Smartwatch nigdy nie będzie w rodzinie od pokoleń
W roku 2015 - tym, w którym rozpoczęto produkcję Apple Watch - prezes oddziału zegarków koncernu Louis Vuitton Moët Hennessy, firmy TAG Heuer, powiedział, że szwajcarski przemysł czasomierzy nie obawia się nowego produktu firmy Apple. Nie może być on bowiem ani naprawiony za tysiąc lat, czy nawet za osiemdziesiąt, ani odziedziczony przez spadkobierców, ani nigdy nie stanie się symbolem statusu.
Dziś komentuje się ową wypowiedź w ten sposób, że gdy dochodzi do rewolucyjnych zmian w branży, przedstawiciele tradycyjnych wyrobów nie są w stanie dostrzec zagrożenia, nadal postrzegając sytuację wg kryteriów, które były ważne wczoraj, ale już nie dziś.
Sam Apple Watch nie jest typowym tańszym odpowiednikiem prestiżowego produktu. Jak wszystkie propozycje rynkowe słynnej firmy, również wyznacza pewien status, o funkcjach i możliwościach technicznych nie wspominając. Dlatego boleśnie uderza w starszy sektor dóbr luksusowych. Komentatorzy zauważają, że gdy ktoś nabywa Apple Watch, zwykle wmawia sobie, że będzie go nosił tylko czasem, a generalnie pozostanie wierny swojemu ulubionemu, tradycyjnemu zegarkowi. Jak się jednak okazuje, gdy już raz spróbujemy jabłka, stajemy się "zgubieni", a raczej straceni, dla szwajcarskich błyskotek.
Produkt Apple’a, dając to wszystko, co daje smartwatch (a lista funkcji i technicznych udogodnień jest długa), wcale nie wyrządza krzywdy czemuś tak ulotnemu, jak poczucie prestiżu i statusu, bo od lat działa już magia i moc jego własnej marki.
"Damski gadżet" zmienił się przez wojnę
Jeśli komuś się wydaje, że zwyczaj noszenia zegarków na nadgarstku jest czymś bardzo starym, to jest w błędzie. Upowszechniać się na prawdziwie masową skalę zaczął dopiero niecałe sto lat temu. W dodatku początkowo dotyczył głównie damskich gadżetów - w pewnym momencie zegarki na nadgarstku stały się wręcz częścią kobiecej biżuterii.
Być może pora postawić generalne pytanie, czy tego rodzaju czasomierze stanowiły stosunkowo krótki i przejściowy etap w historii technicznej cywilizacji, jak ośmiościeżkowe magnetofony i budki telefoniczne? A może jednak z jakichś powodów przetrwają?
Smartwatche, które - jak się uważa - mogłyby wyprzeć tradycyjne, często kunsztowne dzieła precyzyjnej mechaniki, w pewnym sensie korzystają z obyczaju, który utrwalił się wraz z ekspansją tych starszych zegarmistrzowskich tworów. Właściwsze więc być może byłoby pytanie o dalsze trwanie obyczaju noszenia naręcznego urządzenia dostarczającego użytkownikowi określonych informacji - najpierw o dokładnym czasie, potem kolejnych, aż do niewiarygodnie szerokiego strumienia danych wpychanego do inteligentnego zegarka ze sprzężonego bezprzewodowo smartfona.
Skąd się w ogóle wzięły zegarki na rękę?
Wiele źródeł przypisuje ten wynalazek dwóm szwajcarskim zegarmistrzom. Pierre Jaquet-Droz i Jean-Frédéric Leschot w 1790 r. wykonali pierwszy model noszony na nadgarstku. Przymocowali go do damskiej bransoletki, ale pomysł wtedy się nie przyjął. Duży wkład w późniejszy rozwój koncepcji miała słynna szwajcarska firma Patek Philippe (2), która w 1868 r. skonstruowała urządzenie przeznaczone dla kobiet i uważane za element biżuterii bogatych, eleganckich dam. Na przełomie XIX i XX wieku zaczęły się pojawiać tańsze zegarki na rękę, zyskując wśród pań coraz większą popularność.
Mężczyźni przez długi czas woleli modele kieszonkowe, a te naręczne miały etykietkę damskich. Pod koniec XIX wieku okazało się, że posiadania czasomierzy jest wysoce pożądane również przez żołnierzy i marynarzy, a jednocześnie egzemplarze kieszonkowe okazywały się na ówczesnym polu bitwy czy na morzu niewygodne w użyciu. W niemieckiej cesarskiej marynarce wojennej już w latach 80. XIX wieku i potem w wojnie angielsko-burskiej w RPA walczący nosili wygodne zegarki naręczne.
Wkrótce zaczęła się epoka lotnictwa. Piloci zaczęli domagać się odpowiednich modeli zamiast kieszonkowych, które dla nich pozostawały już zupełnie niepraktyczne. W 1904 r. Louis Cartier stworzył męski zegarek kieszonkowy ze skórzanym paskiem i klamrą, aby rozwiązać problem z odczytywaniem czasu, zgłaszany przez jego przyjaciela Alberta Santosa Dumonta, brazylijskiego pioniera lotnictwa.
Przełomem na masową skalę okazała się I wojna światowa. Zegarki naręczne stały się koniecznością w oddziałach wojskowych. Już nikt nie traktował ich jako wyłącznie damskiej ozdoby.
Zaczęła się złota era zegarka na rękę. Masowa produkcja sprawiła, że stały się one przystępne cenowo dla zwykłych obywateli, a w drugiej połowie XX wieku były już uważane za niezbędny element codziennego wyposażenia zarówno mężczyzn, jak i kobiet.
Wiele osób posiadało więcej niż jeden egzemplarz, modele sportowe i rekreacyjne, wersje stylowe do noszenia w biznesie oraz modne i drogie, dopasowane do kreacji. Na rynku pojawiły się wymienne paski w różnych kolorach i stylach. W krajach zachodnich co lepsze sztuki zegarków stawały się częstymi prezentami z okazji ukończenia studiów. Kosztowny złoty model bywał często standardowym upominkiem dla osoby odchodzącej z firmy na emeryturę. W Polsce pierwsze swoje zegarki otrzymywały dzieci przystępujące do pierwszej komunii.
Dla nurków, pilotów, żołnierzy, alpinistów i wielu innych zawodów oraz hobbystów stworzono zegarki specjalistyczne. Z każdym nowym udoskonaleniem zegarki zyskiwały dziesiątki nowych funkcji, dzięki czemu pozostawały rzeczą potrzebną lub wręcz niezbędną.
W latach 70. pojawiły się tanie zegarki elektroniczne - takie jak Casio (3) czy Timex, które rozkwitły jako wielka moda w następnej dekadzie. W Szwajcarii ten okres nazywany jest "kryzysem kwarcowym", co chyba można łatwo zrozumieć. Zegarki zasilane bateriami, które opierały się na kryształach kwarcu w celu pomiaru czasu, były znacznie dokładniejsze niż tradycyjne zegarki mechaniczne.
Odparty atak kwarcowy
Ostatecznie jednak nie dały rady.
Choć spodziewano się, że elektroniczne zegarki kwarcowe zakończą erę luksusowych, markowych czasomierzy naręcznych, tak się nie stało. Zresztą kategorie się wymieszały, bo wiele zegarków wyglądających tradycyjnie zasilono o układy elektroniczne i różnego rodzaju funkcje typowe dla gadżetów elektronicznych. Wciąż jednak rynek ten wyglądał tak, że wielkie marki - takie jak Cartier, Patek Philippe, Rolex, Omega, Breitling, IWC, Panerai, Zenith, Jaeger LeCoultre i Vacheron Constantin - robiły wrażenie i uciszały wszystkich chwalców elektroniki.
Co więcej, mobilna technologia rozwijana od lat 90. i potem już w XXI wieku, w ogóle podważyła potrzebę posiadania zegarka. Skoro i tak nosi się ze sobą urządzenie pokazujące godzinę, a w dodatku mnóstwo czasu spędza się z oczami wlepionymi w ekran tego urządzenia, to po co na ręce jeszcze coś, co w zasadzie tylko pokazuje godzinę.
Tendencja spadkowa trwała wiele lat. Można zacytować badania firmy Experian Simmons z 2012 r., wg których w 2011 r. jedynie 42 miliony Amerykanów kupiło sobie czy bliskim zegarki na rękę. Był to znaczący spadek w porównaniu z 55 milionami jeszcze w roku 2004.
Potem przyszło pewne odbicie. Wiele osób zauważyło, że smartfon akurat do sprawdzania czasu nie jest zbyt wygodny, podobnie jak kiedyś czasomierz kieszonkowy. Nie bez znaczenia był powrót mody retro, vintage, hipsterskich tendencji, które polegały na odróżnianiu się od masy innych ludzi, mających tylko komórki. Wszystko to okazało się jednak przejściowym zjawiskiem. Zderzając się ze stagnacją sprzedaży nowych smartfonów, producenci, w tym wspomniane Apple, postanowili zaproponować coś nowego, co w dodatku będzie połączone ze smartfonem.
Zegarki tylko przygotowaniem do ery wearables?
Według spojrzenia, którego amatorzy szwajcarskich klasyków mogą nie akceptować, zegarek naręczny był tylko ewolucyjnym wstępem do prawdziwej rewolucji, jaką są urządzenia noszone (wearables).
Przyzwyczaił on ludzi do pewnego wzorca zachowań i korzystania z technologii, zaś wszelkie estetyczne, modowe i prestiżowe aspekty trwającej od ponad wieku przygody ludzkości z tego rodzaju urządzeniami są tylko skutkiem ubocznym. Zgodnie z tym poglądem los tradycyjnych mechanicznych czasomierzy jest przesądzony. A jeśli się uchowają, to jedynie w jakiejś niewielkiej hobbystycznej niszy.
Być może to prawda, gdyby nie kilka faktów.
Jednym z nich jest przykład szwedzkiej firmy Daniel Wellington, oferującej jak najbardziej tradycyjne w stylu zegarki naręczne (4). Powstała w roku 2011 r., a już w 2017 została okrzyknięta najszybciej rozwijająca się firmą w Europie. Nie produkuje inteligentnych zegarków, ani bardzo dokładnych modeli atomowych. Nie buduje nawet egzemplarzy z niezniszczalnego tytanu. Co ciekawe, nie jest to jedyna nowa firma produkująca zegarki w starym stylu. Wciąż powstają kolejne.
Faktem bezsprzecznym jest też to, że zegarek na nadgarstku już od wielu dekad pozostaje czymś znacznie ważniejszym niż urządzeniem do sprawdzania czasu. Jako taki stał się nieomal symbolem i znakiem kulturowym. Apple Watch też jest znakiem, lecz zupełnie innym. Wybór pomiędzy znakami, jakie chcemy dawać światu, należy do nas. Bogactwo funkcji technicznych i funkcjonalność mają tu zdecydowanie mniejsze znaczenie, a samo wypowiedzenie słów takich jak "smartwatch, który jest w rodzinie od pokoleń" brzmi rzeczywiście niczym dowcip.
Mirosław Usidus