Co, jeśli… spotkamy obcych? Lepiej, by nie byli tacy jak my
Christopher Conselice, profesor brytyjskiej uczelni i jego współpracownicy opisali w "Astrophysical Journal", jak udoskonalili równanie Drake’a za pomocą nowych danych i założeń, co pozwoliło im uzyskać powyższe szacunki. "Założyliśmy, że inteligentne życie powstanie na innych planetach, podobnych do Ziemi, tak jak na Ziemi, więc w ciągu kilku miliardów lat życie powstanie automatycznie jako naturalna część ewolucji", powiedział w komunikacie prasowym.
Przy najsurowszym zestawie założeń, w których życie tworzy się pomiędzy 4,5 a 5,5 mld lat po uformowaniu się gwiazdy, według tego oszacowania w naszej Galaktyce istnieje prawdopodobnie od 4 do 211 cywilizacji zdolnych do komunikowania się z innymi, zaś najbardziej prawdopodobną liczbą jest 36, a najbliższa z nich oddalona byłaby o 17 tysięcy lat świetlnych. Zespół naukowców uważa, że nasza cywilizacja musiałaby przetrwać co najmniej kolejne 6120 lat, aby możliwa była komunikacja dwukierunkowa.
W ciągu ostatnich 20 lat astronomowie wykryli ponad dwa tysiące egzoplanet (1), a odkrycia te sugerują, że potencjalnie nadające się do zamieszkania światy są powszechne w całej galaktyce Drogi Mlecznej (i prawdopodobnie w całym Wszechświecie). Istnieje zatem, jak twierdzi wielu ekspertów, wiele miejsc do zamieszkania dla życia w całym kosmosie, a biorąc pod uwagę wiek Wszechświata, około 13,8 miliarda lat, było mnóstwo czasu dla form życia, aby rozwinąć złożoność i inteligencję (2).
Jak odkrycie Ameryki?
Mimo że liczba potencjalnie zdolnych do komunikowania się cywilizacji wydaje się niemała, to kontakt wciąż nie wydaje się prostą sprawą. Gdyby jednak udało się go nawiązać, jakie miałoby to dla nas, dla ludzkiej cywilizacji i dla Ziemi konsekwencje? Spekulacje na ten temat są pasjonujące, zarówno optymistycznej, jak i te mroczne.
Możliwe zmiany na Ziemi wskutek kontaktu z istotami pozaziemskimi mogą jak się prognozuje, być znacząco różne pod względem wielkości i rodzaju, w zależności od poziomu zaawansowania technologicznego cywilizacji pozaziemskiej, stopnia życzliwości lub złej woli oraz stopnia wzajemnego zrozumienia między nią a ludzkością. Metoda, za pomocą którego ewentualnie się skontaktujemy, czy to fale elektromagnetyczne, bezpośrednia interakcja fizyczna, artefakt pozaziemski, czy inna droga, mogą również wpłynąć na rezultaty kontaktu.
Skutki ewentualnego kontaktu, szczególnie z cywilizacją przewyższającą nas technologicznie, często są porównywane do spotkania kultur na Ziemi, czego historycznym przykładem było odkrycie Ameryki (3). Takie spotkania zazwyczaj prowadziły do niszczenia cywilizacji na niższym poziomie, co nie jest optymistycznym prognostykiem. Wskazuje się też często analogie do licznych spotkań między gatunkami rodzimymi i inwazyjnymi zajmującymi tę samą niszę ekologiczną.
Jednak w analizach astronoma Stevena J. Dicka z United States Naval Observatory, w których rozważano kontakt radiowy jako bardziej prawdopodobny scenariusz niż wizyta pozaziemskiego statku kosmicznego, odrzuca się powszechnie podawaną analogię do kolonizacji obu Ameryk przez Europejczyków jako modelu do kontaktu z obcymi z kosmosu. Byłaby to zdaniem tych badaczy rewolucja głównie w sensie naukowym. Przykłady historyczne pokazują, że im większa odległość, tym w mniejszym stopniu cywilizacja, z którą nawiązano kontakt, postrzega zagrożenie dla siebie i swojej kultury. Dlatego kontakt mający miejsce w Układzie Słonecznym, a zwłaszcza w bezpośrednim sąsiedztwie Ziemi, byłby prawdopodobnie najbardziej destrukcyjny i negatywny dla ludzkości.
Albert Harrison, profesor psychologii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Davis, uważa, że wysoko zaawansowana cywilizacja mogłaby nauczyć ludzkość tych wszystkich rzeczy, o których obecnie marzymy, np. szybkich podróży międzygwiezdnych. Są tacy, którzy uważają, że przed naukami ścisłymi kontakty dotyczyć będą kultury i nauk humanistycznych, a prym w kontaktach z kosmitami mieliby mieć choćby artyści. Seth D. Baum, z Global Catastrophic Risk Institute, i wielu innych uważają, że zaawansowana i starsza cywilizacja będzie skłonna do pomocy ludzkości, wiedząc więcej i mając szersze doświadczenia.
Jednak naukowcy tacy jak Paolo Musso, członek Stałej Grupy Badawczej SETI przy Międzynarodowej Akademii Astronautyki (IAA) i Papieskiej Akademii Nauk, są zdania, że cywilizacje pozaziemskie kierują się, podobnie jak ludzie, nie tylko altruizmem, ale i korzyściami, czyli, że przynajmniej niektóre cywilizacje pozaziemskie są wrogie.
Futurysta Allen Tough określa trzy możliwe podejścia, które przyjazna cywilizacja mogłaby przyjąć, aby pomóc ludzkości: interwencja tylko w celu zapobieżenia katastrofie, doradztwo i działanie za zgodą i w końcu przymusowe działania naprawcze, w których istoty pozaziemskie mogłyby wymagać od ludzkości podjęcia określonych działań. Zdaniem Michaela A.G. Michauda trzeba założyć, iż przyjazna i zaawansowana cywilizacja pozaziemska może unikać kontaktu z gatunkiem takim jak ludzkość, aby zapewnić mniej zaawansowanej cywilizacji możliwość naturalnego rozwoju we własnym tempie. Podejście znane jako "hipoteza Zoo" (4).
James W. Deardorff, uczony z Uniwersytetu Stanowego w Oregonie znany jest ze spekulacji, że pewna część inteligentnych form życia w Galaktyce może być agresywna, przy czym jednak zła wola lub życzliwość cywilizacji tworzyłyby szerokie spektrum - niektóre cywilizacje, według tej koncepcji, "pilnowałyby" innych, co trochę zbliża nas do hipotezy Zoo.
Zgodnie z tą logiką, sami Ziemianie, mający na koncie to i owo, mogą być dyskretnie "pilnowani" przez zaawansowaną cywilizację.
Carl Sagan uważał, że cywilizacja o technologicznym poziomie pozwalającym na dotarcie do Ziemi musiałaby mieć już za sobą etap wojen, gdyż w przeciwnym razie doprowadziłaby siebie do samozniszczenia. Kontynuując tę myśl, Sagan przypuszczał, iż przedstawiciele takiej cywilizacji traktowaliby ludzkość z godnością i szacunkiem.
Seth Shostak, astronom z Instytutu SETI, nie zgadza się z przypuszczeniami, twierdząc, że skończona ilość zasobów w Galaktyce sprzyja agresji i ekspansywności u każdego inteligentnego gatunku. Jego zdaniem, cywilizacja odkrywców, która chciałaby skontaktować się z ludzkością, byłaby agresywna. Wielu innych badaczy również zwraca uwagę, że nie ma powodu, aby eksplorująca kosmos cywilizacja różniła się mentalnie od ludzi. A jak my postępujemy, wiadomo z historii.
W tym kontekście warto wspomnieć o ostrzeżeniach przed "dawaniem o sobie znać" w Galaktyce, formułowanych parę lat temu m.in. przez Stephena Hawkinga. Z drugiej strony wielu ekspertów zauważa, że robimy już w kosmosie tyle radiowo-telewizyjnego hałasu, że jeśli ktoś miał się o nas dowiedzieć, to się już dowiedział.
Obcy nie muszą być źli, by nam zaszkodzić (i vice versa)
Nawet jeśli kwestionuje się stosowanie modelu kojarzącego przybycie Krzysztofa Kolumba i Hernána Cortésa do Nowego Świata i odrzuca się agresywność obcych, to wielu uczonych zwraca uwagę, że nawiązanie kontaktu z bardzo zaawansowana obca cywilizacja może mieć w dłuższej perspektywie opłakane skutki. Odkrycie przez "wyższą" cywilizację pozaziemską i kontakt z nią może mieć skutki psychologiczne w efekcie destrukcyjne dla ludzkości.
Same tylko interakcje radiowe na dużą odległość mogą spowodować wielki szok kulturowy. Informacje przekazane przez obcych mogą całkowicie zniszczyć utrwalony w kulturach ziemskich obraz świata, wierzenia, przekonania i twierdzenia naukowe.
Wyobraźmy sobie np. demoralizację naukowców, dowiadujących się natychmiastowo, jakie są odpowiedzi na pytania, których szukali od dekad, albo gdy cały dorobek ich dziedziny jest kwestionowany i odrzucany przez wiedzę płynącą z przekazów obcych. Wielu ludzi pod wpływem ulepszeń technologicznych i naukowych, które "spadły z nieba", straciłoby zajęcie i sens życia. Są też obawy, że pozaziemskie cywilizacje o złych zamiarach mogłyby wysyłać informacje, które prowadziłyby do samozniszczenia ludzkiej cywilizacji, np. na temat niedającej się kontrolować broni lub też potężny, kosmiczny malware komputerowy.
Nie możemy zapominać o tym, że cywilizacja pozaziemska, jeśli kontakt miałby charakter fizyczny, a ona sama nie miałaby złowrogich intencji, może przywieźć na Ziemię patogeny lub inwazyjne formy życia, których potencjalnej szkodliwości dla Ziemi i ludzi sama nie zauważyłaby. Dla takiej sytuacji również znamy analogię historyczną, gdyż to właśnie zarazki chorobotwórcze, z których istnienia Europejczycy nie zdawali sobie sprawy, odpowiadają za zdziesiątkowanie rdzennej populacji obu Ameryk.
Oczywiście możliwy jest też scenariusz z "Wojny Światów", w którym to ziemskie mikroby atakują obcych. W efekcie konsekwencje mogą być również tragiczne dla nas, jeśli obca cywilizacja uwięzi nas w kosmicznej kwarantannie lub w radykalniejszy sposób postanowi wyeliminować zagrożenie dla siebie. Przyjazny zrazu kontakt może skończyć się bardzo źle.
Znacznie rzadziej rozważanym scenariuszem jest opcja zakładająca, że odkrylibyśmy obcą cywilizację, mniej zaawansowaną niż nasza własna. Jak już kilka razy wspominaliśmy, na Ziemi spotkania pomiędzy kulturami technologicznymi i nietechnologicznymi zazwyczaj nie przebiegały zbyt pomyślnie dla słabszych. Rozważania, co w takiej sytuacji, będąc na obecnym etapie rozwoju, zrobilibyśmy, mogą dać wiele odpowiedzi na pytania dotyczące naszego ewentualnego kontaktu z "wyższymi" cywilizacjami.
Znalezienie śladów prymitywnego życia pod lodami Europy, Enceladusa, pod powierzchnia Marsa czy w gęstych obłokach atmosfery Wenus, choć może być ogromną sensacją, to jednak nie powinno wywołać cywilizacyjnego szoku.
Wielu naukowców już teraz, bez potwierdzonych znalezisk, twierdzi, że powinniśmy inaczej spojrzeć na powstanie i ewolucję życia w Układzie Słonecznym, rozpatrując to na szerszym, niż tylko ziemski, planie. Przyjęcie np. że pierwociny życia powstawały nie tyle na naszej planecie, ile w warunkach pierwotnego obłoku protoplanetarnego lub w okresie formowania się Układu, docierając w wiele miejsc, jednak w większości nie znajdując odpowiednich warunków do dalszego rozwoju i ewolucji, to nieco inna rozmowa, ale czy hipoteza ta jest wstrząsająca? A jeśli dodamy możliwy import składników życia jeszcze bardziej z zewnątrz, spoza Układu Słonecznego? Znów rozszerzamy plan formowania się i możliwego występowania organizmów żywych.
Być może takie stopniowe rozszerzanie perspektyw i sposobu myślenia o powstawaniu życia to niezły pomysł na przygotowanie ludzkości do myśli, że nie jest sama we Wszechświecie i swoistą "amortyzację" potencjalnego szoku kulturowego, gdy w końcu, ewentualnie, natrafimy na inteligentnych obcych.
Mirosław Usidus