DNA pomaga rozwiązać stare kryminalne zagadki

DNA pomaga rozwiązać stare kryminalne zagadki
W kwietniu tego roku Stany Zjednoczone zelektryzowała sprawa wykrycia i aresztowania po latach domniemanego tzw. Golden State Killera, czyli osobnika oskarżonego o dwanaście popełnionych niegdyś morderstw. Osadzenie za kratkami wiekowego już dziś Josepha Jamesa DeAngelo było możliwe dzięki dowodom z genealogicznych baz danych DNA.

Sięgnięcie po te nowe dla organów ścigania techniki pozwoliło w ostatnim czasie rozwikłać kilka podobnych, przez całe dekady niewyjaśnionych, spraw. Aresztowano dzięki nim i postawiono w stan oskarżenia osoby m.in. w stanach Waszyngton, Pensylwania i Teksas. Wszystkie te stare śledztwa zostały wznowione po tym, jak próbki DNA pochodzące z miejsca zbrodni zostały przesłane do analizy przez oprogramowanie analityczne GEDMatch (typu open source), które opiera się na danych genetycznych ludzi poszukujących informacji o własnej genealogii.

Program GEDMatch zawiera około miliona profili genetycznych i służył wcześniej przez lata tylko do celów „cywilnych”. Korzystały z niego np. osoby adoptowane, które chciały odnaleźć swoich biologicznych rodziców. Po tym jak zgromadzone dane wykorzystano do znalezienia Golden State Killera, zmieniono w nim politykę prywatności, dopuszczając oficjalnie organy ścigania do dostępu do profilu osób w bazie, w celu rozwikłania spraw dotyczących zabójstw i napaści na tle seksualnym.

Zabójców sprzed lat identyfikowano dzięki ich bliższym lub dalszym krewnym, którzy poszukując swojej genealogii wprowadzili do systemu swoje genotypowe dane. Nie ma jasności, czy owe spokrewnione z przestępcami osoby w ogóle o tym wiedzą. Pytanie, czy powinny o tym wiedzieć, to tylko jedno z wielu, które przetoczyły się przez USA po głośnych aresztowaniach.

Baza danych i guma do żucia

Warto pamiętać, że sama zgodność genetyczna nie przesądza jeszcze o winie. Pokazuje tylko, że istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, iż DNA pobrane z jednego źródła należy do tej samej osoby, co DNA z innego źródła. Dane z DNA są dodatkową wskazówką, która wspiera szereg innych dowodów zebranych przez śledczych. Aby więc aresztować domniemanych sprawców, organy ścigania muszą jeszcze wykonać sporo typowo policyjnej roboty.

Pielęgniarz aresztowany za zabójstwo dwunastoletniej dziewczynki dokonane w 1986 r. w Tacoma, w stanie Waszyngton, został, po przesłaniu DNA z miejsca zbrodni do GEDMatch, wyśledzony z wykorzystaniem DNA krewnych w podobny sposób, jak szuka się prawdziwego ojca dziecka. Zabójcę i gwałciciela nauczycielki z Pensylwanii w 1992 r. namierzono w bardziej złożony sposób – GEDMatch wskazał możliwego podejrzanego, ale przesądziły ślady DNA, które policja zebrała z kawałka gumy do żucia i butelki wody pozostawionej po imprezie.

Nieco inaczej wygląda sprawa mordu w Teksasie z 1981 r. Virginia Freeman, czterdziestoletnia agentka nieruchomości z Brazos, udała się wtedy na spotkanie z potencjalnym nabywcą. Odnaleziono ją uduszoną z ranami od noża. Niedawno szeryf hrabstwa Brazos ogłosił, że jego zdaniem odpowiedzialność za tamto stare morderstwo ponosi niejaki James Otto Earhart, stracony w 1999 r. za zabicie dziewięcioletniej dziewczynki. Namierzono więc winnego, który od lat już nie żył. Po wprowadzeniu do GEDMatch DNA z miejsca zbrodni, zidentyfikowano dalszych kuzynów Earharta. Odtwarzając drzewo genealogiczne wstecz do pradziadków, opracowano listę krewnych do dalszych badań, wśród nich Earharta. Ostatecznie próbka DNA dostarczona przez jego syna dowiodła, że to on dokonał zabójstwa w 1981 r.

 

Portret pamięciowy z kodu genetycznego

Kolejnym narzędziem kryminalistycznym opartym na DNA są portrety pamięciowe, tworzone na podstawie fragmentów kodu genetycznego. Policja w Stanach Zjednoczonych publikuje je coraz częściej, dla podejrzanych w różnym wieku, co ma znaczenie w sprawach starych i niewyjaśnionych.

Takim przypadkiem był gwałt i zabójstwo pary turystów w Marinette w stanie Wisconsin, sprzed 42 lat. Policja miała niewiele informacji o podejrzanym. Dwie wędrujące w okolicy osoby słyszały strzały z broni i z daleka widziały osobnika z karabinem, co dawało policji pewne cechy identyfikacyjne. Ogólnie jednak, brak świadków, brak wyraźnych motywów i odludny charakter miejsca zbrodni sprawiły, że sprawa nie została rozwiązana. Śledczy mieli DNA z nasienia podejrzanego, ale przeszukanie bazy danych CODIS, istniejącej od 1996 r., nie dało rezultatu.

Po ostatnich głośnych przypadkach wykrycia zbrodniarzy na podstawie DNA, szeryf z Marinette zwrócił się do firmy Parabon z prośbą o przeprowadzenie analiz DNA. Wykorzystując fenotypowanie DNA, technikę, która na podstawie próbki kodu genetycznego przewiduje prawdopodobny wygląd fizyczny osoby, skomponowano obrazy podejrzanego, w wieku ok. 25 lat i następnie ok. 65 lat, o jasnym lub bardzo jasnym kolorze skóry, z niebieskimi lub zielonymi oczami i ciemnymi włosami. Przodkowie podejrzanego pochodzą z Europy.

 

Rządy i firmy łase na nasze DNA

Łapanie zabójców po latach brzmi nieźle, ale rozwój genetycznych technik, a zwłaszcza apetyt rządów i firm na tego rodzaju dane, budzi u niektórych duży niepokój.

Cztery lata temu brytyjskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (departament odpowiedzialny za imigrację, bezpieczeństwo i egzekwowanie prawa) zaproponowało opracowanie krajowej strategii dotyczącej biometrii i pomiarów biologicznych, takich jak DNA lub odciski palców, umożliwiających identyfikację konkretnych osób. Jak poinformował „The Telegraph”, niedawno komórka ta opublikowała raport „Strategia biometryczna”, który jest zapowiedzią stworzenia tego rodzaju bazy danych obejmującej całe brytyjskie społeczeństwo. Nie każdemu ten projekt się podoba.

Do kontrowersyjnych projektów zalicza się również działalność firmy 23andMe, kierowanej przez Anne Wojcicki, byłą żonę założyciela Google’a i siostrę szefowej YouTube. Firma na co dzień zajmuje się tym, co robi GEDMatch, czyli sekwencjonowaniem DNA dla osób chcących poznać swoją genealogię lub genetyczne obciążenia i prawdopodobieństwo zachorowania na niektóre choroby.

Technika tworzenia portretu pamięciowego na podstawie DNA - podejrzany z Marinette

 

23andMe sprzedaje zainteresowanym osobom testy genetyczne, które można wykonać w zaciszu domowym i później udostępnić je firmie z powrotem, aby mogła sprawdzić nasze DNA. Kłopot jednak w tym, że 23andMe nawiązała równocześnie współpracę z farmaceutycznym gigantem Pfizer. W eksperymentach wykorzystano miliony informacji o genomach Amerykanów i porównano je z genomami osób zdrowych. Dzięki temu zidentyfikowano piętnaście obszarów, które połączyć można z podwyższonym ryzykiem wystąpienia u danej osoby depresji. Firma zobowiązała się, że współpraca z Pfizerem ma zaowocować stworzeniem skuteczniejszych leków na depresję.

To nie wszystko, bo 23andMe poinformowała również o współpracy z koncernem farmaceutycznym GlaxoSmithKline, który zainwestował w firmę Wojcickiej 300 mln dolarów. Dzięki aktualnej bazie danych, zawierającej aż ponad 5 milionów zsekwencjonowanych genomów mieszkańców naszej planety, obie firmy chcą rozpocząć prace nad stworzeniem skutecznego specyfiku na najgroźniejsze choroby świata. Wśród nich wymienia się chorobę Alzheimera i Parkinsona.

Krytycy tych przedsięwzięć uważają, że klienci 23andMe są przez firmę wykorzystywani. Nie dość, że płacą za testy, to potem nie mają wpływu na to, co się z nimi dzieje. Takie firmy jak 23andMe i GlaxoSmithKline wykorzystują je do opracowywania specyfików, na sprzedaży których później zarabiają grube miliardy.

Jeśli uważamy stopień uświadomienia społeczeństwa w dziedzinie ochrony prywatności za słaby, to wiedza o wartości i konieczności ochrony danych DNA jest póki co właściwie zerowa. Czy policja, przeszukując bazy takie jak ta posiadana przez GEDMatch, nie powinna uzyskiwać specjalnych zezwoleń, podobnie jak ma to miejsce z przeszukaniem mieszkań? A jeśli ktoś w złych zamiarach wykorzysta te narzędzia do namierzania ludzi? Warto tu się chyba nad kilkoma rzeczami zastanowić głębiej.