Ocieplenie mrożące krew w żyłach
Na początku 2014 r. magazyn "Nature" opublikował wyniki badań, z których wynika, że jeżeli emisja dwutlenku węgla utrzyma się na obecnym poziomie, wówczas do 2100 r. temperatura na świecie wzrośnie o co najmniej cztery stopnie, a o drugie tyle do roku 2200.
Ubiegły rok, co odbiło się szerokim echem na świecie, był najgorętszym w historii pomiarów! Według danych klimatologów, w kwietniu koncentracja cząsteczek dwutlenku węgla w atmosferze wynosiła średnio 400 na milion, osiągając poziom, którego Ziemia nie znała od setek tysięcy lat (1).
Kto zawinił najbardziej
2 lutego 2007 r. w Paryżu miała miejsce pierwsza konferencja prasowa ekspertów ONZ-owskiego Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatycznych (IPCC). Opublikowano z jej okazji 21-stronicowy raport dotyczący wzrostu średniej temperatury, ilości dwutlenku węgla w atmosferze oraz poziomu oceanów do 2100 r. w skali całego świata (2).
Przez sześć lat przygotowywało go dwa i pół tysiąca naukowców ze 130 krajów świata. Znaleźć w nich można dane mówiące o przyszłości klimatu, zarówno na świecie, jak i w Polsce. Z wieloletniej pracy naukowców wynika jasno, że człowiek ma wpływ na zmiany klimatyczne aż w 90 procentach.
Jeśli emisja dwutlenku węgla przez zakłady przemysłowe nie zostanie ograniczona, to średnia temperatura na naszym globie podniesie się od 1,8 do 4 stopni; chociaż - jak zaznaczyli naukowcy - górny pułap to nawet 6,4 stopnia. Od początku rewolucji przemysłowej średnia temperatura na kuli ziemskiej wzrosła o 0,85 stopnia.
Dziesięć najcieplejszych lat w historii pomiarów zanotowano zaś pomiędzy rokiem 1998 a 2014. Oprócz przemysłu odpowiada za to wylesianie i rolnictwo na przemysłowa skalę.
Najwięksi historycznie emitenci CO2 to przede wszystkim Stany Zjednoczone, odpowiadające - według średniej różnych szacunków - za 0,157 stopnia wyżej wspomnianego ocieplenia od 1850 do 2011 r.
Chiny ociepliły klimat w tym czasie o 0,061 stopnia, Rosja o 0,044, Niemcy o 0,037, a pierwszą piątkę zamyka Wielka Brytania z udziałem 0,022. Pierwszą dziesiątkę ocieplaczy zamykają Kanada i Ukraina z własnym wkładem do tych osiągnięć w wysokości 0,012 stopnia.
Jednak w ostatnim okresie lista czołowych "kontrybutorów" do efektu ocieplenia, pod względem ilości emisji CO2, nieco się przemeblowała. Obecnie wyraźnie dominują Chiny, które w 2011 r. wypuściły do środowiska 10,26 mld ton dwutlenku węgla (3). Drugie na liście USA wyemitowały "tylko" 6,135 mld ton, a trzecie były Indie z 2,358 mld ton.
W pierwszej dziesiątce, oprócz starych emitentów (Rosja, Japonia, Kanada, Niemcy) znalazły się też takie kraje, jak Indonezja z ponad 2 mld ton, Brazylia (1,4 mld) i Meksyk (723 mln). 28 krajów Unii Europejskiej deklaruje zmniejszenie do roku 2030 emisji gazów cieplarnianych do poziomu 40 procent emisji z 1990 r.
Dodatkowo, do tego samego roku, 27 procent energii ma w Unii pochodzić ze źródeł odnawialnych. Stany Zjednoczone zobowiązały się w ostatnich latach zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych do 2025 r. o 14-16 procent w odniesieniu do poziomu z 1990 r. i o 80 procent do 2050 r.
Za piętnaście lat również Chiny mają zmniejszyć swoje emisje, nie deklarują jednak dokładnie o ile - chcą też produkować wówczas o 20 procent swojej energii ze źródeł odnawialnych.
Jeśli zobowiązania te zostaną wypełnione, średnia temperatura na Ziemi zamiast prognozowanego wzrostu 3,6-4,2°C skoczy "tylko" o 3,1°C do 2100 r.
To wciąż jednak za mało, aby powstrzymać katastrofalne skutki globalnego ocieplenia. Zdaniem naukowców celem powinno być zmniejszenie tempa wzrostu do 2°C. Oczywiście wzrost globalnej temperatury (4) będzie miał poważne skutki dla świata, a gospodarki wielu krajów mocno ucierpią.
Poważną konsekwencją będzie choćby wyginięcie wielu istotnych roślin. Na przykład - kawy. Wskutek zmian klimatycznych zasięg plantacji tej rośliny bardzo się zmniejszy, a cena ziarna wielokrotnie wzrośnie. Jeszcze poważniej brzmi groźba podniesienia się poziomu oceanów, czego bezpośrednim skutkiem będą podtopienia lądów.
Dla Polski cztery stopnie oznaczałyby niemalże przewartościowanie klimatu. Podczas szczytu COP20, który odbył się w Limie w grudniu 2014 r., przyjęto projekt porozumienia, które ma przyczynić się do radykalnego ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. Porozumienie to być może uda się podpisać na szczycie w Paryżu w 2015 r.
Na podstawie deklaracji państw uczestników Koalicji Klimatycznej udało się ustalić wysokości wpłat do tzw. Zielonego Funduszu Klimatycznego, który ma zasilić budżety państw rozwijających się, ponoszących wysokie koszty dostosowania swoich gospodarek do zmian klimatu.
Anomalie, brak wody i głód
Szacunki dotyczące przyszłych temperatur podają zazwyczaj "widełki", gdyż z wielu powodów przewidywania te obarczone są niepewnością. Bierze się ona m.in. z nie do końca wytłumaczonych zjawisk zachodzących w niskich warstwach chmur oraz różnic w tempie konwekcji troposferycznej w strefach tropikalnych.
Dlatego modele klimatyczne, których są dziesiątki wariantów, różnią się od siebie. Przeprowadzone niedawno badania naukowców z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii w Australii sugerują, że wrażliwość klimatu na dwutlenek węgla jest wyższa niż wcześniej sądzono.
Przy utrzymaniu obecnego tempa emisji CO2, temperatury na świecie wzrosłyby więc średnio o 3-5°C. Klimat Ziemi to nad wyraz złożony system. Obserwacja atmosfery to nie wszystko. Oceany i czapy lodowe stanowią ogromny termostat naszej planety. Ciepło właściwe wody jest kilkukrotnie większe.
Dlatego gdyby nie oceany, klimat Ziemi byłby już dziś cieplejszy o kilka stopni. Ciepło jest różnie absorbowane na różnych głębokościach i w różnych obszarach oceanu. Nowe badania sugerują, że górne 700 m oceanu na południowej półkuli ogrzewa się od 24 do 58 procent szybciej niż uważano.
Co to znaczy? Bilans cieplny Ziemi rośnie szybciej niż nam się zdawało. Temperatura podniesie się szybciej i szybciej nastąpią liczne negatywne skutki ocieplenia, przed którymi przestrzegają nas klimatolodzy od kilkudziesięciu lat. Poza tym ocieplenie oceanów może zmienić trwające od milionów lat prądy morskie.
Cieplejszy ocean uwalnia też więcej CO2, co wywołuje sprzężenie zwrotne. Stosunkowo nową kwestią jest emisja CO2 przez lasy deszczowe. Rośliny pochłaniają dwutlenek węgla, by rosnąć. Rośliny również oddychają, wydalając ten gaz. Większość utrzymuje równowagę, niektóre wydalają go więcej niż przyjmują.
Brazylijskie lasy deszczowe emitują więcej dwutlenku węgla niż oceniano. Wycinka lasów zwiększa długość linii brzegowej brazylijskich lasów. W efekcie drzewa do tej pory okrywające się wzajemnie cieniem i chroniące przed wiatrem zostają wystawione na cięższe warunki, wiele sta - rych drzew umiera i uwalnia CO2.
W sumie ocenia się, że tamtejsze emisje mogą być większe o 20 procent. Do emitowanych przez ludzkość 33 mld ton dochodzi więc kolejne 0,2 mld ton z tego jednego źródła. Przypominamy, że takich "dodatków" jest coraz więcej, w tym metan uwalniany z oceanów i rozmarzających wiecznych zmarzlin.
Poziom oceanów rośnie. Podawany wcześniej wzrost od 1,5 do 1,8 mm rocznie jest obecnie uważany za zaniżony. W rzeczywistości mamy do czynienia ze wzrostem na poziomie ok. 3 mm. Tymczasem większość ludzi na planecie żyje w obszarach przybrzeżnych.
Badanie z 2007 r. oceniło, że 600 mln ludzi jest zagrożonych przez podnoszące się poziomy oceanów. Te regiony są w dodatku często podstawą rolnictwa, żywiąc populację w głębi lądu. Znajdują się tam też często obszary przemysłowe, oczyszczalnie ścieków i inne cywilizacyjne zdobycze…
Według różnych szacunków, do 2100 r. poziom wód podnieść się ma od 28 do 43 cm. To oznacza zatopienie najniżej położonych obszarów na świecie, głównie mowa o tropikalnych wyspach, takich jak Malediwy, ale także o największych miastach, jak Tokio i San Francisco.
Pod wodą znajdą się także znaczne obszary krajów jak Holandia czy też amerykańskiego stanu Floryda. Kolejnym punktem prognoz jest całkowity zanik pokrywy lodowej w Arktyce do 2050 r. Lód pojawiać się będzie niezależnie jedynie w porze nocy polarnej, natomiast w porze dnia polarnego nie będzie po nim śladu.
Jeśli mowa o zjawiskach atmosferycznych, to z pewnością najważniejszy jest spodziewany gwałtowny wzrost ilości i siły tro - pikalnych cyklonów. Oznacza to również większe zniszczenia i spadek jakości życia w nadbrzeżnych strefach większości kontynentów. Będzie też więcej anomalii pogodowych, takich jak susze, które nękać będą Australię, kraje Sahelu i Wielkiego Rogu w Afryce.
Powodzie staną sie problemem południa USA, wschodniej i południowej Azji oraz środkowej Europy. Polskę mają nawiedzać susze. Lata będą coraz gorętsze, coraz częściej będą się pojawiać ponad 35-stopniowe upały. Suche lato to fatalna wiado - mość dla rolników, którzy będą mieli problemy z utrzymaniem upraw.
Potem będzie następowało chłodne półrocze. Druga połowa jesieni, zima i początek wiosny to okres, kiedy w przyszłości czę - ściej występować będą opady i silne wiatry.
Zimy będą coraz cieplejsze, coraz rzadziej będzie padać śnieg. Więcej będzie opadów deszczu. Klimat w Polsce dążyć będzie do dwóch pór roku - suchej i wilgotnej, czego początki zauważamy już teraz.
Do 2100 r. następować będzie również w Polsce i w krajach sąsiednich stopniowe zwiększanie się intensywności i częstotliwości występowania porywistych wiatrów. W ciągu zaledwie 20 lat natężenie wiatrów, głównie w okresie zimowym, wzrośnie o blisko 25 procent.
Możliwość wystąpienia powodzi tak wielkiej, a nawet większej, jak ta z 1997 r., będzie się zwiększać. W 2080 r. bez wody pozostanie od 1,1 do 3,2 mld ludzi na całym świecie, a szczególnie w Afryce, Australii, na południu Azji i Europy oraz na zachodzie Ameryki Północnej. W tym samym czasie ponad 600 mln ludzi będzie cierpiało głód.
Nawet o 80 procent zwiększy sie liczba gwałtownych zjawisk pogodowych, które będą miały wpływ na życie człowieka. W drugiej połowie XXI wieku zanikną górskie lodowce (5), np. w Alpach i w Himalajach. Obszar wiecznej zmarzliny na półkuli północnej zmniejszy się do 2050 r. o 20-35 procent.
Ok. 10 procent tun - dry porośnie tajga, a tundra zajmie 15-25 procent obszarów, gdzie teraz leży wieczny lód. Do 2020 r. spodziewany jest wzrost średniej globalnej temperatury o 1 stopień, a do 2050 r. o 2 stopnie. To granica po przekroczeniu której wyginie 1/3 gatunków zwierząt oraz roślin. W październiku 2009 r.
Komisja Europejska ustanowiła dla Unii cel ograniczenia do 2050 r. emisji gazów cieplarnianych (GHG) o 80-95 procent poniżej poziomu z 1990 r. W 2010 r. powstała mapa drogowa (6) obrazująca jak w ciągu kilkudziesięciu lat zmienić się musi oblicze emitującej Europy.
Według tych prognoz i planów całkowita "dekarbonizacja" sektora energetycznego jest możliwa i mieści się w ekonomicznych możliwościach Unii Europejskiej. W ramach dalszego doprecyzowania celów KE zaproponowała redukcję CO2 "po drodze", czyli do 2030 r. od 54 do 68 procent. Oczywiście, wciąż odnosimy to do 1990 r.
W maju 2014 r. Międzynarodowa Agencja Energii (IEA) poinformowała, że koszty dekarbonizacji produkcji energii rosną. Przestawienie się na niewęglowe technologie i ograniczenie wzrostu temperatury globalnej do poziomu nie większego niż 2°C w 2050 r. ma według nowych danych kosztować łącznie 44 bln dolarów na całym świecie.
To 22 procent więcej niż podawały szacunki o dwa lata wcześniejsze. A apetyt energetyczny świata nie maleje i maleć raczej nie będzie ( 7). Wygląda na to, że nie będzie ani przyjemnie, ani tanio. Jednak skutki nierobienia w tej sprawie niczego mogą być nieporównanie gorsze, a koszty - niewyobrażalne.