Zmierzch ery "mięsa armatniego"

Zmierzch ery "mięsa armatniego"
W epoce wojny informacyjnej, szybkiego rozwoju sztucznej inteligencji, technik kwantowych i robotyki nie można myśleć tak, jak wiek temu, gdy, choć istniały już czołgi i samoloty, wciąż dla wielu wojsko to był głównie człowiek, jego broń i jego koń - mniej więcej takie myśli sformował niedawno w jednym z artykułów prasowych brytyjski minister obrony Mark Lancaster.

Już pierwsza wojna światowa ze swoją ogromną liczbą ofiar w szeregach walczących stron dała do myślenia wielu ludziom. Technologie służące do efektywnego zabijania zdążyły się wówczas całkiem mocno rozwinąć, a tymczasem armie wciąż miały przeważnie charakter wielkich mas słabo przygotowanego do walki tzw. mięsa armatniego. Dobrze to widać w literaturze opisującej tamtą masakrę wojenną, choćby w powieściach Ericha Marii Remarque’a.

 

Systemy, egzoszkielety i pancerze

Przez dekady stopniowo to się zmieniało. II wojna była już nieco inna. Wciąż istniały wielkie armie z powszechnego poboru i ofiar wśród żołnierzy było wciąż bardzo dużo. Jednak np. żołnierzy brytyjskich zginęło dwa razy mniej niż w I wojnie, pomimo że walczyli dłużej, na dużo większej liczbie frontów. Oczywiście II wojna światowa była rekordowo tragiczna z wielu innych powodów, np. ogromnej liczby ofiar cywilnych, ale to trochę inny temat.

Przez kolejne dekady w miarę rozwoju techniki stopniowo malało znaczenie typowych poborowych, czyli z lekka tylko przeszkolonych amatorów. Kończył się i wciąż kończy - bo to pewien proces przebiegający w różnych miejscach na świecie w różny sposób - czas milionowych armii i okopów. Nawet zwykła piechota ma obecnie wyposażenie, które wymaga profesjonalnego przygotowania i dużo głębszego szkolenia niż ćwiczenia rekrutów z masowej branki.

Żołnierze stają się stopniowo wysokiej klasy multispecjalistami w dziedzinie nie tylko samej walki, a nawet, można powiedzieć, w coraz mniejszym stopniu walki, zaś w coraz większym - w kwestiach inżynieryjnych i technologicznych. A gdy mówi się o żołnierzach na polu bitwy, są to w coraz większym stopniu opancerzeni supernowoczesnymi rozwiązaniami "rycerze" nowej ery. Operują zresztą w "systemach" bojowych, jako aktywne części wojskowego Internetu Rzeczy - od sprzętu komunikacyjnego i wizyjnego po najpotężniejsze maszyny bojowe. Wszystko to jest skomunikowane i koordynowane jako zintegrowana sieć, która pozwala sprawnie i szybko stosować rodzaj i ilość środków bojowych w zależności od potrzeby.

Przykładem zintegrowanego systemu, obejmującego wszystkie aspekty działalności i życia człowieka podczas wojny, jest niemiecki Gladius zaprojektowany z tzw. holistycznym podejściem przez firmę Rheinmetall (opisywaliśmy go w "MT" kilka lat temu). Ma zapewniać dziesięcioosobowemu oddziałowi piechoty poruszającej się bojowym pojazdem możliwość stworzenia swojego rodzaju sieci operacyjnej. Sieć ta, składająca się z komponentów rozpoznania, dowodzenia i kontroli, pozwala na szybką wymianę informacji, jak również na stworzenie wspólnej wiedzy sytuacyjnej, jako podstawy do planowania i prowadzenie operacji. Gladius to także ergonomia, redukcja masy ekwipunku, miniaturyzacja i lepsza integracja poszczególnych komponentów. Każdy żołnierz otrzymuje wszystkie istotne dane dotyczące sytuacji taktycznej, położenia sprzymierzonych oddziałów, aktualnego stanu operacji oraz rozlokowania sił przeciwnika. System zawiera także GPS i inercyjny system nawigacji.

Cmentarz ofiar bitwy pod Verdun podczas I wojny światowej

Cmentarz ofiar bitwy pod Verdun podczas I wojny światowej

 

Projektów o podobnym charakterze jest na świecie wiele, od USA po Chiny. Są stopniowo testowane i implementowane przez wojsko - w pierwszej kolejności przez oddziały specjalne. Także w Polsce powstaje takie rozwiązanie. Nazywa się Tytan, choć na razie brak informacji o postępach prac nad nim.

W wielu z tych projektów przewiduje się wykorzystanie egzoszkieletów. Stanowią one od lat część strategii technologicznej Pentagonu, której celem jest wykorzystanie robotyki i sztucznej inteligencji w celu wzmocnienia ludzi na polu bitwy, a nie ich zastąpienia. Wojskowe egzoszkielety są testowane w USA, Chinach, Kanadzie, Korei Południowej, Wielkiej Brytanii, Rosji i Australii, a mowa jedynie o przedsięwzięciach, o których społeczeństwo wie. Sporo wojskowych projektów pozostaje bowiem prawdopodobnie w tajemnicy.

Już w latach 60. XX wieku armia amerykańska opracowała pierwsze koncepcje egzoszkieletów przeznaczonych dla żołnierzy, ale z różnych powodów prace te nie wyszły poza ramy teorii. Najważniejszą barierą była technologia, która w tamtych czasach nie pozwalała na budowę sprawnych mechanizmów tego typu. Dopiero miniaturyzacja mikroprocesorów i stworzenie sensorów bioelektrycznych reagujących na impulsy mięśniowe umożliwiło ich skonstruowanie. W 2000 r. DARPA (Defense Advenced Research Projects Agency) rozpoczęła program Exoskeletons for Human Performance Augmentation, który miał umożliwić żołnierzom - oprócz noszenia ciężkich przedmiotów - ewakuację do dwóch rannych i skoki na duże wysokości.

Amerykańskie wojsko wezwało kilka lat temu naukowców z laboratoriów badawczych, przedstawicieli przemysłu obronnego oraz instytucje rządowe do pracy nad strojem żołnierza przyszłości, który dałby mu nie tylko nadludzką siłę, jaką zapewniają opracowane już egzoszkielety, ale również zdolności widzenia i rozpoznania oraz osłonę na niespotykaną dotychczas skalę. Najczęściej opisuje się to nowe militarne zamówienie obrazowo, jako "strój Iron Mana".

Jedną z odpowiedzi jest TALOS (Tactical Assault Light Operator Suit), mający wykorzystywać najbardziej zaawansowane technologie. Czujniki wbudowane w strój będą na bieżąco kontrolować stan otoczenia i samego żołnierza. Hydrauliczny szkielet ma zapewniać siłę, zaś system obserwacji, podobny do Google Glass - komunikację i rozpoznanie na miarę XXI wieku. Całość ma być zintegrowana z uzbrojeniem nowej generacji. Chodzi o zapewnianie ochrony w niebezpiecznych warunkach przed pociskami z rozmaitej broni - poczynając od pistoletów, aż do karabinów maszynowych (przynajmniej tych lekkich). Pancerz wykonany będzie ze specjalnego "ciekłego" materiału, błyskawicznie twardniejącego w przypadku pojawienia się pola magnetycznego lub prądu elektrycznego. Pierwszy prototyp, stanowiący raczej poglądową makietę przyszłego TALOS-a, zaprezentowano podczas jednej z imprez wystawowych w USA w maju 2014 r. Bardziej kompletna wersja ma powstać w najbliższych latach.

Egzoszkielety, systemy i pancerze kosztują miliony dolarów. To naprawdę nie jest już sprzęt, w który można wyposażyć poborowego służby zasadniczej. Potężna broń i zabezpieczenia wymagają od użytkownika wielkich umiejętności i dużego doświadczenia.

Operator drona

 

Taktyka roju

Masowe armie, pełne z grubsza przeszkolonych cywili, nie są potrzebne również z punktu widzenia najnowszych strategii placu boju. W książce "Swarming and the Future of Conflict" John Arquilla i David Ronfeldt opisują taktykę "otaczania w roju" (swarming). Polega na "równoczesnym angażowaniu przeciwnika ze wszystkich stron, ogniem lub innymi środkami". Kontynuatorzy tej myśli podkreślają, że taktyka roju wymaga od pododdziałów nieuchwytności i najwyższej świadomości sytuacyjnej, aby skutecznie omijać broń dalekiego zasięgu. Do tego potrzebna jest zaś niezawodna, bezpieczna sieć. Zdaniem Arquilli i Ronfeldta, sieciowe bojowe roje mają ogromną przewagę nad tradycyjną taktyką liniową. Rój atakuje z wielu kierunków, paraliżując zdolność wroga do podejmowania decyzji, reagowania i koncentracji wysiłków. Dzięki tej taktyce małe jednostki mogą unieszkodliwiać i potencjalnie niszczyć nawet duże formacje.

Jeden z autorów książki widział podobno, jak podczas ćwiczeń grupy bojowe mające do czynienia z tą taktyką szybko zostawały unieruchamiane i pozbawiane zdolności operacyjnej. Ledwie dwóch żołnierzy jest w stanie tymczasowo lub na stałe pozbawić wartości bojowej cały pluton, powodując także znaczną liczbę ofiar śmiertelnych. Podkreśla się, że taktyka roju wymaga innego modelu dowódczego niż typowy dla wielkich armii system rozkazów i hierarchii. Małe zespoły paraliżujące przeciwnika muszą mieć dużą samodzielność, a rządzą się nie tyle rozkazami co celami postawionymi wcześniej i regułami skuteczności. Zwykłe wojsko z dość oczywistych względów nie nadaje się do takiej taktyki.

Oczywiście jeszcze sprawniej i szybciej niż ludzie radziłyby sobie w takich taktycznym roju zarządzane przez system sztucznej inteligencji autonomiczne roboty. Jednak to na razie temat tabu, bo wszelkie wzmianki o zaciągnięciu samodzielnych maszyn do armii wzbudzają ogromny sprzeciw. Trzeba jednak szczerze sobie powiedzieć, że to dość logiczny, kolejny krok w odchodzeniu armii od modelu ludzkiego "mięsa armatniego".