Czas wirusa - czasem szpiega

Czas wirusa - czasem szpiega
Epidemia spowodowała, że wiele metod inwigilacji, które dotychczas były nie do przyjęcia, zwłaszcza w krajach demokratycznych, zyskało społeczną akceptację. Obrońcy prywatności ostrzegają, że gdy koronawirus odejdzie, sporo nowo wprowadzonych technik nadzoru może nie odejść wraz z nim.

Chiny już w styczniu zmobilizowały swoje masowe narzędzia monitoringu społeczeństwa - od dronów po kamery CCTV (1) - do monitorowania osób poddanych kwarantannie i śledzenia rozprzestrzeniania się koronawirusa.

Inne państwa, takie jak Izrael, Singapur i Korea Południowa, również sięgnęły pełną garścią po łączone dane o lokalizacji, nagrania z kamer wideo i informacje z kart kredytowych, aby obserwować rozprzestrzenianie się COVID-19. Pomimo szczególnych warunków, w jakich się teraz znaleźliśmy, eksperci ds. ochrony prywatności głośno wyrażają obawy dotyczące sposobów, w jaki rządy wykorzystują te dane, metod ich przechowywania oraz możliwości władz w zakresie utrzymania zwiększonego poziomu nadzoru już po zakończeniu pandemii.

W Chinach w pewnym momencie dostanie się do własnego mieszkania lub miejsca pracy wymagało zeskanowania kodu QR, zapisania swojego nazwiska i numeru identyfikacyjnego, podania temperatury ciała oraz historii ostatnich podróży. Operatorzy telekomunikacyjni śledzą przemieszczanie się ludzi, podczas gdy platformy mediów społecznościowych, takie jak WeChat i Weibo, oferują gorące linie dla osób chcących zgłaszać podejrzanych o złapanie infekcji. Niektóre miasta zaoferowały wręcz ludziom nagrody za informowanie o chorych sąsiadach.

Drony napominały Chińczyków, by nosili maski (2). Osoby mieszkające w tym kraju dostarczyły zagranicznym mediom dowody fotograficzne, albo powiedziały amerykańskiej telewizji CNBC w wywiadach, że przed ich domami instalowano kamery monitoringu w celu egzekwowania kwarantanny.

W międzyczasie chińskie firmy cały czas wprowadzają swoją słynną technologię rozpoznawania twarzy, która może wykryć podwyższoną temperaturę w tłumie lub ludzi nienoszących maski na twarzy. Szereg aplikacji wykorzystuje też osobiste informacje zdrowotne obywateli, aby ostrzegać innych o ich bliskości z zainfekowanymi pacjentami.

- Zintensyfikowany nadzór stał się już w Chinach "nową normą" - skomentował w mediach sytuację Stuart Hargreaves, profesor Chińskiego Uniwersytetu w Hongkongu. - Pytanie, czy w Państwie Środka istnieje w ogóle taki poziom inwigilacji, którego ludność nie zechce tolerować.

Szybka ścieżka dostępu do prywatnych danych

Chiny w tej dziedzinie trudno wyprzedzić, ale wiele krajów wprowadziło rozwiązania idące śmiało w kierunku chińskich standardów inwigilacji.

Amerykańskie Centers for Disease Control and Prevention (CDC) zaczęło w marcu śledzić miliony obywateli USA, używając danych z ich telefonów komórkowych, prosząc wcześniej gigantów IT o dostęp do lokalizacji smartfonów. W ten sposób rząd zdobył możliwość ustalania miejsca pobytu niemal każdego Amerykanina i sprawdzania np. tego, czy przestrzega zasad "społecznego dystansu".

Z podobną prośbą do operatorów telefonii komórkowej zwróciła się Komisja Europejska (3). Zarówno we Francji, jak i w Niemczech firmy działające na tym rynku przekazywały tego rodzaju dane już wcześniej. W Wielkiej Brytanii uznano, że praktyka ta będzie zgodna z brytyjskim prawem, o ile dane nie zostaną zidentyfikowane. Wprawdzie w UE obowiązują niezwykle surowe i ścisłe przepisy o ochronie danych osobowych, ale, jak się okazuje, przetwarzanie ich jest uzasadnione w ramach aktu GDPR (General Data Protection Regulation, czyli rozporządzenia o ochronie danych osobowych, RODO) - "w celach humanitarnych, w tym dla monitorowania epidemii".

3. Unia Europejska i koronawirus

Kraje takie jak Korea Południowa zdołały powstrzymać wybuch epidemii w sposób, którego Europa nie może skopiować, czyli poprzez śledzenie kontaktów, umożliwiające mapowanie zarażenia na poziomie poszczególnych osób. Aby zyskać taką możliwość na Starym Kontynencie, rządy musiałyby naciskać na wprowadzenie nowych nadzwyczajnych przepisów, lub skłonić użytkowników sieci komunikacyjnych do dobrowolnego i masowego dzielenia się informacjami o sobie.

Forsowane jest oprogramowanie znane pod nazwą Pan-European Privacy-Preserving Proximity Tracing, zaprojektowane w taki sposób, aby za pomocą Bluetooth w smartfonie można było skanować i rejestrować lokalizację osób znajdujących się w pobliżu, a dokładniej mówiąc - przenoszonych przez nie telefonów. Jego twórcy mają nadzieję, iż państwa UE będą mogły używać go jako silnika w przyszłych aplikacjach do śledzenia kontaktów.

Z kolei we Włoszech urzędnicy wykorzystali anonimowe dane od operatora Vodafone. Mapowanie danych w swoim czasie wykazało tam np., że miliony osób w newralgicznym regionie Lombardia nadal przemieszczają się poza swoimi domami. Potem to się zmieniło i wiedza o tym również pochodziła z inwigilacji komórek.

Moskwa nie wierzy łzom - wierzy kamerom

Premier Izraela Benjamin Netanyahu upoważnił niedawno Izraelską Agencję Bezpieczeństwa do wdrożenia w celu śledzenia chorych na koronawirusa technologii nadzoru, zwykle zarezerwowanej dla walki z terrorystami. Kiedy właściwa podkomisja parlamentarna odmówiła zatwierdzenia tego środka, Netanyahu przeforsował go "dekretem nadzwyczajnym". Jego rząd wskazał koronawirusa jako kwestię "żywotnego bezpieczeństwa narodowego", pozwalając swojej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego na korzystanie z nieujawnianej wcześniej bazy danych zawierającej bardzo szczegółowe informacje dotyczące telefonów komórkowych.

Śledząc przemieszczanie się i komunikację ludności, władze dysponują teraz większą liczbą narzędzi pozwalających na obserwowanie działań wszystkich zarażonych osób i ostrzeżenie każdego, kto mógł być narażony na kontakt z potencjalnym nosicielem.

W styczniu, tuż przed dotarciem epidemii do Rosji, ignorując protesty i skargi prawne, uruchomiono w Moskwie monitorujące kamery, zdolne do rozpoznawania twarzy.

W stolicy już wcześniej działała gęsta sieć 170 tys. kamer bezpieczeństwa, ustawionych w ciągu ostatniej dekady na ulicach i stacjach metra. Obecnie 100 tys. z nich podłączono do systemów sztucznej inteligencji, które potrafią identyfikować filmowanych ludzi. Moskiewska policja informuje o rozpoznawaniu setek osób dziennie, łamiących zasady kwarantanny.

Rosyjska technologia rozpoznawania twarzy została po raz pierwszy przetestowana podczas odbywających się w tym kraju Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w 2018 r.

- Prawdopodobieństwo popełnienia błędu przez nasz algorytm rozpoznawania twarzy wynosi 1 na 15 milionów - chwalił się Aleksander Minin, dyrektor generalny firmy NtechLab, która wygrała miejski przetarg na dostawę technologii.

Firmowe urządzenia zostały już wyeksportowane do Chin i Ameryki Łacińskiej.

Urzędnicy w Hongkongu zmuszają wszystkich przybywających do miasta do noszenia opaski lokalizacyjnej (4), natomiast władze Tajwanu umieszczają wokół domów ludzi poddanych kwarantannie elektroniczny płot, który wykrywa wyłączanie przez obserwowanych mieszkańców telefonu. Mniej hi-techowe rozwiązania zastosowano w Indiach, gdzie stemplowano ręce ludzi przylatujących na lotniska, mówiąc im, jak długo muszą być poddani kwarantannie. Reuters informował, że aby upewnić się, iż osoby te nie podróżują, monitorowano dane dotyczące rezerwacji z linii lotniczych i pociągów. Z kolei w południowo-indyjskim stanie Kerala do śledzenia osób, które mogły mieć kontakt z ludźmi z koronawirusem, władze używały mieszaniny nagrań rozmów telefonicznych, rejestracji z kamer monitoringu i danych o lokalizacji telefonu.

Pojawiły się również doniesienia o firmach, którym trudno obecnie znieść, że ich załoga nie znajduje się w jednym miejscu, pod kontrolą, w biurze czy zakładzie. Zakres technik nadzoru, które są dziś wymuszane na pracownikach, jest przerażający, aż do absurdu.

Niektóre przedsiębiorstwa narzucają stosowanie oprogramowania śledzącego wszystko, co robi pracownik. Wśród nich są np. programy wykrywające osoby drukujące swoje CV. Inne co kilka minut robią zdjęcia przez kamerę na laptopie, sprawdzając, czy zatrudnieni są na miejscu i się nie lenią. Agencja Bloomberga donosiła, że niektórzy pracodawcy wymagają nawet, aby pracownicy uczestniczyli w całodziennej wideokonferencji - tylko po to, aby mieć ich na oku.

Śledźmy się razem

Duży rozgłos na świecie zyskała Trace Together (5), aplikacja rządu Singapuru, zainstalowana już przez setki tysięcy ludzi. Korzystając z bezprzewodowej technologii Bluetooth, może ona zidentyfikować każdego, kto znalazł się w odległości przynajmniej 2 m od osoby z pozytywnym wynikiem COVID-19 przez co najmniej pół godziny. Twórcy aplikacji zapewniają, że nie zbiera ona żadnych danych geolokalizacyjnych ani innych informacji osobowych, co teoretycznie czyni ją przyjazną dla zasady prywatności. Rząd Singapuru udostępnia jednak kod dla tej aplikacji jako open-source, co oznacza, że da się ją modyfikować i wykorzystywać na całym świecie do śledzenia ludzi.

5. Singapurska aplikacja Trace Together

Massachusetts Institute of Technology opracował z kolei aplikację o nazwie Private Kit: Safe Paths, w której użytkownicy mogą aktualizować informacje o sobie, a następnie deklarować, czy mają koronawirusa. Ich lokalizacja i ruch są rejestrowane. Dane te zapisują się jednak w telefonie w formie zaszyfrowanej i nie są udostępniane osobom trzecim bez ich zgody. Ludzie mogą więc otrzymywać powiadomienia o tym, czy byli w pobliżu kogoś z koronawirusem, ale bez zdradzania jego/jej imienia i nazwiska - w przeciwieństwie do niektórych obecnych rozwiązań rządowych. Aby jednak aplikacja była skuteczna, wymaga masowego stosowania.

Inna objawiona w czasach zarazy technika to dron do zdalnego wykrywania ludzi z chorobami zakaźnymi dróg oddechowych, takimi jak COVID-19. Maszyna została opracowywana przez naukowców z Uniwersytetu Południowej Australii. Nazwana przez nich "dronem pandemicznym", zostanie wyposażona w specjalistyczny czujnik i komputerowy system wizji monitorujący temperaturę, częstość akcji serca i oddechów, a także wykrywający ludzi kichających i kaszlących - w tłumach, biurach, portach lotniczych, na statkach wycieczkowych, w domach opieki dla osób starszych i innych miejscach, w których gromadzą się grupy.

***

Niektórzy obawiają się, że nawet gdy infekcje koronawirusem sięgną poziomu zerowego, niektóre głodne prywatnych danych rządy mogą zachować działanie specjalnych środków, argumentując, że trzeba utrzymać systemy nadzoru ze względu na groźbę drugiej fali koronawirusa, albo np. rozwijanie się w Afryce Środkowej nowego szczepu Eboli, albo dlatego, że... uzasadnień może być więcej.

Do chóru ostrzegających dołączył m.in. Edward Snowden (6), znany demaskator działań szpiegowskich amerykańskiej agencji bezpieczeństwa NSA. Zwrócił on uwagę na postępy technik łączenia monitoringu i inwigilacji ze sztuczną inteligencją, snując perspektywę powstania "policji algorytmicznej", śledzącej i ścigającej ludzi na podstawie wyłącznie maszynowego przetwarzania danych.

Jednak dla wielu ludzi już samo zmuszanie nas do wyboru pomiędzy prywatnością a zdrowiem jest w rzeczywistości źródłem problemu, ponieważ chodzi o wybór z gruntu fałszywy. Możemy i powinniśmy cieszyć się zarówno prywatnością, jak i zdrowiem, mówią. I nie sposób nie przyznać im racji.