Medycyna Supermana
W ciągu ostatniego tysiąclecia średnia długość życia ludzi wzrosła czterokrotnie, z 19 do 80 lat. Rezultatem była jednak eksplozja chorób, które pojawiają się w wieku, do którego dawniej ludzie rzadko dożywali – np. raka, cukrzycy, artretyzmu, choroby Parkinsona czy demencji.
Tysiąc lat to zaledwie okamgnienie w ewolucji człowieka. Ludzkie komórki odpornościowe nie miały czasu na ewolucję, aby nauczyć się odpierać atak komórek nowotworowych, dlatego też te ostatnie niszczą dziś rasę ludzką. Liczba zachorowań na raka wzrasta wykładniczo od XIX wieku, od kiedy zaczynamy żyć dłużej.
Od niedawna pojawiają się jednak techniki nadrabiające powolność procesu ewolucyjnego. Przykładem – roje mikroskopijnych nanobotów wielkości czerwonych krwinek (1), które mogą być programowane do ścigania określonych komórek nowotworowych i ich atakowania. Aby jednak tego rodzaju techniki zadziałały, wymagają precyzyjnej produkcji na poziomie atomowym i, zdaniem prognostyków, będą dostępne dopiero w okolicach 2030 r. W przypadku niektórych innych plag rozwiniętych społeczeństw, takich jak cukrzyca, wydaje się, że wystarczy przeprogramować nasze oprogramowanie (DNA), aby wyprodukować więcej insuliny. Być może da się również przeprogramować nasz system immunologiczny i włączyć w nim mechanizm rozpoznawania raka oraz traktowania go jak każdego innego patogenu.
Może nie zawsze to w Polsce dostrzegamy, ale są na świecie miejsca, w których medycyna przechodzi fazę radykalnej rewolucji technologicznej. Nowe cyfrowe techniki – w tym rozwiązania oparte na AI, big data oraz Internecie Rzeczy (wg szacunków, nowoczesne łóżko szpitalne integruje już ok. tuzina urządzeń IoT) – doskonalą wszystkie aspekty opieki nad pacjentem, zmniejszając obciążenie personelu pracą i poprawiając wyniki leczenia. Jednocześnie, wraz z upowszechnianiem się medycznych rozwiązań informacyjno-komunikacyjnych, rośnie znaczenie kwestii bezpieczeństwa.
Innowacje wkraczają głębiej. Inteligentne tabletki mogą już śledzić, czy pacjent zażywa leki, pomagając mu nawet regulować ruchy jelit i wchłanianie substancji. „MIT Tech Review” informowało niedawno o badaniach naukowców z Uniwersytetu w Chicago nad tzw. obliczeniami molekularnymi. Chodzi o integrację przełączników opartych na DNA pacjenta w komórkach z inteligentnymi tabletkami w organizmie, aby obserwowały zmiany na najniższym poziomie i uwalniały leki w odpowiedzi na oznaki stresu w pojedynczych komórkach.
Czujniki i gadżety
Nowoczesna medycyna to nie tylko nowy sprzęt, ale również analityka rosnącej liczby danych.
Według raportu przygotowanego przez Uniwersytet Stanforda, w 2013 r. wyprodukowano 153 eksabajty danych zdrowotnych, zaś już w 2020 r. liczba ta wzrośnie do ok. 2314 eksabajtów, co przekłada się na ogólną roczną stopę wzrostu na poziomie ok. 48%.
Zbierane dane pochodzą obecnie nie tylko ze specjalistycznego sprzętu badawczego i diagnostycznego. Zaledwie dziesięć lat po tym, jak pierwszy model opaski Fitbit zapoczątkował mobilną rewolucję w dziedzinie monitoringu parametrów zdrowotnych, urządzenia tego rodzaju stały się już w zasadzie pospolite. I to nie tylko dla uprawiających aktywność fizyczną, ale również chorych, monitorując często bardzo szczególne parametry. Przewiduje się, że techniki tego rodzaju już wkrótce nabiorą kluczowego znaczenia dla zapobiegania chorobom, diagnostyki i terapii. Będą obiektywnie mierzyć stan zdrowia, wykrywać zmiany mogące wskazywać na rozwijającą się chorobę i przekazywać dane pacjentów lekarzom, bez konieczności przeprowadzania tradycyjnie rozumianych badań.
Elastyczne, elektroniczne tatuaże medyczne, czujniki naklejane, tzw. sztuczna skóra, o której ostatnio dość często czytamy, mogą już teraz sporządzić elektrokardiogram, zmierzyć rytm oddechu, sprawdzić poziom cukru we krwi i płynnie przesyłać wyniki za pośrednictwem Bluetooth i dalej do Internetu. Jeszcze niedawno podobne poziomy monitoringu danych z organizmu możliwe były tylko na oddziale intensywnej terapii. Jednym z takich przykładów jest inteligentny tusz do tatuażu, opracowany przez naukowców z Harvardu i MIT, monitorujący zdrowie człowieka poprzez zmianę koloru. Wskazuje ona, czy dana osoba jest odwodniona, a także czy ma cukrzycę – powiadamiając o wzroście poziomu cukru we krwi.
I to wszystko staje się nieustannie coraz tańsze, coraz bardziej dostępne. W połowie ubiegłego roku międzynarodowy zespół badaczy, kierowany przez Uniwersytet w Cambridge i King Abdullah University of Science and Technology (KAUST) w Arabii Saudyjskiej, opracował niedrogi czujnik wykonany z półprzewodnikowego tworzywa sztucznego, który może być wykorzystywany do diagnozowania lub monitorowania szerokiego zakresu schorzeń, takich jak powikłania chirurgiczne lub choroby neurodegeneracyjne. Czujnik potrafi m.in. mierzyć zawartość ważnych metabolitów, takich jak mleczany lub glukoza, które są obecne w pocie, łzach, ślinie lub krwi, a po włączeniu do urządzenia diagnostycznego pozwala na szybkie, tanie i dokładne monitorowanie stanu zdrowia. Wyniki badań nad nim są przedstawiane w czasopiśmie „Science Advances”.
Spójrzmy na jedno z najnowszych zdrowotnych rozwiązań związanych z Internetem Rzeczy. Fińska firma zdrowotna Oura Health opracowała tytanowy pierścionek (2) i darmową aplikację, mogące pomóc użytkownikom w poprawie snu i ogólnym równoważeniu zdrowego stylu życia. Zadaniem gadżetu jest śledzenie jakości snu, jego etapów, tętna EKG, jak również temperatury ciała. Pierścień Oura zawiera dwurdzeniowy procesor ramienia ARM Cortex oparty na ultraniskiej mocy MCU, z pamięcią pierścieniową, która przechowuje dane do sześciu tygodni, jest wodoodporny do 100 m, wyposażony w technologię Bluetooth i tryb samolotowy.
Fiński pierścień bada rytmy aktywności i snu. To dane ogólne. Są już jednak rozwiązania bardziej konkretne, np. analizujące skład potu. Jak wynika z kwietniowego raportu zamieszczonego w czasopiśmie „ACS Analytical Chemistry”, badacze z zespołu, któremu ton nadawali Tailin Xu, Li- Ping Xu oraz Xueji Zhang, stworzyli np. biosensor przypominający bandaż, który zbiera pot i analizuje go za pomocą wyspecjalizowanej aplikacji smartfonowej. Naukowcy mają nadzieję, że ich urządzenie pomoże kiedyś we wczesnym wykrywaniu chorób. Aby stworzyć swój biosensor, powlekali elastyczną folię poliestrową superhydrofobiczną zawiesiną krzemionkową. Następnie wyryli w niej mikrorowki, które pełnią funkcję „zbiorników” na pot. Dno wgłębienia zawiera barwniki zmieniające kolor w zależności od poziomu pH lub różnych stężeń chlorku, glukozy albo wapnia.
Głębokie zmiany zachodzą w urządzeniach medycznych, które znamy od dekad. Przykładowo, nowe typy aparatów słuchowych lub wkładek dousznych z wbudowanymi czujnikami nie tylko wzmacniają dźwięk, ale także śledzą tętno i parametry ruchu właściciela. Inteligentne wkładki douszne mogą być również zintegrowane z cyfrowym trenerem lub przewodnikiem do udzielania pomocy pacjentom cierpiącym na demencję. Inteligentne soczewki kontaktowe będą w przyszłości wyposażone w tysiące biosensorów i zaprojektowane tak, aby wychwytywać wczesne wskaźniki raka i innych schorzeń. Obecnie opracowywane soczewki (m.in. Google’a) mogą pewnego dnia mierzyć poziom cukru we krwi znajdującej się w łzach, aby pomóc diabetykom w zarządzaniu dietą i lekami.
Implanty nie tylko monitorują
To wszystko wciąż dzieje się na zewnątrz organizmu. A przecież jest też nowa fala implantów podskórnych i np. mocowanych do mięśni (3), które mogą zawierać m.in. układ identyfikacji radiowej przechowujący pełną dokumentację medyczną pacjenta. Pojawiły się też czujniki permanentnie monitorujące chemię krwi. Połykane urządzenia w kapsułkach są programowane do wykonania szeregu zadań w układzie pokarmowym – od dostarczania leków do wyizolowywania ciał obcych. Jednym z takich przykładów jest w pełni wszczepialny (w ramię, na czas do sześciu miesięcy) monitor stężenia glukozy Amerykańskiego Stowarzyszenia Cukrzycy.
Coraz częściej chodzi zresztą nie tylko o monitoring i diagnostykę, ale wprost o aktywne leczenie. Naukowcy z uniwersytetów Northwestern i stanu Waszyngton pod koniec 2018 r. zaprezentowali wszczepialne, biodegradowalne, bezprzewodowe urządzenie, które przyspiesza regenerację nerwów i poprawia gojenie uszkodzonego nerwu.
Kolejna technika, znana jako optogenetyka, może w implantach zaoferować milionom ludzi np. lepszą kontrolę nad pęcherzem. Według badań opublikowanych w czasopiśmie „Nature”, myszy z nadpobudliwością pęcherzy, spowodowaną czynnikami medycznymi, po wszczepieniu im urządzenia doświadczyły spadku częstej potrzeby oddawania moczu. Kontrolowanie nerwów pęcherza przy pomocy światła wymaga wstrzyknięcia nieszkodliwego wirusa, który wytwarza aktywowane światłem białko zwane archaerhodopsyną 3.0. Czujnik owinięty wokół pęcherza sprawdza, ile razy użytkownicy oddają mocz. Jeśli jest to więcej niż trzy razy na godzinę, dioda LED na implancie aktywuje się.
Na Uniwersytecie stanowym w Ohio z powodzeniem wszczepiono z kolei urządzenie, które ma na celu złagodzenie bólu kolana i pomoc w zapobieganiu konieczności wymiany jego elementów u osób z chorobą zwyrodnieniową stawów (4). Obecnie system Calypso Knee jest poddawany próbom klinicznym i testowany pod kątem możliwości wydłużenia żywotności stawu kolanowego.
Nanoboty zdobywają nasze wnętrze
O wspominanych już nanorobotach przemierzających organizm w celach diagnostycznych lub po to, by dostarczać leki w precyzyjniej określone miejsca (5), mówi się w ostatnich latach wiele. Na razie pewnym wyzwaniem są techniki napędu i sterowania nimi. Najczęściej konstruuje się urządzenia sterowane magnetycznie.
Przykładem – mały robot z gąsienicowymi nogami, który może być użyty do dostarczenia lekarstw do wnętrza ludzkiego ciała, opisany niedawno w „Nature Communications”. Naukowcy z Uniwersytetu w Hongkongu twierdzą, że robot jest zdolny do przenoszenia stosunkowo dużych obciążeń i umie przystosowywać się do niekorzystnych warunków otoczenia. Ich zdaniem, może skutecznie poruszać się wewnątrz powierzchni ciała pokrytych lub całkowicie zanurzonych w płynach ustrojowych, takich jak krew lub śluz. Jest wykonany z materiału silikonowego zwanego polidimetylosiloksanem (PDMS), osadzonego w cząsteczkach magnetycznych, co umożliwia jego zdalne sterowanie poprzez zastosowanie siły elektromagnetycznej. Testy laboratoryjne wykazały, że robot jest w stanie udźwignąć obciążenie sto razy większe od masy własnej.
Szukając podobnych rozwiązań, zespół badaczy z Singapuru opracował nowy sposób leczenia problemów z oczami, takich jak jaskra i zwyrodnienie plamki żółtej. Jest to malutka naszywka na oko, pokryta maleńkimi igłami, które dostarczają leki bezpośrednio do gałki ocznej (6). Według badań zespołu, opublikowanych niedawno w czasopiśmie „Nature Communications”, igły są tak małe, że nie powodują żadnego bólu. Najpierw pacjent nakłada naszywkę na swoje oko, jak soczewkę kontaktową, powodując rozpuszczenie się płynu wokół oczu, między podstawą naszywki a jej igłami. Kiedy usunie się podstawę, igły tkwią w rogówce. Zewnętrzna warstwa każdej igły natychmiast się rozpuszcza, dostarczając dawkę leku, ale reszta igły rozpuszcza się stopniowo w czasie, dostarczając więcej leku bezpośrednio do oka.
Jeśli leki mają bezboleśnie i skutecznie przedostawać się do organizmu, można je podawać także przez plastry skórne. Naukowcy ze szwajcarskiego laboratorium federalnego EMPA i Uniwersytetu we Fryburgu opracowują nanokontenery na środki lecznicze, które mogą być kontrolowane przez światło.
A gdyby takie urządzenia mogły precyzyjnie operować tkanki wewnątrz organizmu? Niedawno w „Journal of Science Robotics” opisano autonomicznego robota medycznego, który potrafi przedostać się do wypełnionego krwią serca pacjenta. Udaje mu się poruszać za pomocą optycznego czujnika dotykowego oraz na podstawie mapy anatomii serca i skanów przedoperacyjnych. Dane z czujnika obrabiane są przez algorytmy sztucznej inteligencji oraz przetwarzania obrazu, co umożliwia ustalenie pozycji w sercu i podejmowanie następnych kroków. W ramach demonstracji zespół przeprowadził wymagającą technicznie procedurę, której celem była naprawa sztucznych zastawek serca, zaczynających przeciekać wzdłuż swoich krawędzi. Gdy robot w trakcie operacji dotarł do pożądanego miejsca, doświadczony kardiochirurg przejął nad nim kontrolę i zatamował niepożądany wyciek.
Takie lub inne małe roboty medyczne, nie większe niż komórka, mogłyby być produkowane masowo przy użyciu nowej metody opracowanej przez naukowców z MIT. Mikroskopijne urządzenia, które zespół nazywa syncelami (skrót od komórek syntetycznych) powstają w nowatorskim procesie, zwanym autoperforacją, opisanym w „Nature Materials”. Podobny jest trochę do wytłaczania i wykrawania kawałków wałkowanego ciasta, z tym że w tym przypadku chodzi o powierzchnię grafenu (7).
Sztuczna inteligencja czasem lepsza niż lekarz
Dzięki sztucznej inteligencji (AI) i uczeniu maszynowemu (ML) można wyszkolić narzędzia diagnostyczne do odczytywania próbek tkanek i skanowania radiologicznego. W ostatnich latach naukowcy Google’a przekazali algorytmom rozpoznającym wzorce ponad ćwierć miliona skanów siatkówki pacjentów do analizy. W efekcie system „nauczył się” ustalać, które wzorce łączą się z wysokim ciśnieniem krwi albo zwiększają ryzyko zawału serca lub udaru mózgu. Dokonując niektórych porównań, narzędzia cyfrowe stworzyły dokładniejsze analizy niż patolodzy, dermatolodzy czy radiolodzy.
Zdobywająca medycynę sztuczna inteligencja wykorzystuje nie tylko specjalistyczny sprzęt, ale również powszechnie dostępne narzędzia. Rozwijana np. na Uniwersytecie Waszyngtońskim aplikacja na smartfony pomaga w diagnozowaniu raka trzustki poprzez sprawdzanie białek oczu pod kątem objawów żółtaczki. Wystarczy selfie, by aplikacja rozpoznała podwyższony poziom bilirubiny, czyli możliwy znak choroby. Z kolei innowacyjny biustonosz w stylu IoT jest w stanie częściowo zastąpić mammografię. Znana jako iTBra (produkt firmy Cyrcadia Health) bielizna łącząca się z Wi-Fi ma wbudowanych szesnaście czujników, które mogą wykrywać zmiany w piersiach użytkowniczki. Po noszeniu biustonosza przez dwie godziny, dane są przesyłane bezpośrednio do lekarza pacjentki. Następnie łączy się je z algorytmem predykcyjnym AI, który analizuje informacje pod kątem znanych czynników ryzyka.
W Wielkiej Brytanii rozpoczęto też niedawno badania kliniczne nad testem oddechowym umożliwiającym wykrywanie oznak raka. Naukowcy mają nadzieję, iż analizując molekuły zawarte w ludzkim oddechu, urządzenie będzie w stanie przewidzieć wystąpienie raka na jak najwcześniejszym etapie, bez konieczności stosowania bardziej inwazyjnych metod.
Sztuczna inteligencja i uczenie maszynowe, w połączeniu z potężnym superkomputerem, są w stanie przetworzyć więcej informacji w ciągu tygodnia, niż mógłby to zrobić onkolog w ciągu całego swojego życia. Medycyna jako całość generuje petabajty danych każdego roku, od informacji diagnostycznych po dane demograficzne pacjentów. AI i ML zaczynają pojawiać się w dziedzinie obrazowania – pomagając radiologom analizować zdjęcia rentgenowskie i wyniki tomografii oraz badań pola magnetycznego, a także tworzyć dokładniejsze diagnozy. Wprowadzając obrazy do systemu uczenia maszynowego, komputer może sortować te pochodzące z przeszłości, w celu znalezienia porównań, pomocnych w leczeniu. I wykonuje to w ułamku czasu, który potrzebowałby człowiek.
Naukowcy stworzyli też system sztucznej inteligencji, który pomaga w leczeniu pacjentów z posocznicą (sepsą). Technologia ta, autorstwa naukowców z londyńskiego Imperial College, została opracowana do przewidywania najlepszej strategii leczenia pacjentów. System „nauczył się” określania najlepszych strategii, analizując dane ok. 100 tys. pacjentów szpitali na oddziałach intensywnej terapii oraz wszystkie decyzje podejmowane przez poszczególnych lekarzy, dotyczące tej dziedziny. Wyniki, opublikowane w 2018 r. czasopiśmie „Nature Medicine”, pokazały, że system AI podejmuje bardziej wiarygodne decyzje terapeutyczne niż lekarze.
Również znana m.in. z maszynowego mistrzostwa gry w Go firma DeepMind, należąca do Google Alphabet, skupia się na możliwości wykorzystywania sztucznej inteligencji w opiece zdrowotnej. Opublikowany w sierpniu ub. roku w czasopiśmie „Nature Medicine” artykuł informuje, że DeepMind, we współpracy ze szpitalem Moorfields Eye Hospital w Londynie, przeszkolił swoje algorytmy w wykrywaniu ponad pięćdziesięciu czynników zagrażających wzrokowi, osiągając finalnie taką samą dokładność, jak wyspecjalizowani w tym temacie lekarze. W dodatku wyniki nie ograniczają się do stawiania diagnoz, ale obejmują także określanie pacjentom odpowiedniego sposobu postępowania z ich schorzeniem i nadawanie priorytetu tym przypadkom, w których opieka jest najbardziej wymagana.
W marcu tego roku naukowcy odkryli, że uczenie maszynowe może lepiej rozpoznawać anatomiczne szczegóły budowy serca na badaniu ultrasonograficznym niż człowiek. Sztuczna inteligencja jest również wykorzystywana do pomocy dyspozytorom pogotowia ratunkowego w niektórych krajach Europy w wykrywaniu przypadków zawału serca.
Jak pokazuje jedno z najnowszych badań Instytutu Francisa Cricka, opublikowane w ubiegłym roku w „PLOS One”, model opracowany z wykorzystaniem AI jest lepszy w przewidywaniu ryzyka śmierci u pacjentów z chorobami serca niż modele tworzone przez ekspertów medycznych.
„Już niedługo lekarze będą rutynowo korzystać z tego rodzaju narzędzi w celu stawiania lepszych diagnoz i prognoz, co może pomóc im w podejmowaniu decyzji o najlepszych sposobach opieki nad pacjentami”, przewiduje Andrew Steele, autor artykułu.
Techniki ryzykowne, ale niecierpliwie wyczekiwane
Nie sposób opisać w krótkim artykule wszystkiego, co dzieje się na najbardziej rozwiniętym technicznie przyczółku medycyny. Odrębny wielki temat, który opisywaliśmy w „MT” już niejednokrotnie, związany jest z zaawansowaną protetyką i egzoszkieletami. Urządzenia tego rodzaju ewoluują coraz bardziej w kierunku systemów współpracujących z układem nerwowym i mózgiem człowieka.
Jedno z najnowszych osiągnięć to podłączenie protetycznej dłoni bezpośrednio do nerwów pacjentki w Szwecji, co pozwala jej poruszać palcami za pomocą umysłu, a nawet odczuwać dotyk. Czującą protezę zbudowali szwedzcy naukowcy z Politechniki Chalmersa i firmy biotechnologicznej Integrum AB. Chirurdzy zakotwiczyli rękę do kości przedramienia kobiety przy użyciu tytanowych implantów. Połączyli szereg szesnastu elektrod bezpośrednio z nerwami i mięśniami, pozwalając pacjentce kontrolować rękę za pomocą umysłu. Według relacji medialnych kobieta może teraz używać protezy dłoni np. do wiązania sznurowadeł i pisania na przenośnym komputerze.
Kolejną innowacją jest wprowadzanie nowych bardziej ekonomicznych i wygodnych technik zasilania aparatury wszczepianej człowiekowi. Ponad pół wieku temu w klatkę piersiową pacjenta, którego serce nie mogło samodzielnie pompować krwi, wszczepiono pierwszą mechaniczną pompę, znaną również jako urządzenie wspomagające pracę komór serca (VAD). Od tego czasu urządzenia tego rodzaju uratowały niezliczoną ilość istnień ludzkich – w tym życie Ismaila Tursunowa. 24-letni mężczyzna doświadczał schyłkowej niewydolności serca, gdy lekarze w Kazachstanie wszczepili mu w grudniu ub. roku VAD. Urządzenie w klatce piersiowej Tursunowa jest niepodobne do żadnego innego – ładuje się bowiem bezprzewodowo, eliminując jeden z najbardziej uciążliwych i ryzykowanych elementów w tego typu sprzęcie (8). System składa się z cewki indukcyjnej odbiornika, baterii i wewnętrznego kontrolera, wszczepionych w klatkę piersiową. Urządzenie pracuje do około ośmiu godzin na jednym ładowaniu, po czym pacjent zakłada kamizelkę zawierającą zewnętrzną cewkę, która uzupełnia energię wewnętrznych układów indukcyjnych.
Trwają poszukiwania jeszcze wydajniejszych systemów samozasilania. Jak podał niedawno „MIT Technology Review”, naukowcy z Dartmouth College pracują nad cienkim polimerem stosowanym do istniejących rozruszników serca, który mógłby do ładowania baterii wykorzystać energię bicia serca.
Do technicznego arsenału medycznego dołączają w ostatnich latach coraz odważniejsze pomysły manipulacji DNA. Jak doniosły media, rosyjski uczony, Denis Rebrikow, chce wykorzystać metodę edycji genów CRISPR do stworzenia… ulepszonych dzieci. W czerwcu tego roku rosyjski biolog opowiedział w „Nature” o swoich planach. Do tej pory dokonała tego (podobno) tylko jedna osoba, chiński naukowiec He Jiankui. Miesiąc później Rebrikow poinformował w „New Scientist”, że jest w kontakcie z piątką par rosyjskich rodziców, którzy chcą, aby ich embriony były edytowane genowo. Naukowiec wyjaśnił, że z powodu mutacji w genie GJB2 wszyscy są osobami niesłyszącymi. A gdy dwie takie osoby oczekują potomstwa, jest pewne, że urodzi się niesłyszące dziecko. Używając CRISPR do edycji jednej kopii genu GJB2 w zapłodnionym zarodku, Rebrikow chce spełnić życzenia rodziców, aby dzieci uniknęły głuchoty.
– Pierwsze próby z CRISPR na ludziach powinny zacząć się od takich embrionów lub niemowląt, w przypadku których niejako nie ma nic do stracenia, są bowiem w krytycznej sytuacji – sceptycznie skomentował przedsięwzięcie Rebrikowa w „New Scientist”, bioetyk Julian Savulescu z Uniwersytetu Oksfordzkiego. – Nie powinno się natomiast zaczynać od embrionu, który może prowadzić całkiem normalne życie.
Jak widać, rozwojowi medycznego hi-tech towarzyszą niemałe kontrowersje. Kolejne jednak kroki, na które decydują się nie tylko naukowcy, ale także sami pacjenci, pokazują, że ludzie w sprawach zdrowia są często gotowi na duże ryzyko.
Mirosław Usidus