Czy musimy zaśmiecać świat?

Czy musimy zaśmiecać świat?
Śmieci nie pozbędziemy się tak łatwo. Nie tylko tych, które już zalegają na lądach i pływają całymi "śmieciowymi kontynentami" po oceanach, ale i tych znajdujących się w naszych głowach, czyli myśli prowadzących do przekonania, że to "nie mój problem". W końcu jednak trzeba będzie znaleźć jakieś rozwiązania.

W prężnie rozwijających się przemysłowych miastach dziewiętnastego wieku "masy śmieci, odpadów i obornika zalegały na ulicach i alejach" - pisał historyk gospodarki odpadami Martin Melosi. Głównym środkiem transportu były wtedy konie, z kolei świnie i innego rodzaju żywy inwentarz trzymano w piwnicach zatłoczonych kamienic, w których mieszkała rosnąca liczba przedstawicieli klasy pracującej. W takich warunkach powszechne były żółta febra, tyfus brzuszny, cholera i inne choroby, grożące nie tylko biednym, ale również bogatym warstwom społeczeństwa.

Zbieraniem odpadów zajmowała się na niesformalizowanych prawnie zasadach objazdowa prywatna inicjatywa, np. zbieracze szmat, których dziadkowie, a może i ojcowie czytelników "MT" mogą jeszcze pamiętać. Jak pisze Melosi, z czasem, gdy sytuacja pogarszała się, rozumienie problemu śmieci w kontekście indywidualnej odpowiedzialności ustępowało miejsca akceptacji poglądu, że chodzi o sferę odpowiedzialności społecznej. Szeroko zakrojone reformy w wielu krajach Zachodu stopniowo wprowadzały wymagania komunalnej polityki śmieciowej i przepisy dotyczące utrzymania ulic w czystości. Gospodarka odpadami stała się w ten sposób jedną z podstawowych funkcji samorządów. Ulice i uliczki zostały oczyszczone, a przede wszystkim obywatele zyskiwali stopniowo pewność, że odpady oddano w ręce kompetentnych i profesjonalnych urzędników oraz inżynierów. Mieszkańcy miast uznali, że problem został rozwiązany, bo przykre widoki i zapachy zniknęły z ulic i podwórek. Przekonanie to było jednak iluzoryczne...

 

80 tys. nowych związków chemicznych

W ciągu kolejnych dekad kłopot z odpadami, zwłaszcza zużytymi opakowaniami, narastał - nie tylko w sensie ilościowym, ale także jeśli idzie o ich toksyczność. Wraz z rozwojem dwudziestowiecznej produkcji ropy naftowej, napędzającej rozwijającą się masę pojazdów silnikowych, tanie produkty petrochemiczne stały się podstawą całej nowej klasy towarów i opakowań. W latach 30. XX wieku tworzywa sztuczne były jednak wciąż nowością. Ich produkcja eksplodowała po II wojnie światowej i od tamtej pory wykorzystanie plastiku szybko rosło.

Ponadto, cała klasa nowo powstających syntetycznych związków chemicznych opartych na ropie naftowej w żaden sposób nie była w tamtych czasach badana pod kątem toksycznego wpływu na zdrowie ludzkie i środowisko naturalne. Szacuje się, że od początku chemicznej i plastikowej rewolucji ok. 80 tys. związków chemicznych znalazło się w produktach codziennego użytku i opakowaniach. Stanowi to obecnie zagrożenie nie tylko dla zdrowia publicznego i bezpieczeństwa, ale także dla globalnego ekosystemu.

Śmieci nad strumieniem w Chinach
Śmieci nad strumieniem w Chinach
 

Konsumpcyjne społeczeństwo przez długie dekady nie zdawało sobie sprawy z problemu, gdyż dzięki wspomnianym reformom związanym z gospodarką odpadami pozostawało fizycznie odseparowane od problemu. Ponieważ odpady są zwykle transportowane gdzieś daleko od nas do zakładów utylizacyjnych, nie widzimy na co dzień masy naszych śmieci. Dopiero w ciągu ostatnich kilkunastu lat informacje o skutkach środowiskowych konsumpcyjnego raju zaczynają docierać do opinii publicznej, budzić oddźwięk, przyczyniać się do zmian w polityce władz i codziennym postępowaniu ludzi. W ubiegłej dekadzie pojawiło się wiele opracowań i raportów na ten temat. Jeden z nich opublikowała Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) we wrześniu 2009 r. Pokazywał on wpływ, jaki wszystkie rzeczy kupowane i wyrzucane przez Amerykanów mają nie tylko na środowisko, ale i w szerszym kontekście - na zmiany klimatyczne.

W raporcie EPA wykorzystano analizę cyklu życia produktów, uwzględniając całość emisji gazów cieplarnianych związanych z materiałami, produkcją, dystrybucją, sprzedażą, konsumpcją, odpadami i utylizacją. Eksperci wręcz ilościowo określają poziom emisji gazów cieplarnianych, przypadających na każdy kupowany przez nas towar.

 

Zero śmieci

W ubiegłej dekadzie zaczęły się też rodzić na świecie koncepcje, które określa się w angielskiej literaturze przedmiotu jako zero waste (zero odpadów).

Podejście to jest rozumiane w różny sposób. Zaczyna się od tendencji do ograniczania ilości śmieci, zwłaszcza plastikowych, które są kosztowne w recyklingu. Następny krok to ekologiczne spalanie, pozwalające odzyskać część energii zużytej na wytwarzanie produktów, ale niekoniecznie równoważące bilans emisji gazów cieplarnianych. Najgłębsze spojrzenie na te kwestie oznacza zrównoważenie emisji, czyli taki przebieg produkcji, życia i utylizacji produktu, aby ostateczna ilość CO2 i innych gazów cieplarnianych w atmosferze nie wzrosła, a jeśli to możliwe, spadła.

Jednym z elementów nowej polityki odpadowej na świecie jest tzw. rozszerzona odpowiedzialność producenta (Extended Producer Responsibility - EPR). EPR ustanawia łańcuch kontroli produkcji, który obejmuje cały cykl życia produktu. W ostatecznym rachunku, jeżeli producenci przeanalizują swoje produkty i łańcuchy dostaw, aby redukować koszty ponoszone w związku z gospodarką odpadami, polityka EPR prowadzi do znacznego zmniejszenia ogólnego przepływu materiałów i energii. Wczesnym przykładem EPR były systemy butelek zwrotnych z kaucją, znane jeszcze z pierwszej połowy XX w. W Kanadzie każda prowincja przyjęła ustawodawstwo w zakresie EPR, co zaowocowało powstaniem szeregu nowych programów recyklingu sprzętu elektronicznego, opon, zużytych olejów, farb, rozpuszczalników, pestycydów, farmaceutyków i pojemników na napoje. Warto dodać, że te programy nie oznaczają wcale dodatkowych wydatków, lecz wręcz zmniejszają koszty.

W Niemczech, w których przepisy wprowadzające EPR obowiązują od 1991 r., odnotowano szybki wzrost efektywności na wszystkich poziomach gospodarki - począwszy od automatów do zbiórki odpadów, a skończywszy na systemie Green Dot, który nagradza marki produktów powstających zgodnie z EPR. Już w pierwszych latach obowiązywania nowych przepisów, w okresie 1992-1998, udało się osiągnąć redukcję ilości produkowanych opakowań o 1,1 miliona ton.

Kanada, Niemcy i podobne im rozwinięte kraje dostarczają doskonałych przykładów na to, co się opłaca w kwestii radzenia sobie z odpadami, jednak osiągnięcie zero waste w wymiarze globalnym wydaje się znacznie trudniejsze. Nie da się po prostu przestawić całego świata na "zrównoważony rozwój".

Śmieci na dziewiętnastowiecznej ulicy
Śmieci na dziewiętnastowiecznej ulicy
 

Nawet jeśli przodujące kraje poprzez redukcję, recykling i ponowne wykorzystanie odpadów obejmą swoje śmieci stuprocentową kontrolą, to w rozwijającym się tzw. trzecim świecie nieuchronnie zwiększy się ilość odpadów na mieszkańca. Według Banku Światowego, do 2025 r. globalna ilość miejskich odpadów stałych wzrośnie z 1,5 mld ton do 2,2 mld ton, podczas gdy roczne koszty gospodarowania tymi odpadami powiększą się z 244 do 375 mld dolarów.

Faktem jest jednak, że nawet w tym mniej rozwiniętym świecie śmieci są coraz mniej tolerowane. Wiadomo o Chinach, które w ostatnich latach, dławiąc się zanieczyszczeniami, wprowadziły radykalne zmiany proekologiczne. W maju 2016 r. prezydent Chile Michelle Bachelet podpisała ustawę o recyklingu i rozszerzonej odpowiedzialności producenta. Wprowadziła tym samym najbardziej wymagające tego typu ustawodawstwo w Ameryce Południowej, które nakłada na producentów i importerów obowiązek wzięcia pełnej odpowiedzialności za odzyskanie wytworzonych przez nich materiałów. Wśród postanowień znajduje się wymóg, aby producenci i importerzy opracowali i finansowali przemysł odzysku odpadów w celu zbierania, sortowania i transportu opakowań do przedsiębiorstw, które je produkują. A doświadczenie uczy, że gdy ustawodawstwo wprowadza jeden kraj w regionie, wówczas sąsiedzi próbują to naśladować, a nawet prześcignąć zaproponowane rozwiązania…

Logo Green Dot

Zero waste to również określenie pewnego stylu życia, który ludzie rozumiejący sytuację i konsekwencje beztroskiego śmiecenia świadomie wprowadzają w swoich gospodarstwach domowych, w życiu i w pracy. Polega on na podejmowaniu wielu różnych decyzji i działań, dotyczących np. wymiany w domu wszystkiego co jednorazowe, na sprzęty i rzeczy wielorazowego użytku, dające się wyczyścić, a w razie potrzeby naprawić i przywrócić do funkcjonalnego stanu. W kuchni nie używa się np. papierowych ręczników, tylko bawełnianych, które można wyprać. Omija się z daleka wszelkie plastikowe produkty i opakowania. Rzeczy do jednorazowego wykorzystania zamieniają się bowiem prędzej czy później w śmieci.

Takie życie wydaje się na pierwszy rzut oka mniej wygodne - zwłaszcza w otoczeniu, które nie czuje zahamowań odnośnie konsumpcji tworzyw sztucznych i produkcji śmieci. Ale dzieje się tak tylko do czasu, gdy ludzi niemających ochoty na produkcję śmieci pozostaje niewielu. Potem to u amatorów plastiku zaczyna się pojawiać wizerunkowy problem.