Broń - perspektywa 2040

Broń - perspektywa 2040
Jak będzie wyglądał XXI wiek w największych armiach świata? Trudno przewidzieć, co stanie się w drugiej połowie stulecia, ale na pewno warto przyjrzeć się technologiom, które wchodzą lub w najbliższych latach wejdą na uzbrojenie wojsk - zwłaszcza US Army, wyznaczającej kierunek wyścigu potęg.

Broń przyszłości to fascynujący temat. Jednak mówiąc o nowych rodzajach uzbrojenia, nierzadko popadamy w czystą fantazję, która niewiele ma wspólnego z obecnymi możliwościami technologicznymi. Dlatego nasze rozważania w tym raporcie ograniczymy do dwóch najbliższych dekad - czyli do projektów, nad którymi wojskowe ośrodki badawcze rzeczywiście pracują i które z dużym prawdopodobieństwem zaowocują rozwiązaniami, jakie do 2040 r. staną się standardem obowiązującym w najważniejszych armiach.

Wykraczając poza F-35

O kilku projektach najnowocześniejszej armii świata - amerykańskiej - możemy powiedzieć, że na 99% będą kształtowały jej siłę i znaczenie w ciągu nadchodzącego ćwierćwiecza.

Należy do nich z pewnością B-21 Raider - amerykański samolot bombowy o obniżonej wykrywalności, opracowywany przez firmę Northrop Grumman w ramach programu Long Range Strike Bomber (LRS-B). W myśl założeń B-21 ma być zdolny do przenoszenia zarówno broni konwencjonalnej, jak i ładunków jądrowych. Wstępna gotowość operacyjna planowana jest na połowę lat 20. Rozważa się ponadto koncepcję konwersji Raidera z maszyny wyłącznie załogowej na pilotowaną tylko opcjonalnie. Nowy samolot ma zastąpić w lotnictwie strategicznym USA bombowce starszych typów - B-52 i B-1B, których wycofanie ze służby planowane jest na lata 40. Oznaczenie B-21 ma sygnalizować, że będzie to pierwszy samolot bombowy XXI wieku.

Choć F-35C (1), czyli przeznaczona dla US Navy wersja "trzydziestki piątki", osiągnęła w tym roku wstępną gotowość operacyjną, to amerykańska marynarka myśli już o zupełnie nowym projekcie. Miałby to być myśliwiec pokładowy generacji 6+ US Navy, oznaczany jako F/A-XX, który jednak powstałby najwcześniej w 2035 r. Wymiana myśliwców marynarki w tej perspektywie czasowej wydaje się konieczna. Wielu ekspertów wskazuje, że mniej więcej od 2035 r. będące w służbie płatowce myśliwców F/A-18E/F Super Hornet będą już w kiepskim stanie. Po prostu ich oficjalnie wyznaczany limit użycia wynosi 6 tys. godzin. Średni wiek floty tych myśliwców określa się na 25 lat. Nieco "antyczna" konstrukcja nie pasuje już do nowych lotniskowców.

Kilka miesięcy temu Lockheed Martin oficjalnie przyznał, że jego najbardziej tajemniczy i słynny na cały świat oddział - Skunk Works (biuro zaawansowanych programów technologicznych) - pracuje nad następcą kultowego SR-71 Blackbird. Póki co maszyna określana jest przez inżynierów jako SR-72. Chociaż cały projekt owiany jest wielką tajemnicą, kilka szczegółów znamy - na niebie nad kalifornijskim Palmdale widziano wczesny demonstrator tej technologii (jego budowę wycenia się na blisko 1 mld dolarów). Według koncernu, nowa maszyna bez problemu będzie zdolna do przemieszczania się z prędkościami dochodzącymi do 7500 km/godz. W odróżnieniu od SR-71 będzie bezzałogowa, co ma znacząco zwiększyć bezpieczeństwo lotów oraz ułatwić wykonywanie ryzykownych zadań. Dzięki zastosowaniu kolejnej wersji technologii stealth stanie się niewidoczna dla radarów. Niewiele jednak wiadomo na temat napędu, choć ogólnie mówi się oczywiście o całkiem nowych rozwiązaniach.

Prace nad samolotem rozpoczęły się ok. cztery lata temu. Projekt prowadzony jest w ścisłej współpracy z inżynierami z Agencji Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności (DARPA). Przewidywany termin wejścia następcy Blackbirda do służby to okolice 2030 r., jednak pierwsze obloty gotowej maszyny mają odbyć się w latach 2021-2022.

To nie wszystkie tajne projekty Lockheed Martina. Koncern pracuje również nad następcami U-2, F-117 i B-2. O swoich planach informował w kwietniu, na konferencji Aerotech w Teksasie, a we wrześniu, prezentując film na temat 75-lecia Skunk Works, pokazał ujęcia przedstawiające nowe koncepcje bojowych maszyn latających. Były wśród nich animacje przedstawiające wizualizacje szóstej generacji myśliwców przewagi powietrznej, czyli potencjalnego następcy F-22 Raptor - konstrukcje o bardziej spłaszczonej sylwetce, jednocześnie zachowujące układ płatowca.

Poza kontynentem amerykańskim badania nad szóstą generacją myśliwców trwają m.in. w Rosji - pomimo tego, że nadal nie zakończono tam prac nad budową pełnoprawnego myśliwca generacji piątej (Su-57). Biuro konstrukcyjne Suchoj (Sukhoi) przygotowało pierwsze schematy konstrukcyjne nowych maszyn jeszcze w ubiegłym roku. Przewiduje się, że oba programy będą postępować równolegle, zakładając zaimplementowanie części nowych rozwiązań również w niższej generacji samolotów, do poziomu "5+".

Podwójny wirnik i przemiennopłat

W kwietniu koncerny zbrojeniowe Boeing Company i Sikorsky Aircraft Corporation zademonstrowały na YouTube koncepcję szturmowego wariantu śmigłowców SB-1 Defiant (2). Mają one zostać zaoferowane wojsku jako rodzina śmigłowców wielozadaniowych przyszłości, w wersji szturmowej w charakterze następców AH-64 Apache. Projekt wariantu transportowego SB-1 Defiant, oferowanego jako następca rodziny UH-60 Black Hawk, został ujawniony jeszcze w połowie 2014 r. Podobnie jak pierwotna wersja, nowa również jest śmigłowcem z podwójnym wirnikiem głównym (współosiowy układ dwuwirnikowy z przeciwbieżnymi wirnikami sztywnymi) oraz śmigłem pchającym.

2. Projekt SB-1 Defiant

Konkurencję dla oferty Boeing-Sikorsky stanowi szybciej rozwijany model V-280 Valor (3) od Bell Helicopter, oferujący amerykańskiej armii maszynę w zupełnie innej konfiguracji - jako przemiennopłat trzeciej generacji. Niedawno w zakładach Amarillo Assembly Center w Teksasie zaprezentowano kompletny prototyp tego modelu. V-280 Valor ma być wyposażony w potrójnie dublowany elektroniczny system sterowania fly-by-wire, usterzenie motylkowe, stałe skrzydła i chowane podwozie.

3. V-280 Valor  wizualizacja

Maksymalna masa startowa wynosić ma ok. 13 680 kg, a prędkość maksymalna ok. 520 km/godz. Maszyna będzie mogła wziąć na pokład do jedenastu żołnierzy, a załogę ma stanowić dwóch pilotów i dwóch techników. Promień działania określono na ponad 460 km. Powstać ma także wersja uderzeniowa przemiennopłatu, oznaczona jako AV-280, z uzbrojeniem w komorach wewnętrznych i na podwieszeniach zewnętrznych (rakiety), a także niewielkie drony. W nowej maszynie obracane będą jedynie same wirniki, a silniki pozostaną w pozycji poziomej, co odróżnia konstrukcję od słynnego V-22 Ospreya, czyli wielozadaniowego zmiennopłata firm Bell i Boeing. Zdaniem specjalistów, upraszcza to konstrukcję maszyny i powinno zwiększyć jej niezawodność w porównaniu z poprzedniczką.

Okręty, jakich jeszcze nie było

Futurystyczny USS Zumwalt pływa już od 2015 r. (4). Jest największym niszczycielem w marynarce Stanów Zjednoczonych - ma 180 m długości i waży (na lądzie) 15 tys. ton. Mimo rozmiarów, dzięki specjalnej konstrukcji kadłuba typu stealth, na radarach nie wydaje się większy niż kuter rybacki.

4. USS Zumwalt przy nabrzeżu portowym

Okręt jest niezwykły także z wielu innych względów. Do zasilania urządzeń na pokładzie wykorzystano rozwiązania mikrosieciowe (microgrids) oparte na inteligentnym systemie dystrybucji energii ze zdywersyfikowanych, rozproszonych źródeł. Oznacza to, że energia potrzebna do funkcjonowania systemów nawigacji, wyposażenia i uzbrojenia jednostki pochodzi nie z generatora na pokładzie, lecz z wszelkich dostępnych w danym momencie źródeł - ogniw fotowoltaicznych, turbin wiatrowych, generatorów opartych na gazie ziemnym itd. Za napęd okrętu odpowiadają dwie turbiny gazowe Marine Trent-30 firmy Rolls-Royce. Na wyposażeniu jest też awaryjny silnik diesla o mocy 78 MW.

Klasa DDG-1000 Zumwalt to jednostki zaprojektowane do działań w pobliżu wybrzeża. Prawdopodobnie w przyszłości do ich zasilania wykorzystane zostaną technologie bezprzewodowego przesyłu energii elektrycznej. Na razie w opisie projektu podkreśla się jedynie dywersyfikację źródeł energii, z naciskiem na "czyste" źródła.

Zumwalt początkuje nową klasę okrętów marynarki wojennej, ale także całkiem nowy trend konstrukcji jednostek morskich. Startpoint - zespół powołany przez brytyjską Royal Navy i tamtejsze Ministerstwo Obrony - opracował w ostatnich latach projekt Dreadnought T2050 (5). Nieprzypadkowo konstrukcja kojarzy się mocno z amerykańskim Zumwaltem. Podobnie jak Zumwalt, wyposażono ją w pokład do lądowania i startu. Przewidziano też hangar, w którym mieszczą się większe, załogowe śmigłowce. Z tyłu znajdować się będzie stacja dokująca dla bezzałogowych jednostek podwodnych. T2050 ma mieć na wyposażeniu także działo elektromagnetyczne.

5. Dreadnought T2050 - wizualizacja

Nowa klasa okrętów podwodnych

Amerykańska marynarka wojenna zawarła we wrześniu kontrakt z koncernem General Dynamics Electric Boat na prace projektowo-konstrukcyjne nad strategicznym atomowym okrętem podwodnym nowej generacji przenoszącym rakiety balistyczne. W ten sposób zaczyna się program Columbia, który ma doprowadzić do budowy następców (na razie dwunastu) dla wykorzystywanych obecnie okrętów podwodnych z rakietami balistycznymi klasy Ohio. W jego ramach będą realizowane m.in. prace projektowe oraz rozpocznie się rozwój komponentów, technologii i prototypów nowej jednostki pływającej. Amerykanie podkreślają, że w projekcie uczestniczy także Wielka Brytania.

- Okręt podwodny klasy Columbia jest najważniejszym obecnie programem zakupowym amerykańskiej marynarki wojennej - twierdzi sekretarz marynarki wojennej Richard V. Spencer. Według zarządzającego programem Columbia kontradmirała Davida Gogginsa, już w 2021 r. może rozpocząć się faza Production& Deployment, czyli produkcji i wdrażania.

Cały program ma kosztować ok. 100 mld dolarów. Tak ogromny plan inwestycyjny wskazuje na wagę, jaką w amerykańskiej strategii odstraszania odgrywają okręty podwodne z rakietami balistycznymi.

Program dotyczy nie tylko samych okrętów, ale również ich uzbrojenia atomowego. Każda z tych jednostek ma otrzymać m.in. nowy reaktor oraz szesnaście pocisków balistycznych typu Trident II D5 (6). Pierwsza Columbia (SSBN 826) ma wejść do służby operacyjnej w roku 2031.

6. Trident II D5 na tle poprzednich pocisków balistycznych marynarki USA

Podwodne drony coraz ważniejsze

Pod koniec września 2017 r., w Newport w stanie Rhode Island, została sformowana pierwsza w US Navy eskadra bezzałogowych aparatów podwodnych (UUV), która otrzymała nazwę UUVRON 1. Obecnie Amerykanie dysponują w tym segmencie wojskowego "rynku" flotą ok. 130 aparatów różnego typu (7).

7. Amerykański dron wojskowy do poszukiwania min podwodnych

Być może właśnie mając na uwadze rozwój amerykańskich sił podwodnych, Chińczycy planują stworzyć zdolną do przemieszczania się załogową stację podwodną. Oficjalnym celem będzie poszukiwanie minerałów, ale prawdopodobnie możliwe stanie się również przystosowanie jej do celów wojskowych. Ma pracować w rejonie Morza Południowochińskiego, na obszarze spornym, do którego prawa roszczą sobie nie tylko Chiny, ale również Filipiny i Wietnam. Dno morskie znajduje się tam na głębokości 3 tys. m. Nigdy wcześniej w takich "otchłaniach" nie operował na stałe żaden załogowy obiekt.

Wielu obserwatorów zwraca uwagę na fakt, że stacja mogłaby posłużyć jako baza dla innej inicjatywy - tzw. Podwodnego Wielkiego Muru Chińskiego. Oznacza on sieć pływających i zanurzonych czujników, służących do wykrywania wrogich łodzi podwodnych. Agencje wywiadowcze miały wiedzieć o tych planach już od pewnego czasu, niemniej Chińczycy opublikowali informacje o nich stosunkowo niedawno. Do realizacji projektu użyte zostałyby podwodne roboty oraz drony. Podczas ubiegłorocznej wystawy wojskowej chiński rząd zaprezentował flotę pojazdów bezzałogowych - dronów morskich, które stanowiłyby część podwodnego systemu obronnego. Byłyby zdolne do manewrowania zarówno na powierzchni wody, jak i głęboko pod nią. Mogłyby też przenosić broń zdolną razić okręty podwodne, jak również inne ładunki.

W godzinę na drugi koniec świata

Rok 2040 nie wydaje się nierealnym horyzontem czasowym dla broni hipersonicznej (8), która jest obecnie w fazie intensywnych testów, napędzanych rosnącą gorączką wyścigu zbrojeń. Pracują nad nią w Stanach Zjednoczonych, pracują też w Chinach i w Rosji. Systemy uzbrojenia hipersonicznego mogą umożliwić w czasie nie dłuższym niż godzina atak na obiekty lub osoby znajdujące się w dowolnym punkcie globu, których lokalizacja jest znana tylko chwilowo.

8. Broń hipersoniczna - wizualizacja

W fachowej terminologii rozwiązania tego rodzaju określa się jako systemy klasy HGV (Hypersonic Glide Vehicle). Informacje o pracach nad nimi są dość enigmatyczne, niemniej trochę o nich wiemy, a trochę się domyślamy, choć pewnie jesteśmy też tu i tam celowo dezinformowani w tym temacie przez odpowiednie służby największych mocarstw - bo tylko one mogą sobie na doświadczenia z bronią kilka razy szybszą niż dźwięk pozwolić.

Mówiąc o tej kategorii uzbrojenia, najczęściej ma się na myśli manewrujące pociski szybujące, czyli tzw. glidery. Poruszają się z prędkością wielokrotnie większą niż dotychczasowe rakiety i są praktycznie niewykrywalne dla radarów. Gdyby weszły do użycia, większość istniejących arsenałów nuklearnych światowych mocarstw mogłaby okazać się bezużyteczna, gdyż już w pierwszej fazie wojny pociski tego typu prawdopodobnie zniszczyłyby silosy rakietowe. Wytropienie gliderów przez radary jest praktycznie niemożliwe, lecą one bowiem na znacznie mniejszej wysokości niż tradycyjne rakiety balistyczne, a następnie trafiają w cel z dokładnością do kilku metrów.

W kwietniu Chiny przeprowadziły już swoją siódmą próbę pocisku hipersonicznego DF-ZF (znanego dawniej pod nazwą WU-14). Uważa się, że będzie on osiągał prędkość ponad 10 Ma, co ma pozwolić na skuteczne pokonanie amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej. Mniej więcej w tym samym czasie testowy lot swojego pocisku hipersonicznego 3M22 Cyrkon przeprowadzili Rosjanie. Znane raporty amerykańskie szacują, że pociski rosyjskie były gotowe do użycia w roku 2018, a chińskie w 2020 r. Z kolei przewidywane przez brytyjski ośrodek analityczny "Jane’s Information Group" osiągnięcie gotowości bojowej pierwszej rosyjskiej jednostki bojowej tego rodzaju przypaść ma na lata 2020-2025.

Warto pamiętać, że w Rosji (a wcześniej w ZSSR) już od dłuższego czasu rozwijane są technologie związane z procesem wystrzeliwania pocisków hiperdźwiękowych i sterowania nimi. W 1990 r. przeprowadzano próby z systemem Ju-70/102E. W kolejnych testach wykorzystano już Ju-71. Pocisk ten, wg założeń, ma docelowo osiągać 11 tys. km/ godz. Wspomniany Cyrkon to inny projekt, którego eksportowa wersja znana jest na Zachodzie pod nazwą BrahMos II.

W Stanach Zjednoczonych pomysł stworzenia takiej broni pojawił się w rezultacie przeglądu tamtejszej polityki nuklearnej (Nuclear Posture Review) z 2001 r. Od jakiegoś czasu trwają prace związane z koncepcją zastosowania nowych superszybkich pocisków powstałych w oparciu o takie programy, jak np. Prompt Global Strike (PGS). Amerykanie koncentrowali się jednak dotychczas na hipersonicznych pojazdach kosmicznych i pociskach do przenoszenia głowic konwencjonalnych, np. do walki z terrorystami lub Koreą Północną.

Dopiero po zdobyciu informacji, że Rosja i Chiny pracują przede wszystkim nad hipersonicznymi środkami do uderzenia jądrowego, USA modyfikują swoją strategię i przyspieszają prace nad zastąpieniem używanych obecnie pocisków balistycznych ICBM przez pociski hipersoniczne. 

W reakcji na informacje z USA szef rosyjskiej obrony przeciwlotniczej, generał Aleksandr Leonow, poinformował, że Rosja intensywnie pracuje nad stworzeniem systemu zdolnego powstrzymać tego typu pociski.

- Ten, kto pierwszy posiądzie broń hiperdźwiękową, obali dotychczasowe zasady prowadzenia wojny - zauważył niedawno rosyjski wicepremier Dmitrij Rogozin, dając do zrozumienia, że Rosja poważnie myśli o pierwszeństwie w tym wyścigu.

Lasery z coraz większą liczbą watów

Wszelkie znaki na niebie, ziemi oraz na morzach wskazują, że w rozwoju broni laserowej prym wiodą obecnie Amerykanie. W 2016 roku US Army poinformowała o intensywnych testach mobilnego lasera wysokiej energii HELMTT (High Energy Laser Mobile Test Truck) o mocy 10 kW (docelowo ma być 50 kW), wykonanych przez laboratorium badawcze Fires Center of Excellence Battle Lab na poligonie w Fort Still w stanie Oklahoma. Mają one na celu sprawdzenie możliwości wprowadzenia broni tej klasy na uzbrojenie armii w połowie lat 20.

To już kolejna wersja amerykańskiej technologii broni laserowej, instalowanej i próbowanej od kilku lat na jednostkach pływających. W 2013 r. na wodach w pobliżu San Diego zademonstrowano możliwości systemu broni laserowej Laser Weapon System - LaWS (9), zainstalowanego na niszczycielu amerykańskiej marynarki wojennej, USS Dewey. LaWS uderza w cele powietrzne namierzane za pomocą systemu radarowego.

9. Działa laserowe LaWS

W 2015 r. świat obiegło zdjęcie samochodu zniszczonego przez działo laserowe, połączone z informacją o udanych testach laserowego systemu Advanced Test High Energy Asset (ATHENA), firmy Lockheed Martin. Kilka miesięcy później w fabryce w Bothell, w stanie Waszyngton, rozpoczęła się produkcja modułów do systemów laserowych o mocy 60 kW, przeznaczonych do montażu na pojazdach US Army.

Według opublikowanych informacji, możliwe będzie łączenie dwóch modułów, aby uzyskać łączną moc wiązki do 120 kW. W rozwiązaniu wykorzystywana jest technologia lasera światłowodowego, a światło z wielu modułów łączy się w jedną wiązkę za pomocą techniki spectral beam combining. Stworzona w ten sposób potężna wiązka w ciągu kilku sekund, z dużej odległości, zniszczyła podczas wspomnianych testów silnik pojazdu na poligonie doświadczalnym.

O laserach myśli się jako o doskonałym sposobie na broń artyleryjską. Rakiety, pociski i bomby przemieszczają się z wielkimi prędkościami, ale wiązka laserowa jest szybsza i teoretycznie powinna niszczyć wszystko, co nadlatuje. Firma General Dynamics w 2018 roku rozoczęła montaż 18-kilowatowych laserów na pojazdach wojskowych Stryker. Z kolei marynarka wojenna już od 2014 r. dysponuje systemem broni laserowej na okręcie USS Ponce i zamierza rozmieścić taką broń na łodziach AC-130. Amerykański resort obrony rozważa wyposażenie w broń laserową lotniskowców. Miałaby zastąpić przynajmniej niektóre systemy rakietowe. Ich instalacja i wykorzystanie byłyby możliwe w lotniskowcach nowej generacji, takich jak USS Gerald Ford, ponieważ okręty te zdolne są do generowania energii elektrycznej o odpowiedniej mocy i napięć bliskich 14 tys. woltów. Lasery miałyby być wykorzystywane zarówno do zadań obronnych, jak też ofensywnych.

Po udanych eksperymentach z bronią laserową na okrętach i wozach bojowych, Amerykanie chcą pójść dalej i zacząć ją testować na samolotach. Prototyp lotniczego działa laserowego ma powstać już wkrótce. Zamontowane byłoby na latającej kanonierce AC-130 (przebudowany transportowy C-130 Herkules), należącej do lotnictwa sił specjalnych USA.

Samoloty tego typu służą zazwyczaj do wspierania żołnierzy na ziemi zmasowanym ogniem z działek oraz haubicy. Wojskowi nie chcą jednak mieć owej futurystycznej broni ze względu na jej moc rażenia, ale dlatego, że nie robi hałasu, co w operacjach np. sił specjalnych może być dużą zaletą.

Celem działań amerykańskich sił powietrznych jest otrzymanie po 2030 r. uzbrojonych w działka laserowe samolotów myśliwskich nowej generacji, które mają im zapewnić dominację powietrzną. Lasery oraz system kierowania wiązką będą testowane w locie niezależnie od platformy docelowej na wysokościach do 20 tys. m i prędkości od 0,6 do 2,5 Ma.

Gdy mówimy o broni laserowej, nie mamy oczywiście na myśli jednego rodzaju urządzenia. Kompletny system uzbrojenia amerykańskich sił powietrznych tworzą trzy kategorie laserów:

  1. małej mocy - do "podświetlania" i śledzenia celów oraz oślepiania systemów obserwacji;
  2. średniej mocy - przede wszystkim do samoobrony przed atakującymi pociskami naprowadzanymi na podczerwień;
  3. dużej mocy - do zwalczania celów powietrznych oraz lądowych.

Pod koniec 2016 r. pojawiła się informacja, że koncern zbrojeniowy Northrop Grumman będzie pomagał US Air Force opracowywać broń laserową, która stanie się wyposażeniem najnowszych myśliwców F-35B, śmigłowców szturmowych AH-1 Cobra czy wspomnianego już bombowca przyszłości B-21 Raider. Firma planuje budowę małych dział laserowych, nadających się do instalacji nawet na pokładach myśliwców. Urządzenia te będą niezwykle zaawansowane – zdolne nie tylko do likwidacji dalekich celów, ale również do ich śledzenia w locie, a przy okazji odporne na zakłócenia. Koncern zbrojeniowy chce rozpocząć pierwsze testy tej broni w 2019 r.

Amerykańska armia poinformowała w czerwcu 2017 r., że sukcesem zakończyły się próby zestrzelenia laserami z helikoptera typy Apache celu oddalonego o ok. 1,4 km. Eksperyment przeprowadziła amerykańska firma Raytheon. Jej zdaniem, po raz pierwszy system laserowy ze statku powietrznego trafi ł w cel z różnych pozycji. To także pierwszy raz, gdy laser został użyty z helikoptera, choć eksperymenty z tą bronią trwają w USA od dawna. W ubiegłym miesiącu U.S. Army poinformowała również, że zestrzeliła za jego pomocą drona.

Komu jeszcze laser?

Oczywiście nie tylko USA pracują nad wojskowymi laserami. W listopadzie 2013 r. agencja Xinhua podała, że siły zbrojne Chin przeprowadziły testy poligonowe tego rodzaju broni. Chińczycy nie poprzestają na zwalczaniu obiektów na ziemi i w powietrzu. Od 2007 r. prowadzą testy z laserem mogącym trafi ać cele na orbicie ziemskiej. Niszczenie to, jak na razie, ogranicza się do "oślepienia" instrumentów pokładowych satelitów rozpoznawczych, potocznie nazywanych szpiegowskimi. Jeżeli jednak uda się opracować lasery dużej mocy, zapewne za ich pomocą będzie można także niszczyć rozmaite obiekty.

Przy zapewnieniu odpowiedniego finansowania laser orbitalny będzie mógł działać już w 2023 r. Ma stanowić system ważący ok. 5 ton, identyfikujący i namierzający obiekty kosmiczne za pomocą specjalnej kamery. Chińczycy chcą tu wykorzystać swoje wcześniejsze doświadczenia, jeszcze z 2005 r., związane np. z próbami naziemnego systemu laserowego o mocy 50-100 kW. Urządzenie takie rozstawiono na ziemi w prowincji Xinjiang, skąd wiązką lasera próbowano trafiać w satelitę znajdującego się ok. 600 km od powierzchni Ziemi.

Chiny zaskoczyły produkcją ręcznej broni laserowej. Jej pojawienie się w 2016 roku na targach Chinese Police Expo było nie lada niespodzianką. Zaprezentowano wówczas karabiny PY132A, WJG-2002 oraz BBQ-905, które wg opisu producenta działają na podobnej zasadzie co izraelska laserowa tarcza antyrakietowa Iron Beam ("Żelazny Promień") lub działo laserowe HELLADS, nad którym od kilku lat pracuje DARPA. Jednak chińskie karabiny są najmniejszą bronią stosującą technologię laserową. Zgodnie z oświadczeniami producenta, żołnierze mają jej używać przeciwko dronom i samolotom bezzałogowym wykorzystywanym przez wrogie armie lub, oczywiście, terrorystów.

Wspomniany izraelski system Iron Beam przeznaczony jest do niszczenia pocisków w tzw. martwej strefie systemu Iron Dome, czyli antyrakietowej obrony Izraela. Dostawcą nowych zestawów obronnych jest firma Rafael. "Żelazny Promień" opierać się będzie na laserze wysokiej mocy i zaawansowanej technologii celowania. Zarówno w dzień jak i w nocy zwalczać ma rakiety, pociski artyleryjskie, drony i cele naziemne. Technologia powstała jako kontynuacja amerykańsko-izraelskich programów laserów dużej mocy - THEL oraz MTEL.

Iron Beam to konstrukcja wyposażona we własny radar wykrywający, śledzący i kierujący ogniem, w centrum dowodzenia oraz dwa lasery dużej mocy. Według założeń cały system miałby w ciągu kilku sekund neutralizować obiekty wiązką laserową w promieniu do 7 km, a więc poniżej progu działania Iron Dome. Każdy laser byłby w stanie wystrzelić 150-200 razy, zanim trzeba byłoby go poddać procesowi chłodzenia.

Kilka lat temu prace nad laserami bojowymi wznowiła Rosja. W grudniu 2014 r., gdy Amerykanie ogłosili wyniki testów działa LaWS, o rosyjskiej broni laserowej mówił ówczesny szef sztabu generalnego, generał Jurij Bałujewskij. W 2015 r. dowódca rosyjskich wojsk obrony powietrznej i kosmicznej, generał-major Kiriłł Makarow, przyznał, że Rosja dysponuje już bronią do oślepiania obserwatorów i rażenia celów wojskowych. W lecie ubiegłego roku tamtejsze media podały informację że "rosyjską armię doposażono w broń laserową".

Oprócz mocarstw o broni laserowej w swoich arsenałach zaczynają mówić także inne kraje. Na samym początku bieżącego roku południowokoreański dziennik "The Korea Herald" ogłosił, że wobec zagrożenia, jakie stanowią północnokoreańskie drony, Korea Południowa planuje stworzenie własnej broni laserowej do roku 2020.

Wrześniowe międzynarodowe targi DSEI w Londynie były z kolei okazją do zaprezentowania działka laserowego Dragonfire, które może stać się pierwowzorem dla europejskiego systemu uzbrojenia. W pracach konstrukcyjnych wzięło udział konsorcjum zadaniowe, kierowane przez koncern MBDA. Program znany jako LDEW (Laser Directed Energy Weapon) realizowały dodatkowo trzy koncerny - Leonardo (dostarczył wieżyczkę naprowadzającą promień laserowy), QinetiQ (odpowiedzialny za sam laser) i BAE Systems, a także firmy Arke, Marshall i GKN. Prace projektowe mają się zakończyć do końca tego roku, próby laboratoryjne powinny ruszyć na początku 2018 r., natomiast testy poligonowe przewidziano na rok 2019. Przypuszcza się, że pierwszy system Dragonfire zostanie zamontowany na okręcie brytyjskim w 2020 r. - prawdopodobnie na niszczycielu Type 45.

Działo na szynach, czyli railgun

Systemy wysokoenergetyczne - a w szczególności działa laserowe i elektromagnetyczne - testowane są obecnie na poligonach największych potęg militarnych świata. Moment wejścia do normalnego użytku tej klasy broni może być bardzo bliski, a właściwie… już to się dzieje. Z zastosowania broni elektromagnetycznej w artylerii płyną duże praktyczne korzyści. Pociski artyleryjskie miotane wysokimi energiami można by np. wykorzystać w obronie przeciwrakietowej. To znacznie tańsze rozwiązanie niż rakiety. Jeśli do użytku wejdzie broń hipersoniczna, wówczas bezużyteczne okażą się nie tylko tradycyjne systemy artylerii przeciwlotniczej, ale również większość rodzajów znanej nam broni rakietowej.

Do najważniejszych zalet dział elektromagnetycznych należy zaliczyć możliwość osiągania dużych prędkości przez wystrzeliwane pociski. Uzyskuje się dzięki temu wysoki wzrost energii kinetycznej, co daje skokowy wzrost mocy niszczącej. Nie ma zagrożenia wybuchem przewożonej amunicji, a ta w dodatku ma znacząco mniejsze rozmiary i masę, co oznacza, że przy istniejących przestrzeniach ładunkowych da się jej więcej zabrać. Wysokie prędkości pocisków zmniejszają ryzyko ich namierzenia przez przeciwnika, a kierowanie staje się prostsze. Przyspieszenie następuje na całej długości lufy, a nie tylko w pierwszej jej części, gdzie dochodzi do eksplozji prochu. Poprzez regulację np. natężenia prądu da się też korygować prędkość początkową pocisku.

Oczywiście trzeba też wspomnieć o minusach broni elektromagnetycznej. Przede wszystkim - wysokim zapotrzebowaniu na energię. Dochodzi do tego kwestia zapewnienia wymaganej szybkostrzelności czy chłodzenia całego układu oraz zniwelowania występującego przy tak dużych prędkościach zjawiska tarcia powietrza podczas lotu w atmosferze ziemskiej. Konstruktorzy muszą też poradzić sobie z dużym i szybkim zużyciem kluczowych elementów z powodu wysokiej temperatury, obciążeń i prądów zasilających.

Inżynierowie wojskowi pracują nad rozwiązaniem typu railgun (10), w którym działo znajduje się między dwiema szynami, będącymi jednocześnie jego prowadnicami. Zamknięcie obwodu prądowego - szyna, twornik, druga szyna - generuje pole magnetyczne, które nadaje prędkość twornikowi i połączonemu z nim pociskowi. Drugi pomysł na taką broń to statyczny układ współosiowych cewek. Generowane w nich pole elektromagnetyczne działa na cewkę z pociskiem.

10. Działo elektromagnetyczne railgun

Inteligentna amunicja do okopów

A co szykuje się dla zwykłego żołnierza przyszłości?

O projektach, które go dotyczą, można by napisać odrębny raport. Tu wspomnijmy o inteligentnych pociskach niewymagających celowania, a docierających dokładnie tam, gdzie chcemy. Przetestowała je amerykańska wojskowa agencja DARPA (11). Projekt nazywa się EXACTO i jest w dużym stopniu tajny, dlatego tak naprawdę niewiele wiadomo o szczegółach technicznych. Ze skąpych opisów pracującej nad tym rozwiązaniem firmy Teledyne wynika, że pociski wykorzystują optyczne systemy naprowadzania na cel. Technologia pozwala na reagowanie w czasie rzeczywistym na warunki atmosferyczne, wiatr i ruchy, jakie wykonuje cel. Skuteczny zasięg nowego typu amunicji to 2 km.

11. Inteligentny pocisk DARPA

Konstruowaniem inteligentnej broni zajmuje się także firma Tracking Point. Jej inteligentny karabin snajperski opracowano tak, aby żołnierz nie musiał przechodzić przez specjalistyczne treningi. Firma zapewnia, że dosłownie każdy będzie w stanie oddawać celne strzały - trzeba jedynie namierzyć cel. Wewnętrzny komputer gromadzi dane balistyczne, analizuje obraz pola walki, rejestruje warunki atmosferyczne, takie jak temperatura otoczenia czy ciśnienie, bierze pod uwagę nawet nachylenie osi Ziemi.

W końcu instruuje ze szczegółami, jak należy broń trzymać i kiedy dokładnie nacisnąć za spust. Strzelec może sprawdzić wszystkie informacje, patrząc przez celownik. Inteligentna broń wyposażona jest w mikrofon, kompas, Wi-Fi, silnik namierzania, integralny dalmierz laserowy i wejście USB. Karabiny mogą komunikować się także między sobą - wymieniając dane oraz obrazy. Informacje te mogą być też przesyłane na smartfon, tablet bądź laptop.

Tracking Point zaproponowała również aplikację o nazwie Shotview, rozszerzającą możliwości broni o udogodnienia, związane z okularami rozszerzonej rzeczywistości. W praktyce polega to na tym, że obraz z przyrządów celowniczych jest transmitowany w jakości HD przed oko strzelca. Z jednej strony pozwala to na celowanie bez złożenia się do strzału, a z drugiej daje możliwość prowadzenia ognia w taki sposób, by strzelec nie musiał wysuwać głowy w niebezpieczną strefę.

Przy całej naszej fascynacji technologiami i możliwościami opisanych wyżej projektów uzbrojenia pozostaje jednak mieć nadzieję, że powstaną w czasie, który zakładają projektodawcy i… nigdy nie zostaną użyte w działaniach wojennych.

Mirosław Usidus