Moc i słabość - część 1
Warto im się przyjrzeć choćby i „na skróty”. Jakie specjalne rozwiązania można spotkać na tym pułapie? Gdzie leżą ich przewagi nad urządzeniami tańszymi? Czy są bardziej nowoczesne, wszechstronne, mocniejsze, solidniejsze, czy też przede wszystkim bardziej luksusowe, niosące wraz z ceną tylko sugestię jakości?
Audiofil już w tym miejscu zaprotestuje: prawdziwej jakości wzmacniacza czy jakiegokolwiek urządzenia audio nie mierzy się mocą znamionową, liczbą gniazd i funkcji, ale ocenia te kwestie na podstawie brzmienia!
Nie będziemy z tym w ogóle dyskutować (przynajmniej nie tym razem). Ominiemy tak postawiony problem, do czego upoważniają nas cel i miejsce tego opracowania. Skupimy się na czystej technice, przy okazji omawiając wiele ogólnych kwestii.
Wejścia cyfrowe
Wraz ze wzrostem znaczenia źródeł sygnału cyfrowego coraz więcej wzmacniaczy jest wyposażonych w wejścia cyfrowe, a więc i w przetworniki cyfrowo-analogowe. Wyjaśnijmy na wszelki wypadek, że w tym znaczeniu za „źródło cyfrowe” nie uważamy odtwarzacza CD, tenże bowiem sam jest wyposażony w przetwornik C/A i do wzmacniacza może już wysłać sygnał analogowy. Chodzi więc przede wszystkim o komputery, laptopy, serwery itp., na których coraz częściej przechowujemy przynajmniej część naszych muzycznych bibliotek. Ich obsługa możliwa jest przez różnie skonfigurowane systemy, ale musi w nich gdzieś pojawić się właśnie przetwornik C/A - czy to jako niezależne urządzenie, czy jako układ wbudowany do innego urządzenia.
Jednym z możliwych i wygodnych rozwiązań jest właśnie zainstalowanie DAC-a we wzmacniaczu, jako że wzmacniacz w każdym systemie audio w zasadzie być musi, pełniąc też zwykle rolę „centrali”, zbierającej sygnały z różnych źródeł - niech więc zbiera też sygnały cyfrowe. Jednak nie jest to rozwiązanie jedyne i obowiązujące, o czym świadczy właśnie ten test (nawet zbyt dobitnie i mało reprezentatywnie dla ogółu wzmacniaczy). Aż trzy z pięciu testowanych wzmacniaczy nie miały DAC-a na pokładzie, co nie jest jednak ani kompromitacją, ani powodem do pochwał. Może wynikać nie tyle z „zapóźnienia”, co z polityki i założenia, że właściciel wysokiej klasy systemu będzie skłonny do zakupu odrębnego, adekwatnie wysokiej klasy DAC-a, nie zadowalając się układem wbudowanym do integry.
Można oczywiście widzieć tę sprawę inaczej, czyli oczekiwać, że wysokiej klasy wzmacniacz będzie maksymalnie nowoczesny i wszechstronny. To już jednak zależy od osobistych upodobań i koncepcji całego systemu. Faktem jest, że we wzmacniaczach z niższych przedziałów cenowych (poza tymi najtańszymi), wbudowane przetworniki spotyka się nawet częściej, więc pierwszy wniosek dotyczący najdroższych wzmacniaczy zintegrowanych jest taki, że na tym polu nie demonstrują one zbiorowo swojej przewagi nad tańszymi modelami.
Są jednak przypadki, i zdarzył się taki również w naszym teście, gdy wzmacniacz zostaje doskonale wyposażony, z wykorzystaniem najnowszych układów cyfrowych, jakich nie spotkamy (przynajmniej nie teraz) w tańszych konstrukcjach, wchodząc wręcz w rolę odtwarzacza strumieniowego (poza konwertowaniem cyfry na analog potrafiąc też rozpakowywać pliki, do czego potrzebne są jeszcze inne układy). Jeżeli więc szukamy wzmacniacza bardzo nowoczesnego i „wypasionego”, to znajdziemy go prędzej na wyższych półkach cenowych, ale... też trzeba go tam poszukać, a nie brać pierwszy z brzegu - sama cena tego nie gwarantuje.
Phono-stage
Kolejnym ważnym elementem wyposażenia współczesnego wzmacniacza jest wejście dla sygnału z gramofonu (z wkładkami MM/MC). Przez wiele lat będące na marginesie zainteresowań, odzyskało ono swoje znaczenie, oczywiście na fali renesansu samego gramofonu.
Przypomnijmy w największym skrócie, że sygnał z wkładek MM/MC ma zupełnie inne parametry niż sygnał tzw. liniowy, do którego przyjęcia przygotowane są wejścia „liniowe” wzmacniacza. Sygnał prosto z płyty (z wkładek MM/MC) ma znacznie niższy poziom i nieliniową charakterystykę, wymagającą poważnej korekcji i wzmocnienia, aby osiągnął parametry sygnału liniowego i mógł zostać podany do wejść liniowych wzmacniacza, ewentualnie bezpośrednio do jego dalszych obwodów. Można zadać pytanie, dlaczego układy korekcyjne (tzw. phono-stage) nie są wbudowane w gramofony (tak jak przetworniki C/A są wbudowane w odtwarzacze CD), dzięki czemu prosto z gramofonu płynąłby już sygnał liniowy? Ostatnio pojawia się trochę gramofonów z wbudowaną korekcją, ale od lat utrwalonym standardem jest, że o korekcję użytkownik musi zadbać sam; na takim poziomie, na jaki go stać, i na jakim mu zależy.
Dokładna charakterystyka korekcji i wzmocnienia sygnału płynącego z wkładki powinna być dopasowana do jej parametrów, a te nie są ściśle uregulowane normami (mieszczą się w szerokich granicach). Większość wkładek ma parametry bliskie wartościom, które są dobrze obsługiwane przez popularne układy instalowane we wzmacniaczach zintegrowanych (to rozwiązanie nazwijmy podstawowym). Jednak uzyskanie najlepszych rezultatów, zwłaszcza z wkładkami wysokiej klasy, wymaga zarówno dokładniejszego dopasowania korekcji, jak i ogólnie adekwatnie wyższej jakości układu. Taką funkcję pełnią odrębne phono stage, w formie niezależnych urządzeń, mniejszych i większych, często właśnie z regulacją wielu parametrów. W związku z taką koncepcją budowy wysokiej klasy systemu, w którym płyty winylowe mają odgrywać ważną rolę, zaniechanie instalacji układu korekcji MM/MC we wzmacniaczu zintegrowanym staje się zrozumiałe, na podobnej zasadzie, jak brak układu przetwornika C/A. Nie należy bowiem oczekiwać - nawet po najlepszym wzmacniaczu zintegrowanym - działania bardzo zaawansowanego i wyrafinowanego phono-stage. Byłby on zbyt kosztownym elementem nawet high-endowej konstrukcji, niepotrzebnym zdecydowanej większości użytkowników.
Stąd też tylko jeden z pięciu testowanych wzmacniaczy ma wejście dla gramofonu, i to w najskromniejszej wersji, dla wkładek MM. Prawdę mówiąc, takie wejście wystarczy 95-procentom wszystkich użytkowników analogu i pewnie z połowie użytkowników analogu w systemach wysokiej klasy - prawie każdy chce mieć dzisiaj gramofon, ale mało kto cyzeluje jego brzmienie wysokim kosztem. Mimo wszystko taka sytuacja (tylko jeden z pięciu) trochę rozczarowuje. Podstawowa korekcja MM, choćby na dobry początek zabawy z analogiem, nie zaszkodziłaby żadnemu wzmacniaczowi zintegrowanemu, ani taniemu, ani drogiemu.
Wyjście słuchawkowe
Wydawałoby się, że w czasach ogromnej popularności słuchawek, we wzmacniaczu zintegrowanym nie może zabraknąć odpowiedniego wyjścia. A jednak... Miały je tylko dwa modele. Tutaj usprawiedliwieniem (słabym) jest ponownie koncepcja stosowania wyspecjalizowanych urządzeń, w tym przypadku wzmacniaczy słuchawkowych, które mogą zapewnić wyższą jakość brzmienia niż skromny układzik wbudowany w integrę. Jednak wielu użytkowników nawet bardzo drogich systemów, w tym wzmacniaczy i zespołów głośnikowych, traktuje słuchawki jako alternatywny, rezerwowy sposób odsłuchu, nie wydaje na nie dużych kwot i tym bardziej nie zamierza wydawać jeszcze większych na specjalny wzmacniacz słuchawkowy... Chcą tylko „gdzieś” podłączyć swoje słuchawki (nie licząc sprzętu przenośnego).
Bluetooth
Z zupełnie innej parafii pochodzi Bluetooth. Został weń wyposażony również jeden z pięciu wzmacniaczy i oczywiście jest to jeden z tych dwóch, które mają sekcję cyfrową. W tym przypadku nie chodzi o „otwarcie” na alternatywne źródła wysokiej jakości sygnału, ale o nowoczesność w sferze komunikacji, chociaż przy jakości w poważnym stopniu ograniczonej przez parametry samego standardu Bluetooth; z pewnością nie jest to dodatek audiofilski, ale przecież nie trzeba z niego korzystać. I znowu - tego typu gadżet (chociaż dla wielu może być kuszący i użyteczny) pojawia się również w znacznie tańszych wzmacniaczach. Chociaż więc wciąż relatywnie rzadki, to nie jest tą atrakcją, za którą musimy płacić ponad 20 tys. zł...
Gniazda XLR
Wspomnijmy jeszcze o gniazdach typu XLR (zbalansowanych), które wreszcie są elementem wyposażenia znacznie częściej spotykanym we wzmacniaczach droższych niż w tańszych. Wszystkie pięć modeli wspomnianego testu ma wejścia na XLR-ach (na „zwykłych” RCA oczywiście również), a trzy - także wyjścia XLR (z sekcji przedwzmacniacza). Wygląda więc na to, że dla wzmacniacza za 20 tys. zł byłby wręcz ułomnością brak takich wejść, chociaż ich praktyczne znaczenie może być dyskutowane. W żadnym z testowanych wzmacniaczy gniazda XLR nie są częścią konstrukcji tzw. zbalansowanej, pozwalającej przesyłać i wzmacniać sygnały w torze całkowicie zbalansowanym. W testowanych modelach sygnał dostarczony do wejść XLR zostaje więc od razu zdesymetryzowany i dalej jest obrabiany tak samo, jak sygnały dostarczone do niezbalansowanych wejść RCA. Pozostają więc tylko zalety samej transmisji sygnału w formie zbalansowanej (do czego potrzebne jest, rzecz jasna, również urządzenie źródłowe z wyjściem XLR), która jest mniej podatna na zakłócenia z zewnątrz. Ma to jednak praktyczne znaczenie przy długich połączeniach i w środowisku pełnym źródeł zakłóceń - stąd stanowi standard w technice studyjnej, natomiast w systemie audiofilskim pozostaje raczej „bajerem”. W dodatku potencjalnie obniżającym jakość, bo dodatkowe układy desymetryzujące (sygnał za wejściem) mogą być źródłem dodatkowych szumów. Z wykorzystaniem wejść XLR należy być ostrożnym i nie zakładać z góry, że dadzą lepsze rezultaty.
Menu
Tylko w droższych wzmacniaczach spotykamy czasami dodatkowe funkcje, zorganizowane w menu (wraz z mniej lub bardziej rozbudowanym wyświetlaczem), pozwalające użytkownikowi ustalić czułość dla poszczególnych wejść, nadawać im własne nazwy itp. Takie atrakcje ani nie są jednak wszystkim do szczęścia potrzebne, ani nie stały się obowiązkowe nawet wśród wzmacniaczy najwyższej klasy. Stąd w testowanej grupie nie miał ich żaden, chociaż aż w czterech zamontowano wyświetlacze, ale służące tylko do pokazywania podstawowych informacji (symbol wybranego wejścia, poziom głośności, ponadto w jednym przypadku również częstotliwość próbkowania dostarczanego sygnału cyfrowego, a w jednym wyłącznie poziom głośności, ale z wyjątkową dokładnością - do pół decybela).
Lepszy amplituner?
Podsumowując sferę funkcjonalną, testowane wzmacniacze jako grupa niczym nie zaimponowały, biorąc pod uwagę ich ceny. Niektóre z nich są bardzo podstawowe, co jednak wystarczy wielu audiofilom, czy to budujących system „minimalistyczny” (np. tylko z odtwarzaczem CD i z zespołami głośnikowymi), czy też gotowych na dokupienie wyspecjalizowanych urządzeń, dopasowanych do indywidualnych potrzeb (DAC, phono-stage, wzmacniacz słuchawkowy). Na „pognębienie” omawianych konstrukcji można dodać, że dzisiaj lepszym wyposażeniem mogą się pochwalić amplitunery AV - i to wyposażeniem w omawianym tutaj zakresie, nie licząc bogatych dodatków związanych z obróbką sygnału i dźwięku wielokanałowego. Wszystkie mają wyjścia słuchawkowe, wszystkie mają przetworniki C/A (bo mieć muszą, ze względu na przyjmowanie sygnałów z HDMI), większość ma wejścia cyfrowe, w tym USB, tylko najpodlejsze nie mają choćby prostego odtwarzacza strumieniowego (wejście LAN), a wiele ma także prosty, ale jednak - phono-stage...
O tym, że wszystkie testowane wzmacniacze są zdalnie sterowane, nie wypada nawet wspominać, bo to dzisiaj rzecz podstawowa.
Ostateczna ocena jakości wciąż jest otwarta. Za miesiąc omówimy wewnętrzne układy i parametry najważniejszej sekcji - końcówek mocy tych modeli. W końcu, jak sama nazwa wskazuje, wzmacniacz jest stworzony do wzmacniania...