Otwórz konto na Fejsie - twoje dane i tak już tam są
Według raportu przygotowanego na zamówienie belgijskiej Komisji ds. Prywatności, Facebook analizuje aktywność wszystkich swoich użytkowników, także tych, którzy wylogowali się z serwisu lub nawet zlikwidowali na nim konto! Niezależne od siebie grupy badaczy z Katolickiego Uniwersytetu Leuven i Uniwersytetu Vrije w Brukseli twierdzą, że dzieje się to dzięki ciasteczkom zainstalowanym na komputerach użytkowników, które łączą się z facebookowymi wtyczkami. Przedstawiciele słynnego serwisu społecznościowego zrozumieli chyba, że sprawa jest poważna. Wystosowali bowiem oficjalne oświadczenie, w którym raport naukowców ocenili jako „niezgodny z faktami”. Podkreślili, że autorzy badań nie kontaktowali się z serwisem, aby wyjaśnić kwestie opisywane w raporcie. W odpowiedzi Belgowie stwierdzili na łamach BBC, że chętnie posłuchają, jakie merytoryczne uwagi wysuwa się w stosunku do ich wyników. Pełna dyplomacja.
Ciasteczkowy potwór
Belgijscy analitycy działań popularnego portalu sprawdzali zmiany w jego polityce dotyczącej ochrony prywatności, wprowadzone w styczniu 2015 r. Jak ocenili, nic nowego nie wniosły – zostały jedynie formalnie zmodyfikowane, a pewne reguły wyrażono w nich nieco niż dotąd. Ciekawe okazały się jednak odkrycia związane ze śledzeniem internautów. Proceder ten dotyczy bowiem rzeczywiście nie tylko tych, którzy zamknęli konto w tym serwisie, ale nawet osób, które usunęły ciasteczka ze swoich komputerów. Co najbardziej chyba zastanawiające, Facebook śledzi również użytkowników sieci, którzy nigdy konta na błękitnej platformie nie mieli. Jak to możliwe?
Jak wiadomo, można dezaktywować swoje facebookowe konto. Jednak na komputerze użytkownika pozostają ciasteczka, używane do śledzenia jego poczynań w sieci. Jeśli odwiedzamy serwisy z tzw. wtyczkami społecznościowymi Facebooka (np. z przyciskiem „Lubię to”), to ciasteczka na naszym komputerze zapisują i wysyłają dane do serwerów społecznościówki. Nie musimy nawet klikać żadnego przycisku. Teoretycznie takiej wysyłce danych zapobiega usunięcie cookies z komputera. Jednak – jak wynika z badań belgijskich naukowców – wystarczy, że ktoś, nawet niekorzystający w ogóle z Facebooka, trafi przypadkiem na facebookową stronę firmy lub wydarzenia, by jego maszyna pobrała ciasteczka i uruchomiła proces śledzenia.
Istnieje teoretyczna możliwość wyłączenia tego mechanizmu. Służyć ma do tego strona przygotowana przez European Interactive Digital Advertising Alliance, znajdująca się pod adresem: www.youronlinechoices.com. Zdaniem badaczy, jest to jednak nieskuteczne. Facebook rezerwuje bowiem sobie opcję dalszego śledzenia! Portal zachowuje się więc zupełnie inaczej niż inne firmy, które umożliwiają usuwanie identyfikatorów z ciasteczek, gdy użytkownik skorzysta z opcji opt-out, czyli otwarcie nie pozwoli na śledzenie. Według naukowców, w odniesieniu do Facebooka wybór opcji opt-out działa tylko w USA i Kanadzie.
Błękitny serwis ma jednak problemy nawet za oceanem. Jego praktyki bada amerykańska Federalna Komisja Handlu. Interesują się nimi nawet senatorzy, np. Jay Rockefeller, przewodniczący komitetu ds. handlu, nauki i transportu. Prowadząc przesłuchania na temat wykorzystywania przez serwis ciasteczek po wylogowaniu, stwierdził: „Nikt nie powinien śledzić klientów bez ich wiedzy i zgody, a szczególnie firma z setkami milionów użytkowników, korzystająca ze skarbnicy unikalnych danych osobistych”.
Przedstawiciele portalu wyjaśniali w mediach amerykańskich mechanizmy śledzenia, m.in. na łamach dziennika „USA Today”. Przyznali, że służą do tego właśnie ciasteczka i dotyczy to każdej osoby, która z jakiegokolwiek powodu załaduje stronę w domenie Facebook. com. Podkreślali jednak, że logi przechowywane są tylko przez 90 dni. Potem zostają wymazane. Facebook nie śledzi więc ponoć ludzi „po wieczne czasy”.
Nieuchwytne reguły
Prywatność, a raczej oskarżenia o jej skandaliczne naruszanie, to w tej chwili największy ból głowy włodarzy Facebooka. Są jednak i inne pytania, które zadaje się serwisowi od wielu lat i nigdy nie doczekały się zadowalającej odpowiedzi.
Jedno z nich dotyczy kwestii doboru treści, które wyświetlają się użytkownikowi w strumieniu, na stronie zwanej „główną”. Algorytm odpowiadający za filtrowanie wiadomości w tzw. News Feedzie jest najpilniej strzeżoną tajemnicą firmy Marka Zuckerberga. Zarządcy Facebooka powołują się na tajemnicę handlową i firmową. Jeśli jednak nie wiadomo, jak działa machina mająca tak ogromny wpływ na konsumpcję wiadomości przez setki miliony ludzi, rodzi się mnóstwo wątpliwości i podejrzeń.
Niedawno grupa naukowców – Karrie Karahalios i Cedric Langbort z amerykańskiego Uniwersytetu Illinois wraz z Christianem Sandvigiem z Uniwersytetu w Michigan – postanowiła zbadać kwestię algorytmu treści Facebooka. Stworzyła aplikację badawczą FeedVis, której zadaniem było włączenie do badań możliwie największej liczby użytkowników platformy. Aplikacja generuje strumień wszystkich treści pochodzących od znajomych użytkownika Facebooka.
Jedna z pierwszych obserwacji badaczy była następująca: ok. 62% osób w ogóle nie zdaje sobie sprawy, że treści, które widzą na swoim profilu, są automatycznie filtrowane. Kolejne obserwacje w bardzo silny sposób sygnalizowały nieustanne zmiany, jakie zachodzą w algorytmie. Jest on tak płynny, że reguły zauważone jednego dnia mogą następnego już nie obowiązywać!
Komentując te badania na łamach „NewScientist”, Christo Wilson z Uniwersytetu Northeastern w Bostonie powiedział kilka miesięcy temu: „W historii mass mediów znane były kanały o ogromnym zasięgu, ale zwykle za to, co publikowały, odpowiadał człowiek. Teraz to już nieaktualne.”
Z drugiej strony, jak wynika z przedstawionego w lutym tego roku reportażu BBC z europejskiej siedziby Facebooka w Dublinie, w której pracuje specjalny zespół zarządzający zarówno bezpieczeństwem jak i treściami serwisu, to „czynnik ludzki”, a nie automaty i algorytmy, odpowiada za ostateczne decyzje na platformie społecznościowej.
Tak przynajmniej utrzymują sami kierujący Facebookiem