Pizza za 90 milionów złotych
Rok 2017 jest przełomowy dla kursu Bitcoina. Kiedy ta kryptowaluta kilka lat temu powstała, wartość jednego BTC była mniejsza niż 1 cent amerykański. Tymczasem w styczniu br. Bitcoin przebił cenę uncji złota, po czym cena jednostki wzrosła (2) aż o 350%. Niektórzy analitycy sądzą, że w ciągu dekady wartość Bitcoina będzie zwiększać się o kolejne setki i tysiące procent, a kurs w wysokości 100 tys. dolarów nie wydaje się wcale nie do wyobrażenia. Inni jednak widzą w trwających obecnie rynkowym szaleństwie typową bańkę spekulacyjną, która pęknie z hukiem - co byłoby dla wielu osób niezwykle dotkliwe.
Bespoke Investment Group porównał wzrost wartości Bitcoina z bańkami spekulacyjnymi znanymi z rynku lat 90. XX wieku - technologiczną, biotechnologiczną czy tą na rynku nieruchomości. Jednak, prawdę mówiąc, wszystkie one wypadają blado w porównaniu z apogeum spekulacji na temat kryptowaluty.
Moc sieci Bitcoinów jest kilka tysięcy razy większa niż sumaryczna moc obliczeniowa pięciuset najpotężniejszych komputerów na świecie. Sieć bitcoinowa składa się obecnie z milionów komputerów, a to oznacza, że mówimy o prawdziwej potędze.
Bitcoin pozostaje wciąż zdecydowanie najpopularniejszy spośród ponad tysiąca kryptowalut, które znajdują się w obrocie. Znaczenie ich wszystkich wykracza zaś poza świat spekulacji elektronicznych. Przyniosły ze sobą bowiem technologię blockchain, stanowiącą odpowiednik wielkiej księgi rachunkowej, z tym że w postaci cyfrowej. Niedawno opisywaliśmy ją w rubryce poświęconej technologiom internetowym. Niektórzy uważają wręcz blockchain za nowe, lepsze wcielenie Internetu (3).
Bitcoin umarł… już kilka razy
Na rynek wpływa świadomość, że maksymalnie może istnieć tylko 21 mln bitcoinów. Ów limit prowadzi wielu do przekonania, że ta kryptowaluta w dłuższej perspektywie nie może tracić na wartości, co byłoby całkiem prawdopodobne, gdyby jej "emisja" była nieograniczona.
Jednak to nie do końca prawda - liczba Bitcoinów niezupełnie jest skończona. Eksperci uważają bowiem, że po odkryciu ("wykopaniu") ostatniej jednostki zacznie się… dzielenie na mniejsze i coraz mniejsze części. To zresztą już ma miejsce, bo inwestorzy wydobywają w tzw. kopalniach kryptowaluty ułamki Bitcoinów. Tak czy owak, obecnie na świecie istnieje ok. 17 mln Bitcoinów. Tyle wydobyto przez prawie dziewięć lat istnienia tej kryptowaluty.
Start Bitcoina miał miejsce w pierwszych dniach stycznia 2009 r. Gospodarka światowa pogrążyła się wówczas w kryzysie, a poszczególne państwa, banki oraz instytucje coraz częściej popadały w poważne kłopoty. Doprowadziło to do sytuacji, w której poziom zaufania do tradycyjnych metod płatniczych zaczął mocno spadać. Ktoś wpadł więc na pomysł stworzenia waluty, nad którą żadna władza czy organizacja nie miałaby kontroli.
Uważa się, że za czyn ten odpowiada osobnik ukrywający się pod pseudonimem Satoshi Nakamoto. Po dziś dzień otwarte pozostaje jednak pytanie, czy chodzi rzeczywiście o konkretną osobę, czy może raczej cały sztab ludzi.
Sam Bitcoin nie ma żadnej fizycznej postaci - jest w pełni wirtualny i na dobrą sprawę „istnieje” jedynie w postaci ciągu znaków.
Transakcje są całkowicie anonimowe, dokonuje się je poprzez tradycyjnego klienta (Bitcoin core), specjalne portfele, wyspecjalizowane kantory czy którąś z licznych giełd kryptowalut. To, ile Bitcoin jest wart, zależy głównie od samych transakcji - oficjalnie brakuje instytucji centralnej kierującej kursem wirtualnego pieniądza, więc jego cenę kształtują popyt i podaż. Wpływa to bardzo mocno na stabilność waluty i nawet pojedyncza transakcja może mocno zachwiać wartością Bitcoina. Spadki bądź wzrosty o kilkadziesiąt czy kilkaset procent w krótkim przedziale czasowym są tu po prostu normą.
Pierwsza transakcja wykorzystująca Bitcoiny miała miejsce 12 stycznia 2009 r. "Debiutantem" był wspomniany Satoshi Nakamoto, który niedługo po oficjalnym starcie kryptowaluty zdecydował się na przesłanie 100 Bitcoinów do Hala Finneya, jednego z ówczesnych pracowników firmy PGP Corporation, zajmującej się m.in. tematem prywatności użytkowników komputerów. Hal był doskonale znany w społeczności kryptograficznej, choć obecnie szersze grono kojarzy go głównie z historycznej transakcji z Nakamoto.
W roku 2010 jeden z członków społeczności zajmującej się tą kryptowalutą sprzedał niejakiemu Laszlo Hanyeczowi dwie pizze za łącznie 10 tys. Bitcoinów. Wówczas przekładało się to na kwotę ok. 30 dolarów. Obecny kurs kryptowaluty (4300 dol.) wywindował tę sumę na ponad 21 mln "zielonych" za jedną pizzę! Na pamiątkę tej "kulinarnej" transakcji społeczność zgromadzona wokół Bitcoinów upamiętnia co roku 22 maja jako "Bitcoin Pizza Day" (4).
Po półtora roku od swoich narodzin, Bitcoin trafił na giełdę, na której sprzedawano przedmioty z gier, właściwie dobra cyfrowe, po czym bardzo szybko zaczął nabierać na wartości. Gdy osiągnął cenę dolara, mówiono, że to bańka spekulacyjna, a gdy znów spadł do centa, twierdzono, że "Bitcoin umarł". Na tym się jednak, jak wiemy, nie skończyło. Od tamtej pory - mimo okresowych zachwiań - regularnie idzie w górę. Zwłaszcza dlatego, że jego podaż jest zaprogramowana w kodzie źródłowym. Wiemy też doskonale, ile Bitcoinów istnieje dzisiaj i ile może ich być maksymalnie za, powiedzmy, sto lat.
Sieć Bitcoin przechodziła przez różne fazy.
Na początku sierpnia tego roku zdarzyło się jednak coś, co zapisało się w jej historii jako wydarzenie bez precedensu. Grupa osób - skupiona wokół kilku chińskich kopalni kryptowalut, firmy Bitmain, będącej największym producentem sprzętu zabezpieczającego sieć, oraz kilku prominentnych osób, jak Roger Ver - postanowiła pójść w kierunku własnej wizji rozwoju protokołu Bitcoin i odłączyć się od głównego łańcucha bloków, tworząc zupełnie nową kryptowalutę, Bitcoin Cash. W momencie oddzielenia się nowa sieć miała ok. 4% mocy obliczeniowej całej sieci Bitcoin.
Wielu specjalistów spodziewa się ostatecznie krachu Bitcoina, co jednak niekoniecznie oznaczać musi załamania się rynku kryptowalut.
Poważni inwestorzy mogą bowiem z "hakerskiej" waluty przerzucić się np. na Ethereum, za którym stoi ponad trzydzieści dużych korporacji - w tym Microsoft, Intel, ING i JP Morgan Chase. Potentaci z tej grupy utworzyli Enterprise Ethereum Alliance (EEA). W ramach tej organizacji budują technologie i zdecentralizowane aplikacje na blockchainie Ethereum. To zresztą nie tylko kryptowaluta, ale cała platforma o tej nazwie, umożliwiająca inwestowanie, zawieranie zakładów czy tworzenie i wspieranie crowdfundingów. W odróżnieniu od Bitcoina liczba jednostek waluty nie jest limitowana. Prawdziwą popularność Ethereum zyskało zaledwie kilka miesięcy temu, a wzrosty kursu sięgały w 2017 r. nawet 4 tys. procent!
Kolorowy świat kryptopieniędzy
Według niektórych opinii Bitcoin okaże się więc w niedalekiej przyszłości tylko prototypowym projektem, z ograniczonymi możliwościami. Kandydatów na następców jest całkiem sporo (5). Przyjrzyjmy się kilku z nich.
Ripple to technologia rozliczeń bankowych i instytucji finansowych, która umożliwia interakcję bez centralnego ośrodka kontroli i pośredników. Pozwala zmniejszać koszty transakcji. Dlatego z jej pomocą rozlicza swoje operacje finansowe już kilka banków w USA. Kryptowaluta ta nie jest jednak jeszcze zbyt rozwinięta, brak jej też własnego portfela, umożliwiającego przechowywanie jednostek.
Microsoft wspiera nie tylko Ethereum, ale również kryptowalutę o nazwie Stratis. Celem tej technologii jest stworzenie wspólnej platformy dla wszystkich blockchainów, która miałaby być czymś, co twórcy nazywają Bitcoin As A Service. Stratis jest podobny do otwartego konceptu Ethereum, ale działa na blockchainie Bitcoina. Programiści mogą w tym projekcie rozwijać własne aplikacje dzięki możliwości kodowania w języku C#.
Litecoin ma mniejszą wartość niż Bitcoin, ale dużo łatwiej się go wydobywa i szybciej transferuje - dzięki nowocześniejszemu, częściej przetwarzanemu blockchainowi. Portfel Litecoina, który można pobrać z oficjalnej strony internetowej, jest w pełni zaszyfrowany, chroniąc wirtualne pieniądze przed przypadkowym wydaniem czy wirusami komputerowymi.
Z kolei Dash można wykorzystywać do przeprowadzania transakcji między użytkownikami, ale jego głównym zastosowaniem jest obsługa zakupów. To rodzaj kryptowalutowego PayPala i coraz więcej sprzedawców na całym świecie akceptuje płatności z jego użyciem. W przeciwieństwie do transakcji dolarowych, Dash księgowany jest bardzo szybko.
Komu zależy na wysokiej poufności, wybiera Zcash. Tę młodą kryptowalutę określa się jako najbardziej anonimową - tylko strony każdej transakcji decydują, kto będzie mógł poznać ich dane czy przesyłaną kwotę. Dla osób ceniących prywatność świetną opcją pozostaje również Monero.
Na koniec - Siacoin, czyli kryptowaluta i technologia wymyślona podczas hackathonu na Massachusetts Institute of Technology (MIT) w 2013 r. Służy przede wszystkim do przechowywania danych. Pliki w sieci SIA są bezpieczne i automatycznie szyfrowane za pomocą algorytmów, z wykorzystaniem technologii blockchain. Inteligentnie zabezpieczone kontrakty kryptograficzne zapewniają szyfrowanie i przesyłanie danych bez możliwości podglądu przez osoby trzecie.
Kopanie na skalę przemysłową
Zdecydowana większość kryptowalut jest wydobywana (wykopywana) poprzez odszyfrowywanie algorytmów kryptograficznych. Do tego typu działań potrzebny jest wydajny sprzęt, czyli szybki procesor oraz karty graficzne. Przy obecnym wzroście zainteresowania kryptowalutami, czas oczekiwania na karty graficzne wykorzystywane do wydobywania monet wynosi 1-2 miesiące.
W tle bzika kryptowalutowego trwa więc szaleństwo na rynku kart graficznych i sprzętu komputerowego służącego do wydobywania kryptowalut.
Według wrześniowego raportu portalu DigiTimes, w najbliższym czasie cena kart będzie szybko rosnąć. Wartość tych z serii GTX 1080, a także GTX 1070, 1060 i 1050 może wzrosnąć nawet od 3 do 10%. Dlaczego? Coraz droższy jest VRAM, czyli pamięć stosowana w kartach graficznych. Ceny podwyższają firmy w rodzaju AMD czy NVIDIA - kurs giełdowy spółki NVIDIA poszedł do góry znacznie silniej niż Bitcoin, a w przypadku AMD notowania akcji są odzwierciedleniem kursu Bitcoina.
Kolejnymi wygranymi gorączki kopania kryptowalut okazują się dostawcy koparek - serwerów pozwalających wydobywać Bitcoiny i rywalizujące z nimi jednostki. W ostatnim czasie firmy dostarczające stosowny sprzęt m.in. polskim klientom przeżywają istne oblężenie (6). Czasy, w których do kopania służył komputer PC, dobiegły końca. Dziś działanie serwera do wydobywania kryptowalut musi się opłacać. Urządzenie o niskich parametrach będzie kopać dłużej, zużywając większe ilości energii elektrycznej. Maszyna o wyższych parametrach wykopie Bitcoina czy jakąkolwiek inną walutę sprawniej, przy niewiele wyższym zużyciu prądu, więc jej cena sięga od kilkudziesięciu do niemal 100 tys. zł.
Kopanie waluty to energochłonny proces, więc nic dziwnego, że oczy kopaczy zwróciły się w stronę wsparcia go przez elektrownie wodne. Firma MGT Capital, kierowana m.in. przez Johna McAfee’ego, pozyskała 2,4 mln dolarów, by rozszerzyć swoją działalność wydobywczą. Planuje ona stworzyć nową i wykorzystać już istniejącą infrastrukturę w północno- zachodniej części Stanów Zjednoczonych. Rejon ten przyciąga inwestorów z zasobniejszym portfelem, właśnie ze względu na sporą liczbę znajdujących się tam elektrowni wodnych.
Zainwestuj w kopalnię
Łańcuch bloków transakcyjnych to baza danych segregowana w blokach. Każdy z tych bloków ma swój specyficzny wynik szyfrowania, zawierany w następnym bloku, mającym z kolei swój wynik szyfrowania - ten trafi a do następnego itd.
Tworzy się łańcuch powiązanych ze sobą kryptograficznie bloków danych. Nie da się go zmienić. Coś, co jest raz zaszyfrowane w bloku transakcyjnym, już tam pozostanie. Zatem kopanie wykonywane jest w celu zaszyfrowania transakcji tak, by nie dało się już ich przekształcić, cofnąć i cenzurować. Jeżeli jakiś "górnik" zaszyfruje blok transakcyjny wg określonego przez protokół formatu, w zamian za udane zaszyfrowanie otrzymuje nagrodę w postaci nowych Bitcoinów, dopisywanych do jego konta.
Podaż większości kryptowalut jest ograniczona algorytmem, dlatego im więcej osób bierze się za wydobywanie monet, tym więcej czasu potrzeba na osiągnięcie jakichkolwiek efektów.
Należy jednak zaznaczyć, że istnieją również kryptowaluty, które nie są wydobywane (np. Ripple). W tych przypadkach od początku mamy do czynienia z określoną liczbą monet.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, ile osób używa dziś Bitcoina, aby nim płacić, a ile, by spekulować. Wiele zależy od regulacji obowiązujących w danym kraju. W Japonii płacenie Bitcoinami staje się coraz powszechniejsze. Po drugiej stronie barykady mamy jednak kraje, w których zdecydowana większość użytkowników inwestuje w Bitcoina tylko po to, aby lada dzień odsprzedać go po znacznie wyższej cenie.
Ze względu na popularność Bitcoina, właśnie tę walutę zaczęło wydobywać najwięcej osób. Im tańsza energia elektryczna, tym wydobycie staje się bardziej opłacalne. Dlatego pozyskiwanie Bitcoinów na terenie Europy przestało mieć sens ekonomiczny, a liderami całego procederu zostali Chińczycy. A dokładniej - specjalne centra obliczeniowe (7), wyposażone w wysokiej jakości sprzęt, który miesięcznie może wykopać wiele Bitcoinów.
Pojedynczy gracz niewiele ma już więc wspólnego z wydobywaniem kryptowaluty, za to wiele z inwestowaniem - nabywa udziały w kopalni, a sam górnictwem przeważnie się nie para. Udziały, czyli moc obliczeniową w kopalni wirtualnego złota, kupuje się na giełdach, takich jak np. CEX.io.
Moc obliczeniową wyraża się tu w Gigahashah (Ghash/s). Im wyższa wartość, tym sprzęt jest szybszy i może wykopać większą liczbę Bitcoinów. Przeciętny gracz kupuje kilka Gigahashy, za które płaci oczywiście Bitcoinami. Szacuje się, że aby wykopać jedną pełną jednostkę Bitcoina, potrzeba obecnie mocy 30-50 Ghash/s. Inwestora nie interesuje cena energii elektrycznej - jest wliczona w cenę zakupu mocy, dlatego kopalnia, czyli farma serwerów z kartami graficznymi, może znajdować się fizycznie nawet na drugim końcu świata.
Przenikanie do mainstreamu
Zgodnie ze statystykami portalu CoinMarketCap, w obrocie znajduje się obecnie ponad tysiąc kryptowalut, a łączna kapitalizacja tego rynku przekracza 100 mld dolarów. Za blisko połowę tej wartości (45 mld dol.) odpowiada wciąż Bitcoin, choć jego udział w rynku spada. Coraz częściej w obrocie pojawiają się Ethereum i Ripple.
W Polsce największymi kryptowalutowymi giełdami są BitBay, której dzienne obroty oscylują wokół 5 mln dol., oraz Bitmarket, z obrotami o połowę niższymi, ale będący historycznie pierwszym tego typu serwisem.
Oba portale umożliwiają handel i wymianę kryptowaluty na tradycyjną (albo odwrotnie). W czerwcu na rynek wkroczył też dom maklerski X-Trade Brokers, który obok Bitcoina i Ethereum wprowadził do swojej oferty Litecoin, Ripple oraz Dashcoin - w sumie pięć kryptowalut o największej rynkowej kapitalizacji.
Kryptowaluty są coraz powszechniej akceptowane również w realnym świecie, a nawet wprowadzane przez niektóre państwa jako oficjalny środek płatniczy. Na taki krok zdecydowała się m.in. Japonia. W Niemczech pojawiła się możliwość ładowania aut o napędzie elektrycznym w zamian za Ethereum (8). W Norwegii część banków otworzyła się na możliwość transakcji w Bitcoinach. Lista sklepów i punktów usługowych, w których można płacić wirtualną walutą, szybko się powiększa. Szwajcarski bank inwestycyjny Falcon umożliwia swoim klientom zarządzanie transakcjami w wirtualnych walutach, a możliwość ich wykorzystania analizuje też m.in. Chiński Bank Centralny. Bitcoiny są legalizowane przez kolejne kraje, można nimi płacić w lokalach usługowych na całym świecie.
Kryptowaluty z undergroundowych środków płatniczych przeistoczyły się w całe ekosystemy technologiczne, które wykorzystują już nawet największe przedsiębiorstwa na świecie.
Sieć fastfoodowych restauracji Burger King uruchomiła w Rosji program lojalnościowy oparty na rozproszonym rejestrze transakcji (9). Za każdego wydanego rubla klienci otrzymają jeden cyfrowy token, noszący nazwę Whoppercoin. Tokenami można obracać na elektronicznej platformie i wymieniać je na produkty sieci. Rosyjski Burger King ma zamiar przetestować takie rozwiązanie na szeroką skalę w oparciu o platformę Waves, umożliwiającą emisję kryptotokenów. Do obiegu trafi miliard jednostek, a klienci otrzymają jedną "monetę" za każdego rubla wydanego w restauracjach. Aby odebrać token, trzeba będzie pobrać aplikację pełniącą funkcję portfela dla kryptowaluty. Sieć planuje również udostępnić aplikacje mobilne dla systemów Android i iOS.
Co więcej, Rosja, która jeszcze niedawno z dystansem podchodziła do wirtualnych walut, dziś mówi wręcz o możliwości zaistnienia własnej, "narodowej" wersji tego środka płatniczego. Tamtejszy bank centralny zapowiedział podjęcie prac nad takim produktem.
"Regulatorzy we wszystkich krajach zgadzają się, że nadszedł najwyższy czas na rozwój narodowych walut cyfrowych", powiedziała podczas Międzynarodowego Forum Ekonomicznego w Petersburgu Olga Skorobogatowa, wiceprzewodnicząca rosyjskiego banku centralnego. "To nasza przyszłość. Po projekcie pilotażowym zdecydujemy, którego systemu powinniśmy użyć do naszej kryptowaluty".
Były kradzieże…
Ponieważ Bitcoin ma otwarty kod źródłowy, każdy może zobaczyć, jak on działa i spróbować w ten kod ingerować. Z tego powodu od ośmiu lat Bitcoin rośnie w środowisku ciągłego cyberataku. Było to widać choćby niedawno, gdy pojawiła się cała seria "transakcji spamowych", czyli setki tysięcy mikrotransakcji na bardzo niskie kwoty, które miały zapchać sieć.
W przeszłości na rynku kryptowalut dochodziło już nawet do kradzieży dużych środków. Nie można wykluczyć, że pomimo coraz lepszych zabezpieczeń uczestnicy którejś z giełd również staną się ofiarami takich działań.
W lipcu w mediach ukazała się wiadomość, że zhakowano Bithumb, czyli południowokoreańską giełdę wymiany Bitcoinów. Atak dotknął 30 tys. klientów, a straty wyniosły "miliardy wonów". Wyciekły też osobiste informacje niektórych użytkowników, jak numery telefonów czy adresy e-mail. Administratorzy Bithumb napisali jednak w wydanym oświadczeniu, że prawdopodobnie źródłem problemu nie były serwery, a zainfekowane urządzenie jednego z pracowników.
Innym przykładem złodziejskich ingerencji może być słynna historia giełdy Mt. Gox, z której zniknęła równowartość w Bitcoinach 473 mln dolarów (licząc po ówczesnym, a więc niższym, kursie z 2014 r.).
…i oszustwa
Wiele niepewności towarzyszy dziś także funkcjonowaniu rynku ICO (Initial Coin Offering), obejmującego wprowadzanie nowych projektów związanych z kryptowalutami - np. tworzenia aplikacji, za których użycie będziemy płacić daną kryptowalutą. Wszystko to działa na zasadzie zbliżonej do crowdfundingu. Mechanizm ICO opiera się głównie na zaufaniu do twórców zbiórki. Przedstawiają oni założenia produktu, który chcą sfinansować. Bardzo często są to aplikacje oparte na łańcuchach blokowych albo wprost na kryptowalutach.
Nowe projekty pojawiają się na ICO co kilka dni, a nawet codziennie. Wiele z nich kończy się klapą. Zbiórki wiążą się z dużym ryzykiem i często dochodzi do nadużyć, oszustw i kradzieży zainwestowanych pieniędzy. Być może jednak w ten sposób rynek kryptowalut przejdzie naturalną selekcję, która ostudzi obecny hurraoptymizm. Za pomocą ICO pieniądze gromadzą też firmy, oferujące pożyczki czy inne usługi finansowe.
Wirtualne firmy zebrały w ten sposób na całym świecie w 2017 r. już ponad miliard dolarów. Rynek ICO jest jednak poza kontrolą ze strony organów skarbowych. W Chinach nowe przepisy zabraniają więc publicznych zbiórek pieniędzy przy użyciu kryptowalut, w tym otwierania nowych ICO. Tamtejsze władze zrównały Initial Coin Offering z piramidami finansowymi.
Lista największych "przekrętów" kryptowalutowych
- Sierpień 2010: zhakowany protokół Bitcoina umożliwił wykreowanie 184 mld jednostek kryptowaluty. Lukę dość szybko zauważono i naprawiono, a transakcja została anulowana. Zdarzenie okazało się mieć w historii Bitcoina pozytywne konsekwencje - użytkownicy sieci dostrzegli szybką reakcję deweloperów i ostatecznie wzrosło ich zaufanie do systemu.
- Marzec 2014: kradzież 473 mln dolarów z giełdy Bitcoinów Mt. Gox. To jak do tej pory największe co do skali nieszczęście, które przytrafiło się społeczności bitcoinowców. Okazało się, że giełda była fatalnie zarządzana, a hakerzy kradli z niej kryptowalutę od lat.
- Styczeń 2015: atak na giełdę Bitstamp i kradzież 5,1 mln dolarów, czyli 19 tys. Bitcoinów. Hakerzy zaatakowali pracowników giełdy techniką phishingu.
- Czerwiec 2016: atak na organizację kapitałową DAO, połączony z kradzieżą 50 mln dolarów pochodzących od inwestorów w Ethereum. Pieniądze udało się odzyskać, gdyż przedstawiciele DAO przenieśli sieć kryptowaluty z konta kontrolowanego przez hakera w inne, zabezpieczone miejsce. Łańcuch przetrwał, ale incydent wzbudził kontrowersje, gdyż co do zasady łańcuch bloków powinien pozostać niezmienny, poza możliwością ingerencji.
- Sierpień 2016: atak hakerski na giełdę Bitfi nex, a w konsekwencji kradzież Bitcoinów o wartości 66 mln dolarów. Druga co do wielkości w historii tej kryptowaluty.
- Lipiec 2017: kradzież kryptowaluty Ethereum o wartości 32 mln dolarów z portfela Parity Multisig. Po tym wydarzeniu grupa "dobrych" hakerów wzięła na siebie zadanie poszukania luk w innych portfelach kryptowalutowych - zanim znajdą je ci "źli".
Wszystko przez bańkę
Fundusz inwestycyjny Carlson Capital Black Diamond Thematic z Dallas w USA stracił w pierwszej połowie 2017 r. 14,2% swojej wartości. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że za spadek ten odpowiada nic innego, jak właśnie... gorączka kryptowalut. Fundusz twierdzi, że na rynku powstała bańka, a Bitcoin i Ethereum będą już teraz tylko coraz tańsze. W krótszej perspektywie srodze się jednak pomylił. Chętnie obstawiał spadki kursów w branży produkcji półprzewodników i mikroczipów, a tymczasem sektor ten wystrzelił w górę – głównie dzięki zainteresowaniu Bitcoinem i Ethereum. Czipy są tam niezbędne do kopania kryptowalut, a im większa moc obliczeniowa komputerów, tym szybciej można kopać. Efektem tego zainteresowania był wzrost sprzedaży procesorów oraz kart graficznych o wysokiej mocy obliczeniowej, a co za tym idzie – kursów giełdowych spółek zajmujących się taką elektroniką.
Ale jak będzie w dłuższej perspektywie…?
Polskie instytucje ostrzegają
W Polsce Narodowy Bank Polski i Komisja Nadzoru Finansowego ostrzegły w lipcu potencjalnych użytkowników przed ryzykiem związanym z kryptowalutami.
"Posiadanie 'walut' wirtualnych wiąże się z wieloma rodzajami ryzyka nie tylko dla użytkowników, ale również dla instytucji finansowych", czytamy w komunikacie NBP i KNF. "Kierując się koniecznością zapewnienia prawidłowego funkcjonowania rynku finansowego, jego stabilności, bezpieczeństwa oraz przejrzystości, zaufania do rynku finansowego, a także zapewnieniem ochrony interesów uczestników tego rynku, Narodowy Bank Polski i Komisja Nadzoru Finansowego uznają, że kupowanie, posiadanie i sprzedawanie ‘walut’ wirtualnych przez podmioty nadzorowane przez Komisję Nadzoru Finansowego byłoby obarczone wysokim ryzykiem i nie zapewniałoby stabilnego i ostrożnego zarządzania instytucją finansową”.
Obie instytucje przypominają, że wirtualne waluty nie są ani emitowane, ani gwarantowane przez bank centralny państwa. Nie są pieniądzem, czyli prawnym środkiem płatniczym, nie mogą być wykorzystane do spłaty zobowiązań podatkowych i nie spełniają kryterium powszechnej akceptowalności w punktach handlowo-usługowych. Nie są też pieniądzem elektronicznym.
Kryptowaluty nie mieszczą się w zakresie Ustawy z 19 sierpnia 2011 r. o usługach płatniczych oraz Ustawy z 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.
W dodatku niektóre oferowane formy inwestowania w te waluty, jak zaznaczają KNF i NBP, "mogą mieć charakter piramidy finansowej, co - dodatkowo ze względu na opisane wyżej specyfi czne rodzaje ryzyka - może w krótkim czasie doprowadzić do utraty środków fi nansowych inwestora".
Zdaniem jednak niektórych komentatorów, oświadczenie KNF i NBP może paradoksalnie wywołać odwrotny skutek dla rynku kryptowalutowego.
Rolą obu tych instytucji jest bowiem ostrzeganie inwestorów i potencjalnych klientów przed nowinkami finansowymi. Niektórzy mogą więc takie komunikaty uznać za impuls do tego, żeby się lepiej przygotować na ewolucję nowych trendów w dojrzałe i trwałe zjawiska. Zresztą również sam rynek - czyli giełdy i kantory kryptowalutowe - na pewno zrobi wszystko, aby standard oferowanej usługi był lepszy, jej bezpieczeństwo wzrosło, a użytkownicy stali się jak najlepiej wyedukowani.
Sprawdzona przezorność najlepszą radą
Niezależnie od wszystkich ocen i interpretacji pamiętajmy, że rynek kryptowalut cechuje się zmiennością, nieporównywalnie większą od tej, którą znamy chociażby z rynku akcji. Mając tę świadomość, nieco łatwiej przyjąć fakt, iż Bitcoin w ciągu tygodnia potrafi ł umocnić się o 50%, by w kolejnych dwóch dniach stracić 35% i… ponownie się odbić. Z rekordowym skokiem wartości mieliśmy do czynienia w 2013 r. Wówczas po szybkim wystrzale wartość Bitcoina spadała przez wiele miesięcy.
Cokolwiek jednak stanie się na rynku kryptowalutowym, warto mieć w głowie starą zasadę dywersyfikacji środków, powtarzaną przez doświadczonych inwestorów.
Zgodnie z nią, nie należy wkładać wszystkiego, co posiadamy, w jeden walor, gdyż nie da się całkowicie przewidzieć zachowań rynku. A w przypadku kryptowalut, rządzonych tajemniczymi prawami i jeszcze mniej znanymi technologiami, zasada ta pozostaje ważna jak nigdy.
A owe słynne dwie pizze z 2010 r.? Przy kursie 5 tys. dolarów za 1 BTC, obowiązującym na początku września, kosztowałyby nieomal 90 mln zł za sztukę…
Mirosław Usidus