Czy Pluton wróci do statusu planety?
W 2006 r. Międzynarodowa Unia Astronomiczna (IAU) podała nową naukową definicję jednego z najstarszych terminów astronomicznych, czyli planety. Od starego rozumienia odeszła z różnych powodów. Częściowo wiązało się to z rosnącą liczbą transneptunowych obiektów znalezionych w pasie Kuipera i dalej - wiele z nich miało kulisty kształt, o wystarczająco dużej grawitacji, aby osiągnąć hydrostatyczną równowagę. Niektóre okazywały się nawet masywniejsze niż Pluton. Zaczęto więc zadawać rozmaite pytania. Czy wszystkie one były planetami? A może tylko niektóre? A jeśli żaden z nich nią nie był?
W nowej definicji IAU, sprzed dwunastu lat, określono trzy wymogi wobec planet. Muszą one:
- znajdować się na orbicie wokół Słońca;
- mieć wystarczającą masę, by własną grawitacją pokonać siły ciała sztywnego tak, aby wytworzyć kształt odpowiadający równowadze hydrostatycznej (prawie kulisty);
- oczyścić sąsiedztwo swojej orbity z innych względnie dużych obiektów.
Jednak taka definicja szybko przestała zadowalać astronomów, których pole zainteresowań badawczych wykracza poza osiem planet Układu Słonecznego. Po masowych odkryciach egzoplanet przez teleskop Keplera powstało wrażenie, że nawet jeśli rozszerzymy pojęcie planety na obiekty krążące nie tylko wokół Słońca, to rysująca się różnorodność może sprawić kłopoty przy definiowaniu.
Przecież gdyby Merkury znalazł się w miejscu Jowisza, nigdy nie oczyściłby swojej orbity i nie zyskałby miana planety. Z kolei świat znacznie mniejszy od Merkurego mógłby być planetą wokół czerwonego karła, natomiast Ziemia nie zasłużyłaby na planetarny status, gdyby znajdowała się gdzieś w chmurze Oorta.
Znamy dziś planety np. zjadane stopniowo przez swoje gwiazdy. Czy można mówić w tym przypadku o równowadze hydrostatycznej? Mamy duże obiekty krążące po orbitach, które wcale nie wydają się "oczyszczone". Istnieją planety (?) wędrujące po Kosmosie całkiem samodzielnie, nieokrążające żadnej gwiazdy. A co z układami podwójnymi lub potrójnymi, w których kombinacje orbit wyglądają tak, jak wcześniej nie śniło się astronomom? Co wreszcie z obiektami okrążającymi dwie gwiazdy, a właściwie ich środek ciężkości?
W 2015 r. prof. Jean-Luc Margot z UCLA zaproponował więc nową definicję planety. Oparta jest na swoistym uniwersalnym teście, w którym decydowałyby:
- masa obiektu;
- odległość orbitalna/okres obrotu wokół gwiazdy macierzystej;
- okres życia danego systemu planetarnego.
Powrót Plutona do statusu planety proponują wprost Alan Stern i David Grinspoon, autorzy książki na temat misji New Horizons "Chasing New Horizons: Inside the Epic First Mission to Pluto". Opierają się nie tyle na wyżej przedstawionej logice i przykładach egzoplanet (choć oczywiście to także ma znaczenie), ile na niezwykłości Plutona. Sugerują, że to niesprawiedliwe, aby równie złożony i interesujący świat, jaki reprezentuje Pluton, miał status "niższy" niż Mars czy Merkury. Badaczom z misji New Horizons wtóruje planetolog Philip Metzger z Uniwersytetu Środkowej Florydy. Zwraca on uwagę, że "Pluton jest bardziej dynamiczny i aktywny niż Mars. Jedyną planetą bardziej złożoną pozostaje tylko nasza własna".
Tymczasem władze amerykańskiego stanu Illinois, w którym urodził się odkrywca Plutona, nie mają wątpliwości co do tego, co się Plutonowi należy. Na własną rękę przywróciły mu wszelkie "planetarne prawa". W dodatku ustanowiły 13 marca (rocznicę jego odkrycia) oficjalnym stanowym świętem Plutona.