Wyścig o udział w wyścigu na Księżyc. Nie wystarczą miliardy w kieszeni, by wyprzedzić SpaceX
Nagłośniony w mediach lot Bezosa z załogą i to akurat 20 lipca, w rocznicę pierwszego lądowania człowieka na Księżycu, był interpretowany jako rywalizacja z Richardem Bransonem, ale tak naprawdę należy spoglądać na niego w kontekście rozstrzygniętego wiosną tego roku przetargu NASA na lądownik księżycowy, który ma pozwolić Amerykanom w ramach programu Artemis powrócić na naszego największego naturalnego satelitę.
Po tym, jak agencja wybrała SpaceX jako jedynego partnera w księżycowym programie, Bezos być może chciał zademonstrować wszystkim, ale przede wszystkim amerykańskiej administracji, że on i jego Blue Origin mają "kompetencje kosmiczne". Może większe wrażenie zrobiłoby, gdyby założyciel Amazona i jego załoga wylądowali na pokładzie odzyskiwanej rakiety, bo takie mniej więcej są wymagania lądowania na Księżycu. Niestety członkowie załogi Bezosa powrócili na Ziemię za pomocą tradycyjnej kapsuły ze spadochronem, metodą, która na Księżycu jest niewykonalna z powodu braku atmosfery.
Pomimo niekorzystnych decyzji NASA a potem GAO, Blue Origin Bezosa nie składa broni. O tym, jak bardzo twórcy Amazona zależy na księżycowym kontrakcie, świadczy jego deklaracja, tydzień po tym słynnym już locie na orbitę, że wykona w ramach kontraktu prace warte dwa miliardy dolarów, co będzie dużą finansową ulgą dla NASA, aby tylko Blue Origin został dopuszczony jako drugi alternatywny wykonawca infrastruktury załogowej na Księżyc.
Human Landing System to zarazem projekt oraz intratny kontrakt na budowę lądownika zdolnego do przeniesienia astronautów na powierzchnię Księżyca. Wybrana do jego realizacji została firma Elona Muska, jednak na początku maja NASA nakazała SpaceX zatrzymać wszelkie prace nad tym projektem po tym, jak firmy Blue Origin i Dynetics nie zgodziły się z wyborem SpaceX, wstrzymując kontrakt o wartości blisko trzech miliardów dolarów.
Argumentacja skarżących skupiała się nie tyle na samej SpaceX, ile na fakcie, że firma Muska dostała wyłączność, co, jak argumentowali, jest sprzeczne z wcześniejszą praktyką NASA dobierania kilku podmiotów, co zwiększało bezpieczeństwo projektu. Jednak tym razem nie zdecydowała się na wybranie "wachlarza", głównie ze względów finansowych.
Starship może być czymś więcej niż lądownikiem księżycowym?
Biuro GAO wprost stwierdziło, że choć NASA pierwotnie zapowiadała, że zamierza wybrać do kontraktu więcej wykonawców, to po prostu nie miała wystarczająco dużo pieniędzy w budżecie, aby podjąć taką decyzję, zaś wybranie tylko jednego wykonawcy kontraktu było zgodne z prawem. Ponadto jak czytamy w oświadczeniu przedstawiciela GAO Kennetha Pattona, ocena wszystkich trzech ofert dokonana przez NASA "była rozsądna i zgodna z obowiązującymi przepisami prawa zamówień publicznych oraz warunkami ogłoszenia".
Lądownik księżycowy jest częścią planów NASA na najbliższe lata. Program Artemis przewiduje wykorzystanie dużej rakiety (teoretycznie budowany od lat system SLS, ale w obliczu problemów technicznych, które wynikły w testach, nie jest to pewne), która wyniosłaby czterech astronautów na pokładzie kapsuły kosmicznej Orion na orbitę Księżyca. Lądownik zabrałby dwóch astronautów na powierzchnię Księżyca, gdzie badaliby go przez około tydzień, wrócili na orbitę Księżyca, zaokrętowali z powrotem na Oriona i wrócili na Ziemię.
Lądownik SpaceX, nazwany Starship, "zawiera przestronną kabinę" i może zostać rozbudowany do systemu nośnego wielokrotnego użytku, umożliwiającego podróże na Księżyc, Marsa i w inne miejsca. Takie stwierdzenia możemy znaleźć w komunikacie NASA ogłaszającym wyniki przetargu. Próbny lot kapsuły, bez astronautów na pokładzie, jest zaplanowany na ten rok, zaś próbny lot astronautów na Księżyc, ale bez lądowania, planuje się na 2023 r.
Informacje te i decyzje NASA zdają się układać w pewną całość, choć oczywiście oficjalnie systemem wynoszenia statku załogowego Orion jest opracowywana przez NASA rakieta SLS. Jednak wieści z poligonu doświadczalnego tej rakiety, przynajmniej jeszcze na początku 2021 r., nie były najlepsze. W styczniu przeprowadzono pierwszy test silników RS-25 zintegrowanych z pierwszym egzemplarzem głównego członu rakiety SLS. Test przerwano przedwcześnie z powodu złych parametrów. W kolejnych testach przeszkadzały problemy z zaworami kriogenicznymi. Doniesienia z lata były bardziej optymistyczne - udało się wreszcie odpalić silniki na więcej niż osiem minut, co jest symulacją lotu w kosmos. Załadowano do rakiety oprogramowanie sterujące. Czy jednak planowany wcześniej na listopad 2021 roku bezzałogowy lot SLS na orbitę odbędzie się w pierwotnym terminie? Zobaczymy.
Warto pamiętać, że choć w kontekście przetargu NASA mówimy o Starshipie jako lądowniku, jest to także, a może przede wszystkim w zbiorowej wyobraźni - rakieta. W planowanych rozbudowanych konfiguracjach ma posłużyć nawet do lotów załogowych na Marsa. Przystosowanie jej do współpracy ze statkiem Orion (2) nie wydaje się niemożliwe, a ponadto właściwie system transportowy Starship w rozbudowanych wersjach mógłby w ogóle nie potrzebować odrębnej kapsuły. Zatem, choć wciąż głównym planem misji załogowej NASA na Księżyc jest rakieta wynosząca SLS i statek Orion, produkty firmy Muska sprawiają wrażenie opcji rezerwowej.
Blue Origin uderza infografiką
Już po decyzji GAO, firma Blue Origin opublikowała infografikę (3), która miała przekonywać opinię publiczną, że system opracowany przez SpaceX jest "skomplikowany i ryzykowny" w porównaniu z "bezpiecznym" rozwiązaniem konsorcjum "National Team", do którego należy firma Bezosa.
Jednak komentatorzy traktują owe wizualizacje raczej jako czczą propagandę, pytając, skąd Blue Origin wie, ile tankowań na orbicie będzie potrzebne SpaceX do wykonania misji księżycowej. Firma Muska nie podała takich informacji, zaś same tankowania w przestrzeni kosmicznej mogą z punktu widzenia NASA być dodatkową zaletą, a nie wadą, projektu. Byłoby to bowiem testowanie zupełnie nowych, dających całkiem nowe możliwości rozwiązań transportu kosmicznego, także w kontekście misji dalszych niż księżycowe, np. marsjańskich.
Nie da się też ukryć, że Starship i rozwiązania lądowania dużą rakietą SpaceX są już zbudowane i testowane, czego nie można powiedzieć o lądowniku Blue Moon firmy Bezosa, który jest na znacznie wcześniejszym etapie rozwoju. Zatem NASA przedkłada dostawcę, który już coś zrobił, np. statek załogowy na orbitę Ziemi i naprawdę dobre rakiety, nad firmę, która wprawdzie potrafi robić szum medialny, ale jeszcze wciąż ma niewiele namacalnych rzeczy do zaoferowania.
Mirosław Usidus