Ile mamy czasu na spakowanie?

Ile mamy czasu na spakowanie?
Astronomom udało się wypatrzyć gwiazdę bardzo podobną do Słońca, znajdującą się ok. 300 lat świetlnych od Ziemi. HIP68468 jest o tyle ciekawa, że pokazuje nam przyszłość Układu Słonecznego - a ta nie rysuje się zbyt kolorowo…

Uwagę naukowców przykuł przede wszystkim dziwny skład chemiczny gwiazdy. Zdaje się sugerować, że pochłonęła ona już kilka swoich planet - tyle jest w niej bowiem pierwiastków pochodzących z innych ciał niebieskich. Wokół HIP68468 orbitują jeszcze dwa, "niepołknięte" obiekty... Co ciekawe, symulacje prowadzone dla Układu Słonecznego wskazują, że w odległej przyszłości i nasz Merkury zostanie wybity ze swojej orbity i wpadnie na Słońce. Niewykluczone, że na zasadzie kostek domina doprowadzi to do zguby pozostałe planety, w tym Ziemię.

Scenariusz może być również taki, że towarzyszące temu grawitacyjne zawirowania doprowadzą do wyrzucenia naszej planety na dalszą orbitę. Nie oznacza to jednak wcale lepszych wiadomości dla ludzi, bo w efekcie grozi nam wylądowanie poza strefą życia.

 

Gdy skończy się dwutlenek węgla

Kłopoty mogą zacząć się zresztą wcześniej. Już za 230 mln lat orbity planet staną się niemożliwe do przewidzenia, gdy dobiegnie końca ich czas Lapunowa, czyli okres, w granicach którego daje się precyzyjnie przewidywać ich trajektorię. Po tym okresie proces staje się chaotyczny.

Z kolei do 500-600 mln lat trzeba czekać, aby w odległości 6500 lat świetlnych od Ziemi nastąpił prawdopodobnie rozbłysk gamma lub wybuch hiperenergetycznej supernowej. Powstałe w wyniku tych zjawisk promieniowanie gamma może wpłynąć na warstwę ozonową Ziemi i spowodować masowe wymieranie podobne do wymierania ordowickiego.Jednakże musiałoby ono być skierowane dokładnie na naszą planetę, aby móc wyrządzić jakiekolwiek szkody - co wielu uspokaja, zmniejsza się bowiem znacznie ryzyko katastrofy.

Za 600 mln lat wzrost jasności Słońca przyspieszy proces wietrzenia skał na powierzchni Ziemi, w wyniku czego dwutlenek węgla będzie związywany w formie węglanów i zmniejszy się jego zawartość w atmosferze. Zaburzy to cykl węglanowo-krzemianowy. Z powodu parowania wody skały stwardnieją, co doprowadzi do spowolnienia i ostatecznie zatrzymania procesów tektonicznych. Bez wulkanów, które mogłyby wprowadzić węgiel z powrotem do atmosfery, poziom dwutlenku węgla spadnie - w ostatecznym efekcie do takiego poziomu, że niemożliwa stanie się fotosynteza typu C3, a wszystkie wykorzystujące ją rośliny (ok. 99% gatunków) wyginą. W ciągu 800 mln lat zawartość dwutlenku węgla O’Malw atmosferze stanie się tak niska, że niemożliwa stanie się także fotosynteza typu C4. Zginą wszystkie gatunki roślin, przez co tlen ostatecznie zniknie z atmosfery i wszystkie organizmy wielokomórkowe wymrą. Za 1,3 mld lat z powodu braku dwutlenku węgla wyginą eukarionty. Jedyną formą życia na Ziemi pozostaną prokarionty.

Jack O’Malley-James
Jack O’Malley-James

"W dalekiej przyszłości warunki na Ziemi będą wrogie życiu takiemu, jakie znamy", ogłosił cztery lata temu astrobiolog Jack O’Malley-James ze szkockiego University of St. Andrews. Stworzył on swoją mało optymistyczną prognozę na podstawie symulacji komputerowych, które pokazały, jaki wpływ na Ziemię mogą mieć zmiany zachodzące na Słońcu. Astrobiolog przedstawił swoje odkrycia na Krajowym Zgromadzeniu Astronomicznym, na wspomnianym uniwersytecie.

W tym scenariuszu ostatnimi mieszkańcami Ziemi zostaną mikroorganizmy, które potrafią przetrwać w ekstremalnych warunkach. Jednak one również będą skazane na wymarcie. W ciągu kolejnego miliarda lat powierzchnia Ziemi nagrzeje się do tego stopnia, że wyparują wszystkie źródła wody. Mikroby nie będą w stanie utrzymać się przy życiu zbyt długo, znajdując się pod wpływem tak wysokiej temperatury i ciągłego wystawienia na promieniowanie ultrafioletowe.

Jak wskazują badacze, już dziś na naszej planecie istnieją obszary, na których życie nie jest możliwe. Jeden z przykładów stanowi tzw. Dolina Śmierci, znajdująca się w południowej części stanu Kalifornia. Panuje tam suchy klimat z opadami nieprzekraczającymi 50 mm rocznie, a zdarzają się lata, w których deszcz nie pada w ogóle. Jest to jedno z najgorętszych miejsc na Ziemi. Uczeni ostrzegają, że wskutek zmian klimatycznych powierzchnia podobnych obszarów może się powiększać.

Za 2 mld lat - przy znacznie jaśniejszym Słońcu i temperaturach sięgających 100°C - na Ziemi przetrwają tylko niewielkie, ukryte zbiorniki wody, wysoko w górach, gdzie będzie niższa temperatura, albo w jaskiniach, zwłaszcza w podziemnych grotach. Właśnie tam przez jakiś czas będzie się jeszcze utrzymywało życie. Mikroorganizmy egzystujące w takich warunkach ostatecznie też jednak nie wytrzymają rosnącej temperatury i coraz silniejszego promieniowania ultrafioletowego.

"Za 2,8 mld lat życia na Ziemi nie będzie już nawet w szczątkowej postaci", prognozuje Jack O’Malwley-James. Średnia temperatura powierzchni globu osiągnie w tym czasie 147°C. Życie wyginie zupełnie.

Krajobraz w Dolinie Śmierci

W skalach czasowych przekraczających 2 mld lat istnieje co prawda szansa wynosząca ok. 1:100 000, iż w wyniku bliskiego przelotu w pobliżu Słońca jakiejś gwiazdy Ziemia zostanie wyrzucona w przestrzeń międzygwiezdną, a następnie - z prawdopodobieństwem na poziomie ok. 1:3 000 000, że wejdzie na orbitę innej gwiazdy. Gdyby tak się stało, życie mogłoby teoretycznie przetrwać znacznie dłużej. O ile nowe warunki, temperatura i naświetlenie na to pozwolą.

Zanim Ziemia zostanie wypalona, w ciągu 2,3 mld lat nastąpi zestalenie się zewnętrznego jądra Ziemi - przy założeniu, że jądro wewnętrzne będzie nadal rozszerzało się w tempie 1 mm rocznie. Bez płynnego jądra zewnętrznego ziemskie pole magnetyczne zaniknie, co w praktyce oznacza pozbawienie osłony przed promieniowaniem słonecznym. Jeśli planety nie wyjałowi do tamtej pory temperatura, promieniowanie dokończy dzieła.

We wszystkich opcjach zdarzeń, jakie mogą spotkać Ziemię, musimy też uwzględnić śmierć Słońca. Proces umierania naszej gwiazdy będzie miał swój początek za ok. 5 mld lat. Za blisko 5,4 mld lat Słońce zacznie przekształcać się w czerwonego olbrzyma. Nastąpi to wówczas, gdy w jego centrum zużyje się większość wodoru, powstały hel będzie zajmował mniej miejsca, w jądrze i jego otoczeniu zacznie rosnąć temperatura, a wodór będzie "spalany" najintensywniej na obrzeżu jądra. Słońce wejdzie w fazę podolbrzyma i w ciągu ok. pół miliarda lat powoli podwoi swoje rozmiary. Przez następne pół miliarda lat będzie rozszerzało się szybciej, aż stanie się ok. 200 razy większe niż obecnie (pod względem średnicy) i kilka tysięcy razy jaśniejsze. Znajdzie się wtedy na tzw. gałęzi czerwonych olbrzymów, w której to fazie spędzi ok. miliarda lat.

Słońce w fazie czerwonego olbrzyma i spalona Ziemia
Słońce w fazie czerwonego olbrzyma i spalona Ziemia

Za blisko 9 mld lat Słońce wyczerpie zapasy paliwa helowego, dzięki którym obecnie świeci. Zagęści się wówczas i zmniejszy swoje rozmiary do wielkości Ziemi, zmieniając barwę na białą - zmieni się więc w białego karła. Zabraknie wówczas energii, której dostarcza nam dzisiaj. Ziemia pokryje się lodem, co jednak w świetle wcześniej opisanych wydarzeń nie powinno mieć już żadnego znaczenia, bo po życiu na naszej planecie nie pozostanie nawet wspomnienie. Wyczerpanie resztek paliwa zabierze Słońcu kolejnych kilka miliardów lat. Potem zmieni się w czarnego karła.

Marzeniem człowieka jest wynalezienie w przyszłości pojazdu, który zawiódłby ludzkość do innego Układu Słonecznego. Na dłuższą metę, o ile po drodze nie zgładzą nas liczne możliwe kataklizmy, ewakuacja w inne miejsce będzie koniecznością. I chyba nie warto uspokajać, że mamy kilka miliardów lat na spakowanie manatków, bo hipotetycznych form zagłady po drodze nie brakuje.