Stan Internetu w roku 2022 i przewidywania na lata kolejne. Nowa wspaniała sieć
Powszechnie mówi się o Web3 lub Web3.0 (1), choć nie dla każdego jest jasne, co ta nowa odsłona Internetu oznacza. Ostatnio dla wielu jest to zdecentralizowana wersja Internetu oparta na blockchainie, technologii stojącej za wieloma głównymi kryptowalutami i niezbywalnymi tokenami (NFT). Z drugiej strony Elon Musk uważa, że Web3 jest bardziej "marketingowym hasłem" niż rzeczywistością.
Zwolennicy Web3 argumentują, że dzisiejsze platformy Internetowe są zbyt scentralizowane i kontrolowane przez garstkę dużych firm Internetowych, takich jak Amazon, Apple, Alphabet i firma Meta, będąca pochodną Facebooka. Firmy te zgromadziły ogromne ilości danych i treści, które zostały udostępnione w Internecie. Web3 ma być inny, ale niektórzy, np. Jack Dorsey z Twittera, sądzi, że "trójka" skończy jak poprzednie wersje - jako zdominowana przez gigantów i scentralizowana rzecz.
Prawie dwie trzecie ludzkości w Internecie
Zanim przejdziemy ponownie do rozważań, do czego zmierza Internet, spójrzmy, jaki jest jego stan obecnie, a właściwie rok temu, bo wtedy przeprowadzono kompleksowe badania. Mowa o raporcie Digital 2021 April Global Statshot Report, opublikowanym przez Hootsuite i We Are Social, który ujawnił, że ponad 6 na 10 osób na Ziemi korzysta obecnie z Internetu.
Liczba użytkowników Internetu wzrosła o ponad 330 milionów w ciągu roku, osiągając łączną liczbę ponad 4,7 miliarda na początku kwietnia 2021 roku. Na początku kwietnia 2021 roku liczba ludności na świecie wynosiła 7,85 miliarda, co oznacza wzrost o około 1% w porównaniu z tym samym okresem w zeszłym roku. W ciągu ostatnich 12 miesięcy liczba użytkowników Internetu wzrosła o 332 miliony, co oznacza wzrost rok do roku o 7,6 proc. (2).
Na całym świecie jest 5,27 miliarda unikalnych użytkowników telefonów komórkowych, co oznacza, że ponad dwie trzecie wszystkich ludzi na Ziemi ma obecnie telefon komórkowy. Ponad pół miliarda nowych użytkowników dołączyło do platform społecznościowych w ciągu dwunastu miesięcy przed publikacją badania, co daje globalną liczbę 4,33 miliarda do kwietnia 2021 roku.
Liczba użytkowników mediów społecznościowych (3) rosła znacznie szybciej niż ogólna liczba użytkowników Internetu w tym samym okresie. Wynika to częściowo z faktu, że firmom z branży mediów społecznościowych stosunkowo łatwo jest podawać dokładne, aktualne liczby użytkowników, ponieważ mogą one po prostu zbierać te dane bezpośrednio z aktywności na swoich platformach. Warto również zauważyć, że media społecznościowe pozostają kluczowym czynnikiem wpływającym na szersze upowszechnienie Internetu, a najnowsze badania firmy GWI wskazują, że prawie 99 proc. użytkowników Internetu w wieku od 16 do 64 lat korzysta co miesiąc z sieci społecznościowej lub Internetowej platformy komunikacyjnej.
Poziomy przyswojenia Internetu są jednak nadal bardzo zróżnicowane geograficznie (4). W Europie Północnej i Zachodniej oraz Ameryce Północnej korzysta dziś z Internetu ponad 9 na 10 osób. Jednocześnie więcej niż 3 na 4 osoby w Afryce Wschodniej nie mają dostępu do sieci. Poziom korzystania z Internetu jest również stosunkowo niski w Azji Południowej, gdzie mieszka największa na świecie populacja osób niepodłączonych do sieci. Ponad miliard ludzi pozostaje niepodłączonych w zaledwie trzech krajach regionu - Indiach, Bangladeszu i Pakistanie (5).
Chiny dodały 85 milionów nowych użytkowników mediów społecznościowych w ciągu roku, co odpowiadało mniej więcej 1 na 6 nowych użytkowników na świecie w tym okresie. Jednocześnie użytkownicy w Chinach nie mają obecnie dostępu do tych samych platform mediów społecznościowych, co reszta świata, co wpływa na kształt statystyk globalnych.
Na całym świecie (z wyłączeniem Chin) prawie jedna czwarta (24,1 proc.) użytkowników Internetu w wieku od 16 do 64 lat twierdziła, że WhatsApp jest ich ulubioną platformą mediów społecznościowych. Facebook zajął drugie miejsce w obecnym rankingu, z prawie 22 proc. respondentów wybierających tę opcję, zaś Instagram plasuje się na trzecim miejscu, z 18,4 proc.
Patrząc poza główne motywacje ludzi, jest coraz bardziej oczywiste, że media społecznościowe są głównym celem rozrywki. Ponad 4 na 5 internautów w wieku od 16 do 64 lat twierdzi, że odwiedza platformy społecznościowe, aby znaleźć zabawne lub rozrywkowe treści, a więcej osób odwiedza portale społecznościowe, takie jak Facebook i TikTok, aby znaleźć rozrywkę, niż aby wysłać wiadomość do przyjaciół i rodziny (należy jednak pamiętać, że ten konkretny punkt danych nie obejmuje platform komunikatorów, takich jak WhatsApp czy Telegram).
Dane dotyczące nakładania się poszczególnych platform również stanowią interesującą lekturę. Na przykład, około 86 proc. użytkowników TikToka w wieku od 16 do 64 lat twierdzi, że korzysta również z Facebooka, podczas gdy 55 proc. użytkowników Instagrama w tej samej grupie wiekowej twierdzi, że korzysta również z Twittera. Intrygujące są też informacje dotyczące pobierania aplikacji mobilnych z App Annie, które podkreślają rosnącą popularność komunikatorów takich jak Telegram i Signal.
Wolność i neutralność
W "ojczyźnie" Internetu zachodzą procesy, które być może w dłuższej perspektywie trochę wyżej opisane klocki poprzestawiają. Na przykład rośnie szybko popularność alternatywy dla YouTube o nazwie Rumble, która ma już więcej niż 40 milionów aktywnych użytkowników (od początku 2020 do początku 2021 roku wzrosła piętnastokrotnie).
Przyczyny wzrostu popularności alternatywnych serwisów są złożone. Z jednej strony to cenzura stosowana przez Big Tech, z innej bardziej ogólny nurt sprzeciwu wobec potentatów z Big Tech. Wyrastają więc alternatywy dla Twittera i Facebooka takie jak Gab, Parler, Gettr a ostatnio ThruthSocial Donalda Trumpa. Rośnie popularność konkurencji Google - DuckDuckGo. Ich zasięgi to wciąż niewielkie liczby w porównaniu z popularnością przodujących platform, ale to one się rozwijają a liderzy już słabo, bardzo powoli.
W USA toczy się jednocześnie batalia o neutralność sieci. Sąd Apelacyjny Dziewiątego Okręgu odrzucił w styczniu 2022 r. próbę zablokowania egzekwowania kalifornijskiego prawa dotyczącego neutralności sieci. Główni dostawcy usług Internetowych nalegali, że tylko amerykańska Federalna Komisja Łączności może zdefiniować i egzekwować ochronę neutralności sieci. Główni dostawcy usług Internetowych prowadzili kampanię mającą na celu wyeliminowanie nie tylko ochrony neutralności sieci, ale także zasad prywatności konsumentów. Innymi słowy, rząd federalny USA nie może nie stawać w obronie neutralności sieci wobec firm, które chcą Internet wygrodzić i w pewnym sensie "sprywatyzować".
Działania rzeczników wolności i neutralności Internetu prowadzone są dwutorowo. Z jednej strony chodzi o to, by władze nie zrzekały się prawa do obrony internautów przed korporacjami, a z drugiej - o obronę swobód Internetowych, którym zagrażają działania władz.
Na przykład Europejska Rada Ochrony Danych (EDPB) ostrzegła w ubiegłym roku, że projektowane w Unii Europejskiej wspólnotowe prawo cyfrowe (DSA) może zagrozić podstawowym prawom i wolnościom osób fizycznych, wzywając jednocześnie ustawodawców do wdrożenia bardziej rygorystycznych przepisów dotyczących kierunkowanych reklam serwowanych przez duże firmy Internetowe i media społecznościowe. W swoim oświadczeniu EDPB stwierdziła, że ukierunkowana reklama online powinna zostać.
Coroczny raport Freedom on the Net, który został opublikowany we wrześniu 2021 przez organizację Freedom House, ocenia kraje świata pod kątem "wolności Internetowej" obywateli. Z danych wynika, że obywatele 56 z 70 badanych krajów zostali w roku poprzedzającym publikację zatrzymani lub skazani za swoje działania w Internecie. W raporcie stwierdzono m.in., że globalna wolność cyfrowa zmniejszała się przez jedenaście ostatnich lat.
Na przykład, na Białorusi odnotowano spadek wolności online o siedem punktów rankingowych, a w Myanmarze o 14 punktów. Najniżej w rankingu pod względem praw Internetowych uplasowały się jednak Chiny. Nie wszędzie idzie to tylko w złym kierunku. Gambia np. została pochwalona za podtrzymanie wolności Internetu, od czasu obalenia w 2017 r. byłego prezydenta Yahya Jammeha.
Chiński Mur większy niż rosyjski "nadzor"
Wspomniane Chiny wraz z Rosją to liderzy projektów "państwowego systemu zarządzania Internetem". Rosja, jak pisze w raporcie socjolog Larry Diamond, "zdobyła (i podzieliła się) imponujące możliwości techniczne w zakresie filtrowania i kontrolowania Internetu, a także identyfikowania i karania dysydentów". Pozostaje jednak daleko w tyle za Chinami, które skutecznie i szczelnie odcięły swój własny Internet od reszty świata. Chiński Wielki Firewall jest o wiele wyższy niż jego niedoskonały rosyjski odpowiednik.
Niedawne wydarzenia związane z inwazją na Ukrainę, ataki hakerów Anonymous na rosyjskie serwisy wskazują, że rosyjska zapora nie jest taka silna. Było i jest tak, choć w ostatnich latach rosyjski rząd, za pośrednictwem państwowego regulatora komunikacji Roskomnadzor, działał bardzo aktywnie w zwalczaniu nieprawomyślnych treści. Ukarał np. grzywną takie firmy jak Facebook i Twitter za nieusuwanie zakazanych treści. Dotyczyło to różnych materiałów, które władze rosyjskie uznały za ekstremistyczne, aprobujące używanie narkotyków lub zachęcające dzieci do udziału w antyrządowych protestach.
Roskomnadzor karał też firmy grzywną za nieprzechowywanie danych rosyjskich użytkowników na lokalnych serwerach. Rosyjskie władze groziły również całkowitym zablokowaniem korzystania z takich platform, w tym grożąc możliwością zablokowania YouTube, jeśli nie przywróci on kanałów zarządzanych przez rosyjskie firmy medialne, takie jak RT. Temat wrócił podczas wywołanej przez Rosję wojny, gdy YouTube znów zablokował rosyjskie kanały propagandowe.
Rosja od kilku lat budowała system MIR-1, postrzegany jako jeden z elementów planów Rosji dotyczących rozwoju własnego "suwerennego Internetu", czyli Runet. Uchwalone w 2019 przepisy pozwalają na kierowanie rosyjskiego ruchu Internetowego i danych przez punkty kontrolowane przez rosyjskie władze państwowe i wzywa do stworzenia krajowego systemu nazw domen, aby umożliwić dalsze działanie Internetu w Rosji, nawet jeśli kraj jest odcięty od zewnętrznych serwerów w innych krajach, takich jak Stany Zjednoczone.
Rosja przeprowadziła liczne próby odłączenia się od globalnego Internetu, ostatnie przed wojną na Ukrainie, w czerwcu i lipcu 2021 roku. Sprzęt zainstalowany przez Roskomnadzor nie doprowadził do całkowitego odłączenia, ale umożliwił Rosji spowolnienie działania sieci społecznościowych, takich jak Twitter, co mogłoby być rzekomo wykorzystane w scenariuszu, w którym demonstranci używają platform do organizowania protestów lub innych działań przeciwko rosyjskim władzom.
Roskomnadzor zablokował również stronę Internetową i aplikację Smart Voting, stworzoną przez lidera rosyjskiej opozycji Aleksieja Nawalnego, poprzez uniemożliwienie wejścia do tych systemów. Ponadto Rosja naciskała na Apple, Google i Telegram, aby usunęły aplikację Smart Voting Nawalnego ze sklepów z aplikacjami na swoich platformach tuż przed wyborami parlamentarnymi w zeszłym roku, na co te firmy przystały.
Jednak w Rosji jest znacznie mniej osób zaangażowanych w działalność cenzorską niż w Chinach (tysiące osób w porównaniu z milionami). W Chinach ogromna liczba pracowników prywatnych firm jest zaangażowana w rządowe działania cenzorskie, włączając w to ogromny arsenał kontroli online na każdym poziomie, aż po lokalne komendy policji. Podobnie jak w przypadku wielu innych dziedzin Internetu, surowa siła ludzka wykonuje zaskakująco dużo pracy.
Krajów, które idą drogą chińską, jest niestety na świecie coraz więcej, od Wietnamu po Turcję. Jeden z najnowszych przykładów to Kambodża, gdzie cały ruch w sieci będzie kierowany przez rządowy portal. Jest to pokłosie aresztowań ludzi, w tym np. syna opozycyjnego polityka za nieprzychylne władzy komentarze w Internecie. Kambodżańska Narodowa Brama Internetowa, która zaczęła działać od połowy lutego, będzie przesyłać cały ruch Internetowy, także z zagranicy, przez rządowy portal.
Brama, która jest obowiązkowa dla wszystkich dostawców usług, daje państwowym regulatorom środki do "zapobiegania i odłączania wszystkich połączeń sieciowych, które wpływają na dochód narodowy, bezpieczeństwo, porządek społeczny, moralność, kulturę, tradycje i zwyczaje".
Możliwości blokowania krajowego Internetu przez reżimy autorytarne zostały zademonstrowane w styczniu w Kazachstanie, który ogłosił ogólnokrajowy stan wyjątkowy i odciął dostęp do Internetu w całym kraju po wybuchu protestów społecznych, w których tysiące osób zostało rannych, a dziesiątki - zabitych przez lokalne siły bezpieczeństwa. Miało to zarazem niespodziewane konsekwencje dla rynku kryptowalut. Kiedy sieć przestała działać, "górnicy" bitcoina nie mogli komunikować się z siecią.
Kilka godzin po wyłączeniu, Larry Cermak z kryptowalutowej strony informacyjno-badawczej The Block podawał, że zniknęło 12 proc. światowej mocy obliczeniowej bitcoina.
Jedną z najbardziej oburzających dla ludzi z krajów demokratycznych praktyk jest zdarzająca się niestety coraz częściej współpraca potentatów Big Tech z reżimami cenzorskimi lub uleganie ich presji. Niedawno należący do Microsoftu serwis społecznościowy LinkedIn zapowiedział stworzenie nowej aplikacji o nazwie "InJobs" specjalnie na rynek chiński, która będzie "samodzielną" aplikacją, niepowiązaną z szerszą platformą LinkedIn. W oświadczeniu LinkedIn powiedział, że choć "mocno wspiera wolność słowa", zastosował się do wymogów chińskiego rządu "w celu stworzenia wartości dla naszych członków w Chinach i na całym świecie".
Chociaż LinkedIn nie wspomniał o tym w komunikacie, krok ten pojawił się wkrótce po tym, jak poddał cenzurze konto Bethany Allen-Ebrahimian, reporterki serwisu Axios relacjonującej Chiny, po tym, jak poinformowała o swojej pracy opisującej obozy internowania Ujgurów w prowincji Xinjiang. "Kiedyś musiałam czekać na cenzorów chińskiego rządu lub cenzorów zatrudnionych przez chińskie firmy w Chinach", skomentowała Allen-Ebrahimian. "Teraz amerykańska firma płaci swoim własnym pracownikom za cenzurowanie Amerykanów według chińskiej polityki".
Nie daj się śledzić - nie daj się sprzedać
Równolegle z bitwami o wolność słowa i neutralność sieci, zaostrza się batalia o prywatność. W połowie 2021 r. grupa czternastu startupów, które skupiają się na prywatności użytkowników, wezwała UE do zakazania reklam opartych na "inwigilacji".
Założyciel serwisu szyfrowanej poczty e-mail, Proton, Andy Yen powiedział, że praktyki potentatów podważają "podstawowe prawo do prywatności" użytkowników. List wnioskuje, aby odpowiednie przypisy znalazły się we wspominanym już europejskim DSA (Digital Services Act).
Dzięki miliardom użytkowników na całym świecie, giganci tacy jak Amazon, Facebook i Google mają dostęp do ogromnych ilości danych osobowych, które mogą następnie wykorzystać do udoskonalania i ulepszania swoich produktów w sposób, który umacnia ich pozycję, jednak nierzadko nie jest zgodny z prawem do prywatności i zasadami ochrony danych. Sygnatariusze listu twierdzą, że praktyki te są równoznaczne z nadużywaniem pozycji rynkowej i obejmują szereg znanych firm zajmujących się wyszukiwarkami i przeglądarkami Internetowymi.
UE rozpoczęła niedawno świeże dochodzenie antymonopolowe w sprawie praktyk reklamowych Google. Komisarz ds. wolnej konkurencj Margrethe Vestager mówiła, że jest zaniepokojona tym, że Google "utrudnia rywalizację dla konkurencyjnych usług reklamowych online" z powodu swojej dominacji. Dalsze komentarze opisują system, w którym Google "monetyzuje dane osobowe użytkowników z niewielkim poszanowaniem ich podstawowego prawa do prywatności". Model reklamowy oparty na nadzorze zachęca do zachowań monopolistycznych, ponieważ kieruje dane do małej garstki dominujących platform, głównie Google i Facebooka.
Nie wszyscy giganci z grupy Big Tech patrzą na to w ten sposób jak te dwie firmy. Na przykład Apple, które zarabia na sprzedaży sprzętu, daje sygnał, że klienci, którzy płacą słono za swoje iPhone’y, mają prawo do blokowania śledzenia całkowicie. Apple wprowadził w iPhone’ach ostrzeżenia i zapytania o zgodę, czy chcą być śledzeni przez różne aplikacje, np. Facebooka. Wywołało to ponad rok temu małą wojnę z platformą Zuckerberga. Teraz już Facebook zapewnia, że setki jego inżynierów pracują nad nową metodą wyświetlania reklam bez zbierania danych osobowych użytkowników.
Dwadzieścia lat temu za sprawą Internetu zaczął się przewrót w branży reklamowej. Stopniowo rugował gazety i czasopisma z tego rynku, zagrażając ostatnio też telewizji. Cyfrowe reklamy napędzały rozwój Google, Facebooka i Twittera, które oferowały swoje usługi wyszukiwania i sieci społecznościowe dla ludzi bez opłat. Ale w zamian ludzie byli śledzeni na każdym swoim sieciowym kroku za pomocą "ciasteczek" a ich dane osobowe były wykorzystywane do precyzyjnego, spersonalizowanego targetowania reklam.
Po wprowadzeniu w 2008 r. sklepów z aplikacjami na iPhone’y i aparaty z systemem Android, reklamodawcy zaczęli również zbierać dane o tym, co ludzie robili w aplikacjach, umieszczając w nich niewidoczne trackery. Informacje te zostały połączone z danymi z plików cookie i udostępnione brokerom danych w celu jeszcze bardziej precyzyjnego kierowania reklam. W rezultacie powstał ogromny ekosystem reklamowy, który utrzymuje darmowe strony Internetowe i usługi online.
Teraz ten system reklamy cyfrowej, który rozrósł się do wartości 350 miliardów dolarów, jest demontowany, a przynajmniej podejmowane są wysiłki, aby go zmienić. Napędzane przez obawy o prywatność w Internecie, Apple i Google zaczęły reorganizować zasady dotyczące zbierania danych online. Apple rozwinęło narzędzia, które blokują marketerów od śledzenia ludzi. Google, który zależy od cyfrowych reklam bardziej niż sprzedające sprzęt Apple, stara się wypracować nowy system, dzięki któremu może kontynuować kierowanie reklam do ludzi bez wykorzystywania dostępu do ich danych osobowych.
Jeśli dane osobowe nie mają być już walutą, którą ludzie dają za treści i usługi online, coś innego musi zająć ich miejsce. Wydawcy mediów, twórcy aplikacji i sklepów e-commerce teraz badają różne ścieżki, w niektórych przypadkach przewracając swoje modele biznesowe. Wielu z nich decyduje się na modele płatności za treści, dobra i usługi w sieci. Przykładem dla wielu jest Netflix, jednak dorównanie, mu jeśli chodzi o ofertę, jest bardzo trudne. Opłaty abonamentowe i inne formy zamiast wykorzystywania danych osobowych.
Chyba najbardziej napiętnowany pożeracz prywatności, Facebook, pracuje obecnie na metodami targetowania reklam przy użyciu spostrzeżeń zebranych na ich urządzeniach, bez korzystania z danych osobowych. Jeśli ludzie, którzy klikają na reklamy dezodorantów, kupują również trampki, Facebook mógłby dzielić się tym wzorem z reklamodawcami, aby mogli serwować reklamy trampków tej grupie. Jest to, jak się uważa, mniej inwazyjne niż udostępnianie danych osobowych, takich jak adres e-mail reklamodawcom.
W badaniach naukowcy Google stwierdzili, że plik cookie spowodował erozję zaufania ludzi do usług Internetowych. Proces analityczny doprowadził w Google do wniosku, że przeglądarka Internetowa Chrome powinna przestać obsługiwać pliki cookie. Jednak Google nie zamierza wyłączać ciasteczek czyli plików cookie, dopóki nie znajdzie innego sposobu na kierowane dotarcie reklam do odbiorców. Google testuje różne techniki, w tym podobne do tych, nad którymi eksperymentuje Facebook. Na razie Google nie będzie blokować algorytmów śledzących w Chrome do 2023 roku.
Prognozy na przyszłość
Rozważania o Web3 to rodzaj Internetowego "quo vadis", ale oczywiście nie są teraz jedynym wątkiem analiz i podsumowań dotyczących sieci. Pew Research zapytał kilka miesięcy temu grupę liderów opinii sieciowej o ich wyobrażenia na temat Internetu w 2035 roku. Oto ich opinie.
Doc Searls, współautor książek "The Cluetrain Manifesto" i "The Intention Economy", współzałożyciel i członek zarządu Customer Commons, powiedział: "Nowe i ulepszone cyfrowe królestwo roku 2035 to takie, w którym sieć nadal działa, ale została odsunięta na bok, ponieważ w Internecie istnieją lepsze modele współpracy między ludźmi i organizacjami oraz lepsze technologie niż te, które można sobie wyobrazić w modelu klient-serwer interakcji między przeglądarką a stroną Internetową. Wyobraź sobie, że masz własną politykę prywatności i warunki, zamiast zawsze zgadzać się na te od innych".
Susan Price, dyrektor generalny, strateg UX i innowator projektowania skoncentrowanego na człowieku w Firecat Studio, patrzy na to tak: "Od dawna mam wizję Human API, interfejsu programowania aplikacji, który służyłby jako warstwa filtrująca pomiędzy każdym człowiekiem a systemami dostarczającymi nam treści lub usługi, lub przenoszącymi/udostępniającymi informacje o nas, takie jak nasza lokalizacja, działania, decyzje, identyfikatory, historia i tak dalej - nasze dane. Na przykład, Human API przechowywałoby wszystkie zgody umowne, które zawarłam z różnymi firmami i usługami. Przechowywałby wszystkie subskrypcje i zobowiązania płatnicze, które zrealizowałam i zapewniałby pojedynczy pulpit nawigacyjny do ich badania, analizowania i zarządzania nimi. Zamiast przechowywania moich preferencji, ustawień, zapisów i umów w dziesiątkach lub setkach baz danych dostawców, dane te byłyby przechowywane pod moją kontrolą".
Alejandro Pisanty z Narodowego Uniwersytetu
Autonomicznego w Meksyku przewiduje: "Do 2035 roku prawdopodobnie powstaną 'pozytywne' przestrzenie cyfrowe. Wewnątrz nich, w idealnej sytuacji, będzie wystarczająco dużo zaufania, aby umożliwić sensowną dyskusję polityczną, rozpowszechnianie wiarygodnych wiadomości i ważnych informacji (takich jak te związane ze zdrowiem)". Opisuje on "cyfrowe obywatelstwo" jako klucz do funkcjonowania w tych zaufanych sieciach.
Jednak nie każdy jest idealistą. Vint Cerf (6), jeden z "ojców" Internetu, zauważył natomiast krótko: "Ludzie nadal będą robić szkodliwe rzeczy, ale znacznie trudniej będzie im się z tego wywinąć".
Cytowani i inni eksperci wypowiadający się w ankiecie przewidują, że już do 2025 roku informacje, którymi ludzie dzielą się przez Internet, zostaną wplecione w ich codzienne czynności, do tego stopnia, że przepływ informacji stanie się niewidzialny, jak elektryczność. Dostęp do Internetu ma stać się prawem fundamentalnym. Jak widać, idealistyczne przewidywania i marzenia mieszają się w realizmem i niepokojem o kierunek zmian.
Mirosław Usidus