Wojny gwiezdne stają się faktem. Niebezpieczne orbity
Broń ASAT przetestowało w ciągu ostatnich dwu dekad wiele państw z USA na czele. W 2007 roku Chiny wystrzeliły taki pocisk w kierunku jednego z własnych satelitów, a Indie przeprowadziły swój pierwszy test ASAT w 2019 roku, za co zostały skrytykowane podobnie jak teraz Rosja. Zaś sama Rosja w 2020 roku wystrzeliła dwie rakiety ASAT i oddzielnie przetestowała inną nieniszczącą technikę antysatelitarną opartą na przestrzeni kosmicznej.
Broń ASAT, która startuje z Ziemi i nie jest oparta na przestrzeni kosmicznej, to rakiety suborbitalne, które celują w określonego satelitę i niszczą go (1). Tym razem był to prawdziwy cel na niskiej orbicie okołoziemskiej, stary radziecki satelita o nazwie Cosmos 1408, nieczynny od lat 80. XX wieku. "Nie było powodu, by użyć tak dużego celu", powiedział serwisowi Space.com astrofizyk Jonathan McDowell z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics w Cambridge. "Mogli użyć mniejszego celu, generującego mniej odłamków".
Rosyjski test ASAT miał miejsce na niższej wysokości niż wcześniejszy test chiński, jednak na znacznie wyższej orbicie niż testy ASAT przeprowadzone przez Indie i Stany Zjednoczone. "Przez to szczątki orbitalne pozostaną na orbicie przez dłuższy okres", przewiduje McDowell, dodając, że prawdopodobnie trwać to będzie lata. Szacuje, że większość materiału spadnie w ciągu około pięciu lat. Po teście Chin nadal po 14 latach pozostało sporo gruzu. Po orbitach krążą też jeszcze starsze szczątki po testach radzieckich sprzed pół wieku. Odłamki te, jak spodziewają się eksperci, będą nadal stwarzać problemy dla satelitów na orbicie, a także dla astronautów przebywających na stacji kosmicznej.
"Rosyjski test antysatelitarny to sygnał alarmowy dla ludzkości. Bez lepszej regulacji zasad obowiązujących w przestrzeni kosmicznej ryzykujemy, że kosmiczne sąsiedztwo Ziemi zamieni się w złomowisko", napisał Anders Fogh Rasmussen, sekretarz generalny NATO, w artykule opublikowanym w Internecie na początku grudnia 2021 r.
Astronauci przebywający na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej zostali zmuszeni do podjęcia środków ostrożności po rosyjskim teście. Według francuskich badaczy, tylko ten jeden test zwiększył o pięć procent ryzyko wystąpienia syndromu Kesslera (2), w którym odłamki powodujące kolizje kaskadowo prowadzą do tego, że nasze orbity stają się niedostępne. To dosłownie uziemiłoby ludzkość na planecie Ziemia i spowodowałoby, że wszystkie gospodarcze, środowiskowe i naukowe korzyści płynące z eksploracji przestrzeni kosmicznej przestałyby istnieć. Problem z syndromem Kesslera polega na tym, że nie będziemy wiedzieć, że się rozpoczął, dopóki nie będzie za późno.
Pentagon wezwał do globalnego wstrzymania testów broni antysatelitarnej, potępiając demonstrację Rosji. "Chcielibyśmy, aby wszystkie państwa zgodziły się na powstrzymanie się od testów broni antysatelitarnej, która tworzy szczątki na orbicie", powiedziała zastępca sekretarza Departamentu Obrony USA Kathleen Hicks.
Pokażmy, co potrafi USA, by ich odstraszyć
Gdy Rosja aktywnie pracuje nad technologiami antysatelitarnymi nad swoimi technologiami kosmicznej wojny pracują intensywnie również Chiny, niektórzy dowódcy amerykańskich sił zbrojnych uważają więc, że amerykańskie Dowództwo Kosmiczne także powinno zademonstrować własną zdolność do usuwania satelitów wroga, donosił kilka miesięcy temu serwis "Breaking Defense". Dążenie do pokazania rywalom, co potrafią USA, jest wspierane najsilniej przez generała Johna Hytena, wiceprzewodniczącego szefów połączonych sztabów. Jednak uchylenie rąbka tajemnicy wymaga zgody na najwyższych szczeblach USA, w tym samego prezydenta.
Amerykański system, o którym mowa, jest okryty najszczelniejszą ze szczelnych zasłon tajności. Opracowany jako tak zwany Program Specjalnego Dostępu i znany tylko nielicznym, bardzo wysokim rangą przywódcom USA. Osoby wtajemniczone twierdzą, że ewentualne ujawnienie pewnych elementów może polegać na demonstracji w świecie rzeczywistym aktywnej zdolności obronnej do degradacji lub zniszczenia docelowego satelity i/lub statku kosmicznego. Gdy mało wiadomo, rośnie pole dla spekulacji.
Spekuluje się więc a to o użyciu przez Amerykanów naziemnego lasera mobilnego do oślepiania satelitów zwiadowczych przeciwnika, przez wyzwalane zbliżeniowo zagłuszacze częstotliwości radiowych w niektórych satelitach wojskowych, po system mikrofalowy o dużej mocy, który może uszkodzić elektronikę przenoszoną na manewrujących satelitach. Komentatorzy wypowiadający się dla "Breaking Defense" uważają, że USA raczej na pewno nie zademonstrują tego, co pokazali ostatnio Rosjanie, bo takie możliwości pokazali już dawno.
Przez lata generał Hyten przekonywał, że niemożliwe jest odstraszanie przeciwników za pomocą broni, o której zupełnie nic nie wiadomo. "W przestrzeni kosmicznej wszystko jest nadmiernie tajne", powiedział Hyten na spotkaniu National Security Space Association (NSSA) w styczniu 2021 r. "Odstraszanie nie polega na zasłanianiu wszystkiego zasłoną tajności". Przeciwnik musi widzieć, czego ma się bać.
O ile jednak wśród kierownictwa Departamentu Obrony USA panuje powszechna zgoda co do potrzeby odtajnienia, o tyle toczy się zażarta debata na temat tego, co właściwie powinno zostać wydobyte zza kurtyny megatajności. W skrócie chodzi o to, aby zrobić to tak, by nie zachęcić przeciwnika do rozwoju własnego podobnego rozwiązania, ale przede wszystkim zapobiec eskalacji, przekonując wroga, że nie może wygrać w konflikcie, bo koszty wejścia w konflikt byłyby dla niego za wysokie.
Niedawne opracowanie ośrodka RAND pt. "Tailoring Deterrence for China in Space" sugeruje, że demonstracja taka powinna polegać na naruszeniu militarnej pewności siebie Chin, przez działania kosmiczne o charakterze zarówno cybernetycznym jak i kinetycznym.
Bliskie spotkania o tajemniczym charakterze
Testy broni antysatelitarnej to może najbardziej spektakularny, ale niejedyny front kosmicznego wyścigu zbrojeń i działań, które są już bardzo blisko otwartych akcji militarnych. Generał David Thompson, wiceszef operacji kosmicznych US Space Force, powiedział w wywiadzie dla "Washington Post" w listopadzie 2021, że Rosja i Chiny każdego dnia atakują amerykańskie satelity na orbicie. Miał na myśli głównie ataki cybernetyczne na satelity oraz przy użyciu broni laserowej lub zagłuszaczy sygnałów radiowych.
Generał przyznał też, że Chiny przegoniły już Rosję w kosmicznym wyścigu zbrojeń i czynią bardzo szybkie postępy. Na razie, choć wciąż daleko im do Stanów Zjednoczonych, korzystają z każdej możliwej broni, by ograniczyć, jak tylko możliwe, aktywność USA w przestrzeni kosmicznej. Generał jest pewien rychłego użycia przez Chiny czy Rosję potężniejszej broni kinetycznej lub laserowej, która doprowadzi do zniszczenia instalacji kosmicznych. Wówczas, jak zapowiedział, USA będą adekwatnie reagowały.
Thompson nie powiedział jednoznacznie, czy dochodziło także do nieodwracalnych ataków na satelity. Dodał jednak, że w 2019 roku Rosjanie umieścili na orbicie pewne urządzenie "niebezpiecznie blisko" satelity szpiegowskiego USA. Pojazd ten zmienił kurs i przeprowadził próbę broni antysatelitarnej, wyrzucając cel i strzelając do niego pociskiem.
Warto przypomnieć, że opisywany w mediach, także w MT był przypadek rosyjskiej sondy Kosmos 2542, która w 2019 r. wykonywała na orbicie zadziwiające, nigdy wcześniej niewidziane, manewry. Nie byłoby w tym może nic sensacyjnego, gdyby nie to, że manewry te "przeszkadzały" amerykańskiemu satelicie zwiadowczemu USA 245 w wykonywaniu jego zadań (3).
Po co tracić cenne paliwo na śledzenie orbity innego satelity - pytali eksperci. I od razu próbowali odpowiedzieć, np. że rosyjski satelita podąża za USA 245 w celu zebrania danych o jego misji. Obserwując satelitę, Kosmos 2542 może być w stanie określić możliwości kamer i czujników amerykańskiej sondy. Za pomocą sondy o częstotliwości radiowej możliwe byłoby nawet nasłuchiwanie słabych sygnałów z USA 245, co mogłyby wskazać Rosjanom, kiedy amerykański satelita robi zdjęcia i jakie dane przetwarza.
Synchronizacja orbity Kosmosa 2542 względem USA 245 nie była pierwszym przykładem zaskakujących rosyjskich działań orbitalnych. W sierpniu 2014 roku inny rosyjski satelita Kosmos 2499 wykonał serię podobnie zagadkowych manewrów. Cztery lata później na jaw wyszły tajemnicze podchody satelity Kosmos 2519 i jego dwóch subsatelitów (Kosmos 2521 i Kosmos 2523). Tajemnicze ewolucje rosyjskich satelitów nie ograniczają się jedynie do niskiej orbity okołoziemskiej - na orbicie geostacjonarnej statek, oficjalnie kojarzony z telekomunikacyjną konstelacją Łucz, a w istocie będący prawdopodobnie militarnym satelitą SIGINT o nazwie Olimp-K, zbliżał się w 2018 r. do innych satelitów (w tym włoskich i francuskich - nie tylko wojskowych).
Nie ma żadnych uregulowań prawnych dotyczących tego rodzaju zbliżeń w kosmosie. Tak więc USA i inne kraje nie mają żadnych możliwości składania oficjalnych protestów. Nie ma też łatwego sposobu pozbycia się niechcianego kosmicznego towarzystwa.
Także armia amerykańska ma plany stworzenia systemów przeszkadzających albo wręcz uniemożliwiających działanie satelitów wroga. I wcale nie musi to obejmować przestrzeni kosmicznej. Ujawniła niedawno plany opracowania, przetestowania i rozmieszczenia na dużych wysokościach systemów, które mogą latać nad innymi krajami, aby je obserwować i zagłuszać komunikację wroga z góry.
HELEIOS (High-Altitude Extended-Range Long Endurance Intelligence Observation System) miałby być siecią balonów lub pojazdów na baterie słoneczne, które mogą unosić się na wysokości co najmniej 20 km od powierzchni Ziemi. HELEIOS nie jest satelitą szpiegowskim, ale działa jak satelita. Za jego pomocą armia byłaby w stanie monitorować, przechwytywać i blokować komunikację wroga (4). Zdolność do zagłuszania sygnałów może być kluczem do bitew przyszłości, gdzie orbitalne sieci komunikacyjne są niezbędne dla sukcesu wojskowego.
Jak obronić kosmiczną infrastrukturę
A gdyby wojna kosmiczna się zaczęła, to jak mogłaby wyglądać? Techniki walki mogłyby przybrać wiele różnych form (5), np. w ramach cyberwojny hakerzy mogliby włamać się do satelitów w celu ich demontażu lub przechwycenia. Lasery stacjonujące na Ziemi mogą być używane do "oślepiania" czujników satelitarnych, czyniąc je bezużytecznymi, co według nieoficjalnych informacji od pewnego czasu robią już Chińczycy amerykańskim satelitom. W przypadku bardziej otwartego konfliktu walczące strony mogłyby użyć brutalnej siły, aby usunąć satelity wroga za pomocą rakiet balistycznych albo satelitów manewrujących na orbicie i w atakach "kamikadze" lub za pomocą laserów, pocisków.
Szeroko komentowany amerykański raport sprzed paru lat, oparty na informacjach CIA, FBI i NSA, alarmuje m.in., że do niszczenia i uszkadzania sprzętu w przestrzeni kosmicznej może wkrótce zostać wykorzystana "broń o ukierunkowanej energii", nie tylko pociski ASAT i manewrujące satelity, o których wiadomo, że rywale USA je posiadają. Amerykański raport ukazał się kilka tygodni po tym, jak Rosja oskarżyła Waszyngton o dążenie do militaryzacji kosmosu.
Tysiące aktywnych satelitów obecnie okrąża Ziemię - prawie połowa z nich została wysłana przez USA. To kluczowa kosmiczna "infrastruktura" dla współczesnej gospodarki światowej i codziennej działalności wielu firm i ludzi.
31 satelitów Globalnego Systemu Pozycjonowania (GPS) stanowi podstawę taktowania operacji finansowych na Wall Street i w sieci telefonii komórkowej, jak również zasilania aplikacji opartych na nawigacji, takich jak Google Maps czy Uber. Prognozy pogody, wideokonferencje, natychmiastowa autoryzacja kart kredytowych, połączenia bankowe i telewizja kablowa są zasilane przez satelity. Ale to przede wszystkim wojsko amerykańskie polega w ogromnej mierze na tej satelitarnej infrastrukturze. I to praktycznie w każdej swojej operacji. "Dominacja w kosmosie umożliwiła nam posiadanie największych na świecie zdolności bojowych", powiedział parę lat temu serwisowi Politico Steve Isakowitz, dyrektor generalny The Aerospace Corp. "Z dnia na dzień stajemy się coraz bardziej od tego zależni. A nasi przeciwnicy to wiedzą".
Wiedząc, że przeciwnicy wiedzą, wojsko USA postanowiło działać. Stąd działania i plany "wzmacniające" i zabezpieczające konstelację amerykańskich satelitów przed możliwym atakiem. Planuje się m.in. wystrzelenie dodatkowych satelitów, które w przypadku zniszczenia krytycznych systemów będą stanowić kopie zapasowe, a także rozwój mniejszych satelitów, które będą trudniejsze do zaatakowania, jak również satelitów obronnych zdolnych do wykrywania lub nawet zapobiegania zagrożeniom na Ziemi i w kosmosie. Większość informacji o tym jest oczywiście ściśle tajna, o czym była już mowa.
Proponuje się m.in. uaktualnienie GPS do tego, co nazywane jest GPS III - systemu bardziej odpornego na zagłuszanie. GPS był atakowane już niejeden raz. Podczas wojny w Iraku siły Saddama Husajna wykorzystywały zagłuszacze (tzw. jammery) elektroniczne, próbując zablokować sygnał precyzyjnego naprowadzania satelitarnego. Ostatnio Rosja używała takich jammerów, usiłując zakłócić komunikację satelitarną podczas konfliktu we wschodniej Ukrainie.
Pentagon umieścił niedawno na orbicie satelity Advanced Extremely High Frequency (AEHF), które zamiast pojedynczych wiązek wysyłają ich bardzie wiele (6), aby zapewnić komunikację w przypadku ataku jądrowego. Są zarazem bardziej odporne na elektroniczne zagłuszanie, co jest, jak widać, coraz większym problemem. "Potrzebujemy systemów, które zadziałają w najgorszym dniu w historii świata", mówił mediom Todd Harrison, dyrektor projektu bezpieczeństwa lotniczego w Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych. Dziś na orbicie znajdują się cztery satelity AEHF.
Proponowany budżet Sił Powietrznych USA na 2019 r. pozwoliłby sfinansować kolejne dwa projekty, które zostaną uruchomione w 2019 i 2020 r. Departament Obrony inwestuje również w nowe, odporne na ataki oślepiające i "jamming" satelity GPS.
Istnieje jeszcze jedno zagrożenie, przed którym nawet AEHF nie może się bronić - fizyczne ataki w przestrzeni kosmicznej. Do tej pory większość testów antysatelitarnych miała na celu osiągnięcie celów na niskiej orbicie ziemskiej, do 2 tysięcy km nad powierzchnią planety. Przeprowadzono jednak już wstępne testy pokazujące, że broń kosmiczna może sięgać wyżej, nawet do orbity geostacjonarnej, 35 786 km nad równikiem.
W 2013 r. Chiny wykonały eksperyment, który, według niektórych analityków, udowodnił taką możliwość. Wystrzelony ładunek osiągnął przestrzeń kosmiczną i wypuścił do przestrzeni ślad gazowy świadczący o zbliżeniu się do orbity satelitów GPS i AEHF. W dodatku materiały wywiadowcze wskazywały, że pocisk wystrzelono z ruchomej wyrzutni.
Niektórzy podejrzewają, że Starlink, budowana przez SpaceX Elona Muska konstelacja satelitów telekomunikacyjnych, będzie ważnym narzędziem do wykorzystania w globalnym starciu mocarstw. Z badań finansowanych przez armię amerykańską wynika, że może stanowić tanią, bardzo dokładną i właściwie niemożliwą do zniszczenia (w przeciwieństwie do stosunkowo nielicznych satelitów GPS) alternatywę dla geostacjonarnej konstelacji.
Todd Humphreys i Peter Iannucci z Laboratorium Radionawigacyjnego Uniwersytetu Teksańskiego w Austin twierdzą, że opracowali system, który wykorzystuje satelity SpaceX, odtwarzając tradycyjne sygnały GPS i zapewniając precyzję lokalizacji do dziesięciu razy wyższą niż GPS, przy znacznie mniejszej podatności na zakłócenia.
Chińska "wojna świetlna"
Wielu chińskich analityków wojskowych uważa działania wojenne w kosmosie za nieuniknione i tam właśnie, w przestrzeń kosmiczną może się przenieść ciężar walki. W 2015 roku Ludowa Armia Wyzwolenia opublikowała opracowanie "Wojna świetlna", w której centralną rolę w walce w przyszłych wojnach przypisano broni laserowej. W książce stwierdza się, że przyszłe działania wojenne będą zdominowane przez połączenie analiz big data z aktywnością armii hakerów, mających do dyspozycji sztuczną inteligencję, zrobotyzowane lasery i inną broń o ukierunkowanej energii. Kosmos, w tych rozważaniach, oczywiście jest ważnym, jeśli nie głównym teatrem operacji.
Chiński rząd stara się zbudować zupełnie nowy rodzaj sieci komunikacyjnej i Internetu, które są całkowicie bezpieczne i nieprzepuszczalne dla hakerów, gdyż mają opierać się na efektach kwantowych. Chińscy naukowcy ustanawiają kolejne rekordy odległości dla par splątanych cząstek. O chińskich eksperymentach z komunikacją kwantową z satelitami było głośno, gdy tamtejsi badacze zbudowali już satelitę, który może wysyłać kwantowo zaszyfrowane wiadomości pomiędzy odległymi miejscami, jak również sieć naziemną pomiędzy Pekinem a Szanghajem.
Naukowcy badają również metody kwantowe w celu dostarczenia bardziej precyzyjnych i niezawodnych narzędzi nawigacyjnych dla wojska. Chińczycy są przekonani, że ten, kto pierwszy opanuje kwantowe techniki superbezpiecznej komunikacji, ten zyska przewagę strategiczną w kosmosie i na Ziemi.
"Chiny są na drodze, aby stać się mocarstwem kosmicznym", powiedział państwowej telewizji po lądowaniu łazika na niewidocznej stronie Księżyca, Wu Weiren, główny projektant sondy Chang’e 4. Nie ma żadnych oficjalnych informacji na ten temat, ale wielu komentatorów przypuszcza, że chińskie misje księżycowe mogą mieć komponent wojskowy. "Chiny porównywali Księżyc do Morza Południowochińskiego i Tajwanu, a asteroidy do Morza Wschodniochińskiego", powiedział dziennikowi "The Guardian" Malcolm Davis, starszy analityk australijskiego Instytutu Polityki Strategicznej. "Dokonują bardzo wyraźnego geopolitycznego porównania z tym, co dzieje się z przestrzenią kosmiczną i musimy zwrócić na to uwagę".
Placówka na Księżycu może również dać Chińczykom podstawy do roszczeń do części powierzchni Księżyca. Nie jest to wprawdzie zgodne z prawem międzynarodowym, ale doświadczenie uczy, że silne państwa liczą się z nim tylko do czasu, gdy nie dostrzegą jakiegoś swojego "ważnego interesu" w odejściu od tych regulacji. Tak czy inaczej misje księżycowe Chin mogą dać Chinom przewagę w takich przyszłych przedsięwzięciach, jak np. wydobycie surowców.
W październiku 2018 r. Jeff Gossel, czołowy inżynier wywiadu w Narodowym Centrum Wywiadu Lotniczego i Kosmicznego Sił Powietrznych USA, Space and Missile Analysis Group (NASIC), ostrzegł, że służący do komunikacji z łazikiem po drugiej stronie Księżyca przekaźnikowy satelita Queqiao, krążący w punkcie libracyjnym za orbitą satelity, może być nośnikiem niewykrywalnej broni antysatelitarnej atakującej obiekty na orbicie geostacjonarnej od niespodziewanej strony. Żadne systemy monitoringu, radary, satelity szpiegowskie nie monitorują okolic Księżyca. Co więcej, po ciemnej stronie Księżyca można skutecznie ukryć ASAT, nawet gdyby ktoś skierował sprzęt obserwacyjny w tym kierunku.
Od działka na satelicie po lasery strącające rakiety balistyczne
Przestrzeń kosmiczna była postrzegana jako obszar potencjalnych działań wojskowych niemal od początku wyścigu kosmicznego. W trakcie zimnej wojny Rosja i USA tworzyły wizje różnych rodzajów broni kosmicznej. Jednym ze starszych przykładów była koncepcja kinetycznej broni, zakładająca bombardowanie zrzucanymi z orbity prętami wolframowymi. Ich energia przy zetknięciu z Ziemią miała się równać mocy bomby atomowej, bez radioaktywnych skutków ubocznych.
Na początku lat 60. XX wieku przetestowano system zwany Istrebitel Sputnik (satelita myśliwski). Został on zaprojektowany tak, aby zbliżyć się do celu, a następnie eksplodować, niszcząc oba satelity. Mimo że projekt został ostatecznie porzucony, testowanie i rozwój podobnych systemów trwa nieprzerwanie od tamtej pory.
W latach 70. Lawrence Livermore National Laboratory w Kalifornii pracowało nad projektem Excalibur, którego celem było zdetonowanie broni jądrowej w przestrzeni kosmicznej. Lasery skupiałyby wówczas promienie rentgenowskie na nadlatujących pociskach, aby je zniszczyć, zanim dotrą do Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników. Projekt upadł jednak z powodu braku postępu i finansowania.
Związek Radziecki umieścił w latach siedemdziesiątych XX wieku 23-milimetrowe działko automatyczne R-23M na pokładzie statku Almaz OPS-2 (7). Stało się pierwszą i jedyną bronią, umieszczoną w kosmosie, przynajmniej z tego co wiemy. Rosyjski autor Anatolij Zak, który prowadzi również stronę internetową RussianSpaceWeb.com, zauważył system Szczit-1, którego częścią było działko na zdjęciach rosyjskiego Ministerstwa Obrony opublikowanych z okazji z wizyty ministra obrony Siergieja Szojgu w biurze projektowym broni w 2021 roku.
"Od zarania ery kosmicznej, radzieckich wojskowych przerażała perspektywa zbliżania się amerykańskich statków kosmicznych do radzieckich satelitów wojskowych, które, według kremlowskiej propagandy, nie miały nawet istnieć", napisał Anatolij Zak w artykule o R-23M dla "Popular Mechanics" w 2015 roku. "To nie było szaleństwo. Strach przed atakiem na statki kosmiczne był realny, a obie strony żelaznej kurtyny rozwijały broń antysatelitarną. W latach 60. wydawało się całkowicie logiczne, że wojskowe i pilotowane statki kosmiczne będą potrzebowały broni do obrony własnej".
Kosmiczny wyścig zbrojeń trwał dalej. Ronald Reagan, prezydent Stanów Zjednoczonych, zapowiedział realizację programu, nazywanego potem "gwiezdnymi wojnami". Choć ostatecznie kosmicznego systemu przechwytywania i niszczenia rakiet balistycznych nie udało się zbudować, jednak mimo to kolejnego etapu wyścigu zbrojeń, opartego na najnowszych technologiach, ZSRR nie wytrzymał.
Kluczowym założeniem rozpoczętego przez prezydenta Ronalda Reagana programu SDI (Strategic Defense Initiative - Inicjatywa Obrony Strategicznej) było skrócenie czasu reakcji od wykrycia startu rakiety do jej zniszczenia dzięki umieszczeniu systemu antyrakietowego nie na powierzchni planety, ale na jej orbicie. W 1987 roku zdefiniowano kluczowe elementy SDI - umieszczone na orbicie systemy uzbrojenia oraz orbitalne i naziemne systemy odpowiedzialne za wykrywanie i namierzanie rakiet przeciwnika. Kosmiczna broń została określona akronimem SBI (Space-Based Interceptors).
Istniało wiele pomysłów na ten komponent (8) - od laserów rentgenowskich (przewidywano zasilanie ich przez reaktory jądrowe lub - w najbardziej fantastycznej koncepcji - serię wybuchów jądrowych na orbicie), przez lasery chemiczne, po broń kinetyczną. Zanim udało się projekty zrealizować, nastąpił koniec zimnej wojny i program militaryzacji kosmosu został przerwany.
W książce "Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek" George Friedman przewiduje przyszły świat, w którym supermocarstwa stosują statki kosmiczne i inne systemy do walki. Wizje kosmicznej wojny coraz silniej się konkretyzują. Coraz mniej zarazem postrzegamy ją jako widowiskową strzelaninę w stylu "Gwiezdnych wojen", o czym pisaliśmy w jednym z ostatnich numerów MT. Orbitalna wojna jawi się zatem jako nie tak może efektowna wizualnie, ale całkiem realna i groźna perspektywa.
Mirosław Usidus