wszystkie te biomimetyczne wynalazki okazały się trudnowykonalne a główną barierą były zdolności do lotu owych minikonstrukcji. Ponadto okazało się, że samo latanie to nie wszystko. Codzienne zadania wykonywane przez zwykłą pszczołę to wyszukiwanie roślin, identyfikowanie kwiatów, dyskretna interakcja z nimi, lokalizowanie źródeł energii, unikanie potencjalnych drapieżników i radzenie sobie z niekorzystnymi warunkami pogodowymi. Roboty musiałyby wykonywać wszystkie te czynności na wolności z bardzo wysokim stopniem niezawodności.

Zamiast próbować zastąpić pszczoły miodne robotami, dwa nowe projekty finansowane przez Unię Europejską proponują wdrożenie sztucznej inteligencji i robotów do życia pszczół nieco inaczej niż wysiłek na rzecz ich całkowitego zastąpienia. Pierwszy z tych projektów, Hiveopolis, bada, w jaki sposób złożony, zdecentralizowany mechanizm podejmowania decyzji w kolonii pszczół miodnych może być stymulowany przez technologię cyfrową. Drugi projekt finansowany przez UE, RoboRoyale, koncentruje się na królowej i jej „dworze”, używając robotów do stałego monitorowania i wchodzenia w interakcje z jej królewską wysokością. Plan zakładał wyposażenie w 2024 roku eksperymentalnych uli w grupę sześciu robotów wielkości pszczoły, które będą pielęgnować i karmić królową, aby wpływać na liczbę składanych przez nią jaj. Niektóre z tych robotów będą wyposażone w mikropompki mleczka pszczelego, aby ją karmić, a inne będą wyposażone w moduły, aby ją pielęgnować. Roboty te zostaną następnie podłączone do większego ramienia robotycznego z kamerami na podczerwień, które będą stale monitorować królową i jej otoczenie.

Skoro z lataniem, jak się przekonaliśmy przy próbach skonstruowania robotycznych zamienników pszczół, jest taki problem, to może owady naziemne? Kilka lat temu naukowcy z Uniwersytetu Karoliny Północnej opracowali oprogramowanie, które pozwoli badać nieznane środowiska, np. ruiny zawalonych budynków, dzięki danym przekazywanym przez rój minirobotów lub owadów-cyborgów z wszczepionymi chipami naśladujący zachowanie prawdziwych owadów. Chmara np. zrobotyzowanych karaluchów z sensorami wpuszczona zostałaby do miejsca, które chcemy eksplorować i zmapować. Początkowo sterujący systemem pozwalają im się rozejść wedle uznania. Dane zbierane byłyby przez radio, gdyż GPS nie jest w stanie precyzyjnie lokalizować tak małych obiektów. Inna konstrukcja, mikrorobot HAMR z Harvardu, jest wprost inspirowany karaluchem. Potrafi skakać po ziemi jak owad, ale może też poruszać się po powierzchni wody. Ma rozmiar spinacza do papieru i tyle samo waży. Jeśli HAMR ma zejść pod wodę, wystarczy przyłożyć do niego napięcie, co przerywa napięcie powierzchniowe cieczy. Inna jeszcze owadopodobna konstrukcja, robot TAUB, jest wzorowany na szarańczy, owada, potrafiącego skoczyć na wysokość prawie czterech metrów i pokonać odległość ponad metra w poziomie. Zdaniem szefa zespołu konstruktorów skaczącego robota, Amira Ayalego z uniwersytetu w Tel Awiwie, maszyny takie mogą być wykorzystywane np. do przeszukiwania gruzowisk lub usuwania wycieków ropy.

Armia czeka na roborekruta

Sporo emocji wywołuje wdrażanie robotów do wojska. W komunikacie prasowym z 2022 r. Ministerstwo Obrony Izraela ogłosiło plany rozpoczęcia testów średniej wielkości zrobotyzowanego pojazdu bojowego (MRCV) o nazwie Robotic Autonomous Sense and Strike (ROBUST), opracowanego przez izraelski MOI i izraelski przemysł zbrojeniowy. Został zbudowany nie tylko z myślą o transporcie żołnierzy i odporności na miny i improwizowane ładunki wybuchowe, ale także ma dużą siłę ognia – wieżyczka jest uzbrojona w ciężki karabin maszynowy kalibru 12,7 mm i zamontowany na czopie karabin maszynowy kalibru 7,62 mm. Ponadto Israel Aerospace Industries (IAI) i Rafael Advanced Defense Systems dostarczyły również wyrzutnię rakiet i przeciwpancerne pociski kierowane Spike (ATGM) do ROBUST M-RCV. Pojazd bojowy wykorzystuje również aktywny system ochrony (APS) Iron Fist firmy Elbit oraz systemy kierowania ogniem i zarządzania misją. Zgodnie z koncepcją autonomicznego pola walki, ten bezzałogowy pojazd naziemny (UGV) łączy zaawansowaną technologię robotyki z systemami sztucznej inteligencji, będąc przystosowany do wielu typów terenu, warunków pogodowych i już wyposażony w liczne pasywne czujniki termiczne i wizualne. Opiera się na automatycznym rozpoznawaniu celów, automatycznym śledzeniu wielu celów, inteligentnych planach ostrzału i priorytetyzacji celów w oparciu na kontekście. Ma na pokładzie drona, który oferuje 360-stopniową świadomość sytuacyjną pola bitwy.

Od pewnego czasu coraz częściej widzimy obrazki żołnierzy w towarzystwie robotów. W USA 325. Dywizjon Sił Bezpieczeństwa w Bazie Sił Powietrznych Tyndall na Florydzie zaczął wykorzystywać czworonożne roboty w regularnych operacjach. Zastosowano je m.in. do patrolowania granic bazy, poruszania się po bagnistych terenach itp. Oprócz rejestracji zdalnie obrazu wideo i mapowania, maszyny te mogą być wykorzystywane jako mobilne wieże komórkowe, do rozbrajania bomb lub wykrywania substancji chemicznych, biologicznych, radiologicznych i jądrowych. Wojsko więc interesuje się robotami, choć wciąż maszyny te mają do przezwyciężenia sporo problemów, z wydajnymi, trwałymi źródłami zasilania na czele.

Według „Forbesa” amerykańskie wojsko rozpoczęło testy pierwszej generacji zrobotyzowanych pojazdów bojowych, Robotic Combat Vehicles (RCV), zbudowanych przez QinetiQ North America i Pratt Miller. Niedawno serwisy informacyjne świata obiegła informacja o przypięciu przez żołnierzy z amerykańskiej piechoty morskiej w bazie Twentynine Palms w Kalifornii wyrzutni pocisków przeciwczołgowych M 72 L AW, t ypu R PG, do grzbietu czworonożnego robota (9), zwanego „kozą” (ang. „goat”). Testowali powstałe w ten sposób nowe uzbrojenie w ramach wojskowych ćwiczeń taktycznych. Robotowi założono najpierw na grzbiet metalową skrzynkę z elementami sterującymi odpalaniem i przełącznikami bezpieczeństwa na plecach. Po wystrzale skrzynkę można otworzyć, usnąć zużyte elementy, a robot jest gotowy do przyjęcia nowego pocisku. Czujniki z boku robota pomagają mu unikać przeszkód terenowych. Po zajęciu pozycji rakieta robota mogłaby zostać wystrzelona, a jeśli robot przetrwałby starcie, mógłby pozwolić żołnierzom piechoty morskiej obserwować skutki ataku, zanim oddział ruszy naprzód. Robot z granatnikiem zastępuje żołnierza na polu walki, choć żołnierz nim sterujący, np. za pomocą kontrolera podobnego do konsoli do gier, jest niedaleko. Człowiek może jednak pozostawać w bezpiecznym ukryciu – do czołgu zbliża się robot. Oprócz zastępowania ludzi w ryzykownym miejscu, ważnym argumentem za stosowaniem tego rodzaju robotów jest również niska cena. Do testów w piechocie morskiej użyto zrobotyzowanej „kozy” Unitree Go1, którą można kupić w sklepie Amazona. Także źró-dła chińskie podają informacje o próbach mocowania uzbrojenia na kroczących platformach robotycznych.

Robot Vision 60, który zaprojektowała i zbudowała amerykańska firma Ghost Robotics, budzi skojarzenia z cyklem filmowym „Terminator”. Nie dlatego, że jest tak zwinny jak znani z filmu elektroniczni zabójcy. Przeciwnie, przypomina wciąż trochę śmieszne „robotyczne psy” Boston Dynamics. Kojarzy się tak, bo ma groźnie wyglądającą broń, czyli Special Purpose Unmanned Rifle. Podobnie jak Terminator jest wyposażony również w 30-krotny zoom optyczny, kamerę termowizyjną do celowania w ciemności. Ma efektywny zasięg ognia do 1200 metrów. Nieco mniejsze wrażenie zrobił zaprezentowany przez tę samą firmę inny czteronożny robot o nazwie Minitaur, którego przeznaczeniem jest patrolowanie obiektów wojskowych a także wsparcie dla saperów lub strażaków. Roboty te mogą być sterowane zdalnie za pomocą aplikacji w smartfonie albo działać w trybie autonomicznym, bez bieżącej ingerencji operatora. Zatem mamy realne wcielenie sztucznej inteligencji w wojsku.

Informacje o postępach robotyki w wojsku nie zawsze mają jednak wydźwięk sukcesu. Szkoła wojskowa armii francuskiej, École Spéciale Militaire de Saint-Cyr, pokazała w 2021 r. zdjęcia czworonożnego psa-robota Spot, amerykańskiej Boston Dynamics, który, wraz z kilkoma innymi robotami, uczestniczył w dwudniowych ćwiczeniach i podobno był używany do zwiadu. Jak podała francuska gazeta „Ouest-France”, Spot, najoględniej mówiąc, nie zrobił pozytywnego wrażenia. Według gazety, podczas ćwiczeń robotowi wyczerpały się akumulatory i musiał być niesiony przez żołnierzy.

Zanim te czworonożne a potem, kto wie, może dwunożne, roboty staną się powszechne w armii, najważniejszymi wojskowymi automatami są drony, które też wciąż nie są rozwiązaniem technicznie idealnym, np. do sterowania jednym dronem często potrzeba wciąż nierzadko wielu ludzi. Pomóc może AI. Dzięki algorytmom zwiększającym autonomię dronów ich eskadra czy rój mógłby samodzielnie podążać za myśliwcem, bez ingerencji naziemnej kontroli i pilota w samolocie dowodzącym. Operator lub pilot wydawałby polecenia dopiero w kluczowym momencie akcji, gdy drony mają do wykonania konkretne zadania. Można też wykorzystywać uczenie maszynowe do reagowania na sytuacje nagłe. W listopadzie 2017 roku na YouTube ogromne wrażenie zrobił film wideo pokazujący zabójcze roje minidronów, „slaughterbotów” w przerażającym działaniu. Widzowie ujrzeli, że nie potrzebujemy ciężkich maszyn bojowych, czołgów, pocisków miotanych przez wielkie drony Predator, aby masowo i maszynowo zabijać ludzi. Widzimy w nich całkiem małe, ale nie mniej mordercze maszyny, operujące w ogromnych rojach.

Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych planują w nowej strategii połączenie samolotu myśliwskiego F-35 z zespołami takich właśnie maszyn bezzałogowych. Przy czym operatorem tych dronów miałby według najnowszych koncepcji być sam pilot myśliwca. F-35 mógłby według tej nowej strategii wyruszać na misje w towarzystwie eskadry dronów, które połączone i sterowane w jednym systemie z pulpitu w samolocie wykonywałyby zadania rozpoznawcze, ostrzegające

przed zagrożeniami a także bojowe, polegające na wystrzeliwaniu dodatkowych rakiet z pozycji innych niż ostrzał z samolotu głównego. Dowodzenie zespołem dronów przez człowieka – pilota myśliwca uczestniczącego w akcji pozwala na szybsze reakcje niż w przypadku sterowania bezzałogowcami z oddalonych naziemnych stanowisk dowodzenia, zaś zupełnie autonomiczne systemy nie są jeszcze tak rozwinięte, aby mogły sprostać dynamice pola walki. Roje małych dronów atakujących, które dezorientują i obezwładniają obronę przeciwlotniczą, mogą wkrótce stać się ważną częścią nowoczesnego arsenału wojskowego. Niektórzy eksperci wojskowi mówili od lat, że technologia umożliwiająca zsynchronizowane roje dronów jest już dostępna, a przywódcy wojskowi zaczynają przyjmować pomysł wbudowania jej w swoje operacje. Rozwój tej techniki zakłada „ekonomiczny” program LOCUST (ang. Low-Cost UAV Swarming Technology), który zakłada skoordynowane loty kilkudziesięciu bezzałogowców na raz. Nad systemem LOCUST pracuje Office of Naval Research. Dotychczas przeprowadzono serię prób naziemnych. W testach brało udział początkowo dziewięć bezzałogowców, w kolejnych próbach liczba ta rośnie. Same bezzałogowce są wystrzeliwane niczym pocisk, po czym rozkładają skrzydła i dalej poruszają się autonomicznie. Co ważne, roje mogą działać całkowicie samodzielnie bez instrukcji przesyłanych z ziemi od operatorów. Taki rój dronów zamiast pojedynczej maszyny ma zapewnić całkowitą przewagę nad wrogiem, który nie będzie w stanie ani zareagować i zestrzelić tak dużej liczby dronów, ani ukryć się przed całym rojem monitorującym dany obszar.

Panie robowładzo…

Skoro wojsko sięga po roboty, to dlaczego inne służby mundurowe miałyby pozostawać w tyle. Policja w San Francisco otrzymała niedawno prawo do używania robotów do zabijania ludzi w niektórych sytuacjach nadzwyczajnych. Wprowadzone przez władze miasta przepisy podkreślały, że chodzi o „wyjątkowe” i „ekstremalnie rzadkie” przypadki, np. siły policyjna będą mieć do czynienia z atakami napastników strzelających masowo do ludzi albo terrorystów samobójców z bombami. Jednak pomimo tych zapewnień nowe regulacje były ostro krytykowane i przyjmowane z ogromnym niepokojem. Ciało nadzorcze miasta (Board of Supervisors) wstrzymało kilka dni później pozwolenie na takie użycie robotów przez policję, jednak jest to jedynie zawieszenie, a nie odrzucenie tych przepisów – sprawa nie jest jeszcze rozstrzygnięta ostatecznie. Tamtejsza policja pozyskiwała od 2010 roku roboty do pomocy w wykonywaniu zadań. Ich łączna liczba od początku wynosiła siedemnaście, z czego dwanaście jest wciąż „na służbie”. Jak podaje rzecznik lokalnej policji, maszyny te potrafią „brać udział w akcjach zatrzymywania przestępców, w zdarzeniach krytycznych, sytuacjach wyjątkowych, realizować inspekcje podejrzanych urządzeń” i nie tylko. Jednak, jak podkreśla rzecznik, żaden z  policyjnych robotów nie został wyposażony w sprzęt mogący zabić. Choć policja zapewnia, że nie ma planów wyposażenia robotów w broń, to jednocześnie nie wyklucza, że maszyny będące w jej arsenale mogłyby być wyposażane w ładunki wybuchowe w celu wysadzania w powietrze struktur, w których ukrywają się agresywni podejrzani lub wykorzystywane do obezwładniania napastników, którzy mogliby zagrażać życiu przedstawicieli organów ścigania. Robota, który za pomocą materiałów wybuchowych unieszkodliwił napastnika, który postrzelił pięciu policjantów, użyła po raz pierwszy w 2016 r. policja w Dallas, w Teksasie.

Singapurska Agencja Nauki i Technologii (HTSTA) ogłosiła start projektu rozmieszczania na ulicach miasta policyjnych robotów Xavier, zaprogramowanych do wykrywania drobnych wykroczeń, np. nieprawidłowo zaparkowanych rowerów, palenia papierosów w miejscach publicznych oraz wykrywania naruszeń przepisów dotyczących COVID-19, w tym braku maseczki, co, jak się zauważa, zakłada wyposażenie „robocopów” w jakąś formę techniki rozpoznawania twarzy.

I tak krok po kroku, może nie w rewolucyjnym, ale zauważalnym tempie robotyka wkracza nie tylko do naszych fabryk, ale również do biur, do domów, na ulice i w inne miejsca, wykonując zadania, do których sami nigdy się bardzo nie paliliśmy i coraz mniej palimy. 

Mirosław Usidus