Czy ktoś nadaje z sąsiedniej gwiazdy?
Sygnał w zakresie fal radiowych został odebrany za pomocą radioteleskopu Parkes w Australii (1) w kwietniu i maju ubiegłego roku. Został zidentyfikowany przez naukowców zaangażowanych w projekt Breakthrough Listen Initiative w październiku 2020 r. Pojawił się w niezwykle wąskim zakresie długości fal, co jest rzadkością i nasunął przypuszczenie, że może nie pochodzić z ziemskiego i naturalnego źródła. Częstotliwość, na której został zarejestrowany 982,002 MHz, nie jest powszechnie wykorzystywana przez urządzenia elektroniczne czy systemy łączności.
Jednak, zachowajmy spokój. Wciąż nie zostało wykluczone ziemskie źródło, choć widoczne w jego charakterystyce przesunięcie dopplerowskie wskazuje na pochodzenie pozaziemskie. Źródło naziemne nie wykazywałoby takich parametrów wynikających z oddalania się radioteleskopu. Tak czy inaczej, według sceptyków, to ziemskie pochodzenie jest najlepszym wyjaśnieniem dla wiązki. W mediach wypowiadają się jednak nie tylko sceptycy. Cytowani są astronomowie, proszący o zachowanie anonimowości, że to wydarzenie przynajmniej o randze słynnego sygnału "Wow!".
Ów "Wow!" był krótkim sygnałem radiowym w wąskim paśmie, zarejestrowanym w ramach programu poszukiwań pozaziemskiej inteligencji SETI, przez Obserwatorium Wielkiego Ucha w Ohio w 1977 roku. Jego nazwa pojawiła się po tym, jak astronom Jerry Ehman napisał "Wow!" obok zapisu danych (2). Sprawa zrobiła się bardzo głośna, choć sam Ehman ostrzegał przed wyciąganiem pochopnych wniosków. Do dziś nie ma ostatecznego wyjaśnienia.
W poszukiwaniu technośladów
W 1967 r. astrofizyczka dame Jocelyn Bell Burnell w oceanie danych z nowego radioteleskopu, który pomogła zbudować, zauważyła niezwykły sygnał. Był słaby, ale stale się powtarzał. Po wykluczeniu zakłóceń ze źródeł ziemskich, emocje zaczęły rosnąć. W końcu źródłem okazał się pulsar, wirująca gwiazda neutronowa, która emituje wiązki fal radiowych niczym kosmiczna latarnia morska. W 1997 roku amerykańska łowczyni kosmitów Jill Tarter, która była inspiracją dla postaci Ellie Arroway w filmie "Kontakt", wykryła ciekawy sygnał, ale później okazało się, że są to transmisje z anteny statku kosmicznego SOHO, wysłanego przez NASA i Europejską Agencję Kosmiczną. Przykłady te powyższe pokazują, że trzeba bardzo uważać z podobnymi komunikatami.
Zainaugurowany w 2015 r. przez rosyjskiego miliardera Jurija Milnera, który rezyduje w Dolinie Krzemowej, projekt Breakthrough Listen prowadzi nasłuch milionów gwiazd w nadziei na wykrycie zabłąkanych lub ukierunkowanych transmisji Obcych. Ten 10-letni program nasłuchu został ogłoszony w Royal Society w Londynie, a nieżyjący już Stephen Hawking nazwał prace z nim związane "krytycznie ważnymi". Przemawiając podczas wydarzenia, Hawking zwrócił też uwagę, że "ważne jest, byśmy wiedzieli, czy jesteśmy sami w tych ciemnościach".
Wyzwaniem dla astronomów w Breakthrough Listen, a także dla wielu innych projektów poszukiwania inteligentnego życia w kosmosie, jest dostrzeżenie potencjalnych "technosygnatur," wyodrębnienie ich wśród zgiełku fal radiowych, pochodzących z urządzeń ziemskich, z naturalnych zjawisk kosmicznych i orbitującego wokół naszej planety sprzętu. Nie jest to łatwe zadanie.
Pojęcie "technosygnatury" odnosi się do wszelkich wskaźników istnienia zaawansowanej technologii, które mogłyby być zdalnie wykrywane, szczególnie za pomocą narzędzi astronomicznych, wyjaśniał astrobiolog Jacob Haqq-Misra w wywiadzie e-mailowym dla serwisu "The Debrief". "Sygnały radiowe są jednym z rodzajów technosygnatur, ale nie jedynym. Innymi przykładami są światła, modyfikacje powierzchni (miasta i rozmieszczenie na dużą skalę paneli słonecznych), zmiany w atmosferze (gazy cieplarniane, takie jak CO2, a także przemysłowe produkty uboczne, takie jak CFC i NO2), statki kosmiczne, megastruktury (czyli np. tzw. sfery Dysona) i inne".
Breakthrough Listen wykorzystuje zaawansowane oprogramowanie, które sortuje miliony sygnałów, które mogą wykryć i znaleźć te z kosmosu. Metody, jakimi zespół naukowców wyklucza sygnały pochodzące z czegokolwiek innego niż obiekt kosmiczny, polegają m.in. na przechylaniu czaszy radioteleskopu. Jeśli sygnał pochodzi z Ziemi, wtedy odbiór sygnału się nie zmienia. Jeśli pochodzi z kosmosu, pojawi się dopiero wtedy, gdy skierują go na cel.
Gdy pojawiły się pierwsze informacje o detekcji tajemniczego sygnału z kierunku Proximy Centauri, Pete Worden, były dyrektor Centrum Badawczego Ames NASA w Kalifornii i dyrektor wykonawczy Breakthrough Initiatives, powiedział, że ważne jest, aby poczekać i zobaczyć, co naukowcy projektu odkryli. "Zespół Breakthrough Listen wykrył kilka niezwykłych sygnałów i prowadzi ich dokładne badania", podał w komunikacie. I podkreślił, że niezależnie od wszystkich anomalii, wciąż najbardziej prawdopodobne jest dla naukowców ziemskie pochodzenie sygnału. Tylko że to musi być źródło o bardzo nietypowej, powolnej zmienności.
Niezupełnie jest też pewne, że sygnał rzeczywiście pochodzi z Proximy. Jeśli to zakłócenia naziemne, to oczywiście na pewno nie pochodzą z tego kierunku. Jeśli naprawdę pochodzi z kosmosu, to może pochodzić z dowolnego miejsca w 16-minutowym okręgu wokół Proximy, czyli w obszarze mającym około połowy szerokości Księżyca w pełni.
Strefa pozornie przyjazna życiu
Proxima Centauri, mimo że jest najbliższą gwiazdą naszego Układu Słonecznego, jest zbyt ciemna, by ją zobaczyć gołym okiem, i została odkryta dopiero w 1915 roku.
Układ Proximy Centauri był przedmiotem intensywnych badań astronomicznych w ostatnich latach. Czerwonego karła okrążają przynajmniej dwie planety. Jedna z nich jest gazowym olbrzymem, a druga, Proxima b, jest uważana za obiekt skalisty masywniejszy od Ziemi o około 17%. Okres jej obrotu wokół gwiazdy wynosi jedenaście dni. Leży ona w tzw. "strefie mieszkalnej", czyli temperatura tam panująca pozwala na istnienie ciekłej wody. Nie oznacza to jednak wcale, że na Proximie b znajduje się woda.
Pomimo pozornie miłych okoliczności gwiezdnej pogody, planeta może być nieprzyjazna życiu. W 2017 r. naukowcy z NASA wykorzystali modele komputerowe, aby wykazać, że jeśli Proxima b miałaby atmosferę podobną do atmosfery Ziemi, to mogłaby być łatwo jej pozbawiona wskutek intensywnego promieniowania i rozbłysków jej macierzystej gwiazdy. To, co może wydawać się szczęśliwym położeniem, ma jednak straszną cenę. To bliskie sąsiedztwo z jego lokalnym piecem gwiezdnym powoduje, że planeta jest skąpana w ogromnych dawkach promieniowania i naładowanych cząsteczkach (3). Badania NASA pokazują, że atmosfera podobna do tej, którą znaleziono na Ziemi, zostałaby zdmuchnięta z Proximy b w ciągu zaledwie 100 milionów lat. Bez atmosfery życie wydaje się w najlepszym wypadku mało prawdopodobne.
Proxima b znajduje się tak blisko swojej gwiazdy macierzystej, że jej obroty wokół osi są zsynchronizowane z obrotami wokół gwiazdy, co daje efekt podobny do obrotu Księżyc wokół Ziemi. Przy czym skoro mówimy o orbicie wokół gwiazdy, oznacza to, że jedna strona ma wieczny dzień, druga spowita jest w wiecznej ciemności. Trudno w takich warunkach o stabilny system klimatyczny i inne warunki sprzyjające życiu.
Planeta może nadawać także sama z siebie
Poza domniemanymi transmisjami z bliskiego sąsiedztwa naszego Układu Słonecznego mniej lub bardziej tajemniczych sygnałów w paśmie radiowym pojawia się coraz więcej. O "szybkich błyskach radiowych" (FRB) pisaliśmy w MT już kilka razy. Do tej pory nie wyjaśniono w sposób ostateczny ich pochodzenia, choć jest sporo hipotez. Wciąż napływają nowego rodzaju niewyjaśnione wiązki radiowe.
Zespół naukowców z Uniwersytetu Cornella wykrył niedawno radiowe emisje pochodzące z systemu Tau Boötes. Także tu podejrzewa się, że źródłem jest egzoplaneta, gdyż moc i polaryzacja sygnału radiowego zgadzają się z teoretycznymi przewidywaniami naukowców dotyczących interakcji z polem magnetycznym planety. Badacze wykorzystali dane z instrumentu LOFAR (Low Frequency Array), radioteleskopu w Holandii. System gwiezdny, z którego pochodzą sygnały, składa się m.in. z gorącego Jowisza, gazowego olbrzyma planety, który jest bardzo blisko swojego własnego słońca. W ramach badań obserwowano również inne potencjalne emisje egzoplanetrne w 55 systemach gwiezdnych konstelacji Raka i Andromedy. Tylko układ planetarny Tau Boötes, oddalony o około 51 lat świetlnych - wyeliminował znaczącą sygnaturę radiową.
Dwa lata temu badacze z tego zespołu zbadali sygnaturę emisji radiowej Jowisza i przeskalowali te emisje, aby naśladować możliwe sygnatury z odległej, podobnej do Jowisza egzoplanety. Wyniki te stały się wzorcem do wyszukiwania emisji radiowych z egzoplanet oddalonych o 40 do 100 lat świetlnych. Zatem akurat w tym odkryciu nie ma raczej śladu Obcych. Raczej jest to wskazówka, by nie szukać w sygnałach radiowych sensacji, gdyż mogą pochodzić z wielkiej rozmaitości źródeł.
Mirosław Usidus