Konstytucja USA i przetwarzanie informacji - niezwykłe życie Hermanna Holleritha
Nie wydawało się to wówczas zadaniem jakoś przesadnie trudnym. Pierwszy taki spis z roku 1790 zliczył 3 893 637 obywateli, że zaś arkusz spisowy zawierał tylko kilka pytań - nie było problemu z opracowaniem statystycznym wyników. Rachmistrze sobie z tym poradzili bez trudu.
Rychło okazało się, że miłe złego początki. Ludność Stanów Zjednoczonych rosła szybko: od spisu do spisu niemal dokładnie o 35%. W roku 1860 było już do policzenia ponad 31 mln obywateli - a przy tym formularz zaczął tak puchnąć, że Kongres musiał specjalnym postanowieniem ograniczyć dozwoloną liczbę zadawanych pytań do 100, żeby umożliwić przetworzenie pozyskanych masywów danych. Spis w roku 1880 okazał się trudny na miarę sennego koszmaru: liczba policzonych przekroczyła 50 milionów, zaś opracowanie wyników trwało 7 lat. Spis kolejny, ustalony na rok 1890 był już w tych warunkach jawnie niewykonalny. Konstytucja USA, dokument dla Amerykanów święty, wydawała się poważnie zagrożona.
Problem dostrzeżono wcześniej i nawet usiłowano go rozwiązać praktycznie już w roku 1870, kiedy to niejaki pułkownik Seaton opatentował urządzenie, pozwalające nieco przyspieszyć pracę rachmistrzów przez mechanizację drobnego jej fragmentu. Mimo bardzo mizernego efektu - Seaton dostał za swój przyrząd od Kongresu kwotę 25 000 dolarów, na owe czasy gigantyczną.
W dziewięć lat po wynalazku Seatona ukończył studia na Uniwersytecie Columbia pewien łaknący sukcesu młody człowiek, syn austriackiego imigranta do USA, nazwiskiem Hermann Hollerith, urodzony w roku 1860. Dorabiał on sobie - bo trudno powiedzieć, by miał z tego jakieś imponujące dochody - pomocą przy różnych badaniach statystycznych. Następnie podjął pracę najpierw w słynnym Massachusetts Institute of Technology jako wykładowca inżynierii mechanicznej, potem znalazł sobie zajęcie w federalnym Biurze Patentowym. Tu zaczął myśleć nad usprawnieniem pracy rachmistrzów spisowych, do czego zdopingowały go niewątpliwie dwie rzeczy: wysokość nagrody Seatona i fakt, że ogłoszono konkurs na mechanizację nadchodzącego spisu 1890 roku. Zwycięzca tego konkursu mógł liczyć na ogromny majątek.
Zdj. 1 Hermann Hollerith
Pomysły Holleritha okazały się świeże i w konsekwencji trafione w przysłowiową dziesiątkę. Po pierwsze, postanowił on zaprzęgnąć do pracy elektryczność, o czym nie pomyślał nikt przed nim. Drugim pomysłem było sięgnięcie po specjalnie dziurkowaną taśmę papierową, która miała się przewijać między stykami maszyny i w ten sposób zwierać je kiedy trzeba, by przesłać do innego urządzenia impuls zliczający. Ten drugi pomysł okazał się początkowo taki sobie. Dziurkowanie taśmy było zadaniem niełatwym, sama taśma "lubiła" się rwać, jej przesuw musiał być nadzwyczaj płynny?
Wynalazca - mimo początkowych niepowodzeń - nie poddał się. Zastąpił taśmę podobnymi do używanych już od dawna w tkactwie sztywnymi kartami papierowymi - i to było to, o co chodziło.
Jego pomysłu karta ? o zupełnie sensownych rozmiarach 13,7 na 7,5 cm ? mieściła na początku 204 punkty perforowań. Odpowiednie kombinacje tych perforacji kodowały odpowiedzi na pytania formularza spisowego; zapewniało to zgodność: jedna karta - jedna ankieta spisowa. Hollerith wymyślił też - a właściwie znacznie udoskonalił - urządzenie do bezbłędnego dziurkowania takiej karty i bardzo szybko ulepszył samą kartę, zwiększając liczbę otworów do 240. Najważniejszą jednak jego konstrukcją okazał się elektrycznie napędzany ?czytnik-sorter?, który przetwarzał odczytaną z perforacji informację i dodatkowo sortował przepuszczone przezeń karty na pakiety o wspólnych cechach. W ten sposób wyłaniając na przykład ze wszystkich kart te dotyczące mężczyzn, można było je później sortować wedle takich kryteriów, jak - powiedzmy - zawód, wykształcenie itp.
Wynalazek - cały komplet maszyn nazwanych potem "licząco-analitycznymi" - był gotów w roku 1884. Aby zaistniały one nie tylko na papierze, Hollerith pożyczył 2500 dolarów, sporządził za to zestaw testowy i 23 września tego roku zrobił zastrzeżenie patentowe, które miało z niego zrobić bogacza i jednego z najsławniejszych ludzi świata. Od roku 1887 maszyny zyskały pierwszą pracę: zaczęto je używać w wojskowej służbie medycznej USA do prowadzenia statystyk zdrowia kadry armii USA. Wszystko to razem przynosiło początkowo wynalazcy śmieszny dochód ok. 1000 dolarów rocznie?
Zdj. 2 Karta dziurkowana Holleritha
Młody inżynier cały czas myślał jednak o spisie. Co prawda, szacunki ilości niezbędnych materiałów były raczej na pierwszy rzut oka mało zachęcające: do realizacji spisu trzeba by ponad 450 ton samych kart.
Konkurs, ogłoszony przez Biuro Spisowe nie był łatwy i miał swój etap praktyczny. Jego uczestnicy musieli na swych urządzeniach przetworzyć ogromny masyw danych, opracowanych już przy okazji poprzedniego spisu i udowodnić, że zgodne wyniki uzyskają znacznie szybciej niż poprzednicy. Miały decydować dwa parametry: czas obliczeń i ich dokładność.
Konkurs wcale nie był formalnością. Do decydującej rozgrywki stanęli obok Holleritha William C. Hunt i Charles F. Pidgin. Obaj stosowali wymyślne systemy pomocnicze, ale podstawą była dla nich ręczna praca rachmistrzów.
Maszyny Holleritha dosłownie zmiotły z powierzchni ziemi konkurencję. Okazały się 8-10 razy szybsze i kilkakrotnie dokładniejsze. Biuro Spisowe złożyło wynalazcy zamówienie na wynajęcie od niego 56 zestawów liczących za sumę 56 000 dolarów rocznie. Nie był to jeszcze gigantyczny majątek, ale suma ta umożliwiła Hollerithowi spokojną pracę.
Nadszedł spis 1890 roku. Sukces zestawów Holleritha był przygniatający: w sześć tygodni (!) po spisie - przeprowadzonym przez blisko 50 000 ankieterów - wiedziano już, że USA mają 62 979 766 obywateli. Z rozbiciem na poszczególne stany - konstytucja została uratowana.
Ostateczny zarobek konstruktora po zakończeniu spisu wyniósł "niebagatelną już" sumę 750 000 dolarów. Poza fortuną, osiągnięcie przyniosło Hollerithowi ogromny rozgłos, między innymi Scientific American poświęcił mu cały numer, wieszcząc początek nowej ery w obliczeniach: ery elektryczności. Uniwersytet Columbia uznał jego artykuł z opisem maszyn za równoważny z dysertacją i nadał mu stopień doktora.
Zdj. 3 Sorter
I wtedy Hollerith - mając już w portfelu ciekawe zamówienia zagraniczne - założył niewielką firmę o nazwie "The Tabulating Machine Company" (TM Co.); zdaje się, że nawet zapomniał ją prawnie zarejestrować, co zresztą nie było wówczas konieczne. Firma ta miała po prostu kompletować zestawy maszyn, dostarczanych przez podwykonawców i przygotować je do sprzedaży lub wynajmu.
Wkrótce zestawy Holleritha pracowały w kilku krajach. Przede wszystkim w Austrii, która dostrzegła w wynalazcy rodaka i zaczęła jego urządzenia produkować; z tym, że tu przy zastosowaniu dość brudnych kruczków prawnych odmówiono mu patentu, więc jego dochody okazały się dużo mniejsze od spodziewanych. W 1892 roku maszyny Holleritha zrobiły spis w Kanadzie, w 1893 - specjalistyczny spis rolny w USA, potem trafiły do Norwegii, Włoch i wreszcie do Rosji, gdzie w 1895 roku wykonały pierwszy i ostatni w dziejach spis pod władzą cara: następny zrobili dopiero bolszewicy w roku 1926.
Zdj. 4 Zestaw maszyn Holleritha, po prawej sorter
Dochody wynalazcy rosły, mimo kopiowania i omijania jego patentów na potęgę - ale i wydatki również, bo prawie cały majątek przeznaczał na nową produkcję. Żył więc bardzo skromnie, bez przepychu. Pracował intensywnie i nie dbał o zdrowie; lekarze nakazali mu znaczne ograniczenie działalności. W tej sytuacji sprzedał firmę TM Co i za swoje w niej udziały otrzymał 1,2 mln dolarów. Był milionerem, firma zaś połączyła się z czterema innymi, przyjmując nazwę CTR - Computing Tabulating and Recording Co. Hollerith został w niej członkiem zarządu i doradcą technicznym z roczna płacą 20 000 dolarów ; odszedł ostatecznie z zarządu w roku 1914, z firmy zaś w pięć lat później. 14 czerwca 1924 roku, po kolejnych pięciu latach, jego firma zmieniła nazwę raz jeszcze - na tę, pod którą jest znana szeroko po dziś dzień na wszystkich kontynentach. Nazwa ta brzmi: International Business Machines. IBM.
W połowie listopada 1929 roku Hermann Hollerith zaziębił się i 17 listopada po ataku serca zmarł w swojej rezydencji w Waszyngtonie. Jego śmierci prasa poświęciła tylko małe wzmianki. W jednej z nich pomylono nazwę IBM. Dziś po takim błędzie redaktor naczelny pewno straciłby posadę.