Przygody na obszarach dziewiczych - Richard Branson
Marzyciela i wizjonera, za którego zwykle uważa się Richarda Bransona, założyciela Virgin Galactic, dotknął 31 października 2014 r. ciężki cios. Odbywający lot próbny samolot orbitalny rozbił się na pustyni. Zginął jeden z pilotów.
Wydarzeń o tak tragicznej wymowie w jego życiu nie było, choć nie wszystko zawsze układało się idealnie.
Jednak od razu po wypadku Branson zapewnił, że wciąż zamierza polecieć wraz z rodziną na kosmiczną wycieczkę i stanie się to, zanim ktokolwiek z zewnątrz uda się na orbitę z Virgin Galactic.
„Przez wiele lat budowaliśmy ten statek, samolot-matkę oraz port kosmiczny i możemy bezpiecznie doprowadzić nasze przedsięwzięcie do końca,” zapewnił w rozmowie z reporterami telewizji Sky News.
Chcesz bentleya – to masz
Sir Richard Branson jest najstarszym kitesurferem, który przepłynął przez Kanał La Manche (1). I pierwszym człowiekiem, który balonem na gorące powietrze pokonał Atlantyk.
Oraz Pacyfik. Taka osoba musi chyba bardzo lubić życie i cenić jego smaki. Znany jest z niechęci do garniturów i krawatów.
Jego długie włosy też nie pasują do wizerunku biznesmena. Nie zmienia to faktu, że Virgin stanowi jedną z najbardziej rozpoznawalnych na świecie marek, a jej twórca pozostaje prawdziwą gwiazdą – wzór do naśladowania dla wielu młodych i ambitnych, pragnących w błyskotliwy sposób zdobyć sławę i pieniądze.
Urodzony w 1950 r. w Londynie, Branson pierwsze szlify jako przedsiębiorca zdobywał w wieku 16 lat. Wydawał wówczas czasopismo „Student”, skupiające się na kulturze młodzieżowej. Już wcześniej miał pomysły biznesowe. Chciał się m.in. zająć hodowlą papużek falistych.
Namówił nawet swoich rodziców na założenie ptaszarni. Sprzedawał również choinki. Z kolei w szkole mu nie szło. Był dyslektykiem i rychło zdecydował się porzucić sformalizowaną edukację na rzecz szkoły życia.
W swojej, oczywiście bestsellerowej, autobiografii opowiada następującą historię: „Moje dzieciństwo rozmywa mi się w pamięci, ale kilka rzeczy pozostaje bardzo wyraźnych.
Pamiętam, że moi rodzice ciągle stawiali nam wyzwania. Moja matka z determinacją uczyła nas niezależności. Kiedy miałem cztery lata, zatrzymała samochód kilka kilometrów od naszego domu i kazała mi samodzielnie wracać przez pola.
Oczywiście się zgubiłem.” (2). Młody Branson fascynował się popkulturą i muzyką (3). W swoim „Studencie” przeprowadził nawet wywiad z Mickiem Jaggerem z The Rolling Stones.
Zajął się sprzedażą płyt, zarówno w sklepach, jak też wysyłkową. Nazwę założonej niedługo potem firmy – Virgin (ang. „dziewica”) podsunął mu jeden z pracowników, sugerując, że dobrze oddaje sytuację zupełnie nowych i początkujących na trudnym rynku ludzi.
W 1970 r. firma otworzyła sklep płytowy na prestiżowej Oxford Street w Londynie. Studio nagrań Virgin Records powstało w 1972 r. Pierwszym pracującym w nim artystą był Mike Oldfield, którego instrumentalna płyta „Tubular Bells” miała premierę w 1973 r. Miłośnicy muzyki dobrze wiedzą, jak ogromnym sukcesem się okazała.
Sprzedano ją w trzynastu milionach egzemplarzy, dzięki czemu stała się jednym z największych bestsellerów w całej fonograficznej historii Wielkiej Brytanii. Oldfield został wielką gwiazdą, zaś firma Bransona zarobiła majątek. W cytowanej już autobiografii Branson wspomina, że Oldfield nie chciał się zgodzić na promujący płytę koncert w londyńskiej Queen Elizabeth Hall.
Branson miał zabrać muzyka na przejażdżkę swoim bentleyem. W jej trakcie zapytał muzyka, czy chciałby ten samochód w prezencie. Oldfield zgodził się wystąpić. Virgin Records znana była z odwagi w doborze wydawanej muzyki. Firma podpisała np. kontrakt nagraniowy z Sex Pistols, gdy inne studia nie chciały współpracować z tą kontrowersyjną grupą punkową.
Odkrywała i promowała nieznanych wykonawców. Czasami, jak w przypadku popowej grupy Culture Club, owocowało to wielkimi komercyjnymi sukcesami. Czasem zaś, jak to miało miejsce z zespołami Faust lub Can, muzyka wspieranych artystów pozostawała i do dziś pozostaje znana raczej w kręgach osób wtajemniczonych w poczynania sceny alternatywnej.
Virgin już nie „records”
W 1992 r. Branson sprzedał jednak wytwórnię Virgin – koncernowi nagraniowemu EMI, za 500 mln funtów. Zrobił to, aby utrzymać przy życiu swoją kolejną pasję, firmy lotnicze. W 1984 r. założył linię Virgin Atlantic. Po latach, na pytanie „Jak zostać milionerem?”, Branson odpowiedział z przekąsem: „Najpierw trzeba być miliarderem i następnie kupić linie lotnicze.”
Mimo że nie zawsze było łatwo, ogólnie ostatnie dekady stanowiły epokę wielkiego rozkwitu rozmaitych „dziewiczych” przedsięwzięć Bransona. Był pierwszą i jedyną jak dotychczas osobą, która stworzyła w ośmiu różnych sektorach gospodarki spółki warte po osiem mld dolarów każda.
W 1993 r. jego Virgin Trains uzyskała koncesje na przewozy kolejowe na terenie Wielkiej Brytanii. Na przełomie tysiącleci otworzył kolejne „Virginy” – Virgin Mobile i Virgin Blue w Australii (teraz znany jako Virgin Australia).
Jednocześnie rozwijały się i wciąż rozwijają jego rozmaite firmy rozciągające swoje macki od sektora finansów (Virgin Money) po środki masowego przekazu (Virgin Media). Na całym świecie istnieje dziś ponad sto firm z przedrostkiem Virgin. Zatrudniają one ok. 60 tys. pracowników w ponad 50 krajach.
Kula ziemska to za mało
Gdy na Ziemi robiło się już właściwie wszystko, krok w kosmos wydaje się naturalnym, kolejnym etapem rozwoju. Branson zarejestrował nazwę Virgin Galactic jeszcze w 1999 r. Ciekawe, że dziś w oczach opinii publicznej kojarzy się on głównie właśnie z tą firmą i obietnicą regularnych turystycznych lotów kosmicznych.
Mimo ostatnich niepowodzeń wciąż ma jednak spore szanse być pierwszą osobą, która rzeczywiście stworzy kosmiczne linie przewożące pasażerów na orbitę. Może to jednak potrwać dłużej niż ktokolwiek to sobie wyobrażał – na czele z nim samym.
Jak zaczynała się kosmiczna przygoda „dziewiczego” biznesmena?
W lipcu 2002 r. przedstawiciele firmy Virgin składają wizytę konstruktorowi lotniczemu Burtowi Rutanowi, który chce rywalizować o nagrodę Ansari X Prize. Szef Virgin dostrzega szansę realizacji swoich dawnych marzeń o komercyjnych liniach kosmicznych.
W 2004 r. zapowiada, że Virgin Galactic będzie sponsorować rozwój konstrukcji Burta Rutana. Rok później, po zdobyciu nagrody X Prize, należąca do Rutana firma Scaled Composites oraz Virgin Galactic tworzą Spaceship Company. Celem tego przedsiębiorstwa staje się budowanie pojazdów i tworzenie całej latającej infrastruktury lotów.
W tym samym roku podpisana zostaje umowa z władzami stanu Nowy Meksyk, dotycząca wartej 200 mln dolarów inwestycji na Pustyni Jornada del Muerto, którą realizuje Virgin Galactic. Zostaje ona później nazwana Spaceport America.
W grudniu 2008 r. pojazd wynoszący o nazwie WhiteKnightTwo odbywa pierwszy lot testowy nad Pustynią Mojave. Trzy miesiące później osiąga pułap 13 716 m z przymocowanym SpaceShipTwo, prototypem kosmicznego samolotu (4). Pierwszy lot załogowy SpaceShipTwo, znanego również jako VSS Enterprise, odbywa się jesienią 2010 r.
Potem pojawiają się doniesienia o kolejnych osiągnięciach, próbach i testach, sukcesach… a chętnym, którzy wykupili bilety na inauguracyjne loty suborbitalne, po ćwierć miliona dolarów za jeden, wciąż podaje się nowe daty startu.
Plan wycieczki kosmicznej, która ma stać się później rutynową usługą, jest następujący: startująca z Ziemi WhiteKnightTwo wynosi samolot kosmiczny SpaceShipTwo – latającą konstrukcję o rozpiętości skrzydeł 12,8 m, z dwoma pilotami i sześcioma pasażerami na pokładzie – na wysokość 15 tys. m. Następnie odpalany jest hybrydowy silnik samolotu.
Podniebna maszyna osiąga prędkość ponad 4 tys. km/h. 10 km powyżej tzw. linii Kármána, umownej granicy pomiędzy atmosferą ziemską a przestrzenią kosmiczną, czyli ponad 100 km nad powierzchnią Ziemi, silnik jest wyłączany. Zaczyna się lot kosmiczny.
Trwa całe… pięć minut – w ciszy, w warunkach obniżonej grawitacji i z pięknymi widokami ziemskiego globu za oknami. Loty Virgin Galactic mają mieć charakter suborbitalny i dać krótki posmak podróży kosmicznej. Krótki, bo aby osiągnąć orbitę ziemską, po której porusza się np. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, potrzeba pojazdu o mocy 70 razy większej niż SpaceShipTwo.
Pierwszym ogłoszonym przez Virgin Galactic terminem inauguracji lotów kosmicznych był rok 2011. Na początku 2014 r. Branson powiedział, że jest „na 90 procent” przekonany, iż lot SpaceShipTwo odbędzie się jeszcze w tym roku, a na pokładzie będzie on sam. Jego wypowiedź była najwyraźniej reakcją na oznaki zniecierpliwienia, widoczne zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych.
Już kilka lat wcześniej nasz bohater zapowiadał przecież, że zbudowany w Nowym Meksyku Spaceport America, za pieniądze podatników amerykańskich, obsłuży w 2015 r. 700 lotów. „Ćwierćmilionowe” bilety wykupiło, jak się podaje, ok. 800 osób.
Według późniejszych zapowiedzi pierwszy lot miał się odbyć pod koniec 2013 r. Tymczasem w tym właśnie roku z ważniejszych wydarzeń doszło jedynie do odpalenia silników rakietowych SpaceShipTwo w atmosferze, na kilkanaście sekund.
Cudotwórca nie odpuszcza
Teraz trwa dochodzenie w sprawie przyczyn październikowej katastrofy SpaceShipTwo (5). Według pierwszych informacji, do wypadku doszło wcale nie z powodu awarii silnika, lecz przez nieprawidłowe zadziałanie systemu „lotek” odpowiadających za lot schodzący na Ziemię.
Uruchomił się przedwcześnie, zanim maszyna zwolniła do przewidzianej w projekcie prędkości 1,4 Macha. Badanie przyczyn wypadku ma trwać minimum rok. Trudno wyobrazić sobie, aby przed ogłoszeniem wyników amerykańskie władze lotnicze wydały zezwolenie na loty z pasażerami. Po październikowej katastrofie wiadomo więc, że wcześniejsze terminy nie zostaną dotrzymane.
Mimo to firma wciąż podaje pierwszą połowę 2015 r. jako planowany czas pierwszego lotu suborbitalnego. Branson w rozmowie ze Sky News twardo oświadczył, że Virgin Galactic zrealizuje swoje cele (6). Bo jest firmą, która stanie się w przyszłości „kolejnym cudem świata.” Mirosław Usidus