Fantastyczne samoloty jak z obrazka!
Czasy, kiedy rodziło się lotnictwo, mają w sobie wiele z romantyzmu. Inspirują i fascynują - nie tylko historyków, techników i amatorów awiacji. O tamtym okresie kręcone są również filmy i malowane obrazy.
Niby nic, a tak to się zaczęło…
Przyznaję, że dość niespodziewane pytanie o możliwość wykonania modeli na podstawie prac malarskich - zadane mi przez panią kurator wystaw w znanej we Wrocławiu galerii - bardzo mnie zaintrygowało… Rzecz dotyczyła przeniesienia w realną rzeczywistość fantastycznych samolotów zaklętych w obrazach Rocha Urbaniaka - malarza, podróżnika i ilustratora młodego pokolenia z Krakowa. Jako że lubię takie wyzwania, wybraliśmy dość szybko dwa spośród wielu magicznych aeroplanów i wkrótce potem rozpoczęliśmy pracę nad tym modelarsko-artystycznym projektem.
Pionierskie inspiracje
Szybki przegląd historycznej dokumentacji potwierdził moje przypuszczenia, że za wzór przy tworzeniu wybranych dzieł posłużyły wspomnianemu artyście doskonale znane z historii awiacji (popularne, bo jak na owe czasy doskonale latające) konstrukcje Francuza Henriego Farmana (1874-1958) - szczególnie projekty "II" i "III" ( 3), oraz ultralekka "Demoiselle" (franc. panienka, szlachcianka) (4), czyli dzieło urodzonego w Brazylii, ale pracującego w Paryżu Alberta Santos-Dumonta (1873-1932).
Warto w tym miejscu dodać, że oba wzory samolotów bardzo przyczyniły się także do rozwoju lotnictwa w Polsce (na nich uczyli się latać rodzimi pionierzy tej dziedziny w Warszawie - choć nie tylko). Oczywiście obraz Rocha Urbaniaka (2) przedstawiał jedynie wizję tych pionierskich konstrukcji - ale to akurat nam szczególnie nie szkodziło. Przeciwnie - tak jak i artyście, pozwoliło na pewne uproszczenia oraz ułatwienia w budowie w stosunku do typowo modelarskiej makiety. Podobne, niewiele mniejsze uproszczenia można także zastosować przy budowie bardziej makietowych modeli samolotów z tych niesamowitych czasów - o bardziej rzeczywistych proporcjach w stosunku do oryginałów.
Projekt "Skrzydła jak z obrazka"
Przy opracowywaniu rysunków wykonawczych priorytetem było jednak możliwie maksymalne podobieństwo do namalowanych "latawców". Mimo wszystko niekiedy trzeba było jakieś koło fizycznie połączyć z kadłubem… Bardziej po modelarsku zostały też potraktowane: symetria elementów, ich wzajemne ustawienie, kąty i rozstaw uproszczonych żeberek oraz słupków kratownicy.
Dla ułatwienia montażu i dla lepszej oceny założonej wielkości (rozpiętość skrzydeł: 1 m) przed zatwierdzeniem do realizacji plany zostały wydrukowane w docelowej wielkości, w punkcie poligraficznym. Oczywiście zupełnie wykonalne jest też przygotowanie rysunków montażowych na papierze pakowym za pomocą tradycyjnych metod - linijki i ołówka.
Zatem - tworzymy Sztukę!
Po zatwierdzeniu planów, do dzieła wzięła się nasza, sprawdzona nie w takich projektach, trzyosobowa, MODELmaniakowa ekipa. Głównymi montażystami modeli zostali jednak Krzysztof i Bartek - moi młodsi koledzy po modelarskim fachu (acz z niemałym już doświadczeniem!).
Za główny materiał konstrukcyjny posłużyła nam średniej twardości balsa (dostępna w każdym szanującym się sklepie modelarskim). Balsowe deski zostały łatwo i szybko pocięte za pomocą modelarskiej piły stolikowej na listwy o przekroju 6×6 mm (5).
Ponieważ z założenia modele miały wyglądać na leciwe, do uzyskania efektu postarzenia posłużyliśmy się wodorozpuszczalną (stąd i mniej wonną) lakierobejcą w kolorze kasztanowym (6). Jej dodatkową zaletą było to, że dało się ją malować przed klejeniem, a i ewentualne korekty po sklejeniu także wystarczająco pokrywały niezbyt wielkie klejowe zaplamienia. W przypadku tej bejcy zwykle wystarczała też jedna warstwa nałożona pędzlem (przy większych ilościach można się pokusić o malowanie zanurzeniowe lub natrysk owe).
Klejem, który najlepiej sprawdził się w montażu konstrukcji, był gęsty, modelarski cyjano-akryl (zwykły super-glue też da sobie radę, mimo większego wsiąkania w porowate drewno). W zasadzie chyba nie było nawet specjalnej konieczności stosowania przyspieszacza (10)…
Zupełnie inny klej - i to zupełnie "nie po lotniczo-modelarsku" - wykorzystany został do przyklejenia poszycia (12). Papier japoński (taki ostatecznie został wybrany, z uwagi na wizualną lekkość modelu) z założenia nie miał być naprężany, bo lekka konstrukcja by tego nie wytrzymała. Zwykle w modelarskich zastosowaniach takie poszycie nakłada się najpierw na szkielet modelu, a następnie przesączą nitrocellonem. Lakier ten, zastosowany następnie na całej powierzchni poszycia, usztywnia je i napręża. Skoro jednak nie chcieliśmy naprężać japonki, trzeba było znaleźć inną metodę klejenia. Wybór padł na klej polimerowy (do kasetonów ze styropianu). Rozcieńczony bezbarwnym denaturatem, nałożony pędzlem i odparowany do stanu "wizualnie suchego" pozwolił nam na takie przyklejenie podobnej do fizeliny, najcieńszej dostępnej japonki (12 g/m2), by nie było owego klejenia widać. Oczywiście wymagało to pewnej wprawy - ale w jej uzyskaniu pomogła nam testowa ramka, wykonana z odpadowych beleczek, także pomalowanych bejcą.
Koła do tych modeli (na wszelki wypadek) zostały wykonane ze sklejki "cytrusowej" (18). Obręcze/opony mają grubość 6 mm, osobno wycinane szprychy są zaś o połowę cieńsze. Ponieważ na obrazie koła mają kolor biały, zostały też pomalowane za pomocą pędzla farbą akrylową (dwukrotna warstwa wystarczy) (19). Jako że model w założeniu ma tylko wisieć i robić dobre wrażenie (a nie rzeczywiście latać), koła zamocowaliśmy do balsowych osi za pomocą szpilek - i to dopiero w ostatniej fazie, już po przewiezieniu na miejsce wystawy (17).
Modelarsko-malarskie samoloty w galerii sztuki
Wernisaż odbył się 22 września. Koniec wystawy zaplanowano na 22 października 2017 r. Nasze modele wzbudziły uznanie wielu odwiedzających galerię widzów - w tym i samego artysty, który przecież w swojej wyobraźni zobaczył je znacznie wcześniej.
Niesamowity efekt i fantastyczne cienie pochodzące z kształtów naszych dzieł zapewniało także odpowiednie, punktowe oświetlenie modeli. A w rzeczywistości miejsca ekspozycji efekt był jeszcze ciekawszy, niż udało się nam uchwycić na dołączonych do artykułu ilustracjach (21-23).
Pozwoliło to w znacznym stopniu wyobrazić sobie tego rodzaju modele pionierskich konstrukcji w bardziej użytkowym zastosowaniu: jako element wystroju pokoju, biura bądź pracowni ambitnych młodych kreatorów przyszłości. I to niezależnie od ich wieku - bo przecież, jak przekonuje motto naszego miesięcznika, ciekawi świata są zawsze młodzi!
Paweł Dejnak
Zobacz także:
Kultowe polskie P.11
Fokker E.V - 001
BabyWalker MT-20.06