O tym, który Zuckerbergowi w PHP pomagał
Studiował ekonomię, pomylił kiedyś języki programowania, w końcu został miliarderem, ale do pracy wciąż jeździ rowerem. Zajmuje się filantropią, wspierając różne przedsięwzięcia - od walki z malarią po rozwój sztucznej inteligencji. Przedstawiamy Dustina Moskovitza (1), człowieka, którego życie jest takie a nie inne z tego powodu, że w akademiku dzielił pokój z Markiem Zuckerbergiem…
Jest młodszy od Zuckerberga o zaledwie osiem dni. Pochodzi z Florydy, gdzie urodził się 22 maja 1984 r. Dorastał w inteligenckiej rodzinie. Ojciec prowadził praktykę lekarską w zakresie psychiatrii, a matka była nauczycielką i artystką. Tam ukończył Vanguard High School oraz przystąpił do programu IB Diploma Program.
Już wtedy zaczął zarabiać pierwsze pieniądze w branży IT - budował strony internetowe, pomagał kolegom rozwiązywać problemy z ich komputerami osobistymi. Na Uniwersytecie Harvarda wybrał jednak ekonomię i zupełny przypadek zdecydował, że w akademiku zamieszkał w jednym pokoju z przyszłym założycielem Facebooka. Pokoje przydzielano bowiem studentom w wyniku losowania. Dustin zaprzyjaźnił się z Markiem (2), o którym mówi dziś, że na uczelni wyróżniał się energią, poczuciem humoru i przy każdej okazji sypał dowcipami.
Gdy Zuckerberg rozpoczął pracę nad swoim projektem sieci społecznościowej, Dustin Moskovitz, jak sam wspomina, chciał zwyczajnie wesprzeć kolegę. Kupił samouczek dla opornych do nauki języka Perl i po kilku dniach zgłosił się z gotowością wsparcia. Okazało się jednak, że nauczył się nie tego języka programowania. Mimo to nie zniechęcił się - po prostu nabył kolejny samouczek i po kilku dniach nauki mógł kodować w PHP razem z Zuckerbergiem. PHP okazało się dość łatwe dla kogoś, kto, tak jak Moskovitz, znał już wcześniej klasyczny język programowania C.
Kodowanie, kodowanie i jeszcze raz kodowanie
W lutym 2004 r. Dustin Moskovitz stał się współzałożycielem Facebooka, razem z dwoma innymi współlokatorami Marka Zuckerberga - Eduardo Saverinem i Chrisem Hughesem. Serwis w szybkim tempie zdobywał popularność wśród studentów Uniwersytetu Harvarda.
W jednym z wywiadów Moskovitz wspomina okres pierwszych kilku miesięcy intensywnej pracy przy Facebook.com tak:
- Niosła nas pędząca fala. Szczerze mówiąc, nie wybiegaliśmy myślami daleko w przyszłość. Skupialiśmy się na tym, jak utrzymać serwis w ruchu i działaniu.
Przez kilka miesięcy Dustin kodował, biegał na zajęcia i znów kodował. W ciągu kilku tygodni w serwisie zarejestrowało się kilka tysięcy osób, a twórców witryny zasypywały e-maile od studentów z innych uczelni z prośbami o uruchomienie Facebooka na ich kampusach.
W czerwcu 2004 r. Zuckerberg, Hughes i Moskovitz przerwali na rok studia, przenieśli bazę operacyjną Facebooka do Palo Alto w Kalifornii i zatrudnili ośmiu pracowników. Byli przekonani, że najtrudniejszy etap mają za sobą. Dustin stał się liderem w zespole programistów, który pracował na potrzeby Facebooka. Serwis zyskiwał codziennie nowych użytkowników, a Moskovitz miał coraz więcej pracy.
- W tym czasie prawie nie wychodziłem z domu. Byłem skoncentrowany tylko na produkcie - wspomina.
Dokładnie tak mogą pamiętać go widzowie głośnego filmu "The Social Network" Davida Finchera - jako zapracowaną, siedzącą w kącie przy komputerze, pochyloną nad klawiaturą postać. To prawdziwy obraz tego, co robił w pierwszych latach Facebooka Dustin Moskovitz, pierwszy dyrektor ds. technologii platformy społecznościowej, następnie wiceprezes ds. inżynierii oprogramowania. Kierował też personelem technicznym i nadzorował główną architekturę witryny. Był zarazem odpowiedzialny za strategię mobilną firmy i jej rozwój.
Z Facebooka na swoje
Pracował ciężko dla Facebooka przez cztery lata. W pierwszym okresie funkcjonowania społecznościówki to on był głównym autorem programistycznych rozwiązań serwisu. Jednak w październiku 2008 r. Moskovitz ogłosił, że wspólnie z Justinem Rosensteinem (3), który wcześniej dla Facebooka porzucił pracę w Google, zakłada własną firmę. Rozstanie przebiegło ponoć bezkonfliktowo, czego nie można powiedzieć o innych rozstaniach Zuckerberga ze swoimi współpracownikami z pierwszych lat błękitnej platformy.
- Uznałem, że zbudowanie pewnych narzędzi, a zwłaszcza pozycji menedżera zadań, było najlepszą rzeczą, jaką mogłem zrobić dla Facebooka. Wierzyłem też, że istnieją inne firmy z ważnymi misjami, gdzie te narzędzia mogłyby być zastosowane - tłumaczył swoje posunięcie Moskovitz. - Była to z pewnością jedna z najtrudniejszych decyzji, jaką w życiu podjąłem.
Chciał jednak rozwijać swój pomysł i potrzebował czasu, a także własnego zespołu do autorskiego projektu o nazwie Asana (w języku perskim i hindi słowo to oznacza "łatwy do nauczenia się/do zrobienia"). Zanim nowa firma wystartowała, pojawiła się informacja, że każdy z zatrudnionych przez Asanę inżynierów otrzymał do dyspozycji kwotę 10 tys. dolarów na "poprawę warunków pracy", by stać się "bardziej kreatywnym i innowacyjnym".
W 2011 r. firma udostępniła bezpłatnie pierwszą wersję webowo-mobilnej aplikacji do zarządzania projektami i zespołem, a rok później gotowa była wersja komercyjna produktu. W aplikacji można tworzyć projekty, przypisywać pracę członkom zespołu, określać terminy i wspólnie informować się o zadaniach. Obejmuje ona także opcję raportowania, załączniki, kalendarze itd. Z narzędzia korzysta obecnie ponad 35 tys. klientów komercyjnych, m.in. eBay, Uber, Overstock, Navy Federal Credit Union, Icelandair i IBM.
- Przyjemnie jest mieć prosty model biznesowy, w którym tworzy się coś wartościowego dla firm i jeszcze za to ci płacą. To, co dajemy przedsiębiorstwom, to infrastruktura - mówił dziennikarzom Moskovitz.
We wrześniu 2018 r. Asana ogłosiła, że osiągnęła 90-procentowy wzrost przychodów w porównaniu do roku poprzedniego. Moskovitz, stwierdził, że zgromadził już 50 tys. płacących klientów. Ta baza klientów wzrosła z 20 tys. klientów w ciągu zaledwie półtora roku.
Asana została pod koniec ubiegłego roku wyceniona rynkowo na 900 mln dolarów, co jak na firmę oferującą oprogramowanie jako usługę jest sumą imponującą. W czysto finansowym sensie przedsięwzięcie jednak wciąż nie jest rentowne. Na szczęście majątek młodego miliardera szacuje się na ok. 13 mld dolarów, więc na razie jego projekt cieszy się pewnym komfortem finansowym i można nie spieszyć się z wychodzeniem na plus za wszelką cenę. W cały pomysł wierzą zresztą duże firmy inwestycyjne, np. Generation Investment Management Ala Gore’a, która wsparła Asanę w ub.r. sumą 75 mln dolarów.
Zaangażowanie we własny projekt nie przeszkadza Dustinowi we wspieraniu projektów cudzych. Moskovitz przeznaczył np. 15 mln dolarów na inwestycję w startup Vicarious, prowadzący badania nad sztuczną inteligencją "uczącą się tak jak człowiek". Technologia ma zostać wykorzystana w medycynie oraz w przemyśle farmaceutycznych do produkcji leków. Wsparcie finansowe otrzymał też projekt mobilnej strony internetowej Path, na której użytkownicy publikują zdjęcia oraz dodają tagi dla osób, miejsc i rzeczy. Serwis, prowadzony przez innego byłego dyrektora Facebooka, Davida Morina, chciała kupić firma Google, za niebagatelną kwotę 100 mln dolarów. Oferta została odrzucona, za radą Moskovitza. Path jednak nie cieszył się taką popularnością wśród użytkowników, jak Instagram, kupiony przez Facebooka za miliard dolarów - i zakończył działalność jesienią 2018 r.
Filantropia pojmowana profesjonalnie
Mimo imponującej kwoty na koncie Dustin Moskovitz cieszy się opinią najskromniejszego miliardera w Dolinie Krzemowej. Nie kupuje drogich samochodów, bez kompleksów korzysta z tanich linii lotniczych, a na wakacje chętnie jeździ pod namiot. Deklaruje, że swój majątek woli rozdać, niż przekazać kolejnym pokoleniom.
I postępuje zgodnie z własnymi zapowiedziami. Wraz z żoną, Cari Tuna, są najmłodszą parą (4), która podpisała kontrakt The Giving Pledge z 2010 r. W ten sposób oboje przyłączyli się do inicjatywy filantropijnej Warrena Buffetta oraz Billa i Melindy Gatesów, czyli przyjęli zobowiązanie skierowane do najbogatszych ludzi świata, by większość swoich fortun przeznaczyć na cele charytatywne. Małżonkowie założyli także własną organizację dobroczynną Good Ventures, w ramach której od 2011 r. przekazali ok. 100 mln dolarów na rzecz wielu instytucji charytatywnych, w rodzaju Against Malaria Foundation, GiveDirectly, Schistosomiasis Control Initiative i Deworm the World Initiative. Są zaangażowani także w Open Philanthropy Project.
- Zamierzamy w pełni wydać nasz kapitał, a kiedy myślisz o rozdawaniu pieniędzy na takim poziomie, musisz się tego nauczyć. Osiągnięcie pełnej wydajności w przeznaczaniu funduszy na cele dobroczynne zajmie nam dekadę - powiedział Moskovitz.
Fundacją Good Ventures zarządza żona Cari, niegdyś dziennikarka "The Wall Street Journal".
- Nauczyłam się już jednej rzeczy: dobrze ulokowana dotacja może zmienić czyjeś życie - mówi. - Źle ulokowana nic nie zmieni, a nawet może zaszkodzić ludziom. To wszystko nie jest takie oczywiste, gdy patrzy się na marketing organizacji charytatywnych.
Jak się więc okazuje, nawet za niewielkie pieniądze i przy pomocy prostych rozwiązań da się poprawić życie ludzi w wielu miejscach świata. Małżeństwo miliarderów zrezygnowało ze wsparcia projektów NASA, a zainteresowało się np. problemem niedoborów jodu, który wpływa na rozwój umysłowy dzieci w biedniejszych krajach globu. Moskovitz i jego żona podchodzą niesłychanie poważnie do swojej działalności i raczej nie idzie im jedynie o cieplenia wizerunku miliarderów z Krzemowej Doliny.
W wyborach prezydenckich w 2016 r. Dustin okazał się trzecim największym darczyńcą. Razem z żoną przekazał 20 mln dolarów na wsparcie Hillary Clinton, kandydatki Partii Demokratycznej. W tym przypadku nie różni się od większości przedstawicieli środowiska, z którego się wywodzi. Krzemowa Dolina jest w zdecydowanej większości lewicowa, czy - jak to się określa w USA - liberalna w poglądach.
Mirosław Usidus