Dean Lawrence Kamen
Dean Kamen (1) - właściciel ponad czterystu czterdziestu patentów amerykańskich i międzynarodowych, w tym Segwaya, legendarnej konstrukcji opartej na żyroskopach - jest geniuszem technicznym. W szkole uchodził jednak raczej za przeciętnego ucznia.
Urodził się w 1951 r., a wychował w Rockville Centre, na Long Island w Nowym Jorku. Nierozstrzygnięte pozostaje, kto miał większy wpływ na jego wychowanie - czy matka Evelyn, nauczycielka, czy ojciec Jack, rysownik i autor komiksów "Weird Science" oraz "Mad". Wiadomo, że w czasach szkolnych Dean nie był ulubieńcem nauczycieli, zresztą z wzajemnością. Dziennikarze chętnie porównują dzieciństwo Kamena i Thomasa Edisona. Obaj wynalazcy nie najlepiej radzili sobie w szkole i obaj intensywnie uczyli się wyłącznie tego, co było dla nich ciekawe. Zamiast więc czytać "Kubusia Puchatka", Dean chętniej sięgał po "Matematyczne zasady filozofii naturalnej" Newtona. Skończyło się na tym, że wczesną edukacją syna zajęła się osobiście matka.
Pierwszy innowacyjny projekt zrealizował na własne potrzeby już jako pięciolatek. Opracował "racjonalizację" polegającą na tym, że bez chodzenia z obu stron łóżka mógł je ścielić. Kolejne pomysły urzeczywistniał w piwnicy. Opracował urządzenie do synchronizacji światła i dźwięku, z którego korzystały zespoły muzyczne. Sprzęt kupiło planetarium na Manhattanie oraz muzeum miasta Nowy Jork. Jako licealista otrzymał zlecenie i zautomatyzował mechanizm opuszczania kuli na Times Square, wykorzystywanej tradycyjnie podczas noworocznej fety. Gdy kończył liceum, zarabiał już 60 tys. dolarów rocznie.
Data i miejsce urodzenia: 5 kwietnia 1951 r.
Adres zamieszkania: Bedford, New Hampshire, USA
Obywatelstwo: amerykańskie Stan cywilny: wolny, bezdzietny
Majątek: szacowany na 500 mln dolarów
Kontakt: contactDEKA@dekaresearch.com
Edukacja: Worcester Polytechnic Institute (nieukończony)
Doświadczenie zawodowe: wynalazca, założyciel i szef rozlicznych przedsiębiorstw (od początku lat 80. XX wieku)
Zainteresowania: lotnictwo, majsterkowanie, zabytki techniki
Kolejny "zwariowany pomysł Deana"
Wkrótce potem zajął się kolejnymi projektami. Rozpoczęcie studiów na politechnice Worcester w stanie Massachusetts nie przeszkodziło mu w założeniu własnej firmy i opracowaniu, w akademiku, nowych innowacji - pompy infuzyjnej oraz pompy automatycznie dozującej insulinę. Szczególnie drugi wynalazek miał niebagatelne znaczenie dla chorych na cukrzycę, którzy wreszcie mogli przyjmować lek bez wizyty w szpitalu lub u lekarza. Sukcesy technologiczne i finansowe nie szły jednak w parze z uczelnianymi. Przez pięć lat studiowania nie udało mu się zaliczyć wielu egzaminów. Rzucił studia.
Oba medyczne patenty stały się błyskawicznie ogromnym sukcesem. A firmę Kamena - AutoSyringe - wraz z prawem do produkcji pomp odkupił potentat na rynku medycznym Baxter Healthcare Corporation.
Jest rok 1982. Kamen został właśnie multimilionerem. I posiadaczem pierwszego prywatnego helikoptera. To jego ulubiony środek transportu. Nie lubi tracić czasu.
O ile wcześniej do pracy inspirowały go opowieści brata-lekarza o problemach osób chorych, np. na cukrzycę, to kolejny projekt medyczny przygotował na zamówienie firmy Baxter. Kamen zminiaturyzował aparaturę do dializ wielkości szafy. HomeChoice - jego przenośny dializator (2) ważył zaledwie 6 kg i zrewolucjonizował życie pacjentów z niewydolnością nerek. Podarował chorym dializę w komfortowych warunkach własnego domu, podczas snu, zamiast częstych wizyt w szpitalu.
- Był to kolejny "zwariowany pomysł Deana", który przewrócił do góry nogami zasady terapii medycznych - powiedział później Kamen o HomeChoice.
Przenośny dializator przyniósł wynalazcy zasłużony rozgłos, uznanie oraz jedno z najważniejszych amerykańskich odznaczeń - Medal Hoovera (1995 r.).
Dean Kamen rozwijał się zawodowo, więc potrzebował przestrzeni do realizacji projektów. Przeprowadził się do Manchesteru w stanie New Hampshire. Miał nową firmę badawczą, DEKA Research & Development Corporation (DEKA od pierwszych liter imienia i nazwiska), z siedzibą w dziewiętnastowiecznych ceglanych budynkach, rozciągających się wzdłuż brzegów rzeki Merrimack. Zdobył również klientów korporacyjnych i fundusze na kolejne przełomowe wynalazki medyczne: zaawansowane ramię protetyczne dla niepełnosprawnych oraz urządzenie do leczenia chłoniaka, Udoskonalił stenty, małe rurki, które wszczepia się do zwężonych przez blaszki miażdżycowe tętnic, aby poprawić napływ krwi do niedokrwionego narządu. Pracował nad udoskonalaniem projektów silników Stirlinga.
Posiadał już ok. sto patentów, gdy w 1999 r. zaprezentował światu kolejny ważny projekt - był to iBOT (3), wózek inwalidzki "chodzący" po schodach. Ta supernowoczesna konstrukcja potrafiła pokonać prawie każdy teren, nawet piasek lub trawnik. Mogła wspinać się po schodach i na krawężniki, a nawet unosić się, balansując na dwóch kołach, aby użytkownik znalazł sie na wysokości dorosłej, stojącej osoby.
- Już możliwość poruszania się po schodach była wspaniała, ale wiele niepełnosprawnych osób mówiło mi, że chciałoby móc rozmawiać z innymi twarzą w twarz - opowiadał Kamen.
IBOT wydawał się wspaniałym projektem, który poprawi komfort życia osób z niepełnosprawnością ruchową. Nie wszystkim się jednak spodobał. FDA, amerykańska rządowa Agencja Żywności i Leków (ocenia produkty pod kątem bezpieczeństwa), uznała, że sterowany za pomocą dżojstika iBOT jest zbyt ryzykowny dla osób niepełnosprawnych. Sześciokołowy pojazd wszedł do produkcji dopiero w roku 2003, ale osoby, które go kupiły, musiały przejść szkolenie z obsługi systemu. Tak FDA potraktowała projekt, który kosztował osiem lat pracy i 50 mln dolarów. Dean Kamen to jednak człowiek silny i energiczny. Skomplikowany system silników, elektroniki i żyroskopów rozwinął w kolejnym projekcie - najbardziej chyba znanym na świecie swoim wynalazku, o którym za chwilę.
Na razie odbierał nagrody i odznaczenia: Nagrodę Heinza w dziedzinie technologii, gospodarki i zatrudnienia (1999), wręczony przez prezydenta Billa Clintona Krajowy Medal Technologii i Innowacji (2000) czy Nagrodę Lemelsona od MIT (2002).
Na dwóch kółkach
Nasz bohater złapał wiatr w żagle, a do kolejnego projektu zaprosił najlepszych inwestorów, jakich mógł sobie wymarzyć. Steve’a Jobsa (szefa Apple’a), Jeffa Bezosa (twórcę Amazon.com) i Johna Doerra, znanego inwestora na rynku nowych technologii. Wszyscy docenili pomysł na pojazd, zwany później Segwayem, i wyłożyli na projekt ponad 100 mln dolarów.
Wprowadzeniu na rynek Segwaya towarzyszyła kampania promocyjna (4) z suspensem na miarę Hitchcocka. Media prześcigały się w doniesieniach o niezwykłym, rewolucyjnym wynalazku, który miał być dla samochodu tym, czym auto dla konia. Była to oczywiście przesada, ale nie zmienia to faktu, że Segway okazał się niewiarygodnym osiągnięciem technicznym. Nie miał hamulców, skrzyni biegów i kierownicy, za to wyposażono go w systemem żyroskopów, zaawansowaną elektronikę i elektryczne akumulatory. Ruszał, gdy kierowca pochylał się w przód. Kiedy jadący się odchylał do tyłu lub na bok, zwalniał albo skręcał w wybranym kierunku. Nie pozwalał się przewrócić, utrzymując kierowcę w pozycji pionowej. Na jednym ładowaniu przejeżdżał 25-30 km. Nie emitował spalin, co musiało podobać się osobom nastawionym ekologicznie.
Kamen i zespół liczyli na to, że Segwaye polubią mieszkańcy dużych miast. Rzeczywistość okazała się jednak mniej łaskawa dla wynalazcy i inwestorów. Niektóre aglomeracje zakazały nawet jazdy nim po chodnikach. W dodatku media zaczęły pisać głównie o wypadkach na Segwayach, spośród których jeden miał tragiczny finał - w 2010 r. 62-letni James Heselden, kierujący Segwayem, zginął po upadku z klifu w brytyjskim West Yorkshire. Rok później firmę Segway odkupił chiński startup Ninebot. Nie takiej rewolucyjnej zmiany oczekiwał Dean Kamen. Ale się nie załamał.
Czysta woda i zdolna młodzież
Zaangażował się w projekty, które mogą rozwiązać globalne problemy. Jeden z ważniejszych dotyczy tego, że blisko miliard ludzi nie ma dostępu do czystej wody pitnej. Amerykanin zaprojektował dla nich prosty destylator wody Slingshot (5). Urządzenie jest w stanie uzdatnić do picia niemal każdą wodę, zanieczyszczoną biologicznie lub chemicznie. W dodatku Slingshot pracuje wydajnie (urządzenie wielkości lodówki może w ciągu dnia wyprodukować prawie tysiąc litrów czystej wody), energooszczędnie (część ciepła potrzebnego do podgrzania wody jest odzyskiwana) i ekologicznie (paliwem dla silnika może być niemal wszystko: od drewna po wysuszone odchody zwierząt i baterie słoneczne). Kamenowi udało się zainteresować swoim wynalazkiem koncern Coca Cola. Slingshoty testowano z sukcesem w Hondurasie i Ghanie. Magazyn "Time" uznał energooszczędne destylarki za jeden z "najlepszych wynalazków 2003 r.".
Dla firmy FedEx Kamen skonstruował autonomicznego robota, który dostarcza przesyłkę pod drzwi. SameDay Bot, podobnie jak dron, jest sterowany przez pracownika firmy, zza biurka, a raczej zza komputera. I zupełnie jak autonomiczny samochód wybierze najkrótszą trasę do celu. Robot ma wbudowany system kamer, LIDAR oraz algorytm uczenia maszynowego, aby mógł wykrywać i zapamiętać przeszkody. Dzięki systemowi kół porusza się w każdym terenie i chodzi po schodach. Rozwija prędkość do 5 km/godz. i potrafi przetransportować nawet 45-kilogramową paczkę. Adresat odbiera przesyłkę po wprowadzeniu kodu, tak jak w paczkomacie.
W 2018 r. Kamen ogłosił kolejny projekt, nad którym pracuje jego firma ARMI. To wytwarzanie ludzkich narządów i tkanek z własnych komórek biorców (np. nerki, płuca). Bardzo ważny dla Kamena jest też FIRST (Inspiration and Recognition of Science and Technology) - program promujący nauki ścisłe wśród młodzieży. Już od 1989 r. w ramach tego projektu organizowane są konkursy robotyki. Kamen podkreśla, że właśnie z tego pomysłu jest najbardziej dumny. A milion uczniów, którzy do tej pory brali udział w konkursach, stanowi armię jego potencjalnych następców.
Flanelowy idol
- Nigdy nie miałem biznesplanu - przyznaje.
Trudno uwierzyć, że to słowa inżyniera multimilionera, który zdobył setki patentów, posiada odrzutowce, helikoptery, prywatną wyspę oraz inteligentny dom, zbudowany wg własnego projektu. Do firmy przychodzi na 9.30, godzinę później niż jego pracownicy, aby mieli czas na kreatywne przemyślenia, dokonywane w spokoju. Kończy dzień pracy o godzinie 22. Wciąż najchętniej nosi dżinsy i flanelowe koszule, choć współpracuje z agencjami rządowymi i największymi korporacjami, a w dorobku ma mnóstwo nagród, wyróżnień i honorowych tytułów naukowych. Nie chce wejść w sztywny garnitur "szacownego i zasłużonego".
Mirosław Usidus