Złotowłosa kusi i myli tropy. Czy uda się znaleźć dowody na życie pozaziemskie w tej lub w następnej dekadzie?

Złotowłosa kusi i myli tropy. Czy uda się znaleźć dowody na życie pozaziemskie w tej lub w następnej dekadzie?
„W ciągu dekady znajdziemy silne dowody na istnienie życia poza Ziemią”, powiedziała w kwietniu 2015 r. Ellen Stofan, wówczas naukowa szefowa Agencji, podczas konferencji NASA na temat zdatnych do zamieszkania światów w kosmosie. Dodała, że niezbite i przesądzające o istnieniu życia pozaziem-skiego fakty uda się zgromadzić w ciągu 20 do 30 lat.

„Wiemy, gdzie patrzeć i jak patrzeć”, deklarowała wówczas pełna optymizmu Stofan. „A skoro jesteśmy na właściwej ścieżce, to nie ma żadnych powodów, by wątpić, że znajdziemy to, czego szukamy”. Z wypowiedzi przedstawicieli NASA wynikało, że mogłoby chodzić np. o Marsa lub inny obiekt w Układzie Słonecznym albo o jakąś egzoplanetę, choć w tym ostatnim przypadku trudno zakładać zdobycie rozstrzygających dowodów zaledwie w ciągu jednego pokolenia.

„Do 2040 r. odnajdziemy życie pozaziemskie”, zapowiadał z kolei w swoich rozlicznych medialnych wypowiedziach Seth Shostak z Instytutu SETI. Nie mówił oczywiście o kontakcie z obcą cywilizacją, raczej chyba jedynie o przesłankach występowania życia, np. zasobach ciekłej wody, o warunkach sprzyjających życiu i o śladach, najczęściej chemicznych. 

Podobne perspektywy rozsnuwał Didier Queloz, jeden z laureatów Nagrody Nobla w 2019 w dziedzinie fizyki, twierdzący, że dowody na istnienie życia pozaziemskiego znajdziemy w ciągu 30 lat. „Nie jestem w stanie uwierzyć, że jesteśmy jedynymi żywymi istotami w kosmosie”, powiedział Queloz dziennikowi „The Telegraph”. „Jest po prostu zbyt wiele planet, zbyt wiele gwiazd, a chemia jest uniwersalna. Procesy chemiczne, które doprowadziły do powstania życia na Ziemi, muszą zachodzić wszędzie”. Niewiele różniące się perspektywy czasowe nakreśla wielu innych ekspertów, naukowców i wizjonerów. Andrew Siemion, dyrektor Centrum Badawczego Berkeley SETI, zaproponował nawet dokładną datę odkrycia życia pozaziemskiego - 22 października 2036 r.

Rośnie liczba narzędzi i technik służących do wykrywania tropów życia. Doskonalimy techniki obserwacji, nasłuchu i detekcji, w różnych zakresach fal. Wiele mówi się o szukaniu śladów chemicznych, sygnatur życia, nawet wokół bardzo dalekich gwiazd. Kilka lat temu do użytku oddany został gigantyczny chiński radioteleskop FAST (1), z polem widzenia dwukrotnie większym od teleskopu Arecibo w Puerto Rico, którego zadaniem będzie poszukiwanie elektromagnetycznych oznak życia na innych planetach. Czy to wszystko oznacza, że optymistyczne prognozy o rychłym znalezieniu życia pozaziemskiego się ziszczą? Dobre pytanie, na które nie ma łatwej odpowiedzi.

„Samoreprodukcja z odmianami” albo inaczej

Zaawansowaną cywilizację możemy poznać z daleka m.in. po obecności gazów, zwłaszcza zanieczyszczeń powietrza, chlorofluorokarbonów, dwutlenku węgla, metanu, amoniaku, światłach i odbiciach światła od obiektów zbudowanych przez cywilizację, emisji ciepła, intensywnych emisjach promieniowania, tajemniczych obiektach, np. wielkich stacjach i statkach w ruchu, istnieniu struktur, których powstania nie da się wytłumaczyć, odwołując się do przyczyn naturalnych.

Wprawdzie już w latach 70. wybuchła sensacja o znalezieniu przez Vikinga metanowych śladów życia, jednak wiarygodność tamtych odkryć została potem zakwestionowana, a kolejne sondy już nie przeprowadzały takich badań jak Viking, co oczywiście wywołało mnóstwo podejrzliwości. Jednak powód, dla którego NASA nie spieszy się z przeprowadzaniem „testów na istnienie życia”, może mieć podłoże znacznie mniej sensacyjno-spiskowe niż krążące teorie. Może chodzić mianowicie o to, że badacze, także na podstawie doświadczeń z badaniami Vikingów, nabrali poważnych wątpliwości, czy da się łatwo przeprowadzić „test na życie” z jednoznacznym wynikiem, zwłaszcza zdalnie, z odległości kilkudziesięciu milionów kilometrów.

Eksperci zastanawiający się nad tym, jak znaleźć, a nawet w ogóle dostrzec życie poza Ziemią coraz bardziej zdają sobie sprawę, że znajdując „coś”, mogą łatwo postawić ludzkość w niewygodnej niepewności co do wyników badań. Intrygujące wstępne dane mogą wzbudzać zainteresowanie i skłaniać do spekulacji na temat obcych, ale prawdopodobnie nie będą one na tyle jednoznaczne, by można było szybko rozstrzygnąć, z czym mamy do czynienia.

Życie pozaziemskie to życie istniejące poza naszą planetą i niepochodzące z niej. Jednym z głównych problemów w jego poszukiwaniu jest jego niebudząca wątpliwości definicja i kryteria, jakie należałoby w jego kwalifikowaniu przyjąć. Nie ma jednej uniwersalnej definicji życia, która byłaby akceptowana przez wszystkich badaczy. Niektórzy opierają się na cechach fizjologicznych organizmów, takich jak zdolność do odżywiania się, przemiany materii, odpowiedzi na bodźce, wydzielania, oddychania, wzrostu, rozmnażania się i dziedziczenia. Inni odwołują się do definicji cybernetycznej lub termodynamicznej, które podkreślają aspekty informacyjne i energetyczne życia. Jeszcze inni proponują koncepcje holistyczne lub funkcjonalne, które uwzględniają złożoność, organizację, adaptację i celowość życia.

Kryteria kwalifikowania czegoś jako życie mogą być różne w zależności od tego, jakiego rodzaju życia szukamy i gdzie go szukamy. Na Ziemi życie opiera się na chemii węgla i wody, ale w innych warunkach mogą istnieć inne formy życia, oparte na innych pierwiastkach i rozpuszczalnikach, takich jak metan, amoniak, siarka czy krzem. Dlatego niektórzy badacze sugerują, że należy szukać nie tyle życia, co biosygnatur, czyli sygnałów lub zjawisk, które świadczą o aktywności biologicznej, takich jak obecność określonych związków chemicznych, gazów, minerałów, izotopów, struktur czy zmian w środowisku. Nie wystarczy znaleźć tylko jednego sygnału, który może sugerować życie, trzeba też wykluczyć inne możliwe źródła i interpretacje tego sygnału, takie jak zanieczyszczenia, procesy pozabiologiczne lub błędy pomiarowe.

W 2011 roku genetyk Edward Trifonov zebrał ponad sto interpretacji słowa „życie” i sprowadził je do jednej nadrzędnej idei. Życie, według tego ujęcia, to „samoreprodukcja z odmianami”. NASA sformułowała podobną roboczą definicję wiele lat wcześniej, jeszcze w połowie lat 90. XX w. i nadal używa jej w badaniach astrobiologicznych. Życie, w tym sformułowaniu, jest „samowystarczalnym systemem chemicznym zdolnym do ewolucji darwinowskiej”.

Żadna z tych ogólnych definicji życia nie wymaga określonej chemii. Na Ziemi, oczywiście, życie oparte jest na DNA, kwasie dezoksyrybonukleinowym. DNA składa się z dwu skręconych nici, z których każda zawiera na przemian grupy cukrowe i fosforanowe. Do każdego cukru przyklejona jest zasada - A (adenina), G (guanina), C (cytozyna) i T (tymina). Proste litery w sekwencji genetycznej, ułożone w porządku drabinkowym, niosą wszystkie informacje potrzebne do tworzenia wszelkich żywych organizmów. DNA może się replikować, a DNA pochodzące z różnych organizmów może się mieszać i łączyć, tworząc nowy organizm, który z kolei może się replikować.

Naukowcy zakładają, że jakiekolwiek, także inne niż znane nam, formy życia potrzebowałyby jakiegoś sposobu na przekazywanie instrukcji biologicznych, których zmiany mogłyby również pomóc w ewolucji gatunku w czasie. Jest jednak możliwe, że obcy mogą nie tworzyć tych instrukcji z tych samych substancji chemicznych co my lub w tym samym kształcie. Astrobiolodzy mimo wszystko przeważnie szukają takich obcych, którzy przypominają życie na Ziemi. Pomimo wielu zastrzeżeń wciąż tlen w atmosferze egzoplanet to silny potencjalny wskaźnik życia, ponieważ my nim oddychamy. Na Marsie badacze ekscytowali się śladami metanu, gdyż wskazuje na metabolizm, który my znamy. Tworzy się terminy takie jak „strefa Złotowłosej” dla obszarów wokół gwiazd, gdzie planety mogłyby gościć wodę w stanie ciekłym, sugerując, że to, co jest w sam raz dla ziemskiego życia, jest również w sam raz wszędzie indziej. Jednak nawet nasz Układ Słoneczny pokazuje, jak zwodnicze są to kryteria.

Mniej CO2 to być może woda, więcej ozonu - wskaźnik możliwości życia

Wydaje się jednak, że przyzwyczajenia mają charakter trwały, np. niedawno astronomowie odkryli 85 nowych możliwych planet poza naszym Układem Słonecznym o temperaturach, które mogą być przyjazne dla życia. Kandydatki na egzoplanety mają rozmiary zbliżone do Jowisza, Saturna i Neptuna i zostały odkryte przy użyciu danych z należącego do NASA satelity Transitioning Exoplanet Survey Satellite (TESS). Naukowcy twierdzą, że niektóre z planet znajdują się na tyle daleko od swoich gwiazd macierzystych, że mogą mieć odpowiednią temperaturę do podtrzymania życia. Jest to „strefa Złotowłosej” lub „nadająca się do zamieszkania”.

Odkrywamy więc coraz więcej egzoplanet (2). W sumie, do tej pory astronomowie odkryli ich ponad 5,2 tys. Przydałyby się lepsze metody określania, które z nich mogłyby mieć, jeśli nie bezdyskusyjne ślady życia, to przynajmniej sprzyjające życiu warunki. Naukowcy z Massachusetts Institute of Technology, University of Birmingham i innych renomowanych uczelni ogłosili niedawno nową metodę, która, ich zdaniem, daje szanse na przełom w poszukiwaniach. Różnica polega na tym, że tradycyjne metody poszukiwania życia na obcych planetach koncentrowały się na analizie obecności substancji chemicznych w atmosferach egzoświatów. Uczeni z MIT zaproponowali, że kluczowym sygnałem może być raczej brak niż obecność substancji, a konkretnie, brak dwutlenku węgla w atmosferze danej planety w porównaniu z innymi planetami w tym samym układzie. Wyniki ich badań zostały opublikowane pod koniec 2023 roku w czasopiśmie „Nature Astronomy”. Opierają się na obserwacjach trzech planet naszego Układu Słonecznego - Ziemi, Marsa i Wenus. Te planety mają wiele wspólnych cech, ale istnieje ważna różnica. Ziemia ma znacznie mniej dwutlenku węgla w swojej atmosferze niż sąsiedztwo. Może to być wynikiem obecności ciekłej wody, która w ciągu setek milionów lat wchłonęła ogromne ilości dwutlenku węgla, regulując tym samym klimat naszej planety. Zespół doszedł do wniosku, że wykrycie podobnego spadku ilości dwutlenku węgla w porównaniu do innych egzoplanet w egzoukładzie byłoby sygnałem istnienia ciekłych oceanów i możliwości życia.

2. Mnogość planet. Zjecie: stock.adobe.com

Nowa metoda analizy jest do przeprowadzenia przy użyciu najnowszego Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba (JWST). Teleskop ten faktycznie już bada chemię atmosfer egzoplanet. Niedawno np. negatywnie zweryfikował pod katem warunków sprzyjających życiu dwie z planet znanego i kilka lat temu uznanego za bardzo obiecujący układu gwiazdy TRAPPIST-1. Okazało się, że ani TRAPPIST-1b, ani TRAPPIST-1c prawdopodobnie nie mają atmosfer.

Nawet jednak warunki sprzyjające życiu niekoniecznie oznaczają, że na planecie faktycznie życie istnieje. Jako parametr weryfikujący możliwość samego życia ten sam zespół, który sugeruje śledzenie poziomów zubożenia CO2, proponuje astronomom poszukiwanie w atmosferach egzoplanet zawartości ozonu. Naukowcy zauważają, że na Ziemi rośliny i niektóre mikroby przyczyniają się do pochłaniania dwutlenku węgla, choć nie w tak dużym stopniu jak oceany. Niemniej, w ramach tego procesu formy życia emitują tlen, który reaguje z fotonami słonecznymi, przekształcając się w ozon, którego cząsteczki są znacznie łatwiejsze do wykrycia niż sam tlen. Naukowcy twierdzą, że jeśli atmosfera planety wykazuje oznaki zarówno obecności ozonu, jak i obniżone zawartości dwutlenku węgla, to jest to świat z większym prawdopodobieństwem nadający się do zamieszkania, a możliwe, że jest już zamieszkany. W tych poszukiwaniach także mógłby pomóc JWST.

W poszukiwaniu Jowisza, dawcy życiodajnej wody i strażnika spokoju

Naukowcy liczą, że nagromadzenie wskazówek będzie się kumulować w rosnącym prawdopodobieństwie istnienia życia na egzoplanetach. Kolejna pośrednia wskazówką miałoby być istnienie w układzie planet olbrzymów typu Jowisz, obok małych skalistych. Astrofizycy opublikowali w czasopiśmie „Astrophysical Journal” pod koniec 2023 r. katalog olbrzymów Keplera. Katalog zawiera obiekty podobne do Układu Słonecznego.

Badania przeprowadzone w ciągu ostatnich kilku lat sugerują, że Jowisz mógł odegrać istotną rolę w powstaniu życia na Ziemi. W trakcie formowania się Układu Słonecznego Jowisz wyrzucał skaliste i lodowe odłamki oraz zarodki planet w kierunku obecnego położenia Ziemi. Istnieje hipoteza, że takie odłamki mogły przenieść na naszą planetę wodę, co pomogło w powstaniu oceanów i sprzyjało rozwojowi życia. Później i obecnie Jowisz odgrywa ważną rolę jako „grawitacyjny strażnik” chroniący wewnętrzną część Układu Słonecznego z Ziemią.

Wbrew intuicji, duże, gazowe olbrzymy poza naszym Układem Słonecznym są trudne do znalezienia, ponieważ metody wykrywania nie działają w ich przypadku tak skutecznie jak w innych. Kosmiczny Teleskop Keplera, który po dziewięciu latach pracy został wycofany z użytkowania w 2018 roku, był doskonałym narzędziem dla naukowców do znajdowania małych egzoplanet, które krążą blisko swoich gwiazd. Wykorzystywał metodę tranzytu, która mierzyła niewielkie spadki jasności gwiazdy towarzyszącej, aby wskazać obecność planety krążącej wokół swojej gwiazdy. Gazowe olbrzymy zazwyczaj znajdują się znacznie dalej od swoich gwiazd i nie wykazują regularności w przejściach przed nimi, co ogranicza ich użyteczność dla astronomów. Dodatkowo, w przeciwieństwie do planet krążących blisko swoich gwiazd, orbity odległych planet często są lekko nachylone względem obserwatora z Ziemi, co sprawia, że spadki jasności są mniej zauważalne.

Nie oznacza to, że olbrzymów nie można wykrywać. Wykorzystuje się do tego metodę prędkości radialnej opartą na spektroskopii Dopplera. Mierzone jest „kołysanie” gwiazdy poprzez obserwację fal, które zbliżają się i oddalają od Ziemi z powodu oddziaływania grawitacyjnego dużej planety krążącej wokół tej gwiazdy.

Chemia, choć interesująca, może być zwodnicza

W pogoni za poszlakami wskazującymi na możliwość istnienia życia daleko poza Ziemią szukamy oczywiście też znanych nam substancji. Choćby obłoków pary wodnej „wiszących” w przestrzeni kosmicznej. Kilka lat temu natrafiono na taki obłok wokół kwazaru PG 0052+251. Według obecnej wiedzy to największy ze wszystkich znanych nam rezerwuarów wody w kosmosie. Dokładne obliczenia wskazują, że gdyby całą tę parę wodną skroplić, byłoby jej 140 bilionów razy więcej niż wody we wszystkich ziemskich oceanach. Masa odkrytego wśród gwiazd „zbiornika wody” wynosi 100 tys. razy więcej niż masa Słońca. Sam fakt występowania gdzieś wody nie oznacza oczywiście istnienia tam życia. Po to, by ono zakwitło, musi być spełnionych wiele różnych warunków.

O astronomicznych „znaleziskach” organicznych substancji w odległych obszarach kosmosu słyszymy w ciągu ostatnich kilkunastu lat często. W 2012 r. np. uczeni odkryli w odległości około tysiąca lat świetlnych od nas hydroksyloaminę, która składa się z atomów azotu, tlenu i wodoru, a po połączeniu z innymi cząsteczkami jest teoretycznie w stanie tworzyć struktury życia na innych planetach. Cyjanek metylu (CH3CN) i cyjanoacetylen (HC3N), które znajdowały się w protoplanetarnym dysku, krążącym wokół gwiazdy MWC 480, odnalezione w 2015 r. przez badaczy z amerykańskiego Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics (CfA), to kolejna poszlaka wskazująca na możliwość zaistnienia w przestrzeni kosmicznej chemii stwarzającej szanse na biochemię.

W czerwcu 2016 r., badacze z zespołu Obserwatorium NRAO oraz profesor Brandon Carroll z Caltechu zauważyli w kosmosie ślady złożonych cząsteczek organicznych należących do tzw. cząsteczek chiralnych. Chiralność przejawia się w tym, że cząsteczka wyjściowa i jej odbicie lustrzane nie są identyczne i, podobnie jak wszystkie inne obiekty chiralne, nie można ich nałożyć na siebie na drodze translacji i obrotu w przestrzeni. Chiralność to cecha wielu związków naturalnych - cukrów, białek i nie tylko. Po raz pierwszy udało się w dalekiej przestrzeni coś takiego wykryć i choć nie jest to dowód istnienia życia, to jednak kolejny trybik w mechanizmie naprowadzającym na to, czego szukamy.

O ile wiadomo z grubsza, jakie są tzw. biosygnatury życia (np. występowanie tlenu i metanu w atmosferach), o tyle nie wiadomo, które z tych chemicznych sygnałów z odległości dziesiątek i setek lat świetlnych definitywnie przesądzają sprawę. Naukowcy zgadzają się, że występowanie tlenu i metanu jednocześnie to silna przesłanka do istnienia życia, gdyż nie są znane procesy inne niż życiowe, które wytwarzałyby oba te gazy jednocześnie. Jak się okazuje jednak, sygnatury takie mogą zostać zakłócone przez egzoksiężyce. Jeśli bowiem atmosfera księżyca zawiera metan, a planety - tlen, to nasze przyrządy, na obecnym etapie ich rozwoju, mogą połączyć je w jedną sygnaturę tlenowo-metanową, bez dostrzeżenia egzoksiężyca.

Skład atmosfer egzoplanet naukowcy określają na podstawie metody obserwacji tranzytu. Umożliwia badanie składu chemicznego atmosfery planety. Światło przechodzące przez górne warstwy atmosfery zmienia swoje widmo, a analiza tego zjawiska dostarcza informacji o występujących tam pierwiastkach. Metan sygnalizuje możliwość istnienia życia, natomiast tlen wcale nie musi być gwarantem obecności życia. Gaz ten na Ziemi pochodzi głównie od fotosyntetyzujących roślin i glonów. Badania ujawniły dwa przypadki, w których wykrycie tlenu w atmosferze odległej planety może dawać fałszywy wskaźnik obecności życia. W obu z nich tlen powstał w wyniku produkcji pozabiotycznej. W jednym z przeanalizowanych scenariuszy światło ultrafioletowe, pochodzące z gwiazdy mniejszej od Słońca, może uszkadzać obecny w atmosferze egzoplanety dwutlenek węgla, uwalniając z niego cząsteczki tlenu. Symulacje komputerowe wykazały, że rozpad CO2 daje nie tylko O2, ale i duże ilości tlenku węgla (CO). Jeżeli gaz ten jest silnie wykrywany obok tlenu w atmosferze egzoplanety, może wskazywać to na fałszywy alarm.

Zanieczyszczenia technoznakiem

Naukowcy zaobserwowali wystarczająco dużo egzoplanet, aby móc formułować bardziej ogólne wnioski. Okazuje się, że natura jest zdolna do tworzenia wielkiej różnorodności światów. Znamy egzoplanety mniejsze od Merkurego i dwa razy większe od Jowisza, lodowate i gorące, skaliste, ze stałą powierzchnią oraz gazowe, pokryte w całości chmurami. Wiemy o istnieniu planet wokół gwiazdy najbliższej naszemu Słońcu, odległej o zaledwie 4,2 roku świetlnego, oraz planety wokół gwiazd odległych o kilka tysięcy lat świetlnych. Na podstawie dotychczasowych odkryć astronomowie mogą śmiało powiedzieć, że w naszej galaktyce Drogi Mlecznej jest wielokrotnie więcej planet niż gwiazd.

Jednak tylko nieliczne z nich zostały „sfotografowane”. Przeważająca większość została odkryta dzięki detekcji wpływu, jaki wywierają one na swoje gwiazdy macierzyste, albo lekko zakłócając ich ruch przez oddziaływanie grawitacyjne, albo okresowo blokując część ich światła. JWST ma dać nam zdjęcia egzoplanet średniej wielkości, o średnicy dwa do trzech razy większej od średnicy Ziemi. Nie należy się spodziewać niczego więcej niż jednopikselowych kropek. Astronomowie mają jednak prawie dwustuletnie doświadczenie w wydobywaniu dobrych informacji nawet z takich zdjęć.

Głównym obszarem poszukiwań życia w kosmosie jest ekosfera wokół gwiazd, najlepiej możliwie podobnych do naszego Słońca. Jest to strefa wokół gwiazdy, kształcie zbliżonym do warstwy sferycznej, w której obrębie na wszystkich znajdujących się planetach mogą panować warunki fizyczne i chemiczne umożliwiające powstanie, utrzymanie i rozwój organizmów żywych, z których za najistotniejszy uważane jest istnienie ciekłej wody. Badania współczesnych naukowców poszerzyły konieczne warunki zaistnienia ekosfery o naturalną osłonę atmosferyczną chroniącą przed promieniowaniem elektromagnetycznym i korpuskularnym. Jednakże warunek ten nie jest brany pod uwagę jako kluczowy, gdyż nie ma zasadniczego znaczenia w wypadku występowania organizmów żywych pod powierzchnią gruntu lub organizmów ewolucyjnie dostosowanych do warunków promieniowania.

Nie ma racjonalnych powodów, aby wykluczać też życie, które nie jest podobne do tego na Ziemi w środowiskach, które w ogóle nie przypominają naszej planety. Badania dowodzą, że powinniśmy rozszerzyć zakres poszukiwań poza planety o atmosferach podobnych do naszej i uwzględnić te, które mają atmosferę bogatą w wodór, który jest najlżejszym z gazów i dlatego łatwo ulatnia się z atmosfery. Aby planeta była w stanie utrzymać atmosferę wodorową, musiałaby być znacznie masywniejsza od Ziemi. Powinna również znajdować się w większej odległości od swojej gwiazdy macierzystej, ponieważ, choć im dalej od źródła energii, tym zimniej, efekt cieplarniany atmosfery wodorowej sprawi, że planeta będzie cieplejsza niż atmosfera bogata w tlen. Z Ziemi wiemy, że mikroorganizmy mogą żyć w środowisku bogatym w wodór, więc koncepcja życia oddychającego wodorem jest całkowicie realna.

Wraz z rozwojem nauki o biosygnaturach astronomowie zdali sobie sprawę, że podobne poszukiwania w różnych zakresach fal można prowadzić również dla technosygnatur. Niektórzy zastanawiają się, czy teleskop mógłby w atmosferze egzoplanety dostrzec także sztucznie wytworzone gazy, a tym samym stwierdzić, że jest ona siedliskiem inteligentnego życia.

W 2014 r. astronom Henry Lin i jego współpracownicy z Harvardu zauważyli, że pewne zanieczyszczenia chemiczne w atmosferze ziemskiej, takie jak chlorofluorowęglowodory, mogłyby być wykryte przez teleskop taki jak JWST w atmosferach planet podobnych do Ziemi, krążących wokół białych karłów, w czasie około półtora dnia obserwacji, jeśli związki te występują w ilości dziesięciokrotnie większej niż obecnie na Ziemi. Innym sugerowanym technoznakiem mógłby być dwutlenek azotu NO2, który występuje tu na Ziemi jako produkt uboczny spalania w pojazdach i elektrowniach zasilanych paliwami kopalnymi. Według niektórych uczonych NO2 może być wykryty w atmosferach egzoplanet znajdujących się w odległości do dziesięciu parseków. Teoretycznie możemy też dostrzec sztuczne składniki powierzchni, gęsto orbitujące chmury satelitów, ciepło odpadowe i obiekty typu megastruktury, takich jak hipotetyczne sfery Dysona. To już wkraczanie na obszary science fiction. Realnie mówi się jednak raczej o takich wskaźnikach jak sygnały elektromagnetyczne, przede wszystkim fale radiowe lub impulsy laserowe.

Kiedy więc znajdziemy to życie pozaziemskie w kosmosie? A właściwie dlaczego nie w tym roku, jak to w październiku 2019 r. podczas Międzynarodowego Kongresu Astronautycznego zapowiedziała Claire Webb z Massachusetts Institute of Technology. Mówiła wówczas, że data ta wyszła jej z analizy równania Drake’a dotyczącego prawdopodobieństwa istnienia życia we Wszechświecie. Czasu do końca 2024 pozostało niewiele, więc szybko się przekonamy. 

Mirosław Usidus