Totalnie totalitarnie… Beholder

Totalnie totalitarnie… Beholder
Inspiracją dla twórców gry „Beholder” była powieść Georga Orwella „Rok 1984”. W rozgrywce wkraczamy w totalitarny świat, gdzie każdy nasz krok jest kontrolowany przez Wielkiego Brata. Wcielamy się w postać zarządcy budynku o imieniu Karl, który ma za zadanie kontrolowanie, a wręcz inwigilowanie, mieszkańców. Czyli postać rodem z Orwella...

Grę rozpoczynamy od przeprowadzki do budynku, za którego zarządzanie mamy być odpowiedzialni. Zamieszkujemy w nim wraz ze swoją rodziną, czyli żoną Anną i dwójką dzieci - sześcioletnią Martą i siedemnastoletnim Patrykiem. Mieszkanie jest raczej z tych nijakich, a wręcz ponurych, zresztą jak cała kamienica, a w dodatku znajduje się w piwnicy.

Początki pracy wydają się całkiem proste. Musimy zbierać informacje o lokatorach, m.in. instalując potajemnie kamery w czyimś lokum, czy włamując się do mieszkań - oczywiście podczas nieobecności lokatorów. Po wykonaniu zleconych zadań naszym obowiązkiem jest przygotowanie raportu lub wykonanie telefonu do ministerstwa. I jak to w totalitarnym świecie bywa, raporty te skutkują m.in. przyjazdem policji do mieszkania osoby, na którą wysłaliśmy wcześniej donos...

Im głębiej wchodzimy w rozgrywkę, tym trudniejsza się wydaje. A już od początku mamy z tyłu głowy świadomość, że jeśli „powinie nam się noga”, cała nasza rodzina straci życie. Tak jak zdarzyło się to poprzednikom na tym stanowisku.

Mało kto ma w swym charakterze cechę donosiciela, a nasz pracodawca właśnie tego od nas oczekuje i za to nam płaci. Szybko pojawiają się więc dylematy moralne i coraz cięższe może okazać się wykonywanie codziennych obowiązków. Moim zdaniem to gra dla ludzi niemających skłonności do depresji, bo mnie, szczerze mówiąc, trochę zdołowała. Choroba córki, syn, który chce się uczyć, żeby nie pracować jako górnik, i wybór, co jest ważniejsze: zdrowie dziecka czy szczęście syna... bo na obie rzeczy nie ma pieniędzy - to tylko niektóre z wielu problemów, z którymi musi się zmierzyć bohater, w którego się wcielamy. Nasz Karl przypomina agenta SB z czasów komunizmu, a brak tolerancji dla nieposłuszeństwa względem władzy, za które można było trafić do więzienia, a nawet umrzeć - to realia żywcem wyjęte z tych niechlubnych czasów.

Na początku gry starałem się wykonywać wszystkie polecenia władzy, ale im więcej dobrego doświadczałem od lokatorów, tym trudniejszą rolę miałem do odegrania. Nie umiałem odmówić pomocy sąsiadowi, który dał mi dużo drogich podręczników dla syna. Żeby zdobyć pieniądze na leczenie córki, handlowałem konserwami, co nie spodobało się moim mocodawcom. Za niesubordynację zostałem aresztowany, a moja rodzina ostatecznie rzeczywiście zapłaciła za to życiem. Uff, ale na szczęście to tylko wirtualny świat i zawsze mogę wszystko zacząć od nowa.

Ta ciekawa, może trochę kontrowersyjna, gra zyskała duże uznanie na świecie. Interesująca, mroczna grafika, doskonała muzyka i ciekawie poprowadzona opowieść zapewne spodobają się także u nas. Można ją również potraktować jako lekcję historii, dzięki której łatwiej nam będzie zrozumieć dylematy, jakie mieli nasi rodzice, żyjąc w komunizmie.

Grę w wersji polskojęzycznej wprowadziło na nasz rynek wydawnictwo Techland - jest już dostępna na półkach sklepowych. Myślę, że warto po nią sięgnąć, choćby po to, żeby poczuć klimat dawnych czasów.