Hi-fi nowej generacji

Hi-fi nowej generacji
Brytyjska firma Naim jest znana wśród audiofilów od wielu lat - do niedawna głównie z wysokiej klasy komponentów Hi-Fi, wpisujących się w schemat tradycyjnego systemu stereofonicznego. Renomę przyniosły jej przede wszystkim świetnie brzmiące wzmacniacze, a do świadomości przebiły się również odtwarzacze CD (oryginalne mechanizmy z ręcznie wyciąganą i chowaną szufladą).

Wydawało się, że Naim pozostanie producentem wiernym określonej grupie klientów - raczej konserwatywnych, skoncentrowanych na jakości dźwięku, a nie na gadżetach, funkcjach, nowatorskich sposobach obsługi, a tym bardziej na wyglądzie. Chociaż swoją drogą, swoisty surowy design Naima był i jest bardzo charakterystyczny.

Jednak kilka lat temu firma rozszerzyła ofertę na tyle radykalnie, że można mówić o zmianie profilu. Pozostał on tylko w ogólnych ramach urządzeń przeznaczonych do słuchania muzyki, bez „wycieczek” w kierunku kina domowego, które ostatnio straciło na znaczeniu; zyskały natomiast nowe formy sprzętu audio, dalekie od dawnych „wież” czy jakkolwiek wyglądających i nazywanych, rozbudowanych systemów, składających się z wielu elementów, połączonych gąszczem kabli.

W preferencjach współczesnego klienta na pierwszym miejscu jest wygoda, na drugim estetyka, na trzecim uniwersalność... A nawet jeżeli w innej kolejności, to gdzie jest jakość dźwięku? Nie stanowi ona już bezwzględnego priorytetu, choć przecież współczesna generacja nie ma słuchu gorszego niż poprzednia, więc wciąż można usłyszeć różnicę... Trzeba więc wszystko ze sobą pogodzić, chociaż w inny sposób niż wcześniej. Ponadto nie ma już jednego obowiązującego schematu i wzoru na system audio. Dopuszczalne i atrakcyjne dla różnych grup klientów są całkowicie odmienne rozwiązania. Nawet warunek odsłuchu stereofonicznego nie jest już traktowany pryncypialnie, pojawiło się wiele „jednopudełkowych” systemików, integrujących wszystkie układy - łącznie z głośnikami, i tylko stwarzających pozory stereo (układ dwukanałowy), albo rezygnujących nawet z tego. To poważny kompromis, przynajmniej z punktu widzenia głęboko zakorzenionej tradycji, utożsamiającej dźwięk wysokiej jakości z dźwiękiem stereofonicznym.

Mu-so jest jednym z najambitniejszych urządzeń tego typu - całkowicie zintegrowany system audio, ale w obudowie na tyle dużej, aby można było zmieścić w niej poważne układy wzmacniające i głośnikowe, i na tyle szerokiej, aby dało się powalczyć chociaż o namiastkę stereofonii. Jak jednak przekonują testy odsłuchowe, nie to okazuje się (przynajmniej w tym przypadku) najważniejsze dla oceny brzmienia. Dynamika, niesamowity bas (jak na wielkość urządzenia), spójność, czystość i detaliczność - zrobią wrażenie na każdym, przekaz muzycznych emocji jest stuprocentowy. Długie doświadczenie firmy Naim na pewno się przydało, chociaż Mu-so wykorzystuje najnowszą technikę, a w przygotowaniu jego drugiej wersji udział wziął francuski specjalista głośnikowy - Focal.

Nowe od środka

Pierwsza wersja Mu-so pojawiła się pięć lat temu i zrobiła furorę (m.in. nagroda EISA). W nowej wersji, oznaczonej jako Gen 2, wygląd pozostawiono bez większych zmian, ale przygotowano w zasadzie zupełnie nowe wnętrze. Pięć lat to przecież dla tego typu sprzętu cała epoka. Wszyscy weszli w sieć, obsługują serwisy muzyczne, oferują smart-dodatki.

Na górnej ściance dominuje duże, charakterystyczne pokrętło, faktycznie jest to skomplikowany panel kontrolny. Zewnętrzny pierścień służy do regulacji głośności, w jego centrum znajduje się wyświetlacz, reagujący na dotyk, oraz czujnik zbliżeniowy. Matryca pozostaje przez większość czasu wygaszona, ale wystarczy zbliżyć do niej dłoń, aby „ożyła”, sygnalizując gotowość do przyjęcia nowych poleceń. Pozwala to na obsługę podstawowych funkcji - głównie wybór źródeł i sterowanie odtwarzaniem. Do sterowania możemy też użyć klasycznego pilota (jest w komplecie) lub zainstalować aplikację mobilną.

Do Mu-so Gen 2 podłączymy źródło wideo (przez HDMI z ARC, dzięki czemu urządzenie sprawdzi się też w roli soundbaru, czyli „podtelewizorowego” systemu audio), analogowe źródła audio (mini-jack) i cyfrowe (złącze optyczne). Jest też gniazdo sieci LAN. Z boku widać jeszcze USB (dla nośników pamięci) oraz diodę sygnalizującą poprawność pracy - głównie połączeń sieciowych.

Za większość zadań sieciowych odpowiadają nowe procesory DSP o większej (niż w pierwszym Mu-so) mocy obliczeniowej.

Komunikacja opiera się na duecie Wi-Fi (moduł jest dwuzakresowy, obejmuje standardy 2,4 oraz 5 GHz) i LAN (tylko w wariancie 100 mbps, ale do strumieniowana muzyki to wystarczy). Ważna jest asysta procesorów sygnałowych i wynikające z tego korzyści. Najnowszy i obecnie chyba najmodniejszy wydaje się standard Apple AirPlay 2, chociaż za najbardziej użyteczny należy raczej uznać duet Chromecast i DLNA; Mu-so Gen 2 uzyskał także certyfikat zgodności z ekosystemem Roon. Zapewniono wsparcie dla najczęściej używanych serwisów strumieniowych - Spotify (Connect) oraz Tidal (ten ostatni bez standardu MQA), chociaż mając na pokładzie Google Chromecast, możemy uruchomić właściwie każde źródło z chmury. Jest też Bluetooth, ale tylko z kodowaniem SBC i AAC. Mu-so Gen 2 „odnajdzie się” w firmowym systemie multiroom. Do dyspozycji mamy też wejścia przewodowe.

Z aplikacji musimy skorzystać zawsze na początku zabawy z urządzeniem, gdyż odpowiada ona za konfigurację wstępną (np. połączenia sieciowego Wi-Fi - podczas korzystania z przewodowego standardu LAN wszystko odbywa się automatycznie). Funkcjami zarezerwowanymi dla aplikacji są także np. precyzyjna kalibracja czułości każdego z wejść.

Zarówno ze źródeł sieciowych (np. Roon), jak i lokalnych (np. pendrajwów) Mu-so Gen 2 odczyta pliki bazujące na PCM (WAV, FLAC, AIFF, ALAC) o rozdzielczości 32 bit/384 kHz. Do tego dochodzi DSD w wariantach DSD64 i DSD128 oraz cała masa pomniejszych (choć w kontekście strumieniowania internetowego wcale nie pomijalnych) standardów skompresowanych, takich jak MP3 czy OGG. Producent pamiętał o trybie Gapless w każdym scenariuszu (lokalnym i sieciowym).

Zdekodowany (z plików) strumień danych jest przetwarzany w układach DSP, które dzielą go na poszczególne zakresy, odpowiednie dla poszczególnych głośników układu trójdrożnego. Kolejnym krokiem jest optymalizacja sygnałów dla poszczególnych gałęzi i systemu modulatorów znajdujących się już w obrębie stopni wyjściowych. Na tym etapie procesory DSP dopasowują wszystkie sygnały do standardu PCM - 24 bit/88, 2 kHz. Sygnały nie są już więc przetwarzane w natywnej postaci (chyba że odtwarzamy dokładnie takie pliki).

W stopniu wyjściowym znajduje się sześć niezależnych, impulsowych wzmacniaczy, każdy o mocy 75 W. Wszystkie elementy w takim układzie są ze sobą optymalnie skonfigurowane, obecność wzmacniacza impulsowego nie jest problematyczna, filtry wyjściowe można było zaprojektować z uwzględnieniem znanego, stałego obciążenia.

Mniejszy może więcej

Oprócz samych procesorów DSP i wzmacniaczy, kluczowe znaczenie uzyskał układ głośnikowy, radykalnie przeprojektowany. Naim i Focal mają obecnie jednego właściciela, więc współpraca musiała się ułożyć. W każdym kanale (stereofonicznym) pracuje 25-mm kopułka wysokotonowa, 8- centymetrowy (średnica membrany) przetwornik średniotonowy oraz owalny (14×7 cm) głośnik niskotonowy. Taki kształt głośnika pozwala uzyskać relatywnie dużą powierzchnię membrany przy umiarkowanej wysokości frontu obudowy, ale i tak nie mamy tutaj do czynienia z wartościami porównywalnymi do występujących w dużych kolumnach wolnostojących. A mimo to Mu-so Gen 2 potrafi zagrać potężnie, jak znacznie większe głośniki. Jak to możliwe?

Pomaga w tym właśnie DSP, które w „inteligentny” sposób dostosowuje moc przy określonej częstotliwości do możliwości głośnika - głośniki pracują „na maksa”, ale nie zostają przeciążone. Takie rozwiązanie możliwe jest tylko w układach aktywnych, a więc przy ścisłej współpracy wzmacniaczy i głośników w ramach jednego urządzenia. W tym aspekcie nawet niewielkie systemy typu Mu-so mają przewagę nad klasycznymi zestawami Hi-Fi, wśród których aktywne kolumny po prostu się nie przyjęły - nie tyle z powodu jakichkolwiek barier technicznych, ile mentalnych (wśród audiofilów).

Dzisiaj, gdy producenci szukają klientów również wśród „szerszej publiczności”, która jest bardziej otwarta na innowacje i mniej ortodoksyjna, dochodzi do zaskakujących kombinacji i paradoksów. Urządzenia o słabej stereofonii i tak brzmią świetnie, bo stoi za nimi bardzo zaawansowana technika, pozwalająca osiągnąć bardzo dużo w innych wymiarach jakości dźwięku, niezależnie od atrakcyjnej formy i walorów funkcjonalnych.

Cena 6500 zł nie jest może „na każdą kieszeń”, ale za tak kompletny i tak grający system, może być uznana za okazyjną.

Andrzej Kisiel