Fokker E.V - 001
Nowo powstające siły powietrzne naszego kraju, powracającego po ponad stu latach zaborów na mapy Europy, nie miały jeszcze ani własnych szkół, ani rodzimej produkcji samolotów - korzystały więc zarówno z wiedzy polskich pilotów wyszkolonych w państwach zaborczych, jak i ze zdobycznych maszyn. Porucznik Stefan Stec (ur. 25 listopada 1889 r. - zm. 11 maja 1921 r.) nie był tu wyjątkiem (1). Ten pilot i inżynier, służący w pierwszej wojnie światowej w lotnictwie austro-węgierskim, przedarł się w listopadzie 1918 r. do podlwowskiego lotniska Lewandówka i jako jeden z pierwszych pilotów brał udział w walkach o Lwów z Ukrainą.
Zaczęło się od 001
15 listopada Stec został wysłany z meldunkami o sytuacji w mieście do naczelnego dowództwa w Warszawie. Na swoim Fokkerze E.V, z białym numerem bocznym 001, namalowane miał m.in. biało-czerwone szachownice (stosował je jeszcze w lotnictwie austro-węgierskim jako jedno z osobistych godeł). Składały się one z czterech pól, bez obwódek - na skrzydłach znajdowały się ich lustrzane odbicia (2, 3). Dowódca rodzącego się polskiego lotnictwa, ppłk Hipolit Łossowski, widząc to, uznał, że właśnie taki znak - spośród tych dotychczas nieoficjalnie stosowanych (np. czerwono-białych ogonów eskadry lwowskiej) - będzie najlepszy dla rodzimych maszyn (4).
1 grudnia 1918 r. Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego wydał rozporządzenie definiujące sposób malowania szachownic - bez obwódek - na wszystkich wojskowych samolotach. Obwódki wprowadzono oficjalnie trzy lata później. Przez kolejne siedemdziesiąt lat z hakiem taka szachownica była znakiem polskiego lotnictwa wojskowego (i jednym z najdłużej używanych). Dopiero w roku 1993 wprowadzono nowy wzór, z zamienioną kolejnością pól (odwrócony o 90°), poprawniejszy heraldycznie i z nieznacznymi zmianami w kolorystyce i szerokości obwódek.
Samolot
Rozpiętość: 8,4 m
Długość: 5,86 m
Wysokość: 2,82 m
Powierzchnia nośna: 10,7 m²
Masa własna: 385 kg
Masa startowa: 565 kg
Prędkość maks.: 85 km/godz.
Prędkość przelotowa: 170 km/godz.
Prędkość wznoszenia: 5 min 5 s na wys. 2 tys. m
Pułap: 6300 m
Zasięg: 250 km
Długość lotu: 1,5 godz.
Fokker E.V (późniejsze oznaczenie zmodyfikowanej wersji to D.VIII) był jednomiejscowym górnopłatowcem myśliwskim z końca I wojny światowej - jednym z najlepszych w swoim czasie. Oblatano go dopiero w pierwszej połowie 1918 r., stąd tylko niewielka liczba seryjnych maszyn zdołała przed zakończeniem działań wojennych wejść do służby w lotnictwie niemieckim. Miał kadłub kratownicowy, z rur stalowych, oraz płat wolnonośny, drewniany, kryty sklejką, o trapezowym obrysie. Napędzany był silnikiem rotacyjnym Oberursel Ur.II o mocy 81 kW (110 KM). Uzbrojenie tworzyły dwa zsynchronizowane (strzelające przez śmigło) karabiny maszynowe Spandau LMG 08/15, kalibru 7,92 mm, umieszczone na grzbiecie kadłuba przed kabiną pilota.
Kilkanaście zdobycznych egzemplarzy użytkowało polskie lotnictwo wojskowe.
Modelik
Przyznam, że pierwsze przymiarki do tematu miały już miejsce bodaj z okazji osiemdziesięciolecia polskiego lotnictwa. Wtedy naszkicowałem model, którego głównym zadaniem miało być "latanie" jedynie pod sufitem, z sympatycznym pilotem (5). Nie planowałem więc ani modelu lekkiego, ani bardzo wiernego oryginalnej konstrukcji, choć starałem się możliwie w dużym stopniu zachować cechy konkretnego typu pionierskiego samolotu. Przerysowany cyfrowo model został jeszcze bardziej uproszczony w budowie - co zaowocowało wykonaniem pierwszego egzemplarza prototypowego, opisanego niżej.
Podobno plany Fokkerów rysowane były na podłodze warsztatu, a licencyjne egzemplarze powstawały jedynie w oparciu o jeden dostarczony egzemplarz. Chyba i mnie udzielił się podobny klimat, bo jak na moje modelarskie doświadczenie budowa tego modelu była bardzo pionierska. Postanowiłem jako główny materiał konstrukcyjny wykorzystać karton i tekturę, z niewielkim dodatkiem innych materiałów.
Zapewne klasyczna budowa z poszywaniem szkieletu tkaniną (lub imitującą ją folią termokurczliwą) byłaby łatwiejsza (projekt także na to pozwala), jednak przetestowana technologia rokuje zupełnie dobrze. Najprawdopodobniej powstaną też kolejne Fokkery, uwzględniające m.in. doświadczenia uzyskane z montażu tego egzemplarza.
Prace montażowe
Jak to bywa zazwyczaj, bazą jest rysunek - najlepiej powiększyć go do docelowej skali (ewentualnie sprawdzić najnowszą wersję na stronie autora - MODELmaniak. pl).
Pracę proponuję zacząć od małego skrzydełka podwoziowego - dla nabrania wprawy (6). Żeberka można wykonać z tektury piwnej lub balsy 1,5 mm. Tam, gdzie będą mocowane inne elementy, trzeba potroić warstwy. Z dużym skrzydłem będzie podobnie. Tu dodatkowo włożyłem listwę na krawędzi natarcia (7). Środkową część z wycięciem można rozwiązać jeszcze lepiej, nacinając żeberka po skosie. Końcówki skrzydeł zwężać się będą ku górze, więc wystarczy dokleić dolną część poszycia do jego górnej części - obrys został z grubsza zachowany (8). Oba usterzenia można wykonać z balsy lub tektury piwnej (2×15 mm).
Szkielet kadłuba (9, 10) montowany jest na tekturowym dnie - tylko miśkowa klapa "desantowo-serwisowa" nie będzie przyklejana do listew, które pomagają w łączeniu kartonowych (ewentualnie balsowych) brytów poszycia. W niektórych miejscach (łączenia) wręgi i podłużnice zostaną pogrubione.
Ponieważ czas goni, w opisywanym projekcie zrezygnowałem z makietowych smaczków typu karabiny, silnik gwiazdowy i jego odpowiednia osłona (11). Wykorzystałem za to ruchome, wielkie modelarskie śmigło (12); notabene też od Fokkera, choć trójpłatowego - z pierwszej gazetki jednej z kioskowych serii. Niewielkim nakładem pracy może być ono nawet napędzane silniczkiem elektrycznym, ot tak, dla lepszego efektu. Szprychowe koła 65 mm są zwykle dostępne w sklepach modelarskich.
Montaż podwozia i skrzydła (14) wykonałem po impregnacji i malowaniu - bardzo pomogły rurki i wkręty oczkowe (13). Na koniec jeszcze biało-czerwone naklejki - i miś może już zakładać gogle do latania wokół żyrandola! Całość będzie piękną dekoracją w pracowniach modelarskich z okazji "polskiej setki" (15) - a i później przyda się także jako dobry powód do ciekawej rozmowy o naszych lotniczych szachownicach.
Paweł Dejnak