Walentynki chemika
Temat artykułu związany jest oczywiście z miesiącem, w którym się ukazuje - czasie, gdy wystawy sklepów opanowały czerwone serduszka i pluszaki. Oczywiście każdy inny dzień roku, nie tylko 14 lutego, jest równie dobry na miłosne wyznania. Wydawałoby się, że coś tak nieuchwytnego i tajemniczego, jak uczucia, nie da się zapisać wzorami i formułami, ale uczeni jednak spróbowali. Spójrzmy zatem na miłość oczami chemików, wszak i oni nie są przecież odporni na strzały Amora.
Tak się zaczyna…
Pewna osoba wpadła ci w oko, słyszysz jej głos, czujesz dotyk dłoni, do nosa dotarły cząsteczki jej feromonów, charakterystycznych dla każdego substancji, stale wydzielane przez skórę. Dzięki nim wiesz, czy między tobą a potencjalnym partnerem istnieje chemiczne dopasowanie (czytaj: wystarczająco różnicie się genetycznie, a to zwiększa szanse na zdrowe potomstwo - tak właśnie działa ewolucja). Przez błony komórek twojego układu nerwowego przemieszczają się jony sodu i potasu.
To z kolei impulsy elektryczne pędzące z zawrotną szybkością ponad 400 kilometrów na godzinę od receptorów w narządach zmysłów (między zakochanymi rzeczywiście "iskrzy"). Celem jest ośrodek uczuć zlokalizowany - nie! poeci się mylili, wcale nie w sercu - w mózgu. Tam też następuje porównanie obrazu z idealnym wzorcem twojego potencjalnego partnera. Jeśli wynik nie jest zadowalający… cóż, szukasz dalej. Jeżeli zaś porównanie wypadło pozytywnie, wtedy mózg, jak komputer, wczytuje odpowiedni program i rusza biochemiczna maszyneria. Zaczyna się…
…hormonalna burza
W ciągu kilku sekund część mózgu nazywana podwzgórzem rozpoczyna produkcję "hormonu zakochania". Mianem tym opisywany jest związek chemiczny o nazwie 2-fenyloetanoamina (częściej spotkasz się z akronimem PEA, od angielskiej nazwy 2-phenylethylamine) (1). Hormon działa od razu: policzki się różowią, ręce pocą i drżą, rytm serca i oddech przyspieszają, aż zaczyna brakować tchu, ściska cię w "dołku", a w brzuchu czujesz "motylki", twe oczy błyszczą, a ich źrenice się powiększają. Zakochani dobrze znają to uczucie, a pozostali niech wiedzą, co ich czeka.
Ale to wcale nie jest koniec, wręcz przeciwnie. Działanie PEA uruchamia prawdziwą burzę reakcji chemicznych. W mózgu wzrasta stężenie dwóch następnych hormonów: dopaminy i noradrenaliny.
Dopamina nie bez racji nazywana jest "molekułą szczęścia" (2). Hormon nadzoruje przemiany chemiczne odpowiedzialne za odczuwanie przyjemności oraz działa aktywująco na ośrodek nagrody w mózgu. Widok obiektu uczuć znacznie zwiększa poziom dopaminy, to właśnie z tego powodu stale chcesz przebywać z ukochaną osobą. Jednak równocześnie spada zdolność do realistycznej oceny rzeczywistości i poziom krytycyzmu (zwłaszcza w stosunku do wybranki lub wybranka) - nie bez powodu mówi się, że zakochani patrzą na świat przez różowe okulary.
Noradrenalina wykazuje działanie podobne do hormonu stresu i walki - adrenaliny (3). Jej wpływ powoduje przyspieszenie akcji serca, podnosi ciśnienie krwi (czerwienisz się na widok ukochanej osoby), wzrasta twoja odporność na ból i zdolność do wysiłku fizycznego. Nie istnieją dla ciebie problemy nie do rozwiązania, wprost przeciwnie - możesz wprost "góry przenosić" (wszak wybranej osobie trzeba zaimponować).
Duże ilości 2-fenyloetanoaminy znajdują się w czekoladzie. W lutym "czekoladowe teorie miłości" regularnie przewijają się przez łamy popularnej prasy i portale internetowe. Naukowcy jednak cierpliwie dementują owe rewelacje, twierdząc,
że organizm człowieka bardzo szybko rozkłada PEA zawarte w czekoladzie, związek ten więc nie może wpływać na nasze zachowanie. Specjaliści od marketingu wiedzą jednak swoje, w spotach reklamowych czekoladek pełno jest zakochanych osób, a wręczenie bombonierki to najlepszy sposób na wyrażenia swoich uczuć. Z drugiej strony w czekoladzie naprawdę jest to "coś", co poprawia nasz nastrój.
Słodki podarunek dla ukochanej osoby bez wątpienia podniesie jej poziom "hormonu miłości" i nie będzie miało żadnego znaczenia, czy wzrost ten wynika ze składu chemicznego czekolady, czy też z samego faktu otrzymania upominku (4). Bądź jednak ostrożny: jeżeli wybrana osoba aktualnie jest na diecie, konsekwencje mogą okazać się odwrotne do zamierzonych…
Rozterki zakochanych
Zdarza się czasem i tak, że nie możesz być blisko ukochanej osoby. W rezultacie spada znacznie poziom serotoniny, kolejnego hormonu i neuroprzekaźnika z "miłosnego arsenału" (5). Gdy zaś serotoniny jest mało, w twoim organizmie zaczyna dziać się nie najlepiej. Ogarniają cię ponure myśli, zadręczasz się ("czy jeszcze mnie kocha?"), ogarnia cię apatia, źle sypiasz i nie możesz się na niczym dłużej skoncentrować. Krótko mówiąc - czarna rozpacz. Ale wystarczy, że usłyszysz tylko głos ukochanej osoby, a cały świat znów nabiera barw. Naukowiec wyjaśni to oczywiście inaczej: ponownie wydzielają się duże ilości serotoniny i pozostałych hormonów odpowiedzialnych za pozytywne uczucia.
Dla naukowców badających miłość opisane stany nie były wcale nowością. Wręcz przeciwnie, znali je na długo przed tym. Prawie identyczne objawy wykazują nałogowcy (alkoholicy, narkomani, palacze) pozbawieni dostępu do używek, hazardziści niemogący grać i pracoholicy w czasie wolnym. Zjawisko jest znane jako syndrom odstawienia (z pewnością niejeden z czytelników go doświadczył, gdy przez dłuższy czas nie mógł zajmować się ulubionym hobby). Powodem wystąpienia objawów syndromu jest fakt, że opisane do tej pory hormony działają podobnie do narkotyków (PEA, dopamina i noradrenalina mają nawet budowę molekuł zbliżoną do struktury cząsteczki amfetaminy). Dlatego też, gdy nie masz kontaktu z obiektem uczuć, z całą jaskrawością występują skutki syndromu odstawienia. "Narkotykami miłości" możesz jednak upajać się do woli.
Czas biegnie
Szczęśliwi i zakochani czasu nie liczą, mija więc on im szybko, ale - jak śpiewała Anna Jantar - nic nie może przecież wiecznie trwać. Wszystko zależy od cech indywidualnych, ale najdalej po dwóch latach spada wydzielanie 2-fenyloetanoaminy. Ma to głębszy sens fizjologiczny - nie można przecież cały czas żyć na "najwyższych obrotach". Związek dwóch osób wchodzi w fazę kryzysu. Ci, którzy są uzależnieni od wysokiego poziomu PEA ("motylki fruwające z kwiatka na kwiatek"), poszukają nowego obiektu uczuć. Jednak partnerzy, których oprócz hormonów połączyły również inne więzy, przejdą do kolejnego rozdziału miłości. Także i w nim chemia odegra decydującą rolę.
W nowej, dojrzałej fazie związku do głosu dochodzą hormony peptydowe (ich cząsteczki są zbudowane z aminokwasów), których działanie do tej pory było tłumione przez PEA. Są to przede wszystkim endorfiny, zwane również "molekułami emocji". Niektóre z nich powstają tylko w obecności partnera, dając ci poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji życiowej.
Nazwa endorfina znaczy ni mniej, ni więcej tylko "wewnętrzna morfina" i rzeczywiście związki z tej grupy działają podobnie do opiatów (opium, morfiny czy też heroiny). Nie przerażaj się jednak, w przeciwieństwie do narkotyków są to substancje bardzo pożądane w twoim organizmie. U ludzi pozostających w szczęśliwym związku dodatkowo wytwarzane są oksytocyna i wazopresyna, dwa hormony wywołujące poczucie bliskości i przywiązania do partnera. W przeciwieństwie do związków produkowanych podczas pierwszej fazy miłości działają one przez długie lata (6, 7).
Nie masz już chyba wątpliwości, że popularne powiedzenie o "chemii" między dwoma osobami ma pełne naukowe uzasadnienie. Miłość to prawdziwa chemiczna gra hormonów: wydzielanych w określonej kolejności, wpływających wzajemnie na siebie, kontrolujących nasze reakcje i uczucia. Jednak nawet gdy zdajesz sobie sprawę z tego faktu, pozostaje ona zawsze pełna piękna i magii. Żadna przecież reakcja chemiczna nie opisze tego niepowtarzalego uczucia, które ogarnia nas w obecności ukochanej osoby. Miłość to nie tylko PEA, ale od niej wszystko się zaczyna (8).
Krzysztof Orliński