Implanty wszczepiane pod skórę i głębiej. Czy rozrusznik serca to "znak bestii"
Microchipami wszczepialnymi czy też biochipami nazywamy elementy elektroniczne umieszczane w żywych organizmach ludzkich lub zwierzęcych, mające głównie na celu ich identyfikację, najczęściej za pomocą techniki RFID, ewentualnie lokalizację drogą radiową (np. podczas migracji różnych gatunków zwierząt). Najbardziej znane tego typu nadajniki współcześnie mają wielkość ziarna ryżu (11 mm długości/2 mm szerokości). Ostatnio powstają znacznie mniejsze. Rekordowo małego, gdyż mającego jedynie 0,3 milimetra średnicy (1), wszczepialnego do ciała mikrochipa opartego na efektach piezoelektrycznych na częstotliwościach radiowych zaprezentowali w maju 2021 inżynierowie z Uniwersytetu Columbia. Jednak nie są one jeszcze w użytku.
W skład typowego implantu RFID wchodzą zwykle cztery części: mikrochip, antena spiralna, kondensator i przezroczysta kapsuła zbudowana z polimeru polipropylenowego (2). Biochipy RFID o przeznaczeniu handlowym są nadajnikami, które wysyłają sygnał radiowy na niewielką odległość. Mechanizm działania jest prawie taki sam jak w przypadku kodów kreskowych, tyle że osoba nabywająca dobra materialne nie musi już wyciągać portfela ani karty kredytowej w celu uiszczenia zapłaty, pieniądze są zabierane z elektronicznego konta za pomocą skanowania dłoni, w której znajduje się biochip. Do wszczepiania implantów używa się bezpiecznych, hipodermicznych igieł (3). Żywotność urządzenia to 99 lat. Zabieg nie wymaga znieczulenia.
Od transhumanizmu po obiad w stołówce pracowniczej
W 1998 roku Kevin Warwick, profesor cybernetyki na Uniwersytecie w Reading, wszczepił sobie chip do ręki, aby zademonstrować, że jest to możliwe, oraz aby zademonstrować urzeczywistnienie idei transhumanizmu, według której połączenie techniki z ciałem ludzkim to kolejnym etap ewolucji naszego gatunku.
Po eksperymencie Warwicka, wkrótce po zamachu terrorystycznym 11 września 2001 roku, w Stanach Zjednoczonych powstała VeriChip Corporation. Scott Silverman, cytowany szeroko w mediach jej szef, mówił o potrzebie stosowania implantów dla służb ratowniczych, po tym jak wielu strażaków straciło życie w gruzach WTC. Pierwszymi zwykłymi konsumentami, którzy poddali się zabiegowi wszczepienia chipów 11 maja 2002 roku, była amerykańska rodzina Jacobów. Zabieg był transmitowany na żywo w telewizji. Następnie firma VeriChip zdecydowała się wszczepić chipy niektórym wysoko postawionym osobom, w tym Rafaelowi Macedo de la Concha, Prokuratorowi Generalnemu Meksyku i kilku jego pracownikom, a miało to być podyktowane względami bezpieczeństwa. Według VeriChip, do końca 2008 r. na całym świecie wszczepiono chipy około dwóm tysiącom osób. Produkty VeriChip służyły do płacenia jako VeriPay, jak też do dostępu do dokumentacji medycznej – VeriMed, do zabezpieczania dostępu do obiektów - VeriGuard. Był też dodatkowy system monitorowania przestępców na zwolnieniu warunkowym o nazwie Corrections.
Już w lipcu 2012 "Electronic Journal" pisał o turystach z mikrochipem oraz o implikacjach jakie z tego wynikają dla kontrola wizowej i paszportowej, bezpieczeństwa na lotniskach i kontroli ruchu pasażerskiego. Miało to również znaczenie dla gromadzenia danych statystycznych oraz dla marketingu turystycznego.
W 2017 r. firma z branży automatów sprzedażowych, Three Square Market, z siedzibą w River Falls w stanie Wisconsin ogłosiła, że oferuje wszczepianie mikrochipów w dłonie swoich pracowników. Twierdziła, że chip o wartości 300 dolarów pozwoli pracownikom otwierać drzwi, logować się do komputerów, a nawet kupować jedzenie w stołówce. W pierwszym rzucie pięćdziesięciu pracowników zapisało się na wszczepienie implantu. Nie była to zresztą pierwsza firma, która zdecydowała się na podobny krok. Już w 2006 r. Firma CityWatcher z siedzibą w Cincinnati, zajmująca się monitoringiem wideo wszczepiła urządzenia pod skórę dwóch pracowników.
Jednak nie wszystkie reakcje na te działania firm były pozytywne. W mediach społecznościowych pojawiło się sporo krytyki Three Square Market w związku z tym, "co zrobiła i chce zrobić swoim pracownikom". Three Square Market był przypadkiem testowym, pierwszą firmą w USA, która zaoferowała implanty pracownikom na scenie publicznej. Jednak gwałtowna reakcja, która powiązała te urządzenia nie tylko ze zgubną inwigilacją, ale także z wizją tech-apokalipsy, zrodziła pytanie, czy świat jest gotowy na to, by technologia weszła pod skórę (4)?
Szwedzka moda
Firma BioHax International, która dostarczyła chipy do Three Square Market, podała, że dziesiątki innych firm na całym świecie, w tym niektóre wielkie międzynarodowe koncerny, chcą wdrożyć podobne systemy w swoich miejscach pracy. Twórca Biohax, Jowan Österlund (5), szwedzki tatuażysta i specjalista od przekłuwania ciała wszczepiał go setkom młodych, nie mających nic przeciwko temu ludzi. Dla nich chip w ciele oznaczał płynną integrację biologii i techniki. Używali implantów, aby uzyskać dostęp do swoich miejsc pracy, płacić za członkostwo w siłowni, a nawet jeździć komunikacją publiczną.
W 2013 roku, Österlund natknął się na niemiecką firmę sprzedającą online mikrochipy klasy przemysłowej. W przeciwieństwie do chipów stosowanych u zwierząt domowych, które mogą przesyłać tylko jeden numer identyfikacyjny, te urządzenia były wyposażone w protokół komunikacyjny NFC, który można zaprogramować do wykonywania prostych zadań. Österlund zamówił całą partię i napisał podstawowy program, który sparował jego Samsunga 5 z mikrochipem, tak, by ten automatycznie dzwonił do jego żony, gdy ten podnosił telefon.
Firma Österlunda, która rozwinęła się z towarzyskich spotkań i rozrywek, ma na celu uproszczenie tożsamości i dostępu w cyfrowym świecie, oferując zastąpienie pozornie niekończącej się kolekcji haseł, kluczy, biletów, kart, które zagracają nasze życie. „Dzięki chipowi wszystko to znajduje się w tym jednym małym urządzeniu, którego nie można zgubić. Szwedzkie koleje są już kompatybilne z moimi chipami, a jako kraj planujemy całkowite uwolnienie się od gotówki do 2023 roku”, mówił w wywiadach kilka lat temu.
Inna szwedzka firma Dsruptive, która ma swoją siedzibę na uniwersytecie w południowej Szwecji, podchodzi do mikrochipowania z myślą głównie o zastosowaniach medycznych. Wierzy, że przez umieszczenie urządzenia pod skórą, zamiast noszenia go jak opaski FitBit, zbieranie danych zostanie znacznie ulepszone. Wystarczy chipa sparować ze smartfonem i można uzyskać informacje np. o natlenieniu krwi, temperaturze, tętnie, oddechu.
Istnieją inne firmy pracujące nad jeszcze dalej idącymi rozwiązaniami wszczepialnymi. To przede wszystkim znana w tej branży Dangerous Things z siedzibą w Seattle, która sprzedaje różne urządzenia bioaktywne, w tym na przykład wielokolorowe światła LED, które świecą pod skórą (6).
Lęki i uprzedzenia
Znany krytyk implantowania, profesor Ifeoma Ajunwa z Uniwersytetu Cornell, podkreśla, że te nowe techniki nie tylko dostarczają pracodawcom bardziej intymny profil danych ich pracowników w miejscu pracy, ale wkraczają w ich życie prywatne i wewnętrzne. Mikrochipy, twierdzi Ajunwa, to groźba "ciągłego nadzoru, gdyż dosłownie idą z pracownikiem, gdziekolwiek on idzie. Wydaje się, że w ten sposób zaciera się granica między pracą a życiem rodzinnym".
Jednak szwedzcy specjaliści w dziedzinie chipowania, tacy jak Österlund, przypuszczają w komentarzach medialnych, że większość obaw związanych z mikrochipami wynika mniej z obaw o prywatność, a bardziej z irracjonalnych uprzedzeń wobec implantów. "Mikrochipy są obojętne i pasywne, w zasadzie jak karty, których nie można zgubić", wyjaśniał wielokrotnie Österlund. "Za sporą ironię uważam krytyczne komentarze internetowe ludzi chodzących wszędzie z iPhone’em i posługujących się kontem Gmail". Jest też przekonany, iż strach, który odczuwamy w związku z mikrochipami, dotyczy w mniejszym stopniu konkretnej techniki, a w większym - tej technologii w kontekście władzy i nierównych relacji opartych na władzy, takich jak pracodawca i pracownik.
Kiedy wspomniana firma Verichip opracowała swoje pierwsze implanty mikrochipowe ukierunkowane na opiekę zdrowotną na początku lat osiemdziesiątych, jej badania wykazały, że 90 proc. Amerykanów nie czuje się komfortowo z tą technologią. Firma uzyskała zgodę FDA na swoje urządzenia w 2004 roku, ale splajtowała trzy lata później, w dużej mierze z powodu badań, które sugerowały potencjalny związek między transponderami RFID a rakiem u zwierząt laboratoryjnych. Ryzyko zachorowania na raka spowodowane przez RFID okazało się od tego czasu praktycznie nieistotne dla ludzi i znikome dla zwierząt, a jedno z badań z 2016 roku sugerowało nawet, że umieszczenie aktywnych transponderów RFID w guzach nowotworowych może być skutecznym sposobem leczenia.
Medycyna wszczepia od dawna
Brak konsekwencji i pewną irracjonalność w stosunku do "chipowania" widać, gdy przypomnimy przykłady implantów znanych od lat, które wewnątrz swoich ciał noszą tysiące ludzi. Mowa o rozrusznikach serca i innych urządzeniach stymulujących prace tego kluczowego organu. Jakoś nie słychać zbyt wielu spiskowych teorii na temat tych stosowanych od dekad urządzeń.
Sztuczny rozrusznik serca, inaczej stymulator serca, kardiostymulator (7) jest urządzeniem elektrycznym, obecnie wszczepianym w ciało chorego, służącym do elektrycznego pobudzania rytmu serca. Stosuje się go, gdy naturalny rozrusznik - węzeł zatokowy, w wyniku różnych schorzeń trwale przestaje spełniać swoją rolę, co prowadzi do objawów niedokrwienia mózgu lub niewydolności serca. Drugim wskazaniem do wszczepienia rozrusznika są zaburzenia przewodzenia przez naturalne elektryczne połączenie pomiędzy przedsionkami i komorami serca - węzeł przedsionkowo-komorowy.
Pierwszy zewnętrzny rozrusznik serca zbudował John Hopps w 1950. Pierwszy w świecie wewnętrzny rozrusznik 8 października 1958 wszczepił Åke Senning, szwedzki kardiochirurg w Solnie w szpitalu Karolinska Sjukhuset przy współpracy Rune Elmeqvista, który był producentem tego urządzenia. Szwed Arne Larsson, który był pierwszym pacjentem ze wszczepionym urządzeniem, zanim zmarł w wieku 86 lat w 2001 r. miał zamontowane 24 rozruszniki i przeżył zarówno jego wynalazcę, jak również chirurga, który mu je wszczepiał. W Polsce pierwszy zabieg implantacji rozrusznika został wykonany w 1963 w Gdańsku przez prof. Zdzisława Kieturakisa i dr Wojciecha Kozłowskiego.
Urządzenie stymulujące serce składa się ze stymulatora (obecnie wielkości mniejszej od pudełka zapałek), zawierającego hermetycznie zamknięte w obudowie z materiałów biologicznie obojętnych baterie, który jest wszczepiany pod skórę. Jest on jednocześnie detektorem, jak i generatorem impulsów elektrycznych. Impulsy mają woltaż rzędu 0,5-5 woltów i czas trwania 0,2-1 milisekundy. W roboczym mięśniu komór serca umieszczane są metalowe elektrody pokryte tworzywem sztucznym. Działanie rozrusznika serca jest możliwe dzięki zasilaniu baterią.
Pomimo małych rozmiarów i ciągłej pracy urządzenia żywotność baterii stymulatora serca wynosi kilka lat. To czy będą to 3 lata czy 8 lat zależy od tego jak ciężko i często aparat musi pracować. Komputer stymulatora monitoruje i analizuje pracę serca oraz dostarcza sercu elektryczne impulsy stymulujące, zawsze wtedy, gdy jest to niezbędne.
Znane są także inne wszczepialne urządzenia pomagające sercu. np. kardiowerter-defibrylator serca ma za zadanie przerwać potencjalnie groźną dla życia arytmię i przywrócić rytm zatokowy serca. Wszczepienia urządzenia dokonuje się u chorych, u których pomimo leczenia farmakologicznego istnieje duże ryzyko wystąpienia groźnych dla życia zaburzeń rytmu serca, mogących doprowadzić do nagłego zatrzymania krążenia i śmierci sercowej. Początki tej metody leczniczej sięgają lat 80-tych XX wieku i zapoczątkowane były w Sinai Hospital w Baltimore. Początkowo układ elektryczny kardiowertera-defibrylatora potrafił jedynie wykonać defibrylację. Rozwój elektroniki doprowadził do tego, że urządzenia te ponadto potrafią wykonać kardiowersję, działać na zasadzie rozrusznika serca, analizować i rejestrować epizody arytmii.
Także stymulatory nerwów są jednymi z wielu technologii wszczepialnych, które z pełną siłą wskoczyły na rynek opieki zdrowotnej. Do użytku stopniowo wchodzą nowe rodzaje wszczepialnych implantów medycznych, np. systemy ciągłego monitorowania glukozy dla osób z cukrzycą.
Wraz z postępem technologicznym pojawiły się implantowalne systemy kontrolowanego uwalniania leków. Implantacyjne systemy dostarczania leków są obecnie dzielone na trzy kategorie: implanty biodegradowalne/niebiodegradowalne, systemy pomp implantacyjnych oraz najnowsza klasa implantów nietypowych. Biodegradowalne i niebiodegradowalne implanty są dostępne jako systemy zbiornikowe i matrycowe, które wykazują kinetykę uwalniania zależną od parametrów systemu i otoczenia. Opracowano kilka mikroprzepływowych pomp, zaworów i kanałów o kontrolowanym uwalnianiu, które wykorzystują ruchome części, takie jak tłok pneumatyczny lub pompowanie elektroosmotyczne. Jednak ograniczenia związane z niestabilnością leków, złożonością produkcji i awariami ruchomych części utrudniają kliniczne zastosowanie mikroprzepływów.
Rozwija się ostatnio nowa klasa systemów kontrolowanego uwalniania leków, opartych na inteligentnej, programowalnej mikroelektronice. Mikrochipy są zdolne do złożonych wzorów uwalniania, zwiększonej dokładności oraz izolacji leku od środowiska zewnętrznego. Zaimplantowane mikrochipy umożliwiają uwalnianie leku na żądanie. Stałe mikrochipy krzemowe składają się z setek zbiorników wypełnionych dawkami do jednego mililitra leków w aseptycznej postaci stałej, płynnej lub żelowej.
Wielozbiornikowe mikrochipy są hermetycznie zamknięte w celu uniknięcia degradacji, a następnie pokryte membraną anodową, która może być poddana elektrotermicznej stymulacji w celu uwolnienia zawartości zbiornika. Uwolnienie mikrorezerwuaru jest osiągane przez przyłożenie napięcia pomiędzy cienką, metaliczną (np. miedzianą lub złotą) membranę anodową i katodę w celu elektrochemicznego rozpuszczenia pokrywy rezerwuaru. Ten potencjał elektryczny może być aktywowany bezprzewodowo, zewnętrznie w stosunku do ciała lub wtórnie do zmian metabolicznych w gospodarzu. Obwody sterujące mogą być zintegrowane w mikrochipach. Takie kontrolowane dostarczanie leków może uwalniać leki przez miesiące, zgodnie z ustalonym harmonogramem lub w zależności od potrzeb.
Warto zadać kilka pytań i wyjaśnić parę rzeczy
Z wypowiedzi wielu znawców tematu wynika, że opory przeciwko wszczepialnym mikrochipom wynikają nie tyle z wiedzy, ile raczej z niewiedzy. I nawet jeśli ktoś wie, że technika ta nie różni się od tej, która jest już wokół nas wszechobecna a przypadku medycznych implantów może nam ratować zdrowie i życie, to wciąż pozostaje obawa przed wprowadzaniem „tego czegoś” do organizmu. Ci, którzy normalnie uspokajają nas w tej kwestii powinni w sposób wyczerpujący wyjaśnić budzące ogromne kontrowersje kwestii i powiedzieć na szereg pytań
Przede wszystkim jakie są korzyści z wszczepienia mikrochipów w porównaniu z ich niewszczepianiem? Czy wszczepianie chipów jest fizycznie i emocjonalnie bezpieczne? Kto jest właścicielem danych zapisywanych w chipie, jeśli to ma miejsce? Kto i kiedy ma dostęp do tych danych? Czy chipy komunikują się z sieciami zewnętrznymi? W jaki sposób chipy są aktualizowane po znalezieniu w nich błędów i wad? Czy chipy mogą zostać zhakowane? Zakładając, że tak, jakie zabezpieczenia są stosowane, aby zapobiec nieautoryzowanemu dostępowi do danych i manipulowaniu nimi. Czy wszczepienie mikrochipa jest rzeczywiście dobrowolne i czy będzie ono takie nadal dobrowolne 10 czy 20 lat? Czy jest to konieczne z medycznego punktu widzenia? Czy wszczepiającym chipy oferowane są zachęty? Czy są kary/szykany/ograniczenia, dla tych, którzy tego nie robią?
Wszczepialne chipy stały się współcześnie w wielu komentarzach odpowiednikiem zapowiedzianego w Apokalipsie św. Jana "znaku bestii". Jak jednak zwykle to bywa z przeróżnymi nowymi technologiami, to czy staną się narzędziem szatańskim, czy czymś czyniącym raczej dobro i pożytecznym, zależy wyłącznie od nas, ludzi.
Mirosław Usidus