Broń prawdziwej wojny - czym walczą Ukraina i Rosja. Co się sprawdziło - co zawiodło
Rosyjska inwazja na Ukrainę (1) jest niewątpliwie największym konfliktem w Europie od czasów II wojny światowej. Rosja podjęła wielotorową ofensywę. Wykorzystując całą gamę technik militarnych, rosyjskie wojsko zaatakowało duże obszary Ukrainy atakami lotniczymi oraz przeprowadziło poważne bombardowania rakietowe i artyleryjskie, co spowodowało dużą liczbę ofiar. Zachód zaczął dostarczać Ukraińcom nową broń jeszcze przed atakiem, a potem intensyfikował te dostawy.
Rosja, czyli uderzenie ciężkie
W pierwszych godzinach inwazji na Ukrainę wykorzystywane przez Rosjan były pociski manewrujące, w tym po raz pierwszy w czasie wojny masowo wystrzelono precyzyjne rakiety balistyczne krótkiego zasięgu (SRBM). Według szacunków amerykańskich, w pierwszym ataku rosyjskim wzięło udział ponad sto pocisków wystrzelonych z lądu i morza. Rosyjskie wojsko użyło początkowo samolotów bojowych i pocisków Kalibr.
25 lutego ukraińskie dowództwo wojskowe poinformowało, że rosyjskie pociski rakietowe 3M14 Kalibr, wystrzelone w kierunku Ukrainy z Morza Czarnego, trafiły w okolice miast Sumy, Połtawa i Mariupol. Kalibr to pocisk manewrujący typu LACM (Land Attack Cruise Missile) o zasięgu od 1500 do 2500 km. Nie jest znana jego dokładna wartość tzw. błędu kołowego prawdopodobnego (ang. circular error probable - CEP), ale szacuje się, że wynosi ona mniej niż 5 m.
Do rażenia kluczowych celów rosyjskie wojsko użyło także pocisków Iskander o zasięgu maksymalnie do 2 tys. km (2), wyposażonych w znacznie potężniejszą głowicę, która może zniszczyć duże budynki i niektóre ufortyfikowane obiekty. Niektóre pociski Iskander miały być wystrzelone z terytorium Białorusi. Model Iskander-M charakteryzuje się prawdopodobieństwem błędu kołowego (CEP) wynoszącym 5-7 metrów, co oznacza, że połowa wystrzelonych pocisków wyląduje na okręgu o promieniu tej wielkości. Starsza rakieta Toczka ma CEP równy 90 m.
Jednym z systemów rakietowych wielokrotnego odpalania (MLRS), używanych przez armię rosyjską, jest BM-21 Grad. Jeden batalion składający się z 18 wyrzutni może wystrzelić 720 rakiet w jednej salwie. Rakiety są niekierowane i charakteryzują się mniejszą precyzją niż typowa artyleria; nie można ich używać w sytuacjach, w których wymagana jest dokładność co do punktu. Aby zniszczyć cel, trzeba użyć dużej liczby rakiet rozmieszczonych na danym obszarze. Wyrzutnie rakietowe Grad, Smercz i Uragan konstrukcji jeszcze radzieckiej są przeznaczone do wystrzeliwania salw rakiet w celu zniszczenia skupisk wojsk lub sprzętu wojskowego. Ich użycie przeciwko zaludnionym obszarom nieuchronnie powoduje duże straty w ludziach i poważne zniszczenia infrastruktury cywilnej.
Rosyjskie wojsko dysponuje również szeroką gamą potężnych jednostek artyleryjskich zaprojektowanych w Związku Radzieckim, które otrzymały nazwy kwiatów, takich jak samobieżne 203-mm 2S7 Pion, znana jako "piwonia' (3) oraz 152-mm samobieżne haubice "hiacynt" i "akacja".
Moskwa twierdzi, że ostrzał był skierowany wyłącznie na bazy wojskowe i infrastrukturę, ale agencja AP udokumentowała ogromne zniszczenia infrastruktury cywilnej i terenów mieszkalnych w Kijowie, Charkowie i wielu innych miastach i miasteczkach na Ukrainie. Zdjęcia z Charkowa, drugiego co do wielkości miasta Ukrainy, które zostały zweryfikowane przez Associated Press, pokazały, że rosyjskie rakiety uderzyły w budynki mieszkalne w ataku, w którym zginęło i zostało rannych wielu cywilów.
Przemawiając na forum Rady Praw Człowieka w Genewie, Michelle Bachelet, szefowa ONZ ds. praw człowieka, powiedziała, że "większość ofiar cywilnych została spowodowana użyciem ciężkiej artylerii, wieloprowadnicowych systemów rakietowych i ataków lotniczych na zaludnione obszary, przy czym najbardziej niepokojące są doniesienia o użyciu amunicji kasetowej przeciw celom cywilnym". Kreml zaprzecza, że jej używa, tak jak zaprzecza zbrodniom wojennym, których dopuścili się w późniejszej fazie wojny rosyjscy żołnierze. Bomby kasetowe, rakiety i pociski artyleryjskie wybuchają w powietrzu, uwalniając podpociski, czyli "bomblety", które są rozpraszane na dużym obszarze i jednocześnie uderzają w wiele celów. Po pierwszym uderzeniu bomby często nie eksplodują, co stwarza zagrożenie zabijania i okaleczania ludzi przez długi czas po ich wystrzeleniu.
Na arenie wojny pojawiła się również broń termobaryczna, której pociski składają się z pojemnika z paliwem i dwóch oddzielnych ładunków wybuchowych. Pierwszy z nich detonuje, rozpraszając cząsteczki paliwa, a drugi zapala rozproszone paliwo i tlen w powietrzu, tworząc falę uderzeniową o ogromnym ciśnieniu i temperaturze, która wytwarza częściową próżnię w zamkniętej przestrzeni. To sprawia, że broń jest szczególnie śmiercionośna dla osób znajdujących się w zamkniętych pomieszczeniach.
Pentagon poinformował, że na terenie Ukrainy zauważono rosyjskie mobilne wyrzutnie broni termobarycznej, ale nie ma jednoznacznych dowodów jej użycia. Do odpalania tego rodzaju pocisków służy system ciężkiego miotacza ognia TOS-1A - to wieloprowadnicowa wyrzutnia rakietowa zamontowana na podwoziu czołgu.
À propos czołgów. Ich użycie, niszczenie przez siły ukraińskie i dyskusje z tym związane to odrębny temat.
Ukraina, czyli lekkie manpady i drony
Wojsko ukraińskie korzysta z tego samego asortymentu wyrzutni rakietowych i haubic produkcji radzieckiej, co wojsko rosyjskie. Ukraina dysponuje ograniczonymi zasobami starszych i mniej celnych wersji rakiet balistycznych OTR-21 Toczka i według doniesień mediów w pierwszych dniach wojny użyła co najmniej jednej z nich do zaatakowania rosyjskiej bazy lotniczej na terytorium Rosji. Inne znane użycie tej rakiety to trafienie rosyjskiego okrętu. Nie ma zaawansowanej broni precyzyjnej dalekiego zasięgu, takiej jak rosyjskie rakiety balistyczne Iskander i pociski manewrujące Kalibr.
Oprócz starzejącego się arsenału radzieckiego, Ukraina dysponowała dużymi ilościami lekkiej broni zachodniej, takiej jak amerykańskie pociski przeciwpancerne Javelin i przeciwlotnicze pociski rakietowe Stinger. Stany Zjednoczone i kraje europejskie zaopatrzyły Ukrainę w różnorodny sprzęt. Wśród tych rodzajów broni znajdują się m.in. systemy NLAW, naprowadzany laserowo przeciwpancerny system rakietowy nowej generacji opracowany wspólnie przez Wielką Brytanię i Szwecję (4) oraz FGM-148 Javelin - amerykański lekki system, który może niszczyć czołgi z odległości kilku kilometrów.
W trakcie konfliktu swoistą sławę zdobyły także dostarczone przez Polskę wyrzutnie do rażenia celów w powietrzu, PPZR Piorun (6), będące głęboką modernizacją starszych Gromów, które w odróżnieniu od Stingerów doskonale spisują się w rażeniu celów na niedużych wysokościach, nawet 10 metrów. Te przenośne lekkie zestawy (zwane ogólnie "manpadami"), zarówno do rażenia celów naziemnych, jak i powietrznych, mogą być szczególnie skuteczne w środowisku miejskim, gdzie niewielkie zespoły mają więcej możliwości ukrycia się w celu przeprowadzenia zasadzki. Pociski te pojawiły się w materiałach filmowych z walk i na różnych zdjęciach, które krążą obecnie w mediach.
Narzędziem, które stało się ważne dla Ukraińców w ich walce, był bezzałogowy samolot bojowy Bayraktar TB2 (5), wyprodukowany w Turcji dron, który może przenosić lżejszą broń przeciwpancerną, najprawdopodobniej "inteligentny pocisk" Roketsan MAM-L. Pociski te ważą zaledwie 22 kg, ale są zaprojektowane tak, by za pomocą niewielkiego ładunku przebić pancerz i zniszczyć pojazd.
Ambasador Ukrainy w Ankarze Wasyl Bodnar powiedział, że drony te są bardzo skuteczne; filmy opublikowane przez ukraińskie wojsko pokazują, jak używa się ich do niszczenia pojazdów w rosyjskich konwojach. Cichym bohaterem, który według nieoficjalnych doniesień z Ukrainy jest używany znacznie częściej niż bojowy Bayraktar, jest dla sił ukraińskich polski dron rozpoznawczy FlyEye firmy WB Electronics.
Ukraina od lat jest zaopatrywana w broń przez USA, Wielką Brytanię i Polskę. W związku z najnowszym atakiem Rosji do grona dostarczycieli sprzętu dołączyło wiele innych krajów, np. rząd Holandii ogłosił, że dostarczy Ukrainie pociski AA Stinger, broń przeciwlotniczą Panzerfaust-3 i rakiety przeciwlotnicze. Norwegia zobowiązała się do wysłania około dwóch tysięcy jednorazowych wyrzutni pocisków przeciwpancernych M-72, a także różnych elementów wyposażenia ochrony osobistej, w tym hełmów i pancerzy. Rząd duński ogłosił niedawno, że dostarczy siłom ukraińskim prawie trzy tysiące nieokreślonych systemów przeciwlotniczych. Rząd czeski ogłosił, że dostarczy systemy moździerzowe, karabiny szturmowe, lekkie karabiny maszynowe, pistolety, nieokreśloną ilość karabinów snajperskich oraz ogromne ilości amunicji. Kraje bałtyckie - Estonia, Łotwa i Litwa - dostarczyły Ukrainie spore ilości broni typu Javelin lub Stinger. Wszystko to poza standardowym wkładem do wsparcia w ramach NATO.
Będąca poza NATO Finlandia dostarczyła Ukrainie tysiące karabinów szturmowych, wyrzutni rakiet, amunicję i racje żywnościowe. Szwecja, kolejny kraj nienależący do NATO, poszła w ślady Finlandii, łamiąc tradycje neutralności i dostarczając siłom ukraińskim dodatkowe systemy przeciwlotnicze, najprawdopodobniej Carl-Gustaf lub NLAW, produkowane przez szwedzką firmę SAAB.
Szkoda Bayraktara na czołgi
Jednym z głównych wyzwań dla sił rosyjskich stało się zastosowanie niekonwencjonalnych metod walki w środowisku miejskim a także pozamiejskim. Budynki i drzewa w gęsto zaludnionych obszarach służą ukraińskim żołnierzom za kryjówki. Ludność została poproszona o usunięcie znaków drogowych, aby utrudnić rosyjskim żołnierzom orientację. Rząd ukraiński wykorzystywał media społecznościowe, np. do przekazywania instrukcji, jak rzucać koktajlami Mołotowa w newralgiczne miejsca rosyjskich pojazdów. Ukraińcy wykonali metalowe barykady przeciwczołgowe, znane jako "jeże", oraz mniejsze zapory z kolcami, których celem jest zatrzymanie pojazdów kołowych.
Kiedy rosyjskie wojska wkroczyły na Ukrainę, wielu przewidywało, że Kijów padnie w ciągu 72 godzin. Kilka tygodni później jasne było, że ukraińskie wojsko zdołało powstrzymać Rosjan, którzy zajęli maksymalnie zaledwie 10 proc. terytorium kraju. Na wczesnym etapie wojny strategie ukraińskie wydawały się bardziej skuteczne niż rosyjskie.
Szacuje się, że w momencie rozpoczęcia inwazji Rosjanie dysponowali siłami około 120 batalionowych grup taktycznych, z których każda miała dziesięć czołgów, trzydzieści transporterów opancerzonych i szeroki wachlarz artylerii. Siły lądowe zostały dodatkowo wzmocnione przez lotnictwo, marynarkę wojenną i wsparcie cybernetyczne. Ich celem było szybkie przetoczenie się przez Ukrainę i zmiażdżenie wszelkiego oporu. Strategia ta nie różniła się od podejścia "shock and awe", stosowanego przez siły koalicji w Iraku, czy niemieckiego "blitzkriegu" z czasów II wojny światowej. Taka strategia zakłada, że siły ofensywne nieustannie posuwają się naprzód w szybkim tempie, nie dając obrońcom czasu na przegrupowanie.
Siły rosyjskie wkroczyły z północy i północnego wschodu przez Białoruś i Rosję z planem zdobycia Kijowa. Gdyby rząd w Kijowie upadł, kraj prawdopodobnie skapitulowałby. Tymczasem inne siły rosyjskie wkroczyły ze wschodu do prowincji Donbas i z południa przez Krym. Zbiegające się fronty miały na celu odizolowanie sił ukraińskich, zakłócenie ich struktury dowodzenia i zmuszenie do kapitulacji.
Jednak gdy okazało się, że to tempo nie zostało osiągnięte i utrzymane, siły rosyjskie utknęły w martwym punkcie. Częściowo wynikało to z nadmiernego oparcia się na przestarzałej technologii, ale przede wszystkim nie pozwoliła na to taktyka zastosowana przez siły ukraińskie i ich twarda obrona.
Ukraińcy, którzy przygotowywali się do inwazji od 2014 r., prawdopodobnie przewidzieli plan inwazji, który jest zgodny z rosyjską doktryną wojskową. Jednak, nawet przy właściwym planowaniu i przygotowaniach, ukraińskie wojsko dysponowało znacznie mniejszą siłą ognia niż nacierające siły rosyjskie. W związku z tym strategia polegała na ograniczeniu ofensywy rosyjskiej przy jednoczesnym zachowaniu własnych zasobów. Siły ukraińskie skupiły się na tym, by rosyjskie siły inwazyjne nie mogły osiągnąć impetu niezbędnego do przejechania przez kraj. Celowano w główne elementy rosyjskiego natarcia, niszcząc przy tym mosty i inną infrastrukturę. Ponadto ukraińskie jednostki przeciwpancerne używały Javelinów i innej broni przeciwpancernej do niszczenia czołgów, co jeszcze bardziej zakłóciło natarcie. Nie pozwalając Rosjanom nabrać rozpędu, Ukraińcy zdołali stworzyć silną pozycję obronną, która powstrzymała Rosjan.
Po wstrzymaniu rosyjskiej ofensywy Ukraińcy musieli starannie wybierać cele i oszczędzać zasoby. Mimo że społeczność międzynarodowa udzieliła Ukrainie pomocy w uzbrojeniu, Ukraińcom wciąż brakowało odpowiednich zasobów artylerii, broni pancernej i sprzętu lotniczego. Za każdym razem, gdy ukraińskie wojsko angażowało się w starcie z Rosjanami, stawiało się w trudnej sytuacji i narażało na ryzyko. Rosjanie dysponują systemami "przeciwbateryjnymi", które pozwalają wykryć nadlatujące pociski i wskazać miejsce, w którym znajduje się ukraińskie źródło ostrzału, które następnie Rosjanie mogą zaatakować. Biorąc pod uwagę mniejsze zasoby, każda utrata sprzętu miała dla Ukraińców większe znaczenie.
Potężna rosyjska armia czołgów spędziła większość pierwszego miesiąca walk bezczynnie na szosach. Ukraińcy nie niszczyli za wszelką cenę czołgów, które stały się dla Rosjan ciężarem ze względu na ich ciągłe zapotrzebowanie na olej napędowy. Wybierali niszczenie celów, których eliminacja miała największy efekt.
Warto zauważyć, że dron Bayraktar, który jest znany ze swoich właściwości przeciwczołgowych, zniszczył w tym konflikcie zaledwie sześć pojazdów opancerzonych. Ukraińcy używali go raczej do niszczenia rosyjskich systemów obrony powietrznej. Neutralizacja tych systemów uniemożliwiła Rosjanom przejęcie kontroli nad ukraińską przestrzenią powietrzną, a tym samym pozwoliła na przeprowadzenie większej liczby ataków z użyciem dronów, śmigłowców i samolotów.
Ukraińcy skutecznie identyfikowali także lokalizację rosyjskiego sprzętu do walki elektronicznej i uderzali na te systemy. Udało im się nawet przechwycić zaawansowany system walki elektronicznej o nazwie 1RL257 Krasucha-C4 (7), służący do zakłócania satelitów i radarów, co zostało określone jako niezwykle cenna zdobycz, także dla partnerów z NATO. Systemy tego typu służyły do zakłócania zarówno ukraińskiej komunikacji, jak i operacji dronów. Eliminacja ich miała ogromne znaczenie.
Ukraińscy wojskowi namierzali z dużą skutecznością także rosyjskie węzły dowodzenia, co dezorganizowało siły rosyjskie. W procesie niszczenia tych punktów dowodzenia Ukraińcy zabili wielu rosyjskich wysokich rangą oficerów, co było dużą stratą dla sił rosyjskich. Co więcej, bez tych punktów dowodzenia wojska rosyjskie nie mogą zsynchronizować swoich działań, co jeszcze bardziej opóźnia ofensywę.
Innym częstym celem Ukraińców były konwoje z zaopatrzeniem. Pojazdy dostawcze, które zazwyczaj nie są opancerzone, stanowią delikatniejszy cel niż czołgi, a zatem do ich zniszczenia potrzebna jest mniej zaawansowana broń. Według portalu Oryxspioenkop.com, który gromadzi dokumentację zdjęciową zniszczonego sprzętu wojskowego, ukraińskie wojsko zniszczyło lub zdobyło ponad pięćset pojazdów dostawczych w pierwszych czterech tygodniach wojny, a także dwa duże pociągi z paliwem. Bez zaopatrzenia rosyjskie wojska nie mogą posuwać się naprzód, ponieważ czołgi potrzebują dużej ilości oleju napędowego. Co więcej, brak zaopatrzenia jest zabójczy dla morale żołnierzy.
Ukraińską taktykę i strategię oceniono jako sk-teczną w osiąganiu dwóch głównych celów - ograniczania rosyjskich zdobyczy i oszczędzania zasobów. W drugim miesiącu tej inwazji Rosjanie wydawali się zmieniać strategię, odchodząc od walki na wielu frontach i koncentrując swoje wysiłki na "wyzwoleniu" Donbasu. W ten sposób mogą skonsolidować swoje siły i skoncentrować atak na jednym regionie. Ukraińcy z kolei będą musieli dostosować swoje strategie do tej rozwijającej się wojny. Cykl wydawniczy MT sprawia, że nie wiemy, co się wydarzy pomiędzy oddaniem materiału do druku a ukazaniem się numeru. Czytelnik zapewne w momencie czytania będzie więcej wiedział o efektach zmiany strategii przez Rosjan oraz skuteczności ukraińskiej obrony.
Oddziały hobbystów
Po stronie ukraińskiej oprócz oddziałów regularnej armii oraz obrony terytorialnej sporo jest formacji dość nietypowych, ale, jak się okazuje, całkiem skutecznych. Ofensywa rosyjska na Kijów od wschodniej strony, w ramach której posuwała się na stolicę ponad 60-kilometrowa kolumna pojazdów pancernych i zaopatrzeniowych, zakończyła się niepowodzeniem, w znacznej mierze dzięki serii nocnych zasadzek przeprowadzonych przez oddziały ukraińskich sił specjalnych i operatorów dronów na quadach. Operatorzy dronów wywodzili się z jednostki rozpoznania powietrznego nazwanej Aerorozvidka (8), która rozpoczęła działalność osiem lat wcześniej jako grupa informatyków ochotników i hobbystów projektujących własne maszyny i przekształciła się w istotny element skutecznego ukraińskiego oporu.
Jeśli chodzi o sprzęt, to Aerorozvidka była zmuszona uciekać się do crowdfundingu i sieci personalnych kontaktów, zdobywając takie komponenty jak zaawansowane modemy i kamery termowizyjne. Dowódca jednostki, podpułkownik Jarosław Honczar, opowiadał w wywiadach o zasadzce w pobliżu miasta Iwanków, która pomogła zatrzymać posuwającą się naprzód rosyjską ofensywę. Opowiadał, jak ukraińscy bojownicy na quadach zbliżyli się do nacierającej rosyjskiej kolumny w nocy, jadąc przez las po obu stronach drogi prowadzącej na południe w kierunku Kijowa od strony Czarnobyla.
Ukraińscy żołnierze byli wyposażeni w noktowizory, karabiny snajperskie, zdalnie detonowane miny, drony wyposażone w kamery termowizyjne i inne zdolne do zrzucania małych 1,5-kilogramowych bomb. Ta jedna mała jednostka w nocy miała zniszczyć dwa lub trzy pojazdy na czele konwoju, co zahamowało całą kolumnę. Rosjanie musieli podzielić kolumnę na mniejsze jednostki, by spróbować przebić się w kierunku ukraińskiej stolicy. W tym samym czasie zespół ukraiński przeprowadził atak na skład zaopatrzenia, co sparaliżowało zdolność Rosjan do posuwania się naprzód. "A wszystko to stało się dzięki pracy zaledwie trzydziestu ludzi", mówił Honczar.
Jednostka Aerorozvidka twierdzi również, że przyczyniła się do odparcia rosyjskiego ataku lotniczego na lotnisko Hostomel, na północny zachód od Kijowa, w pierwszym dniu wojny, używając dronów do zlokalizowania, namierzenia i ostrzelania około dwustu rosyjskich spadochroniarzy ukrytych na jednym końcu lotniska. Pokrzyżowało to rosyjskie plany wykorzystania lotniska do dalszego ataku na Kijów.
Aerorozvidka została założona przez młodych Ukraińców z wyższym wykształceniem, którzy brali udział w powstaniu na Majdanie w 2014 r. i zgłosili się na ochotnika, by wykorzystać swoje umiejętności techniczne w oporze przeciwko pierwszej rosyjskiej inwazji na Krym i Donbas.
Jej założyciel, Wołodymyr Koczetkow-Sukach, który był bankierem inwestycyjnym, zginął w akcji w 2015 r. w Donbasie. Zbudowali wiele dronów obserwacyjnych, a także duże, 1,5-metrowe, ośmiowirnikowe maszyny zdolne do zrzucania bomb i granatów przeciwpancernych. Stworzyli też system Delta, sieć czujników rozmieszczonych wzdłuż linii frontu, które przekazywały dane do cyfrowej mapy, dzięki czemu dowódcy mogli na bieżąco śledzić ruchy wroga. Obecnie wykorzystuje ona system satelitarny Starlink, dostarczony przez Elona Muska, do przekazywania danych na żywo ukraińskim jednostkom artyleryjskim, co pozwala im namierzać rosyjskie cele. Jednostka została rozwiązana w 2019 r. przez ówczesnego ministra obrony, ale w październiku ubiegłego roku została pospiesznie reaktywowana w obliczu zagrożenia rosyjską inwazją.
Jednostka poszukuje również sposobów na pokonanie rosyjskiego zagłuszania, będącego częścią wojny elektronicznej prowadzonej na Ukrainie, równolegle z bombami, pociskami i rakietami. Obecnie Aerorozidka zwykle czeka, aż Rosjanie wyłączą swój sprzęt zagłuszający, aby wystrzelić własne drony, a następnie wysyła swoje maszyny w tym samym czasie. Następnie jednostka koncentruje swoją siłę ognia na pojazdach walki elektronicznej.
Honczar opisuje te technologiczne bitwy i sposób walki Aerorozvidki jako przyszłość działań wojennych, w których roje małych zespołów połączonych wzajemnym zaufaniem i zaawansowaną komunikacją mogą pokonać większego i silniej uzbrojonego przeciwnika. "Jesteśmy jak rój pszczół", mówi. "Jedna pszczoła to nic, ale tysiąc może pokonać dużą siłę. Jesteśmy jak pszczoły, ale pracujemy w nocy".
Konfrontacja z realiami i wnioski dla siebie
Dziś, patrząc na wojnę na Ukrainie, możemy skonfrontować to, co pisaliśmy przez lata w "Młodym Techniku" nowatorskich technikach wojskowych, z rzeczywistością wojny na dużą skalę. Na przykład można by zapytać, jak wygląda zastosowanie tak hucznie od lat zapowiadanych technik sztucznej inteligencji w uzbrojeniu. Praktycznym jej wdrożeniem jest choćby wspominany turecki dron TB2, który może autonomicznie startować, lądować i latać, choć nadal to człowiek decyduje, kiedy zrzucić przenoszone przez niego bomby naprowadzane laserem.
Z kolei Rosja dysponuje dronem "kamikadze" o pewnych możliwościach autonomicznych o nazwie Lantset, którego podobno używała w Syrii i być może na Ukrainie. Lantset jest technicznie rzecz biorąc "amunicją krążącą", przeznaczoną do atakowania czołgów, kolumn pojazdów lub skupisk wojska. Po wystrzeleniu krąży ona po wyznaczonym obszarze geograficznym, aż do wykrycia wybranego typu celu. Następnie wbija się w cel, detonując głowicę bojową.
Przypomnijmy, że Rosja nazywała systemy AI "priorytetem strategicznym". Władimir Putin powiedział w 2017 r., że ten, kto zostanie liderem w dziedzinie AI, ten "stanie się władcą świata". W wywiadzie dla serwisu Politico ekspert w tej dziedzinie, Samuel Bendett, powiedział, że Rosja z pewnością wykorzysta sztuczną inteligencję na Ukrainie do analizy danych z pola walki, w tym nagrań z dronów. Jego zdaniem, możliwe jest, iż Chiny dostarczą Rosji bardziej zaawansowaną broń wyposażoną w sztuczną inteligencję do wykorzystania na Ukrainie w zamian za uzyskanie wiedzy na temat wykorzystania przez Rosję dronów do działań bojowych - jest to obszar, w którym Rosja ma doświadczenia z Syrii, zaś Chinom ich brakuje.
AI może również odegrać istotną rolę w wojnie informacyjnej. Od dawna sporo jest obaw, że techniki sztucznej inteligencji, takie jak kreowanie "deepfakes", bardzo realistycznych podróbek wideo stworzonych przy użyciu technik sztucznej inteligencji, zwiększą skuteczność rosyjskich kampanii dezinformacyjnych. Z drugiej strony uczenie maszynowe można również wykorzystać do wykrywania dezinformacji.
Ukraina poinformowała w marcu, że wykorzystuje technologię rozpoznawania twarzy do identyfikacji poległych rosyjskich żołnierzy. Informacje te umożliwiają kontakt z rodzinami zabitych. Jak powiedział agencji Reuters wicepremier Mychajło Fiedorow, informacje o nich są rozpowszechniane w mediach społecznościowych, aby "przynajmniej powiadomić rodziny, że straciły swoich synów, a następnie umożliwić im przyjazd po ich ciała".
Wykorzystywana przez Ukraińców technika jest dostarczana przez startup nazwie Clearview AI. Jej oprogramowanie identyfikuje ludzi, wykorzystując publiczne zdjęcia zebrane z Internetu i platform społecznościowych bez zezwolenia, w celu stworzenia bazy danych z możliwością przeszukiwania. Oprócz identyfikowania rosyjskich żołnierzy, oprogramowanie było podobno wykorzystywane do identyfikowania potencjalnych rosyjskich szpiegów próbujących przedostać się do kraju przez punkty kontrolne.
Z wojny na Ukrainie wniosków dla siebie wyciąga wiele krajach na świecie. Toczone są ożywione dyskusje o tym, jak wykorzystać te doświadczenia siebie, np. Indie zastanawiają się, co z tego wynika dla nich w potencjalnych starciach zarówno z Chinami, jak i starym wrogiem, Pakistanem. Hindusi rozważają, czy w przypadku wojny z Chinami mogliby powielić taktykę Ukraińców, wpuszczając do pewnego stopnia wroga na terytorium, a potem odcinając go od zaopatrzenia.
Analitycy w Indiach zwracają uwagę na coś, czego chyba nie dostrzegli eksperci zachodni - na przewagę systemu demokratycznego. W systemach autorytarnych, takich jak Rosja, piszą, wojsko w stanie nadmiernej potęgi urojonej funkcjonuje w kokonie bez żadnego nadzoru. Interwencja rosyjska w Syrii była, zdaniem Hindusów, błędnie postrzegana jako wzór sukcesu. Hierarchia wojskowa Rosji nie potrafiła przekazać prezydentowi Putinowi uczciwych i obiektywnych informacji.
Inwazja Rosji na Ukrainę skłoniła także Tajwan, zwyczajowo już zagrożony inwazją ze strony potężniejszego sąsiada, do zastanowienia się nad sposobem obrony, wywołując nowe debaty na temat broni, taktyki wojskowej, a nawet ewentualnego rozszerzenia poboru do wojska. Tajwańscy dowódcy wojskowi zazwyczaj woleli inwestować w sprzęt o dużej skali, taki jak myśliwce, czołgi i okręty. Analitycy ostrzegali już wcześniej, że sprzęt ten może zostać szybko zniszczony przez potężniejsze siły inwazyjne. Jednym z pomysłów rozważanych teraz przez ustawodawców i ekspertów ds. obrony jest zgromadzenie dużej liczby dronów bojowych, których użycie na Ukrainie pomogło spowolnić postępy Rosji.
Niektórzy eksperci ds. bezpieczeństwa twierdzą, że doświadczenia Ukrainy pokazują, jak ważne jest gromadzenie zapasów broni, ponieważ kraj ten szybko wyczerpał zapasy broni przenośnej i musiał polegać na dalszych dostawach z USA i innych krajów, sprowadzanych przez granicę lądową. Dostarczenie Tajwanowi dodatkowej broni w razie konfliktu byłoby trudniejsze, głównie dlatego, że jest to wyspa i obszar o znacznie mniejszej powierzchni niż Ukraina, a co za tym idzie, łatwiejszy do zablokowania przez potencjalnego najeźdźcę. "Zaopatrzenie Tajwanu jest znacznie trudniejszym zadaniem i może okazać się niemożliwe przez długi czas", powiedział mediom Ivan Kanapathy, były doradca wojskowy rządu USA w Tajwanie. Sprawę w przypadku Tajwanu komplikuje fakt, że wielu mieszkańców wyspy, na której kiedyś panowała dyktatura wojskowa, nadal obawia się nadmiernego wzmocnienia armii.
Systemy "żołnierza przyszłości" pasują do teatru wojny na Ukrainie
Przez kolejne dekady, w miarę rozwoju techniki wciąż malało znaczenie typowych poborowych, czyli z lekka tylko przeszkolonych amatorów. Kończył się, przynajmniej tak się wydawało i chyba wciąż wydaje, czas milionowych armii, okopów i mięsa armatniego. Nawet zwykła piechota ma obecnie wyposażenie i zadania, które wymagają profesjonalnego przygotowania i szkolenia dużo głębszego niż szkolenia rekrutów z masowej branki. Podany wyżej przykład Aerorozvidki i jej dokonań zdaje się potwierdzać te tendencje. Oddziały ukraińskie, zwłaszcza obrona terytorialna, składały się z wielu takich niezbyt licznych operujących oddzielnie od dużych formacji, oddziałów. Nie zawsze to byli tak wysokiej klasy specjaliści, jednak nawet gdy chodzi "zwykłą" obronę terytorialną, nie można ich nazwać słabo przeszkolonym mięsem armatnim.
Przez lata opisywano proces przekształcania masowych armii w zespoły specjalistów w dziedzinie nie tylko samej walki, a nawet można powiedzieć, w coraz mniejszym stopniu walki, zaś w coraz większym stopniu - w dziedzinach inżynieryjnych i technologicznych. Mieli być "rycerzami" nowej ery, operującymi w elektronicznych systemach bojowych, jako aktywne części wojskowego Internetu Rzeczy, od sprzętu komunikacyjnego i wizyjnego po potężniejsze maszyny bojowe. Wszystko to docelowo ma być skomunikowane i koordynowane jako zintegrowana sieć (9), która pozwala sprawnie i szybko stosować rodzaj i liczbę środków bojowych, w zależności od potrzeby.
Typowym przykładem systemu zintegrowanego, obejmującego wszystkie aspekty działalności i życia człowieka podczas "pracy na wojnie", który opisywaliśmy w MT wiele lat temu, był niemiecki projekt Gladius zaprojektowany przez firmę Rheinmetall z tzw. holistycznym podejściem. System miał zapewniać dziesięcioosobowemu oddziałowi piechoty poruszającej się za pomocą bojowego pojazdu możliwość stworzenia swojego rodzaju sieci operacyjnej. Sieć ta, składająca się z komponentów rozpoznania, dowodzenia i kontroli, pozwala na szybką wymianę informacji, jak również na stworzenie wspólnej wiedzy sytuacyjnej, jako podstawy do planowania i prowadzenia operacji.
Gladius i podobne systemy to ergonomia, redukcja masy ekwipunku, miniaturyzacja i lepsza integracja poszczególnych komponentów. Każdy żołnierz otrzymuje wszystkie istotne dane dotyczące sytuacji taktycznej, położenia sprzymierzonych oddziałów, aktualnego stanu operacji oraz rozlokowania sił przeciwnika. Zawiera także GPS i inercyjny system nawigacji. Ukraińscy żołnierze prawdopodobnie korzystali w polu z wielu tych elementów, choć z pewnością nie można jeszcze mówić, że byli ubrani w "holistyczny" system w rodzaju Gladius.
Projektów o podobnym charakterze projektowano na świecie przez lata wiele, od USA po Chiny. Miały być stopniowo testowane i implementowane przez wojsko, w pierwszej kolejności przez oddziały specjalne. Także w Polsce powstawało takie rozwiązanie, nazywane "Tytan". W wielu z tych projektów przewidywano wykorzystanie egzoszkieletów. Ale ten kierunek w ostatnich latach wyraźnie spowolnił, pojawiły się problemy techniczne, związane z zasilaniem, masą urządzeń i funkcjonalnością. Postanowiono najpierw sprawdzić te rozwiązania w przemyśle.
Skoro żołnierz ma poruszać się po terenie z minimalnym obciążeniem, nie należy marnować amunicji. Inaczej mówiąc, wszystkie naboje niesione przez niego powinny trafiać. Kilka lat temu amerykańska wojskowa agencja DARPA zainaugurowała projekt EXACTO z firmą Teledyne, który najogólniej mówiąc, polega na tym, że optyczne systemy naprowadzania na cel, pokonując nawet niekorzystne warunki atmosferyczne, dają stuprocentową celność każdemu wystrzałowi.
Opracowaniem inteligentnej broni dla wojska, które nie zawsze może być szkolone długie lata, zajmuje się firma Tracking Point. Jej inteligentny karabin snajperski został opracowany tak, by dosłownie każdy, kto weźmie go do ręki, był w stanie oddawać celne strzały (10). Aby oddać więc precyzyjny strzał, strzelec musi jedynie namierzyć cel. Wewnętrzny komputer gromadzi dane balistyczne, obraz pola walki, rejestruje warunki atmosferyczne, takie jak temperatura otoczenia, ciśnienie, przechylenie, a nawet nachylenie osi Ziemi. W końcu też informuje ze szczegółami jak należy trzymać broń i kiedy dokładnie nacisnąć spust. Strzelec może sprawdzić wszystkie informacje, patrząc przez celownik.
Inteligentna broń wyposażona jest również w mikrofon, kompas, Wi-Fi, silnik namierzania, integralny dalmierz laserowy i wejście USB. Pojawia się możliwości komunikacji, wymiany danych i obrazu między każdym inteligentnym karabinem. Informacje te mogą być przesyłane również na smartfon, tablet bądź laptop. Tracking Point zaproponowała też aplikację o nazwie Shotview, rozsz-rzającą możliwości broni o udogodnienia, związane z okularami rozszerzonej rzeczywistości. W praktyce polega to na tym, że obraz z przyrządów celowniczych jest transmitowany w jakości HD przed oko strzelca. Z jednej strony pozwala to na celowanie bez złożenia się do strzału, a z drugiej daje możliwość prowadzenie ognia w taki sposób, by strzelec nie musiał wysuwać głowy.
Wojna elektroniczna, czyli komunikacja, wykrywanie, zakłócanie, a nawet przewidywanie
Doświadczenia z wojny na Ukrainie, a także wielu innych współczesnych konfliktów, jednoznacznie uwypukliły fakt, że znaczenie i skuteczność ogniowa czołgów, okrętów oraz samolotów obecnie w największym stopniu zależą od ilości, trafności, szybkości uzyskania oraz sposobu wykorzystania informacji. Te muszą zaś być szybko i sprawnie przekazywane pomiędzy różnymi formacjami.
Wojskowe sieci informacyjne wcześniej przez dekady były odrębne w poszczególnych rodzajach. Sprawny i szybki obieg hamowały też sztywne procedury, wymuszone przez służbową hierarchię. W nowej, pochodzącej oczywiście z USA, koncepcji nazywanej Network Centric Warfare (NCW) - założono uzyskanie nad każdym przeciwnikiem wyraźnej przewagi informacyjnej, a następnie wykorzystanie jej w działaniach bojowych. Technicznie oznacza to połączenie wszelkiego rodzaju urządzeń rozpoznawczych, satelitów, radarów, kamer, skanerów i czujników, ludzi podejmujących decyzje oraz załóg samolotów, wozów, okrętów i innych jednostek w jednolitą sieć.
Zbiory danych w ramach NATO-wskiej sieci o nazwie Link-16 są dostępne dla wszystkich uczestników działań. W praktyce oznacza to np., że załoga samolotu bojowego ma dostęp do wiedzy o szerszej sytuacji taktycznej, o samym obiekcie ataku: jego położeniu, strukturze, konfiguracji terenu, warunkach atmosferycznych, systemie obrony przeciwlotniczej przeciwnika, a także o otoczeniu, obiektach cywilnych w sąsiedztwie, budynkach mieszkalnych i użyteczno-ci publicznej. Jest więc zupełnie inaczej niż w czasach, gdy samolot po prostu dostawał rozkaz bombardowa-ia i współrzędne celu.
Wojskowe pojazdy amerykańskie oraz pojazdy koali-ji pełniące służbę w Afganistanie miały zainstalowaną aplikację Blue Force Tracker (BFT). Automatycznie raportowała ona pozycję pojazdu oraz odbiera ze sztabu brygady informacje o sytuacji taktycznej, np. o położeniu własnych oddziałów, rozpoznanych lokalizacjach przeciwnika oraz zagrożeń, takich jak pola minowe czy pojedyncze ładunki wybuchowe. Dane są aktualizowane na bieżąco. Informacje spływające z BFT są automatycznie nanoszone na mapę wyświetloną na ekranie dowódcy. Żołnierze wiedzą dzięki temu systemowi, co się dzieje, co nie tylko pomaga im w prowadzeniu działań bojowych, ale poprawia ich morale.
W systemie BFT za podstawową łączność odpowiadał kanał satelitarny. Już w 2003 roku, w Iraku, dzięki Blue Force Tracker możliwa była koordynacja działań jednostek oddalonych od siebie o 400 km. Zwykłe radio nie pozwoliłoby na to. Późniejsza wersja, oznaczona skrótem BFT-JCR, pozwalała na znacznie wyższą przepustowość łączy satelitarnych, powalającą przesyłać długie wiadomości z załącznikami, a także aktualizować informację o sytuacji taktycznej w kilkusekundowych odstępach.
Blue Force Tracker jest usługą funkcjonującą w ramach szerszego systemu Force XXI Battle Command Brigade and Below (FBCB2) - systemu zarządzania oddziałem wojskowym wielkości brygady lub mniejszym. Ogólna nazwa tego rodzaju systemów to Battle Management System (BMS), po polsku - system zarządzania polem walki.
Armia prześciga się w badaniach nad nowymi technologiami wojny elektronicznej, zarówno w ataku, jak i w obronie. Wszystko to służy nowej koncepcji prowadzenia walki przez armię, znanej jako operacje wielodomenowe (MDO), i jest z nią zintegrowane. MDO to plan i domena walki z przeciwnikiem, który może rzucić wyzwanie wojskom na lądzie, morzu, w powietrzu, przestrzeni kosmicznej i cyberprzestrzeni. "Widmo elektromagnetyczne nie jest oficjalnie domeną walki, ale operacje na widmie elektromagnetycznym są krytyczne dla realizacji operacji wielodomenowych", wyjaśniał kilka lat temu Jeff Boksiner, znany amerykański ekspert wojskowy.
Wojna elektroniczna może być wykorzystywana do zakłócania systemów łączności przeciwnika, zakłócając jego wywiad, obserwację i rozpoznanie (ISR), manewry na polu bitwy i procesy zdobywania celów. Zdaniem cytowanego Boksinera, by osiągnąć przewagę elektromagnetyczną, armia będzie musiała wykorzystać automatyzację i uczenie maszynowe, co pozwoli szybciej przetwarzać informacje o polu walki i zmniejszyć obciążenie poznawcze żołnierzy. Przeciążenie informacyjne jest obecnie uznawane za główne wyzwanie w działaniach wielodomenowych.
Armia stara się zapewnić ciągłość działania własnych sieci i linii komunikacyjnych, ale chce również namierzać wroga za pomocą jego elektronicznych "emisji" (Rosjanie zresztą też to wykorzystują na Ukrainie, namierzając np. emisje zestawów Starlink). Docelowo armia chce być w stanie zidentyfikować, jakie emisje są związane z różnymi formacjami i systemami uzbrojenia, aby zrozumieć, co robią na polu walki i przewidzieć ich następny ruch. Ale to przyszłość.
Hipersoniczny zawrót głowy
Podczas wojny Rosja użyła rzekomo pocisków hipersonicznych, wystrzeliwując pociski Ch-47M2 Kindżał. Choć komentatorzy mieli poważne wątpliwości, czy tak rzeczywiście było, a jeśli nawet tak było, to czy rzeczywiście pocisk osiągnął hipersoniczne poziomy prędkości, to nie ma wątpliwości, że ten kraj, podobnie jak Stany Zjednoczone i Chiny, pracuje nad takim uzbrojeniem. Systemy uzbrojenia tego rodzaju mogą teoretycznie pozwolić na atak na obiekty lub osoby, których lokalizacja jest znana tylko chwilowo, w dowolnym punkcie globu, w czasie nie dłuższym niż godzina.
Informacje o pracach nad nią są dość enigmatyczne, niemniej trochę o testach i pracach nad nową bronią wiemy, trochę domyślamy się, a trochę też jesteśmy zapewne celowo dezinformowani przez służby największych mocarstw.
W fachowej terminologii rozwiązania broni hipersonicznej określa się jako systemy klasy HGV (Hypersonic Glide Vehicle). Mają poruszać się z prędkością wielokrotnie większą niż dotychczasowe rakiety i być praktycznie niewykrywalne dla radarów. Gdyby w czyimś arsenale rzeczywiście się pojawiły, większość istniejących arsenałów nuklearnych światowych mocarstw mogłaby okazać się bezużyteczna, gdyż już w pierwszej fazie wojny silosy rakietowe zostałyby zniszczone przez hipersoniczne glidery. Wytropienie takiego pocisku przez radary jest praktycznie niemożliwe, leci on bowiem na znacznie mniejszej wysokości niż tradycyjne rakiety balistyczne, a cel trafia z dokładnością do kilku metrów.
Wiadomo, że w ubiegłych latach Chiny przeprowadzały próby pocisku hipersonicznego DF-ZF (występującego dawniej pod nazwą WU-14). Uważa się, że będzie osiągał prędkość ponad 10 Ma, co ma pozwolić na skuteczne pokonanie amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej.
W tym samym mniej więcej czasie testy swojego pocisku hipersonicznego 3M22 Cyrkon przeprowadzili Rosjanie. Raporty amerykańskie szacowały, że rosyjskie pociski będą gotowe do użycia w 2018, a chińskie w 2020 roku. W Rosji (a wcześniej w ZSSR) już od dłuższego czasu rozwijane są technologie związane z procesem wystrzeliwania i sterowania pociskami hiperdźwiękowymi. Już w 1990 roku przeprowadzano próby z systemem Ju-70/102E. W kolejnych testach wykorzystano już Ju-71. Pocisk ten, według założeń, miał docelowo osiągać 11 tys km/h. Wspomniany Cyrkon to inny projekt.
W Stanach Zjednoczonych pomysł stworzenia takiej broni pojawił się w rezultacie prac nad przeglądem polityki nuklearnej (Nuclear Posture Review) z 2001 roku. Amerykanie koncentrowali się jednak dotychczas na hipersonicznych pojazdach kosmicznych i pociskach do przenoszenia głównie głowic konwencjonalnych, np. do walki z terrorystami lub Koreą Północną. Dopiero po wieściach, że Rosja i Chiny pracują przede wszystkim nad hipersonicznymi środkami do uderzenia jądrowego, USA modyfikują swoją strategię i przyspieszają prace nad zastąpieniem obecnie używanych pocisków balistycznych ICBM przez pociski hipersoniczne. Obecnie zakładają zbudowanie dwóch prototypów, gotowych do testów jeszcze przed 2020 r. W ich trakcie zostaną niewątpliwie wykorzystane doświadczenia z prac nad eksperymentalną, hipersoniczną rakietą manewrującą X-51.
Czy rzeczywiście ktokolwiek ma w arsenale nadającą się do użytku broń hipersoniczną, nie jest wcale jasne. Z bronią tą wiążą się ogromne wyzwania techniczne i naukowe, gdyż nagrzewającym się w gęstej atmosferze hiperszybkim pociskiem trudno sterować w znanych zakresach elektromagnetycznych.
Niejasności związane z użyciem tej broni to zresztą zarazem dobry przykład szumu informacyjnego charakterystycznego dla wojny na Ukrainie. Obie strony jednocześnie z walkami na broń ciężką i lekką toczą wojnę informacyjną. Z informacjami eksponującymi sukcesy sił ukraińskich rywalizuje rozwinięty przez lata aparat dezinformacyjnej propagandy Kremla. Ponieważ dla świata zachodniego jest jasne, że dobro jest po stronie Ukrainy, a Rosja jest brutalnym najeźdźcą, popełniającym przerażające zbrodnie wojenne, Ukraina w tej wojnie zdecydowanie wygrywa.
Mirosław Usidus