Sen o powietrznej motoryzacji
Klein na wysokości ok. 300 m zdołał uruchomić zaawansowany system spadochronowy wystrzeliwany ze specjalnego pojemnika. Ocaliło mu to życie – w całym wypadku odniósł tylko niewielkie obrażenia. Firma zapewnia jednak, że testy maszyny będą kontynuowane, choć tak naprawdę nie wiadomo, kiedy następne prototypy zostaną uznane za gotowe do lotów w normalnej przestrzeni powietrznej.
Gdzie te latające cuda?
W drugiej części popularnego cyklu filmowego „Powrót do Przyszłości”, której akcja rozgrywała się w 2015 r., widzieliśmy pojazdy samochodowe śmigające po atmosferycznej autostradzie. Wizje latających aut częste były w innych dziełach science-fiction, od „Jetsonów” po „Piąty Element”. Stały się wręcz jednym z najtrwalszych motywów dwudziestowiecznej futurystyki, sięgającej także następnego stulecia.
A teraz, gdy przyszłość już przyszła, mamy XXI wiek i wiele technologii, których wcześniej się nie spodziewaliśmy. Można by więc zapytać – gdzie są te latające auta?!
Tak naprawdę od dość dawna potrafimy budować powietrzne samochody. Pierwszy prototyp takiego pojazdu powstał jeszcze w 1947 r. Był to Airphibian, stworzony przez wynalazcę Roberta Edisona Fultona.
Przez kolejne dziesięciolecia nie brakowało rozmaitych konstrukcji i kolejnych testów. Nad latającymi autami pracował koncern Forda, a Chrysler zajmował się latającym jeepem dla wojska. Aerocar, skonstruowany przez Moultona Taylora w latach 60., tak spodobał się Fordowi, że firma nieomal wprowadziła go do sprzedaży. Pierwsze prototypy były jednak raczej po prostu przebudowanymi samolotami z modułami osobowymi, które można było odczepić i doczepić do kadłuba. W ostatnich latach zaczęły się już pojawiać konstrukcje bardziej zaawansowane, jak np. wspomniany AeroMobil. Jednak gdyby problem polegał na wykonalności samej maszyny, to zapewne od dawna mielibyśmy latającą motoryzację. Szkopuł tkwi gdzie indziej. Dość bezpośrednio ujął to niedawno Elon Musk. Stwierdził mianowicie, że „fajnie byłoby mieć pojazdy poruszające się w trójwymiarowej przestrzeni”, jednak „ryzyko, że komuś spadłyby na głowę, jest zbyt wielkie.”
Nie ma co owijać w bawełnę – główną przeszkodą dla powietrznej motoryzacji są względy bezpieczeństwa. Jeśli w ruchu, co do zasady dwuwymiarowym, wydarzają się miliony wypadków i masowo giną ludzie, dodawanie trzeciego wymiaru wydaje się co najmniej nierozsądne.
Wystarczy 50 m do lądowania
Słowacki AeroMobil, jeden z najbardziej znanych projektów latającego samochodu, przez lata funkcjonował głównie w sferze technicznych ciekawostek. W 2013 r. Juraj Vaculik, jeden z przedstawicieli firmy, która pojazd zaprojektowała i stworzyła jego prototypy, zapowiedział, że pierwsza „konsumencka” wersja maszyny wejdzie na rynek już w 2016 r. Niestety, po wypadku, na razie nie będzie to możliwe, jednak projekt wciąż zalicza się do czołówki koncepcji możliwych do zrealizowania.
Do pokonania pozostaje wiele przeszkód prawnych, związanych z przepisami dotyczącymi ruchu w powietrzu, miejsc startu i lądowania itp. Są też poważne wyzwania techniczne. AeroMobil z jednej strony musi być lekki, aby konstrukcja mogła bez problemu unieść się w powietrze, z drugiej powinien spełniać wymogi bezpieczeństwa dla konstrukcji jeżdżących po drodze. A materiały jednocześnie wytrzymałe i lekkie są zazwyczaj drogie. Cena rynkowej wersji maszyny szacowana jest na kilkaset tys. euro.
Jak zapewniają reprezentanci firmy, AeroMobil startować i lądować może z pasa pokrytego trawą. Do wzbicia się wystarczy mu ok. 200 m, do lądowania podobno nawet 50 m. Zbudowany z włókien węglowych „samochodolot” kwalifikowany będzie jednak z punktu widzenia regulacji lotniczych jako mały sportowy samolot, co oznacza, że do latania AeroMobilem potrzebna będzie specjalna licencja.
Tylko pionowy start i lądowanie
Jak widać, nawet z punktu widzenia prawa AeroMobil uważany jest za rodzaj samolotu z podwoziem zdolnym do jeżdżenia po drogach publicznych, a nie „latający samochód”. Paul Moller, budowniczy pojazdu o nazwie M400 Skycar, jest zdania, że dopóki nie będziemy mieli do czynienia z konstrukcjami pionowego startu i lądowania, nie da się mówić o „powietrznej” rewolucji w transporcie osobistym. Sam konstruktor już od lat 90. XX wieku pracuje nad takim mechanizmem, opartym na śmigłach. Ostatnio zainteresował się technologiami budowy dronów. Wciąż boryka się jednak z kwestią odpowiedniej mocy silników pionowego wznoszenia i opadania.
Już ponad dwa lata temu firma Terrafugia zaprezentowała tego rodzaju pojazd koncepcyjny, który nie tylko ma mieć nowoczesny, hybrydowy napęd i pół-automatyczny system prowadzenia, ale nie będzie też potrzebował hangaru do parkowania. Wystarczyć ma zwykły garaż. Kilka miesięcy temu poinformowano, że model pojazdu oznaczanego obecnie jako TF-X, w skali 1:10, będzie testowany w tunelu aerodynamicznym im. braci Wright w Massachusetts Institute of Technology.
Czteroosobowy, auto-podobny wehikuł, ma startować pionowo za pomocą napędzanych elektrycznie wirników. Za napęd do długodystansowych lotów służyć ma natomiast silnik przepływowo-turbinowy. Konstruktorzy przewidują, że maszyna może mieć zasięg do 800 km. Firma zebrała już sto zamówień na swoje latające samochody. Sprzedaż pierwszych sztuk planowana była na lata 2015-16. Wprowadzenie pojazdów do użytku może opóźniać się jednak z przyczyn prawnych, o których pisaliśmy wyżej. W 2013 r. Terrafugia dawała sobie osiem do dwunastu lat na pełny rozwój projektu.
W kwestii latających aut do rozstrzygnięcia jest jeszcze jeden problem – czy chcemy pojazdów, które zarówno latają, jak jeżdżą normalnie po ulicach, czy też wehikułów wyłącznie latających. Bo jeśli to drugie, wówczas oszczędzamy wielu problemów technicznych, z którymi zmagają się konstruktorzy.
Ponadto, zdaniem wielu ekspertów, dość oczywiste jest połączenie technologii latających samochodów z dynamicznie rozwijanymi obecnie systemami autonomicznej jazdy. Bezpieczeństwo jest najważniejsze, a specjaliści po prostu nie wierzą w bezkolizyjność ruchu tysięcy niezależnych „ludzkich” kierowców w trójwymiarowej przestrzeni. Gdy jednak zaczynamy myśleć o komputerach i rozwiązaniach podobnych do tych, które rozwija obecnie np. Google w kwestii autonomicznych pojazdów, to zaczyna się już zupełnie inna rozmowa. A zatem wygląda na to, że latające – tak, ale raczej bez kierowcy