Morderczo skuteczne zabawki
W niedawnej, kolejnej odsłonie walk o Górski Karabach jesienią 2020 r. Azerbejdżan wykorzystał na dużą skalę bezzałogowce rozpoznawcze i uderzeniowe, skutecznie zwalczając armeńskie systemy przeciwlotnicze oraz pojazdy opancerzone. Armenia też używała dronów własnej produkcji, ale wedle dość powszechnej opinii, dominował w tej dziedzinie jej przeciwnik. Eksperci wojskowi szeroko komentowali tę lokalną wojnę jako przykład, jaką przewagę daje odpowiednie i skoordynowane użycie systemów bezzałogowych na poziomie taktycznym.
W internecie i w mediach wojna ta była "wojną dronów i rakiet" (zobacz także: Zabawki wojny). Obie strony rozpowszechniały nagrania, w których niszczą pojazdy opancerzone, systemy przeciwlotnicze lub śmigłowce i bezzałogowce przeciwnika z wykorzystaniem środków precyzyjnego rażenia. Większość z tych nagrań pochodzi z systemów optoelektronicznych krążących nad polem walki jednostek UAV (ang. skrót od Unmanned Aerial Vehicle). Pojawiły się też oczywiście ostrzeżenia, by nie mylić wojennej propagandy z rzeczywistością, jednak mało kto zaprzecza, że bezzałogowce miały w tych walkach ogromne znaczenie.
Azerbejdżan miał dostęp do znacznie nowocześniejszych typów tego uzbrojenia. Dysponował m.in. izraelskimi i tureckimi maszynami bezzałogowymi. Jego flota składała się przed wybuchem konfliktu z 15 maszyn klasy MALE Elbit Hermes 900 i 15 taktycznych Elbit Hermes 450, 5 dronów IAI Heron oraz ponad 50 nieco lżejszych IAI Searcher 2, Orbiter-2 czy Thunder-B. Obok nich pojawiają się taktyczne bezzałogowce Bayraktar TB2 produkcji tureckiej (1). Maszyna ma maksymalną masę startową 650 kg, rozpiętość skrzydeł 12 metrów i zasięg działania 150 km od stanowiska kierowania. Co istotne, maszyna Bayraktar TB2 może nie tylko wykrywać i oznaczać cele dla artylerii, ale sama również przenosi uzbrojenie o łącznej masie ponad 75 kg, m.in. kierowane pociski przeciwpancerne UMTAS i amunicję precyzyjną MAM-L. Oba rodzaje uzbrojenia są przenoszone na czterech podskrzydłowych pylonach.
Azerbejdżan miał też sporą liczbę bezzałogowców typu "kamikadze", dostarczanych przez izraelskie firmy. Najsłynniejszy, gdyż po raz pierwszy użyty właśnie przez Azerów w 2016 roku podczas walk o Karabach, jest IAI Harop, będący rozwinięciem systemu przeciwradiolokacyjnego IAI Harpy. Napędzana silnikiem tłokowym maszyna w układzie delta może pozostawać w powietrzu do 6 godzin i pełnić zarówno funkcję rozpoznawczą, dzięki dzienno-nocnej głowicy optoelektronicznej, jak też niszczyć wybrane cele głowicą o masie 23 kg. Jest to system skuteczny, ale bardzo kosztowny, dlatego Azerbejdżan ma w arsenale również inne maszyny tej klasy. Są to m.in. produkowane przez Elbit maszyny Sky Strike, mogące pozostawać w powietrzu przez 2 godziny i razić wykryte cele głowicą o masie 5 kg. Maszyny są znacznie tańsze, a przy tym napędzane silnikiem elektrycznym, co utrudnia nie tylko ich usłyszenie, ale też wykrycie i namierzenie przez systemy naprowadzania czy wykrywania oparte na podczerwieni. Do dyspozycji azerskiej armii były też inne mniejsze typy dronów, w tym także własnej produkcji.
Według popularnych w internecie nagrań wideo kolportowanych przez azerskie Ministerstwo Obrony stosowano często taktykę użycia maszyn bezzałogowych wspólnie z artylerią oraz pociskami kierowanymi wystrzeliwanymi z bezzałogowców i dronami kamikadze. Skutecznie zwalczane były z ich użyciem nie tylko czołgi, pojazdy opancerzone czy pozycje artylerii, ale również systemy obrony przeciwlotniczej. Większość ze zniszczonych obiektów to zestawy rakietowe 9K33 "Osa" o dużej autonomii, dzięki wyposażeniu w głowicę optoelektroniczną i radar, uważane za skuteczne w zwalczaniu bezzałogowców. Działały one jednak bez dodatkowego wsparcia, zwłaszcza broni zestrzeliwującej drony w fazie zbliżenia.
W podobnej sytuacji były wyrzutnie 9K35 Strieła-10. Zatem Azerowie radzili sobie stosunkowo łatwo. Wykryte poza zasięgiem ognia systemy przeciwlotnicze były niszczone przez nadlatujące na małej wysokości bezzałogowce uderzeniowe, takie jak Orbiter 1K czy Sky Strike. W kolejnej fazie pozbawione ochrony przeciwlotniczej pojazdy opancerzone, czołgi, stanowiska armeńskiej artylerii i umocnione pozycje piechoty były niszczone przez kolejne krążące w rejonie bezzałogowce lub z wykorzystaniem artylerii naprowadzanej z użyciem dronów (zobacz także: Zmierzch ery "mięsa armatniego").
Na publikowanych filmach widać, iż w większości przypadków atak przeprowadzany jest z innego kierunku niż maszyna namierzająca cel. Uwagę zwraca precyzja trafień, wskazująca na duże umiejętności operatorów dronów oraz ich dobrą znajomość terenu, w którym działają. A to z kolei też jest w dużym stopniu zasługa dronów pozwalających na bardzo szczegółowe rozpoznanie i precyzyjną identyfikację celów.
Wielu ekspertów wojskowych przeprowadziło analizy przebiegu walk i zaczęło wyciągać wnioski. Pierwszy był taki, że odpowiednia liczba bezzałogowych systemów latających jest dziś kluczowa dla skutecznego rozpoznania i zwalczania przeciwnika. Nie chodzi tu o wielkie drony bojowe, takie jak MQ-9 Reaper czy Hermes 900, ale maszyny rozpoznawcze i uderzeniowe klasy ministosowane na szczeblu taktycznym. Są trudne do wykrycia i eliminacji przez obronę przeciwlotniczą przeciwnika, a przy tym tanie w eksploatacji i łatwe do zastąpienia, zatem ich utrata nie stanowi poważnego problemu. Pozwalają natomiast na wykrycie, rozpoznanie, identyfikację i oznaczenie celów dla artylerii, pocisków kierowanych dalekiego zasięgu czy amunicji krążącej.
Także polscy specjaliści wojskowi zainteresowali się tematem, zwracając uwagę, że nasze siły zbrojne mają na wyposażeniu odpowiedniej klasy drony, takie jak Flyeye i np. amunicję krążącą Warmate (2). Oba typy to polskie produkty firmy WB Group. Zarówno Warmate, jak i Flyeye mogą funkcjonować w ramach systemu Topaz, również pochodzącego z WB Group, zapewniającego wymianę danych w czasie rzeczywistym.
Amerykańskie bogactwo rozwiązań
Wojsko, które UAV-y stosuje już od dekad, czyli US Army, rozwija tę technikę wielotorowo. Z jednej strony powstają nowe projekty coraz większych dronów, takie jak MQ-4C Triton (3), zbudowany na zamówienie US Navy przez firmę Northrop Grumman. To młodszy i większy brat słynnego skrzydlatego zwiadowcy - Global Hawka pochodzącego z tej samej pracowni projektowej. Choć Triton przypomina poprzednika kształtem, jest od niego większy i napędzany silnikiem turboodrzutowym. Z drugiej strony są projekty miniaturowych dronów, takich jak Black Hornet (4), ocenianych przez żołnierzy jako bardzo przydatne w terenie.
Amerykańskie Air Force i DARPA testują nowy sprzęt i oprogramowanie skonfigurowane tak, aby umożliwić samolotom czwartej generacji dowodzenie bezzałogowcami z kokpitu samolotu lub śmigłowca w powietrzu. Współpracując z BAE Systems w Bazie Sił Powietrznych Edwards w Kalifornii, piloci testowi z sił powietrznych łączą naziemne symulatory z pokładowymi systemami odrzutowców. "Samolot został skonfigurowany strukturalnie tak, abyśmy mogli wziąć sprzęt autonomiczny i podłączyć go bezpośrednio do systemu kontroli lotu samolotu", wyjaśnia w wywiadzie dla serwisu "Warrior Maven" Skip Stolz z BAE Systems. Demonstracje docelowo mają doprowadzić do integracji systemu z maszynami F-15, F-16, a nawet F-35.
Wykorzystując standardową technologię przesyłania danych, odrzutowce współpracują z półautonomicznym oprogramowaniem o nazwie Distributed Battle Management. Oprócz przystosowywania myśliwców do sterowania dronami, niektóre z nich przerabia się na drony. W 2017 r. Boeingowi powierzono reaktywację starszych myśliwców F-16 i wprowadzenie niezbędnych modyfikacji w celu przeobrażenia ich w samoloty bezzałogowe QF-16.
Obecnie tor lotu, ładowność czujników i utylizacja uzbrojenia pokładowych samolotów bezzałogowych, takich jak predatory, global hawki i reapery, są koordynowane ze stacji kontroli naziemnej. DARPA, Laboratorium Badań Sił Powietrznych, i przemysł zbrojeniowy USA już od dłuższego czasu rozwijają koncepcję sterowania dronami z powietrza, z kokpitów myśliwców czy śmigłowców. Dzięki takim rozwiązaniom piloci F-15, F-22 lub F-35 mają mieć obraz wideo w czasie rzeczywistym z czujników elektrooptycznych i podczerwieni w dronach. Mogłoby to przyspieszyć celowanie i taktyczny wkład samolotów bezzałogowych w misje zwiadowcze w pobliżu miejsca, w którym pilot myśliwca mógłby chcieć zaatakować. Ponadto, biorąc pod uwagę szybko rozwijającą się skuteczność nowoczesnej obrony przeciwlotniczej, bezzałogowce mogą wlatywać w obszary dużego zagrożenia lub niepewne, aby prowadzić zwiad, a nawet pełnić funkcję transportera broni do atakowania celów wroga.
Obecnie do sterowania jednym dronem często potrzeba wielu ludzi. Algorytmy zwiększające autonomię dronów mogą znacznie zmienić ten stosunek. Według scenariuszy przyszłości, jeden człowiek mógłby kontrolować dziesiątkę a nawet setkę dronów. Dzięki algorytmom eskadra czy rój dronów mógłby samodzielnie podążać za myśliwcem, bez ingerencji naziemnej kontroli i pilota w samolocie dowodzącym. Operator lub pilot wydawałby polecenia dopiero w kluczowym momencie akcji, gdy drony mają do wykonania konkretne zadania. Mogą też być od początku do końca zaprogramowane lub wykorzystywać uczenie maszynowe do reagowania na sytuacje nagłe.
Siły powietrzne USA poinformowały w grudniu 2020 r., że wynajęły Boeinga, General Atomics i firmę Kratos do budowy prototypu drona do przenoszenia systemów tworzonych w ramach programu Skyborg, określanego jako "militarna AI". Oznacza to, że drony bojowe powstałe w ramach tego programu miałyby autonomię i sterowane byłyby przez algorytmy sztucznej inteligencji, a nie przez ludzi. Air Force mówi, że oczekuje, iż wszystkie trzy firmy dostarczą pierwszą partię prototypów nie później niż w maju 2021 roku. Pierwsza runda testów lotniczych ma się rozpocząć w lipcu przyszłego roku. Zgodnie z planem, do 2023 r., na pokładzie samolotu miałby latać samolot typu skrzydłowy z systemem Skyborg (5).
Oferta Boeinga może być oparta na konstrukcji, którą jego australijska dywizja opracowuje dla Royal Australian Air Force w ramach programu działania w grupie Airpower Teaming System (ATS). Boeing ogłosił też, że przeprowadził półautonomiczny test pięciu małych samolotów bezzałogowych, połączonych w sieć w ramach programu ATS. Niewykluczone jest także, że Boeing sięgnie po nową konstrukcję opracowaną przez oddział firmy Boeing Australia o nazwie Loyal Wingman.
Firma General Atomics przeprowadziła z kolei półautonomiczne testy z udziałem jednego ze swoich samolotów bezzałogowych typu Stealth Avenger, sprzężone w sieci z pięcioma dronami. Bardzo prawdopodobne, że trzeci konkurent, Kratos, w ramach tego nowego kontraktu przedstawi nowe warianty drona XQ-58 Valkyrie. Siły Powietrzne USA używają już XQ-58 w różnych testach innych zaawansowanych projektów przewidujących stosowanie dronów, w tym w programie Skyborg.
Amerykanie myślą również o innych zadaniach dla dronów. Według serwisu "Business Insider", Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych bada techniki wykorzystania UAV-ów, które mogłyby załodze łodzi podwodnych pozwolić zobaczyć więcej. Dron działałby więc zasadniczo jako "latający peryskop", nie tylko zwiększając możliwości rozpoznawcze, ale także pozwalając, jako przekaźnik, korzystać z różnych systemów, urządzeń, jednostek i uzbrojenia nad powierzchnią wody.
Marynarka USA bada też możliwości wykorzystania bezzałogowców w dostarczaniu ładunków do okrętów podwodnych i innych jednostek pływających. Testowany jest prototyp systemu Blue Water Maritime Logistics UAS, który został opracowany przez firmę Skyways. Drony w tym rozwiązaniu mają możliwość pionowego startu i lądowania, mogą pracować autonomicznie, przewożąc ładunki o wadze do 9,1 kg na poruszający się statek lub łódź podwodną na odległość ok. 30 km. Głównym problemem, z którym zmagają się projektanci, są trudne warunki pogodowe, silne wiatry i wysokie fale na morzu.
Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych jakiś czas temu ogłosiły również konkurs na budowę pierwszego w historii autonomicznego drona-cysterny. Zwycięzcą został Boeing. Autonomiczne cysterny MQ-25 Stingray będą obsługiwać samoloty F/A-18 Super Hornet, EA-18G Growler i F-35C. Maszyna Boeinga będzie zdolna do przenoszenia ponad 6 ton paliwa na odległość ponad 740 kilometrów. Drony początkowo będą nadzorowane przez operatorów, po starcie z lotniskowców. Później mają stać się autonomiczne. Kontrakt rządowy z Boeingiem przewiduje zaprojektowanie, budowę, integrację z lotniskowcami i wdrożenie dziesiątek takich maszyn do użytku w 2024 roku.
Rosyjscy łowcy i chińskie roje
Inne armie świata też intensywnie myślą o dronach. Do 2030 roku jedną czwartą składu brytyjskiej armii będą stanowiły roboty - wynika z niedawnych zapowiedzi Nicka Cartera, generała brytyjskiej armii. Zgodnie z tą wizją automaty przejmą od żywych żołnierzy wiele zadań związanych z działaniami zwiadowczymi czy logistyką, roboty pomogą też uzupełnić braki kadrowe w armii. Generał zastrzegł, że nie należy oczekiwać na ewentualnym polu walki robotów wyposażonych w broń i zachowujących się jak prawdziwi żołnierze. Chodzi jednak o większą liczbę dronów czy autonomicznych maszyn zajmujących się takimi zadaniami jak np. logistyka. Mogą się też pojawić zautomatyzowane pojazdy dokonujące sprawnego zwiadu w terenie bez konieczności narażania na ryzyko ludzi.
Rosja również robi postępy w dziedzinie samolotów bezzałogowych. Duży rosyjski dron zwiadowczy Ochotnik (Łowca) to prawie dwudziestotonowa skrzydlata konstrukcja mająca również podobno cechy niewidzialności typu Stealth. Demonstracyjna wersja Ochotnika wystartowała w swój pierwszy w historii lot 3 sierpnia 2019 roku (6). Latający dron w kształcie skrzydła leciał przez ponad 20 minut na maksymalnej wysokości lub około 600 metrów. Zwany w angielskim nazewnictwie Hunter-B ma około 17 metrów rozpiętości skrzydeł i zaliczany jest do tej samej klasy co chiński dron Tian Ying (7), bezzałogowy pojazd powietrzny USA RQ-170, eksperymentalny, opisywany przed laty w MT amerykański X-47B UAV i X-45C Boeinga.
Chińczycy demonstrowali w ostatnich latach cały szereg konstrukcji (a może czasem jedynie makiet) znanych pod nazwami: Dark Sword, Sharp Sword, Fei Long-2 i Fei Long-71, Cai Hong 7, Star Shadow, wspominany Tian Ying, XY-280. Jednak największe wrażenie zrobiła w ostatnim czasie prezentacja Chińskiej Akademii Elektroniki i Technologii Informacyjnych (CAEIT), która w opublikowanym niedawno nagraniu wideo demonstruje test zestawu 48 uzbrojonych bezzałogowych jednostek wystrzeliwanych z wyrzutni-katiuszy na ciężarówce. Drony przypominają pociski, z których po wystrzeleniu wyskakują skrzydełka. Żołnierze-operatorzy naziemni identyfikują cele dla dronów za pomocą tabletu. Każdy z nich jest wypełniony materiałami wybuchowymi. Każda jednostka ma ok. 1,2 metra długości i waży około 10 kg. Konstrukcja nawiązuje do podobnych konstrukcji amerykańskich producentów AeroVironment i Raytheon.
Biuro Badań Marynarki Wojennej USA opracowało podobny dron o nazwie Low-Cost UAV Swarming Technology (LOCUST). Inna demonstracja przeprowadzona przez CAEIT pokazuje drony tego typu wystrzeliwane z helikoptera. "Są one jeszcze w początkowej fazie rozwoju, a niektóre problemy techniczne nie zostały jeszcze rozwiązane", powiedział gazecie "South China Morning Post" przedstawiciel armii chińskiej. "Jednym z kluczowych problemów jest system komunikacji i sposób, aby go powstrzymać przed przejęciem i zneutralizowaniem systemu".
Broń ze sklepu
Oprócz zapierających dech w piersiach wielkich i inteligentnych konstrukcji, jakie powstają dla armii, zwłaszcza amerykańskiej, można w celach militarnych wykorzystywać całkiem niedrogie i niezbyt technicznie wyrafinowane maszyny. Innymi słowy - proste drony stały się bronią bojowników słabiej wyposażonych, za to zdeterminowanych sił, głównie na Bliskim Wschodzie, ale nie tylko.
Talibowie np. używają amatorskich dronów do zrzucania bomb na siły rządowe. Ahmad Zia Shiraj, który stoi na czele Krajowej Dyrekcji Bezpieczeństwa Afganistanu, poinformował niedawno, że bojownicy Talibanu używają zwykłych dronów przeznaczonych normalnie do filmowania i robienia zdjęć, wyposażając je w materiały wybuchowe. Wcześniej, jak się oszacuje już od 2016 r., tego rodzaju proste i niedrogie drony wykorzystywali do ataków operujący w Iraku i Syrii dżihadyści z Państwa Islamskiego.
Budżetowym "lotniskowcem" dla dronów i innych urządzeń latających oraz dla niewielkich wyrzutni pocisków mogą być statki takie jak za - demonstrowany pod koniec ub. roku przez Irański Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej wielozadaniowy okręt wojenny nazwany "Shahid Roudaki" (8).
Na udostępnionych zdjęciach, od dziobu po rufę, widać na jego pokładzie pociski manewrujące, irańskie drony Ababil-2 i sporo innego sprzętu. Ababil-2 są oficjalnie zaprojektowane do misji obserwacyjnych, ale mogą też być wyposażone w głowice wybuchowe i funkcjonować jako "samobójcze drony".
Seria Ababil, a także jej warianty i pochodne stały się jedną z charakterystycznych broni w różnych konfliktach, w które Iran był zaangażowany w ostatnich latach, w tym w jemeńską wojnę domową. Iran ma na wyposażeniu inne rodzaje mniejszych dronów, z których wiele może być wykorzystywanych jako samobójcze bezzałogowce, które może potencjalnie wystrzelić z tego statku. Te bezzałogowe statki powietrzne stanowią bardzo realne zagrożenie, o czym świadczą ataki na infrastrukturę przemysłu naftowego w Arabii Saudyjskiej w 2019 r. Spółka naftowo-gazowa Aramco została zmuszona do wstrzymania 50 proc. produkcji ropy naftowej (zobacz także: Rodzaje paliw płynnych) w następstwie tego wydarzenia.
Skuteczność dronów odczuły wyposażone w rosyjski sprzęt siły syryjskie (9) i sami Rosjanie. W 2018 drony, w liczbie, jak twierdzą Rosjanie, trzynastu, zaatakowały rosyjskie siły w syryjskim porcie Tartus. Kreml twierdził wtedy, że system obrony powietrznej Pancyr-S zestrzelił siedem samolotów bezzałogowych, podczas gdy rosyjscy specjaliści od elektroniki wojennej włamali się do sześciu bezzałogowych samolotów i kazali im wylądować.
Bronić się, ale opłacalnie
Szef Centralnego Dowództwa Stanów Zjednoczonych, generał McKenzie, wyraził niedawno duże zaniepokojenie rosnącym zagrożeniem, jakie stwarzają systemy bezzałogowych statków powietrznych, w połączeniu z brakiem niezawodnych i tańszych niż znane dotychczas możliwości przeciwdziałania.
Amerykanie próbują zaradzić temu problemowi, proponując rozwiązania podobne do tych stosowanych przez nich w wielu innych dziedzinach, czyli przez wykorzystanie algorytmów, uczenia maszynowego, analizy wielkich zbiorów danych i podobnych metod. Na tym wszystkim opiera się np. system firmy Citadel Defense, który wykorzystuje największy na świecie zbiór danych zaadaptowanych do wykrywania dronów za pomocą technik sztucznej inteligencji. Otwarta architektura systemu pozwala na szybką integrację z różnymi rodzajami czujników.
Jednak samo wykrywanie dronów to dopiero początek. Trzeba je następnie zneutralizować, zniszczyć lub wyeliminować w inny sposób, tańszy niż kosztujący miliony dolarów pocisk Tomahawk, który kilka lat temu został użyty do zestrzelenia małego bezzałogowca.
Japońskie Ministerstwo Obrony zapowiada opracowanie autonomicznych laserów, zdolnych do wyłączania, a nawet zestrzeliwania potencjalnie niebezpiecznych bezzałogowych statków powietrznych. Według serwisu Nikkei Asia, technologia ta mogłaby pojawić się w Japonii już w 2025 roku, a Ministerstwo Obrony opracuje z koncernem Kawasaki Heavy pierwsze prototypy broni antydronowej do 2023 roku. Japonia rozważa także zastosowanie broni mikrofalowej, "wyłączającej" drony pływające lub latające. Inne kraje, w tym Stany Zjednoczone i Chiny, pracują już nad podobną technologią. Jednak uważa się, iż lasery antydronowe nie zostały jeszcze nigdzie rozmieszczone.
Problem wielu potężnych armii polega na tym, że w obronie przed małymi bezzałogowymi statkami powietrznymi brakuje broni nie tyle skutecznej, ile opłacalnej. By nie trzeba było wystrzeliwać rakiet wartych miliony, aby zestrzelić taniego, kupionego czasem po prostu w sklepie, drona wroga. Rozprzestrzenianie się małych samolotów bezzałogowych na współczesnym polu walki doprowadziło m.in. do tego, że w Marynarce Stanów Zjednoczonych do łask powróciły małe działka i pociski przeciwlotnicze podobne do tych używanych w II wojnie światowej przeciw samolotom.
Dwa lata po zmaganiach z dronami w Tartusie Rosja zaprezentowała samojezdne działo przeciwlotnicze Derywacja- PVO (10), które ma "z gradu wystrzeliwanych pocisków, które wybuchają odłamkami w powietrzu, tworzyć nieprzenikalną barierę dla wrogich dronów". Derywacja została zaprojektowana, aby unieszkodliwić małe bezzałogowe statki powietrzne, które lecą kilkaset metrów nad ziemią. Według serwisu "Russian Beyond" Derywacja bazuje na wozie bojowym piechoty BPM-3. Ma on stację broni automatycznej AU-220M, która wystrzeliwuje do 120 pocisków na minutę. "Są to zdalnie detonowane i kierowane pociski, co oznacza, że artylerzyści przeciwlotniczy mogą wystrzelić pocisk i zdetonować go jednym naciśnięciem klawisza podczas lotu lub dostosować jego drogę do śledzenia ruchów wroga". Rosjanie otwarcie mówią, że Derywacja została opracowana w celu "oszczędności pieniędzy i sprzętu".
Amerykanie postanowili z kolei stworzyć specjalną szkołę, w której żołnierze będą uczyć się sposobów zwalczania bezzałogowych aparatów latających. Szkoła te będzie też miejscem, gdzie testowane będą nowe systemy antydronowe oraz opracowywane nowe taktyki zwalczania dronów. Jak na razie zakłada się, że nowa akademia będzie gotowa w 2024 i osiągnie pełną gotowość operacyjną rok później.
Obrona przed dronami może być jednak znacznie prostsza i tańsza niż budowanie nowych systemów broni i szkolenie zaawansowanych specjalistów. To w końcu tylko maszyny, które można oszukać za pomocą makiet. Skoro niejeden raz nabierali się na nie piloci samolotów, to dlaczego automaty mają być lepsze.
Pod koniec listopada Ukraina testowała na poligonie Szyrokij Łan nadmuchiwane działo samobieżne typu 2S3 Akacja. Jest to jeden z wielu fałszywych pojazdów, które produkuje ukraińska firma Aker - podał ukraiński portal defence-ua.com. Prace nad stworzeniem gumowych kopii sprzętu artyleryjskiego rozpoczęły się już w 2018 roku. Według producenta operatorzy dronów oglądający podróbki uzbrojenia z odległości kilku kilometrów nie są w stanie odróżnić ich od oryginałów. W "starciu" z nową technologią bezradne są również kamery i inne urządzenia termowizyjne. Atrapa ukraińskiego sprzętu wojskowego była już testowana w warunkach bojowych w Donbasie.
Także podczas ostatnich walki w Górskim Karabachu siły ormiańskie korzystały z atrap - drewnianych modeli. Przynajmniej jeden przypadek zestrzelenia atrapy zestawu "Osa" został zarejestrowany przez kamerę z azerskiego drona i opublikowany przez służby prasowe Ministerstwa Obrony Azerbejdżanu jako "kolejny miażdżący cios" dla Ormian. Więc z dronami można sobie radzić łatwiej (i taniej), niż to się wielu ekspertom wydaje?
Mirosław Usidus