Formuła 1. Przeminie z zapachem benzyny?
Od początku XXI wieku w wyścigach F1 zaczęto wprowadzać szereg przepisów bezpieczeństwa, m.in. ograniczenia tankowania w trakcie wyścigu. W rezultacie już nie oglądamy potyczek taktycznych związanych z paliwem i tankowaniem na ostatnich okrążeniach wyścigu. To, co kiedyś było elementem rozgrywki, teraz już nie istnieje.
Innym, często podawanym jako powód osłabienia zainteresowania wyścigami, przykładem regulacji zmniejszających atrakcyjność imprez jest fakt używania przez bolidy F1 znacznie cichszych silników. Wielu komentatorów uważa, że kiedy ludzie decydują się kupić (coraz droższy) bilet, by oglądać te wyścigi na żywo, oczekują, że usłyszą potężny ryk potężnych silników. Nowe silniki hybrydowe wprowadzone w 2014 roku nie brzmią jak silniki F1. Silniki sprzed 2014 roku wydawały dźwięk o natężeniu 145 decybeli, nowe - V6 1,6 l emitują dźwięk o natężeniu najwyżej 134 decybeli. Ponieważ skala ta jest logarytmiczna, jest to dość znaczny spadek głośności. Sporo dawnego czaru prysło. Dotyczy to także, do pewnego stopnia, widzów telewizyjnych.
Pojazdy F1 ponadto zwolniły. W latach 2005-2015 czasy pokonywania okrążeń znanych torów wydłużały się. Weźmy na przykład Grand Prix Włoch. W 2005 r. najszybsze okrążenie wynosiło 1:21,504, a w 2015 r. 1:25,340. Wynikało to głównie z zakazów dotyczących tankowania podczas wyścigów oraz surowych przepisów dotyczących ilości paliwa w bolidzie, a także regulacji zarządzania oponami. Przepisy te uniemożliwiały kierowcom wykorzystanie samochodów do maksimum ich możliwości. Po 2016 dopracowane hybrydy nieco przyspieszyły.
Przyczyn spadku atrakcyjności F1 upatruje się również w zbyt wielkiej liczbie wyścigów, przy czym nierzadko obecnie kierowca zapewnia sobie mistrzowski tytuł na długo przed ostatnim wyścigiem. W dodatku w ciągu ostatnich kilkunastu lat przez dłuższe okresy trwające po kilka kolejnych sezonów w sposób miażdżący dominowały określone zespoły. W latach 2010-2013 był to Red Bull, który wygrał 41 wyścigów z 76, które odbyły się w tych latach. Po zmianie przepisów dotyczących silników w 2014 roku Mercedes przejął pałeczkę jako najbardziej dominujący zespół w F1. Jedyny dreszcz emocji przeżyliśmy w 2016 roku, gdy tytuł zdobył Nico Rosberg, wyprzedzając Hamiltona o 5 punktów.
Jak wiadomo, ważnym składnikiem atrakcyjności sportu jest jego nieprzewidywalność. Przed laty nierzadko zdarzało się, że w połowie sezonu słabsze zespoły odwracały losy rywalizacji. Obecnie outsiderzy spoza grona dominujących teamów zawsze pozostają outsiderami.
Także tory wyścigowe stały się mniej ciekawe, gdyż decydują względy bezpieczeństwa. W dodatku stare, legendarne wręcz tory, takie jak np. Imola, porzucane były przez F1 na rzecz nowych. Starym fanom tego sportu to się nie podobało. Jednocześnie wiele egzotycznych inicjatyw zakończyło się niepowodzeniem. Tak było z Grand Prix Indii, które odbywało się od 2011 do 2013 roku, Grand Prix Korei, które odbywało się od 2010 do 2013 roku i Grand Prix Malezji od 2011 do 2017 roku.
Ameryka nie pokochała Formuły 1
O sukcesie globalnego sportu decyduje zwykle jego popularność w USA, które jest wielkim i bogatym rynkiem. Formuła 1 nigdy nie zdobyła tam prawdziwej popularności, choć niejeden raz próbowano. Krótko można by to wyjaśniać brakiem amerykańskich kierowców i zespołów. Od 2016 roku w F1 bierze udział firma Haas. Przed Haasem poprzednie amerykańskie zespoły startujące w F1 pojawiły się w latach 70. XX wieku. Jeśli chodzi o kierowców, nie jest lepiej. Przez prawie 30 lat w F1 startowało tylko dwóch amerykańskich kierowców. Scott Speed w 2006 i 2007 roku w Torro Rosso oraz Michael Andretti w 1993 roku w McLarenie. W historii F1 tylko dwóch amerykańskich kierowców zdobyło tytuł mistrzowski. Mario Andretti w 1976 roku i Phil Hill w 1961 roku. Żaden amerykański zespół nigdy nie zdobył tytułu mistrza konstruktorów.
Problemem jest też swoisty europocentryzm wyścigów. Gdy wyścig odbywa się w Europie lub Azji, ktoś w Ameryce musi obudzić się o piątej rano, aby obejrzeć wydarzenie na żywo. Wyścigi są organizowane w taki sposób, aby widzowie z Europy mieli z nich jak największą korzyść. Doszła do tego klęska Grand Prix USA 2005, gdy większość zespołów używających opon Michelin wycofało się z wyścigu i na torze po-zostało sześć (2), co pozostawiło w Ameryce fatalne wrażenie wokół F1.
Z drugiej strony w 2018 roku F1 została kupiona przez amerykańską firmę Liberty Media za 4,4 miliarda dolarów. Panuje opinia, że z amerykańską firmą trzymającą rządy, F1 powinna mieć wreszcie więcej szczęścia w podbijaniu amerykańskiego rynku. Jak na razie efekty działań amerykańskich właścicieli widać gdzie indziej.
Medialna popularność spadała, ale ostatnio rośnie
Przez lata i dekady Formuła 1 przechodziła okresy ogromnej popularności wśród widzów sportowych, ale były też gorsze czasy. Jej losy, powodzenie lub jego brak mierzone są wynikami popularności, oglądalności i zainteresowania, dawniej głównie jeśli chodzi liczbę widzów na imprezach, potem telewizyjnych, a od pewnego czasu - w Internecie.
F1 to niezmiennie sport dla widzów, a zespoły wyścigowe polegają na sponsorach, którzy z kolei liczą na widzów kupujących ich produkty. Gdy liczba widzów na wyścigach F1 spada, sponsorzy odchodzą, a sport zaczyna się zwijać. Wszystkie sporty motorowe odnotowują spadek sprzedaży biletów i oglądalności. Jak na ironię, F1 notuje najmniejszy w ostatnim czasie spadek w porównaniu z wyścigami Nascar, Sportscar, WRC i innymi.
Analiza Google Trends pokazuje, że od 2008 do 2016 roku spadek liczby wyszukiwań słowa F1 w Internecie był stały i wynosił prawie 40%. Jeśli chodzi o oglądalność telewizyjną, według wielu źródeł, w tym "Forbesa", w 2016 roku F1 straciła 30% całkowitej oglądalności w porównaniu z rokiem 2008. Zgadza się to z danymi uzyskanymi z Google Trends. Sytuacja nieco się poprawiła w okresie od 2016 do 2019 roku. Ale nawet wtedy F1 traciła widzów. W dodatku wyliczenia te nie biorą pod uwagę faktu, że mówimy tu o bezwzględnej liczbie osób. Sytuacja jest gorsza, jeśli weźmiemy pod uwagę wzrost liczby ludności na świecie i procentowy udział w globalnym rynku.
Wzrost oglądalności i zainteresowania globalnego od 2018 roku wiąże się w analizach ze wspomnianym przejęciem przez Liberty Media. Jednak, według badań od 2020 roku, globalna widownia wyścigów kurczy się o kilka procent rocznie. Obraz ten nie jest jednoznaczny, gdyż jednocześnie obecność sportu w internetowych mediach społecznościowych rośnie. W Chinach, Wielkiej Brytanii, Holandii, Niemczech i USA F1 odnotowała w okresie pandemicznym duży wzrost oglądalności, a także ogromny wzrost oglądalności w formacie cyfrowym. A liczba widzów ogólnie wciąż jest znacznie wyższa w porównaniu ze stanem sprzed 2014 roku, gdy wprowadzono turbohybrydy do wyścigów. W sezonie 2021 również odnotowano wzrost oglądalności.
Według danych Shareablee F1 jest drugą najszybciej rozwijającą się ligą sportową na świecie pod względem liczby fanów internetowych. Łącznie ma 35 milionów śledzących i odnotowała zdecydowanie najszybszy wzrost zaangażowania w porównaniu z innymi ważnymi dyscyplinami sportowymi - w 2020 roku wzrost wyniósł 99%. Liberty Media zaangażowało Netflix i dało mu dostęp za kulisy, którego żaden fan Formuły 1 nigdy by nie zobaczył w przeszłości. Powstał serial dokumentalny "Formula 1: Jazda o życie". To sposób na zwiększenie zainteresowania wyścigami samochodowymi pokolenia, które wydawało się dla nich stracone.
Frekwencja na wyścigach Formuły 1 jest tak samo ważna, jak oglądalność w telewizji. W sezonie 2014 nastąpił gwałtowny spadek, który mógł być spowodowany nowymi przepisami dotyczącymi silników. Jednak w 2017 roku nastąpił nagły wzrost frekwencji na wyścigach Formuły 1 - po raz pierwszy od prawie dekady na wyścigach pojawiło się 4 miliony widzów. Tendencja wzrostowa utrzymywała się w latach 2018 i 2019, w obu przypadkach przekraczając 4 miliony widzów w sezonie. Z kolei w 2020 roku pandemia wirusa covid-19 położyła temu kres, a Formuła 1 nie odnotowała żadnej frekwencji na wyścigach.
W 2021 roku pozwolono fanom powrócić na tory wyścigowe i znów byliśmy świadkami rekordowej frkwencji. Najbardziej znaczącym przykładem było Grand Prix USA w Austin w 2021 roku, kiedy to 400 tys. kibiców odwiedziło imprezę w ciągu trzech dni.
Formuła E pogardzana, ale interesująca dla koncernów
Elektryczna Formuła E, pogardzana często przez fanów Formuły 1, cieszy się coraz większym zainteresowaniem koncernów samochodowych. Być może widzą w nim to, czym przez dekady była F1 dla napędu spalinowego - pole testów nowych rozwiązań. Nissan np. kupił niedawno zespół w tej formule (3), dołączając do innych producentów samochodów w tym formacie wyścigów samochodowych, gdzie jest już np. Mercedes. Także sportowa marka Maserati ogłosiła zainteresowanie elektryczna formułą. Zaś stojąca za tymi wyścigami ABB FIA stara się nakłonić do udziału legendarne Ferrari, które na razie nie chce o tym słyszeć. Po podjęciu próby z elektrycznych wyścigów zrezygnował również Renault. Być może jednak nie na zawsze.
Formuła 1 pierwotnie zaprojektowana była jako sposób na testowanie technologii i przenoszenie ich do pojazdów przeznaczonych na rynek masowy. Gdy ów masowy rynek będzie, a tak się przewiduje, coraz bardziej zdominowany przez pojazdy elektryczne lub przynajmniej nie czysto benzynowe, sens F1 może zostać fundamentalnie zakwestionowany.
Nie chodzi tu o zmienność upodobań widzów, wahania oglądalności, atrakcyjność czysto sportową lub zmiany przepisów dotyczących bezpieczeństwa. Chodzi o to, czy za dekadę wyścigi spalających benzynę wyścigówek nie będą czasem, po prostu, anachronizmem.
Mirosław Usidus
Zobacz także:
Królowa motorsportu
Piękne, mocne, szybkie
Wielkie ściganie, czyli najsłynniejsze rajdy i wyścigi samochodowe