Wielka wojna adblockerowa
Tak właśnie wynika ze statystyk firmy Cloud Technologies, zajmującej się reklamą i rynkiem przetwarzania danych w chmurze, opublikowanych w maju br. Jak z kolei głosi raport „Profi ling Adblockers” fi rmy GlobalWebIndex, z wtyczek blokujących reklamy korzysta 30% internautów w Europie. Oczywiście, w użyciu pozostaje nie tylko najbardziej znany Adblock Plus. Narzędzi jest więcej, wśród nich np. uBlock czy NoScript. Liczba blokujących wzrasta średnio o 41% w skali roku. Firma ClarityRay, zajmująca się ochroną interesów wydawców przed blokowaniem reklam, szacuje, że już średnio co dziesiąte wyświetlenie jest zatrzymywane przez wtyczki. W przypadku najbardziej poczytnych stron blokowana jest nawet połowa wyświetleń.
W badaniu GlobalWebIndex 69% użytkowników adblockerów jako główną przyczynę swojej decyzji podaje względy bezpieczeństwa i ochronę prywatności. Zwolennikiem stosowania programów blokujących reklamy jest m.in. Edward Snow den, znany pogromca inwigilacyjnych praktyk amerykańskiej agencji bezpieczeństwa NSA. Zgodnie z innymi badaniami, dla ankietowanych ważne są też ochrona przed natarczywością, a także nadmiarem i niedopasowaniem reklam.
Z kolei badania firmy PageFair wskazują, że spośród prawie 200 mln używających na świecie adblockerów w przeglądarkach liczba użytkowników Adblocka Plus wynosi najwyżej 40 mln.
Sami sobie winni
Amerykański magazyn „Wired” ogłosił w lutym 2016 r., że w ciągu kilku najbliższych tygodni zablokuje dostęp do swoich artykułów tym osobom, które używają narzędzi do blokowania reklam. W komunikacie na stronie Wired.com redakcja serwisu przedstawiła czytelnikom następującą propozycję – osoby nieużywające adblockerów lub takie, które dodadzą Wired.com do białej listy (czyli zestawu adresów, z których dopuszczamy wyświetlanie reklam na swoim sprzęcie), będą mogły nadal przeglądać serwis bez przeszkód. „Wired” obiecuje, że reklamy nie będą zbyt nachalne i ograniczą się do standardowych wersji typu display. Za dolara tygodniowo będzie też możliwość wykupienia dostępu bez reklam i śledzenia.
„Wiemy, że odwiedzacie naszą stronę, by czytać nasze treści, ale musi być jasne, że dzięki reklamom ‘Wired’ jest w stanie w ogóle działać: płacąc autorom, wydawcom, projektantom i inżynierom (...). Wiemy, że jest wiele powodów do używania adblockera, od zwyczajnej chęci szybkiego i czystszego przeglądania, do obaw o bezpieczeństwo i prywatność. Chcemy więc zaoferować Wam sposób na wspieranie nas, jednocześnie odpowiadając na Wasze obawy”, czytamy w komunikacie wydawców magazynu.
Przykład „Wired” to kolejna potyczka trwającej już od wielu miesięcy wojny z blokowaniem reklam. Jesienią 2015 r. firma Google znalazła sposób na to, by użytkownikom Adblocka pokazać długą reklamę. Kolejne media, np. „Washington Post”, blokowały dostęp do artykułów osobom blokującym reklamy. Kto czyta niemieckie serwisy, ten wie, jak często blokują one blokujących. W Polsce do wyłączenia blokad namawiała m.in. „Gazeta Wyborcza”. Na rozmaite adblockery reagują inni rodzimi wydawcy, np. INFOR.
Można oczywiście rozumieć argumentację wydawców, ale internauci też mają swoje powody do działania. Blokowanie nie dzieje się w końcu bez przyczyny. Według rozpowszechnionych opinii, reklamy stały się w pewnym momencie tak inwazyjne, że utrudniają już odbiór treści. Znane są też częste przypadki reklam złośliwych. Często przywoływany jest przykład magazynu „Forbes”, który po tym, jak poprosił czytelników o wyłączenie Adblocka, serwował reklamę odbieraną jako złośliwą. Zdaniem analityków PageFair ograniczanie dostępu dla osób blokujących może bronić się w przypadku dużych i znanych tytułów, ale te mniejsze same w ten sposób podstawiają sobie nogę. Mozilla, producent popularnej przeglądarki Firefox, zaproponowała jeszcze w ubiegłym roku przyjęcie trzech zasad, których powinny się trzymać wszystkie strony sporu:
• neutralność względem treści - oprogramowanie blokujące powinno skupiać się na potencjalnych potrzebach użytkownika, takich jak wyższa wydajność, bezpieczeństwo czy prywatność, a nie na blokowaniu określonych typów treści, np. wszystkich reklam;
• przejrzystość i kontrola - oprogramowanie blokujące powinno zapewniać użytkownikom sensowne i przejrzyste metody kontroli swojego działania;
• otwartość - blokowanie powinno być równe dla wszystkich, na tych samych zasadach, bez względu na źródło treści, tak by wydawcy i inni dostawcy treści mieli możliwości uczestniczenia w otwartym ekosystemie WWW, zamiast być permanentnie karani zamknięciem ich usług i produktów w swego rodzaju klatce.
Adblock to mafia?
Jeszcze w 2013 r. jeden z najpopularniejszych niemieckich blogerów, Sascha Pallenberg, nazwał Adblocka Plus „mafijną siecią reklamową”, a działania twórców aplikacji tego typu porównał do szantażystów, którzy za cel wzięli sobie właścicieli stron internetowych. Skąd takie ostre zarzuty? Nie tylko z powietrza i złości sfrustrowanego wydawcy.
W 2011 r. pojawiły się informacje na temat przepuszczania wybranych reklam przez Adblocka Plus. Funkcja miała działać na zasadzie otwartej białej listy, na którą mógł zapisać się dowolny wydawca, o ile jego reklamy są przyjazne dla użytkowników. Następnie zgłoszenia miały być dyskutowane publicznie. Tyle tylko, że te idealistyczne założenia nie za bardzo zgadzały się z praktyką. Trafi enie na białą listę Adblocka Plus graniczyło z cudem. Krążyły informacje, że za decyzją o akceptacji ukrywają się tajemniczy partnerzy, którzy pozostają anonimowi.
Pallenberg twierdził, że na białej liście znajdują się m.in. linki afi liacyjne dostępne w kodzie stron internetowych, które Adblock przepuszcza – pomimo faktu, że forum dyskusyjne je kwestionowało. Ocenił praktyki właścicieli Adblocka za nieczyste. Twierdził też, iż wtyczka „okrada” wydawców serwisów internetowych z należnych im zysków.
Twórcy Adblocka przyznali mu nawet po części rację, podkreślając jednak, że zasady związane z białą listą są proste i przejrzyste. Każdy wydawca może zostać tam umieszczony – pod warunkiem że spełni dane kryteria.
KE: nie wolno blokować blokujących bez ich zgody
W obliczu tak ogromnej skali zjawiska i liczonych już w dziesiątki miliardów dolarów strat, wydawcy stron internetowych walczą o swoje. Na pewno niejedna osoba używająca programu blokującego reklamy widziała różne formy komunikatów kierowanych do niej przez administratorów serwisów. Są to różne techniki reakcji na adblocker – od próśb, aby go wyłączyć, bo autorzy odwiedzanego serwisu żyją z reklam, po całkowite zamykanie dostępu do treści użytkownikom programów typu Adblock Plus.
Wojna adblockerowa wchodzi jednak na nowe poziomy i na nowe fronty, prawne, instytucjonalne i polityczne. Kilka miesięcy temu
Możliwości Adblock Plus
Rozszerzenie umożliwia filtrowanie treści reklamowych w postaci plików graficznych, animacji flash czy wyskakujących okien z wyświetlanych stron internetowych. Możliwe jest blokowanie całych serwisów, wybranych elementów strony, klas i identyfikatorów CSS, wraz z wyszczególnieniem ich atrybutów, a także używanie wyrażeń regularnych, co bardzo ułatwia tworzenie filtrów. Wśród głównych cech Adblock Plus znajdujemy:
- szybkie usuwanie niepożądanych treści z kodu stron (reklam, banerów itp.);
- tworzenie białych list (dwa symbole „@” przed filtrem);
- blokowanie na podstawie adresu pojedynczych obiektów oraz całych grup (za pomocą systemu wieloznaczników i wyrażeń regularnych); łatwy import i eksport zestawu filtrów.
Alexander Hanff, szef Think Privacy Inc., napisał do Jeana-Claude’a Junckera, przewodniczącego Komisji Europejskiej, list z zapytaniem o dyrektywę dotyczącą tzw. ciasteczek. Chodziło mu o wyjaśnienie, czy dyrektywa UE znana pod nazwą e-Privacy, zwana też „ciasteczkową”, dotyczy wyłącznie plików przeglądarki czy w ogóle zbierania jakichkolwiek informacji zapisanych na jakimś nośniku, które zahaczają o prywatność użytkowników. KE odpowiedziała, że jakikolwiek skrypt, zarówno po stronie serwera, jak i klienta, który próbuje zebrać informacje zachowane na dysku użytkownika, podchodzi pod dyrektywę e-Privacy. Wydawcy muszą więc pytać o pozwolenie, zanim zaczną zbierać jakiekolwiek dane użytkownika. Nie tylko ciasteczka.
W praktyce oznacza to, że wydawcom nie wolno blokować blokujących reklamy. Odwiedzane bowiem serwisy internetowe, aby wykryć adblocker, muszą uruchomić skrypt JavaScript skanujący nasze dane i konfi gurację komputera. Z punktu widzenia prawa na takie skanowanie wymagana jest nasza wyrażana jasno zgoda. Inaczej mówiąc, informowanie przez nich, że używamy programu blokującego, jest nielegalne – chyba, że wcześniej wyraziliśmy zgodę, aby to sprawdzili. Hanff zapowiedział, że użyje listu Komisji Europejskiej, by rozpocząć działania prawne przeciwko każdemu wydawcy, który blokuje dostęp do swojej strony użytkownikom z adblockerami.
Być może wydawcom pomoże w sensie technicznym (bo, jak widać, na gruncie prawa przegrywają) nowy polski wynalazek, UnBlock, fi rmy Cloud Technologies z Warszawy. To innowacyjne narzędzie do odblokowywania reklam ma pozwalać wydawcom ponownie wyświetlić każdy format reklamowy. Niestety, nie wiadomo dokładnie, jak działa, głównie z tej przyczyny, że trwa jeszcze procedura patentowa, a twórcy UnBlocka, dopóki nie będą mieć ochrony wynalazku w ręku, nie chcą ujawniać szczegółów.
Można się spodziewać, iż rozwiązanie oferowane przez Cloud Technologies nie wszystkim Internautom przypadnie do gustu. Twórcy jednak zapewniają, że serwowana w ten sposób reklama będzie skuteczniej trafi ała do konkretnych grup odbiorców, a ponadto zostanie przygotowana tak, aby nie spowalniać wczytywania i działania stron internetowych.
Paradoksalnie jednak, adblockery mogą przyczynić się do rozwoju rynku reklamowego, który będzie musiał poszukać nowych rozwiązań w skutecznym dotarciu do odbiorców – tak przynajmniej uważa wielu ekspertów. Jedno jest pewne – wojna trwa i jej końca na horyzoncie nie widać.