Sennheiser Orpheus HE-1

Sennheiser Orpheus HE-1
Przedstawiony poniżej produkt jest czymś wyjątkowym zarówno w sferze technicznej, jak i... obyczajowej. Słuchawki kosztujące prawie ćwierć miliona złotych (55 tys. euro) to bowiem temat do rozważań nie tylko dla elektroakustyków, audiofilów i melomanów, ale również, a może przede wszystkim, badaczy natury ludzkiej. Można je oczywiście uznać za ekstremalne high-endowe rozpasanie czy element hedonistycznego rynku dóbr luksusowych. Jednak można też zrozumieć intencje producenta, który dysponując nadzwyczajnymi możliwościami technicznymi, chce je zademonstrować w sposób spektakularny - nie tylko dla zysków płynących wprost ze sprzedaży takiego produktu, ale i dla udowodnienia, że w dziedzinie słuchawek pozostaje światowym liderem.

Na fali popularności sprzętu przenośnego, słuchawki biją rekordy popularności, więc za ich produkowanie zabrały się dziesiątki firm. Szacowne marki specjalistyczne, które kiedyś miały monopol na zaspokajanie potrzeb bardziej wymagających klientów, muszą walczyć z tłumem firm-nuworyszy. Orfeusz ma przypomnieć, kto tutaj rządzi.

Ale nie jest to koncepcja zupełnie nowa. Pierwszy system słuchawkowy o nazwie Orpheus, z indeksem HE90/HEV90 (słuchawki/wzmacniacz), Sennheiser wprowadził do sprzedaży ćwierć wieku temu. W ramach z góry zadeklarowanej „limitowanej edycji” wyprodukowano wówczas trzysta par. Nowy Orpheus HE-1 pojawia się w zupełnie innych czasach, w innym otoczeniu sprzętowym, jest więc nie tylko modyfikacją pierwowzoru, ale zasadniczo nowym projektem, chociaż bazującym na pierwotnych, podstawowych założeniach technicznych.

Elektrostatyczne, czyli wymagające

Są to słuchawki elektrostatyczne, a więc oparte na przetwornikach elektroakustycznych działających na zupełnie innej zasadzie niż najczęściej spotykane - zarówno w słuchawkach, jak i w głośnikach - przetworniki dynamiczne. Głośniki (kolumny) elektrostatyczne są od czasu do czasu spotykane, kilka słynnych firm popularyzuje tę technikę (np. amerykański Martin Logan), ale słuchawki elektrostatyczne to przypadki zupełnie pojedyncze. Oczywiście mają swoje zalety brzmieniowe, ale stawiają bardzo wysokie wymagania technologiczne, są kosztowne i kłopotliwe - nie można ich podłączyć „normalnie”, do każdego wzmacniacza słuchawkowego (wyjścia słuchawkowego we wzmacniaczu, amplitunerze czy przenośnym odtwarzaczu), wymagają współpracy z własnym, bardzo specjalnym wzmacniaczem, co przy okazji ustawia je na pozycji słuchawek typowo stacjonarnych, domowych.

Membraną jest bardzo cienka (2,4 mikromilimetra) folia przewodząca, podłączona do wysokiego, stałego napięcia polaryzującego. Z jej obydwu stron znajdują się ażurowe statory, do których jest podłączony sygnał audio - ale o napięciu znacznie wyższym niż to dostarczane przez typowy wzmacniacz do typowych słuchawek. Zmienne napięcie na statorach wywołuje ruch membrany. Słuchawki elektrostatyczne, tak jak głośniki elektrostatyczne, są zawsze otwarte - takie samo ciśnienie akustyczne jest wytwarzane po obydwu stronach membrany i przechodzi w obydwie strony przez podobnie perforowane statory.

Elektrostatyczna konstrukcja, chociaż nie zawiera magnesów, to wraz ze statorami i szkieletem, który musi zapewnić niezawodną sztywność, jest cięższa niż w przypadku podobnej wielkości słuchawek dynamicznych. Słuchawki elektrostatyczne nie mogą też być małe; aby osiągały właściwe parametry, powierzchnia membrany musi być znaczna. Wystarczy jednak taka wielkość, jaka jest typowa dla dużych słuchawek dookołausznych. W subiektywnym odczuciu dużą masę ma „znosić” doskonale dopracowana ergonomia. Części poduszek, które dotykają uszu, wykonano z „oddychającej” mikrofibry, a zewnętrzne powierzchnie wzmocniono naturalną skórą. Szkielet muszli jest aluminiowy, ich kształt nawiązuje do tradycyjnego stylu Sennheisera. Na tle wielu ekscentrycznych wzorów współczesnych słuchawek, Orfeusze wyglądają dość zwyczajnie, nie zdradzając swojej unikalnej techniki. Ich właściciel jednak i tak nie może w nich wyjść na ulicę...

Sennheiser Orpheus HE-1
Sennheiser Orpheus HE-1

W nowej wersji HE-1 do samych muszli słuchawek przeniesiono stopień wzmacniający, zrealizowany na mosfetach, przygotowujący specyficznie wysokie napięcie dla statorów; dzięki temu w samym kablu słuchawkowym napięcie jest umiarkowane, i straty na tym połączeniu (wynikające z reaktancji pojemnościowej) są niewielkie. Natomiast zasadniczy stopień wzmacniający, podobnie jak w pierwszej wersji, pracuje na lampach, osadzonych w zewnętrznym urządzeniu.

Nowy Orfeusz jest wyposażony w USB DAC. DAC obsłuży sygnały do 32 bit/384 kHz i DSD w wersjach 64 i 128. Do HE-1 podłączamy więc urządzenia źródłowe, analogowe lub cyfrowe. Wśród tych pierwszych mamy do dyspozycji wejścia niezbalansowane (RCA) i zbalansowane (XLR). Wśród drugich - optyczne, koaksjalne i USB. Są też wyjścia analogowe, z regulowanym poziomem, zbalansowane i niezbalansowane.

 

Marmury i wrażenia

Z obudową wzmacniacza/przetwornika połączono trwale „pudełko” na słuchawki, wykonane ze szkła, podobnie jak jego pokrywa. Główna część obudowy została wykonana z marmuru Carrara i jest zawieszona na sprężynach.

Włączenie urządzenia (lekkim naciśnięciem największego pokrętła - głośności) uruchamia nie tylko elektronikę, ale i automatyczną mechanikę. Najpierw wyjeżdżają wszystkie gałki (w spoczynku ich czoła licują z frontem obudowy), na końcu odchyla się pokrywa komory słuchawek, ale największe wrażenie robią powoli wysuwające się lampy, dodatkowo izolowane tulejami ze szkła kwarcowego, co ma zminimalizować wpływ zewnętrznych zakłóceń akustycznych i mechanicznych.