Teoria niczego?
Według jednego z twórców teorii inflacji, Alana Gutha z Massachusetts Institute of Technology, „we wszechświecie, w którym zachodzi wieczna inflacja, wszystko, co może się zdarzyć, rzeczywiście się zdarzy - a faktycznie zdarzy się nieskończoną liczbę razy”. I w takim sensie multiwszechświat jest przewidywalny. Naukowców to jednak wcale nie zachwyca, bo brzmi bardziej jak metafizyka a nie fizyka.
Dla Wszechświata pojedynczego, w którym zjawiska zachodzą skończoną liczbę razy, naukowcy mogą obliczyć względne prawdopodobieństwo konkretnego zdarzenia względem jakiegoś innego, porównując, ile razy wystąpi jedno i drugie. Natomiast dla wieloświata, w którym wszystko zdarza się nieskończoną liczbę razy, takie obliczenia nie są możliwe i nie da się stwierdzić, że coś jest bardziej prawdopodobne od czegoś innego. Można przewidzieć dowolny fakt i w którymś ze wszechświatów na pewno on się wydarzy, ale nie mówi to nic o tym, co się będzie dziać w naszym własnym wszechświecie.
Fizyków martwi brak możliwości przewidywania. Zdaniem części z nich, drogę do rozwiązania problemu może wskazać teoria kwantowa. Konkretnie, kosmologiczny obraz wiecznej inflacji wieloświata może być równoważny matematycznie jednej z interpretacji mechaniki kwantowej - tzw. interpretacji wielu światów, autorstwa Hugh Everetta, która usiłuje wyjaśnić fakt, że cząstka wydaje się pojawiać w wielu miejscach równocześnie. Powiązanie hipotez wieloświatowych z rozwidlającymi sie światami kwantowymi, jak sądzą zwolennicy tej koncepcji, rozwiązuje problem przewidywalności.
Siniak po zderzeniu wszechświatów
Niektórzy teoretycy sugerują, że multiwszechświat mógłby wyjaśniać wiele zasadniczych zagadek współczesnej fizyki. Jeśli istnieje, pozwalałby np. odpowiedzieć na pytanie o to, czemu parametry znanego nam Wszechświata - takie jak siła oddziaływań elektromagnetycznych pomiędzy cząsteczkami czy wartość stałej kosmologicznej - mają wartości, którez dużą dokładnością i niewielkimi jedynie odchyleniami są konieczne do zaistnienia życia we Wszechświecie. Według logiki zwolenników multiwersu parametry te są w innych wszechświatach inne. Ten, w którym żyjemy i który mamy szansę dzięki jego dopasowaniu obserwować, ma po prostu wartości idealne dla powstania i rozwoju akurat takich istot żywych jak my.
Naukowcy nie mieli dotychczas żadnych potwierdzających hipotezę multiwszechświata dowodów. Jednak wg Ranga-Ram Chary’ego, naukowca z projektu U.S. Planck Data Center z Caltech, sprawdzenie tej hipotezy byłoby możliwe. W artykule w „Astrophysical Journal” z 2015 r. szczegółowo opisuje on dziwne anomalie wykrywane w mikrofalowym promieniowaniu tła, stanowiącym pozostałość po Wielkim Wybuchu. Zjawiska te, znalezione podczas analizy danych z satelity Planck, mogą być śladem, swoistym siniakiem, po zderzeniu naszego Wszechświata z jakimś innym.
W maju pojawiły się w mediach nowe potwierdzenia, że owa chłodna plama w promieniowaniu tła - obszar na niebie o temperaturze ok. 0,00015°C niższej od otoczenia - nie jest wynikiem braku odpowiedniej ilości okolicznej materii, jak przypuszczali zwolennicy tzw. brzytwy Ockhama (zasady, wg której w wyjaśnianiu zjawisk trzeba dążyć do prostoty) i przeciwnicy szukania nowych wszechświatów (gdyż problemy można wyjaśnić w naszym). Wykluczenie tej konwencjonalnej możliwości pozostawia uchylone drzwi dla bardziej egzotycznych wyjaśnień, otwierając furtkę teoriom wieloświata.
Wielu uczonych odruchowo odrzuca koncepcję multiwszechświata kipiącego wszechświatami i prawami fizyki od sasa do lasa. Poszukiwali i poszukują „teorii wszystkiego”, a proponuje im się „teorię niczego”. Multiwersum niczego bowiem nie wyjaśnia w tradycyjnym rozumieniu fizyki i nie daje żadnych satysfakcjonujących odpowiedzi. Przenosi tylko problemy na odległy od nas i naszych możliwości poznawczych plan, gdzie nie sposób już w jakikolwiek sposób weryfikować teorii naukowych.
Zwolennicy wieloświatowych hipotez nie tracą jednak rezonu. Wskazują, że nie można mówić, iż idea, która objaśnia naturę wszystkiego (i to w pełnym tego słowa znaczeniu), nie wyjaśnia niczego. Poszerzenie horyzontu zawsze było postępem wiedzy, a nie odwrotnie - powiadają. I temu też trudno odmówić racji.