Nauka złapana za słowo. To Merkury, a nie Wenus, jest najbliższą Ziemi planetą

Nauka złapana za słowo. To Merkury, a nie Wenus, jest najbliższą Ziemi planetą
Obliczenia i symulacje potwierdzają, że Merkury jest planetą najbliższą nie tylko Ziemi, ale także każdej innej planecie w Układzie Słonecznym (1). Ale jak to?

Okazuje się, że wynika tak z matematyki. Naukowcy opracowali symulację naszego Układu, obejmującą wszystkie planety poruszające się po swoich orbitach. Następnie przyspieszyli ich ruch o setki lat, by obliczyć odległość między nimi.

Gdy uśrednili te wartości, udało im się ustalić, które planety są najbliżej siebie. Co zaskakujące - odkryli, że Merkury był najbliższą planetą dla pozostałych siedmiu. Może się to wydawać niemożliwe, ale ma sens, jeśli zdamy sobie sprawę, że każda planeta spędza około połowy czasu po przeciwnej stronie Słońca.

Dotyczy to z naszej perspektywy również Wenus. Od kiedy pamiętamy, była uznawana za najbliższą sąsiadkę Ziemi. Okazuje się jednak, że ową najbliższą sąsiadką Ziemi, a raczej jej orbity, jest nie planeta Wenus, lecz orbita planety Wenus.

Te obrazoburcze twierdzenia wynikają z pracy trójki uczonych: Toma Stockmana - doktoranta na Uniwersytecie Alabamy w Huntsville (UAH) i asystenta w Narodowym Laboratorium Los Alamos (LANL), Gabriela Monroe - inżyniera w Centrum Rozwoju Badań Inżynierskich Armii Stanów Zjednoczonych (ERDC), oraz Samuela Cordnera - inżyniera z NASA. Naukowcy użyli dokładniejszej niż dotąd metody szacowania średniej odległości pomiędzy dwoma ciałami orbitującymi.

Opracowana przez nich symulacja orbit ujawnia, że Merkury ma najmniejszą średnią odległość od Ziemi i jest najczęściej najbliższym jej sąsiadem. Pozostaje najbliższą planetą nawet z punktu widzenia Neptuna (i owszem, dla Plutona również, choć teraz to już nie definicyjna planeta).

Naukowcy przypominają też, że planetolog David Rothery przeprowadził wcześniej całkiem podobną symulację Układu Słonecznego dla programu radiowego BBC "More or Less" i uzyskał podobne wyniki.

Do porównywania orbit naukowcy zastosowali tzw. modulację PCM, w której przyjmuje się orbity dwóch planet za okrągłe, koncentryczne i wielopłaszczyznowe - można dzięki niej obliczyć średnią odległość pomiędzy dwiema planetami w ich ruchu wokół Słońca.

Przy odpowiednich założeniach, PCM mógłby zostać wykorzystany do szybkiego oszacowania średniej odległości pomiędzy dowolnymi zestawami ciał orbitalnych. Być może przyda się to np. do szybkiego oszacowania przekaźników komunikacji satelitarnej, dla których siła sygnału spada wraz z kwadratem odległości. W każdym razie wiemy teraz, że Wenus nie jest naszym najbliższym sąsiadem - i że Merkury należy do wszystkich.

Zdaniem Stockmana, Monroe i Cordnera, badacze popełniają błąd metodologiczny, gdy obliczają dystans pomiędzy planetami, odejmując ich średnie odległości od Słońca. Takie działanie pozwala jedynie oszacować dystans między planetami, gdy są one najbliżej siebie. A to jest jedynie szczególny przypadek.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że problem ma charakter w dużym stopniu językowy, a nie astronomiczny. Chodzi o pewne upraszczanie pojęć stosowane w potocznej mowie, ale też w naukowych publikacjach. Zamiast precyzyjnie o "najbliższych sobie orbitach" pisze się o „najbliższych planetach”. Amerykańscy badacze niejako "złapali za słowo" wszystkich tak mówiących i piszących, dowodząc, że posługują się nieprecyzyjnymi sformułowaniami.